Zawieszony bez litości. Wielki niewypał Liverpoolu przeciągnął strunę. Klub nie miał wyjścia
Kosztował 60 milionów euro, ale okazał się niewypałem. Teraz jeszcze pogorszył swoją sytuację. Naby Keita został zawieszony przez Werder Brema za nieprofesjonalne zachowanie i znacznie zmniejszył szanse powrotu na wysoki poziom.
Minionego lata Naby Keita zakończył nieudaną, naznaczoną plagą urazów przygodę w Liverpoolu. Gwinejczyk był prawdopodobnie największym transferowym niewypałem ery Juergena Kloppa i liczył, że zdoła się odbudować w Werderze Brema. Powrót do Niemiec szybko jednak zamienił się w katastrofę. Więcej problemów zdrowotnych, kłopoty z grą, a teraz odsunięcie od drużyny z powodów dyscyplinarnych - nie tak miało to wyglądać.
Szukał zaufania
Łatwo zapomnieć, że latem 2018 roku Naby Keita kosztował 60 milionów euro. Środkowy pomocnik przenosił się wówczas z RB Lipsk do Liverpoolu po dwóch świetnych sezonach w Bundeslidze, a sympatycy zespołu Juergena Kloppa wiele sobie po nim obiecywali. Dowód tego, jak na niego liczono, mógł stanowić fakt, że dostał ikoniczną koszulkę z “ósemką”, kojarzoną z legendą, Stevenem Gerrardem. Jego pięć lat spędzonych na Anfield stało jednak pod znakiem wielkiego rozczarowania. Gwinejczyk miał wielkiego pecha do urazów i nie zdołał pokazać stabilnej, wysokiej dyspozycji. Zaliczał tylko pojedyncze przebłyski, z czasem pauzując coraz częściej. Gdy z kolei był dostępny, stale spadał w hierarchii, odgrywając coraz mniej istotną rolę w układance Kloppa.
Łącznie zagrał w 129 meczach na 279 możliwych, łapiąc po drodze aż 17 kontuzji. Pod koniec pobytu w Anglii mało kto miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości co do jego przyszłości. “The Reds” nie mieli go po co zatrzymywać. Odszedł po wygaśnięciu kontraktu, jako prawdopodobnie największy niewypał transferowy ery Kloppa. Stanowił uosobienie piłkarskiego terminu “szklanka”. Kojarzył się nie z tym, co pokazywał na boisku, ale z czasem spędzanym w gabinetach lekarskich.
- Pracownicy klubu zwracają uwagę na wyzwanie dostosowania się na treningach i podczas spotkań do intensywności oraz fizyczności większej od tej, do której był przyzwyczajony. (...) Panuje przekonanie, że tak wiele problemów zdrowotnych nadszarpnęło jego pewność siebie, pozwalającą dawać z siebie więcej. Na pewno miał problem z odnalezieniem się w Merseyside po tym, jak przyjechał tam z młodszym bratem, Petitem, który właściwie się nim zajmował. Panuje jednak przekonanie, że mógł zrobić więcej, żeby ułatwić sobie ten proces, zwłaszcza jeśli chodzi o naukę angielskiego - pisał o nim na łamach The Athletic James Pearce.
Po pożegnaniu z czerwoną częścią Merseyside piłkarz z Afryki szukał więc miejsca, gdzie w niego uwierzą, gdzie mu zaufają i dadzą platformę do odbudowy. Porozumiał się z Werderem Brema i wrócił do kraju, w którym zaliczył najlepszy okres kariery. Zasłużony klub po utrzymaniu się w pierwszym sezonie po powrocie do Bundesligi chciał zrobić krok do przodu. Keita, jeśli zdołałby odzyskać blask z czasów występów w Lipsku, mógłby w tym pomóc. Układ wydawał się korzystny dla obu stron. Pracodawcom również zależało na odbudowaniu 29-latka. Wyglądało na to, że znalazł to, czego potrzebował.
Miało być inaczej
- Nie powiedziałbym, że to ryzykowny ruch z naszej strony. Naby pokazuje piłkarską jakość, ściągnęliśmy go za darmo, na rozsądnych warunkach. Obecnie mówi się o czymś takim “no-brainer” - mówił latem kickerowi dyrektor sportowy Werderu, Frank Baumann.
- Urazy są już za mną i skupiam się na nowym zespole, a nie na przeszłości. Jestem gotów na nowe wyzwanie i sądzę, że możemy zaliczyć razem dobry sezon Bundesligi - stwierdził z kolei nowy nabytek w rozmowie z klubowymi mediami.
Słowa szefa pionu sportowego zdradzały, że oczekiwania wobec Keity, pomimo jego wcześniejszych problemów, stały na wysokim poziomie. Sam piłkarz wysyłał również pozytywne sygnały. Szybko jednak nadeszła weryfikacja. Pomocnik złapał kontuzję mięśniową już w trakcie przedsezonowych przygotowań. Nie tylko stracił ich część, ale i nie mógł przystąpić do startu rozgrywek razem z resztą drużyny.
