Zawieszenie Manchesteru City to nie abstrakcja. UEFA już wcześniej wyrzucała kluby z Ligi Mistrzów
Manchester City wyrzucony z Ligi Mistrzów? Jeśli wierzyć prasie, jest to naprawdę możliwe. UEFA podobno jest gotowa ukarać „Obywateli” roczną banicją z rozgrywek pod swoją egidą. Chociaż zarządzające futbolem na Starym Kontynencie ciało często poprzestaje jedynie na pogrożeniu palcem, to już wcześniej zdawało mu się wykluczać zespoły, które podpadły, z turniejów kontynentalnych.
W swojej długiej historii europejska federacja wielokrotnie miała okazję karać podlegające jej kluby. Piłkarscy notable nie zawsze kończyli jedynie na karach finansowych czy zamykaniu stadionów. Postanowiliśmy przyjrzeć się kilku przypadkom, gdy zespoły karane były w najbardziej surowy sposób – wykluczeniem z udziału w rozgrywkach międzynarodowych.
Precz z korupcją
Pośród piłkarskich przestępstw, które mogą popełnić osoby zarządzające klubami piłkarskimi, najcięższym chyba jest ustawianie meczów. W końcu my, kibice, chcemy oglądać uczciwą rywalizację. „Sprzedany” mecz to nie tylko policzek w twarz fanów, ale i poważna plama na wizerunku pięknej gry.
Dlatego też UEFA bardzo poważnie traktuje wszelkie doniesienia dotyczące korupcji i gdy tylko zostanie ona udowodniona, niemal bez zastanowienia wyciąga najcięższe działa. W końcu to więcej, niż sprawa stricte sportowa – bo mowa o zachowaniu „czystości” (a przynajmniej jej pozorów).
Jednym z najgłośniejszych skandali dotyczących ustawiania meczów było włoskie „Calciopoli”. W wyniku skandalu ujawnionego w maju 2006 roku z europejskich rozgrywek wykluczono aż trzy kluby z Półwyspu Apenińskiego.
Obok relegowanego do Serie B Juventusu, Ligę Mistrzów w telewizji oglądać musieli zawodnicy Fiorentiny, a koledzy po fachu z Lazio stracili szansę na występ w Pucharze UEFA. Początkowo zakładano również wyrzucenie Milanu z Champions League. Ostatecznie jednak odstąpiono od takiej kary, a „Rossoneri” ostatecznie zwyciężyli w całych rozgrywkach.
Kilka lat później afera w tureckiej piłce poskutkowała podobnymi konsekwencjami dla Fenerbahce i Besiktasu. Pierwszy z klubów najpierw został wycofany z Ligi Mistrzów w sezonie 2011/12 przez rodzimą federację, aby rok później dostać karę od europejskich władz.
Drużyna, której prezes, Aziz Yaldirim, został skazany za korupcję w 2012 roku, walczyła w eliminacjach rozgrywek aż do rozpatrzenia swojego odwołania. Nic nie dało jej jednak dojście do ostatniej rundy kwalifikacyjnej, gdzie przegrała z Arsenalem. Wlepiono jej dwuletnią karę z dodatkowym rokiem zawieszenia. Zastępcę w Lidze Europy postanowiono wylosować – padło na APOEL Nikozja.
Podobny los czekał Metalist Charków, który w taki sam sposób narozrabiał u naszych wschodnich sąsiadów i został zastąpiony w eliminacjach Champions League przez grecki PAOK. W „pucharze pocieszenia” oberwał drugi zamieszany w aferę korupcyjną klub ze stolicy Turcji. Wyrzucone przez Besiktas Tromsø otrzymało tym samym szansę rywalizacji w fazie grupowej.
Zdecydowane działania władz nie zmieniły jednak tego, że fani innych klubów czują się poszkodowani, a nawet obwiniają UEFĘ za sytuację, jaka zaistniała w futbolu nad Bosforem.
Sportowe konsekwencje były najmniej bolesne
Wśród najbardziej oczywistych przykładów kar wykluczenia, które miała okazję nałożyć UEFA, znajduje się również ta o najbardziej tragicznej genezie. Mowa oczywiście o zawieszeniu angielskich drużyn w latach 1985-90 (w przypadku Liverpoolu do 1991 roku) z powodu tragedii na Heysel.
