"Trudno to nazwać inaczej niż sabotażem". Sceny po ostatnim gwizdku PP
Pogoń Szczecin nigdy w swojej historii nie sięgnęła po Puchar Polski ani mistrzostwo kraju. W tym sezonie się to nie zmieni. Takiej szansy, jak 2 maja na PGE Narodowym, "Portowcy" mogą nie mieć przez długi czas.
"Duma Pomorza" wydawała się zdecydowanym faworytem spotkania w Warszawie. Naprzeciwko stała bowiem drużyna, której nie ma nawet w Ekstraklasie. Wisła, odbudowująca się dopiero po spadku i mająca spore problemy sportowe oraz finansowe. Na PGE Narodowym to właśnie "Biała Gwiazda" od początku wyglądała jednak zdecydowanie pewniej. Ekipa Jensa Gustafssona była jakby nieco przytłoczona presją i ogromną szansą na to, aby zerwać ze znaną szyderą.
Zero tituli. To hasło jak mantra było powtarzane w kontekście Pogoni przez fanów innych drużyn. W Warszawie miało być inaczej. Mogło być inaczej. Do dziewiątej minuty doliczonego czasu gry "Portowcy" prowadzili przecież z Wisłą 1:0.
Tak blisko Pucharu Polski Pogoń nie była jeszcze nigdy. I wręcz trudno wyjaśnić, jakim cudem szczecinianie wypuścili tę szansę z rąk. W ostatniej akcji drugiej połowy nie upilnowali Satrusteguiego, który doprowadził do wyrównania. Piłkarze "Portowców" byli załamani po stracie gola. Nie mogli uwierzyć w to, co się wydarzyło. Ta sytuacja siedziała im w głowach, co było dobitnie widać 10 minut później.
To, co zrobił Leo Borges, trudno nazwać inaczej niż sabotażem. Podał piłkę prosto pod nogi Angela Rodado w niewytłumaczalny sposób. To właśnie on po końcowym gwizdku najbardziej przeżywał porażkę. Borges przez długi czas siedział we własnym polu karnym. Co chwilę podchodził do niego któryś z kolegów, próbując pocieszyć. Bezskutecznie.
Do Szczecina prędko nie pojedzie też zapewne Tomasz Kwiatkowski. Kibice "Portowców" nie zapomnieli doświadczonemu arbitrowi, że to jego błąd w końcówce poprzedniego sezonu zaważył o tym, że Pogoni zabrakło na ekstraklasowym podium. Teraz długo wypominać mu będą sytuację z drugiej połowy dogrywki.
Marc Carbo powalił we własnej "szesnastce" Efthymiosa Koulourisa. Gwizdek sędziego milczał, nie wezwano go też do monitora VAR. Nie brakuje opinii, że "Portowcom" w tej sytuacji zdecydowanie należał się rzut karny.
Takiej szansy, jak w tym sezonie, Pogoń może nie mieć przed długi czas. Klub poprzednie rozgrywki skończył na wielomilionowym minusie. Porażka na Narodowym to brak około ośmiu milionów złotych za triumf w Pucharze Polski i kwalifikację do europejskich pucharów. Obecnie "Portowcy" zajmują dopiero siódme miejsce w lidze. Do podium nie tracą dużo, ale poważnie grozi im brak występów w eliminacjach do Ligi Konferencji, bo do końca pozostały jeszcze cztery kolejki.
To oznacza kolejne straty finansowe, po których konieczne mogą okazać się spore cięcia. Kibiców "Portowców" mogą czekać ciężkie czasy. A porażka z Wisłą i zero tituli przez długi czas wypominane będą "Dumie Pomorza".