Naby’ego ominęły cztery pierwsze kolejki, więc trener Florian Kohfeldt wprowadzał go do zespołu stopniowo. Najpierw dwukrotnie wpuścił z ławki, potem wreszcie wystawił w podstawowej jedenastce na mecz z Hoffenheim. Tam Keita, mówiąc delikatnie, nie zachwycił. Kicker ocenił jego występ na 4,5 (w skali od 6 - najniższa do 1 - najwyższa), najgorzej z całej pomocy bremeńczyków. Ponadto Gwinejczyk skończył to spotkanie z urazem, przez który pauzował ponad miesiąc. Następnie, choć do końca rundy jesiennej jeszcze kilkukrotnie pojawiał się na ławce, nie zagrał już ani razu.
W grudniu portal DeichStube pisał o jego problemach z punktualnością i niechęci do uczestnictwa w wydarzeniach organizowanych przez sponsorów. Władze klubu miały z tych powodów tracić cierpliwość do 29-latka. Ten na kolejne występy czekał aż do połowy marca. Wszedł z ławki w dwóch przegranych starciach z Unionem Berlin i VfL Wolfsburg. Na dziś ma zaledwie pięć występów (107 minut) w zielono-białych barwach. I nie zapowiada się, by miał ich uzbierać więcej, bo zimowe plotki o problemach dyscyplinarnych zdają się potwierdzać.
Zawieszony
Po niedawnym spotkaniu z Bayerem Leverkusen Werder opublikował informację o zawieszeniu Keity. Zgodnie z treścią oświadczenia pomocnik zaliczył dyscyplinarny wybryk, który doprowadził do tego, że cierpliwość przełożonych wreszcie się wyczerpała.
- Jako klub nie będziemy tolerować zachowania Naby’ego. Zawiódł swój zespół w trudnym czasie z uwagi na naszą formę w ostatnim okresie oraz sytuację kadrową i postawił swój własny interes ponad dobrem drużyny. Nie możemy do tego dopuścić. Na tym etapie sezonu musimy skupić się w pełni na pozostałych meczach i trzymać się razem. Dlatego nie mieliśmy innego wyjścia - możemy przeczytać słowa kierownika piłki zawodowej, Clemensa Fritza, na oficjalnej stronie internetowej klubu.
Komunikat wyjaśniał również, że 29-latek do końca sezonu nie będzie mógł trenować z pierwszym zespołem, a także korzystać z jego szatni. Jednocześnie nałożono na niego wysoką karę finansową. Zgodnie z treścią oświadczenia takie kroki podjęto po tym, jak Keita odmówił wyjazdu na mecz do Leverkusen po tym, gdy dowiedział się, że usiądzie na ławce. Zamiast wsiąść do klubowego autobusu, po prostu pojechał do domu.
Sam piłkarz przekonuje, że Werder mija się z prawdą:
- Pragnę wyjaśnić moją sytuację w Werderze Brema. Odkąd dołączyłem do tego wspaniałego klubu, zawsze pokazywałem swój profesjonalizm. Zawsze starałem się pomóc drużynie i jej świetnym kibicom, zwłaszcza w okresie słabych wyników. Od początku kariery nigdy nie miałem problemów dyscyplinarnych i zawsze wykazywałem się przykładnym podejściem. Nie zgadzam się, aby ktoś próbował zszargać mój wizerunek - napisał w relacji na Instagramie.
Przyszłość Gwinejczyka oczywiście stoi pod znakiem zapytania. Kontrakt z Werderem obowiązuje do 2026 roku. Łatwo jednak wyobrazić sobie scenariusz, w którym bremeńczycy postarają się go pozbyć wcześniej. Pytanie tylko, kto skusi się na pozyskanie piłkarza o tak kruchym zdrowiu i z tej skali problemami dyscyplinarnymi w CV. Trudno bowiem zakładać, że zawieszenie na tak długi okres wzięło się znikąd (zwłaszcza że zgodnie z informacjami portalu Capology to jeden z najlepiej opłacanych zawodników w klubie, więc trzymanie go poza składem “na siłę” jest co najmniej nieopłacalne), a prasowe doniesienia już kilka miesięcy wcześniej sugerowały niesubordynację afrykańskiego gracza.
Naby Keita w ostatnich latach kojarzył się właściwie tylko z negatywnymi rzeczami. Kontuzje, pauzy, teraz doszły problemy dyscyplinarne - miała być odbudowa, a sytuacja środkowego pomocnika wygląda jeszcze gorzej niż przed transferem do Niemiec. Werder mu zaufał, a ten odwdzięczył się, mówiąc dosadnie, toksycznym zachowaniem. Wysłanie takiego sygnału reszcie piłkarskiego świata z pewnością nie leżało w planach. Teraz trudno uwierzyć, że dawny gwiazdor RB Lipsk z łatwością znajdzie miejsce, gdzie znowu mu zaufają. A bez zaufania trudno o odbudowę. Gdziekolwiek by nie miał spędzić kolejnych sezonów.