Zamieszki z finału Pucharu Europy, rozgrywanego 29 maja 1985 roku w Brukseli, kosztowały życie 39 kibiców. Za prowokatorów uznano grupę wspierającą Liverpool, która zachowywała się agresywnie w stosunku do fanów Juventusu.
W ogromnym przedmeczowym zamieszaniu kibice byli tratowani lub dusili się, przyciśnięci do ściany, która w końcu runęła. Meczu nie odwołano, co wywołało ogromne kontrowersje.
Kara za zachowanie Wyspiarzy była ogromna. Nigdy wcześniej bowiem nie wlepiono żadnej krajowej federacji pięcioletniego zawieszenia. I to nie tylko na mecze pod egidą UEFY, ale i FIFY. Tutaj jednak mówiliśmy o śmierci kibiców i nie było miejsca na taryfę ulgową. Z takiego założenia wyszły też piłkarskie władze.
Konsekwencje dla angielskiego futbolu były naprawdę duże. Gdy drużyny powróciły do gry na europejskiej scenie, kraj nie miał żadnych punktów w rankingu klubowym, gdyż jest on przygotowywany na podstawie wyników kontynentalnych z ostatnich pięciu lat. Na trybunach również było kompletnie inaczej, a to wszystko zasługa Margaret Thatcher, za którą angielscy kibice, delikatnie mówiąc, nie przepadali.
W pierwszym po powrocie sezonie 1990/91 kluby z Anglii miały zaledwie dwóch przedstawicieli na europejskiej scenie. Manchester United wygrał jednak Puchar Zdobywców Pucharów, pokazując, że piłka u nich ma się dobrze. W Pucharze UEFA z kolei wystartowała Aston Villa, która uległa późniejszym zwycięzcom – Interowi Mediolan.
Powrót na pierwsze miejsce w rankingu europejskim, zajmowane przed feralnym wieczorem na Heysel, zajął przedstawicielom First Division, a potem Premier League ponad 25 lat. Udało się to dopiero w 2008 roku.
Kasa misiu, kasa...
Wszyscy chyba wiedzą, co ma być powodem ewentualnego wykluczenia Manchesteru City z Ligi Mistrzów. Chodzi o obejście zasad Finansowego Fair Play przez szejka Mansoura, który miał wykorzystywać umowy sponsorskie do pompowania funduszy w klub.
Jak dobrze wiadomo, bogatym pozwala się na więcej, ale łamanie zasad finansowych również kosztowało wiele klubów wykluczenie z europejskich rozgrywek. Z tym, że doniesienia „Football Leaks”, sugerują że City robiło to na zdecydowanie większą skalę, niż wszystkie inne kluby w poprzednich przypadkach.
Z reguły ekipy mogą zgodzić się na „porozumienie” z UEFĄ, w ramach którego zmniejsza się ich kadrę w rozgrywkach lub karze zakazami transferowymi. Dopiero później sięga się po najcięższe działa. Tak było chociażby z Rubinem Kazań, który został wykluczony z europejskich pucharów na dwa najbliższe sezony po tym, jak złamał zasady umowy zawartej po pierwszym wykroczeniu.
W 2013 roku nieuregulowane płatności podatkowe wyrzuciły z Ligi Europy Malagę. W sezonie 2015/16 kara wyrzucenia spotkała Dynamo Moskwa, a rok później Galatasaray i Dnipro Dniepropietrowsk, które w poprzedniej edycji rozgrywek grało w finale. Takie przypadki są więc naprawdę powszechne.
Tak poważna kara dla City byłaby jednak czymś bezprecedensowym. Klubu o tak wielkim statusie nie ukarano jeszcze nigdy za złamanie Finansowego Fair Play. Mówimy w końcu o mistrzu Anglii!
Aby banicja obowiązywała od przyszłego sezonu, werdykt musiałby zostać ogłoszony bardzo szybko. Dlatego media spekulują, że ewentualne konsekwencje „Obywatele” mieliby ponieść dopiero w kampanii 2020/21.
Niemniej, kara będzie tak samo bolesna. Ogromne środki, które generuje gra w Champions League nie zasilą budżetu, a to będzie oznaczało konieczność pilnowania się z wydatkami, aby znowu nie podpaść szefom UEFY.
Z drugiej strony przypuszczalna, negatywna dla „The Citizens” decyzja nie będzie wiążąca – wciąż będzie można się odwołać. O tym, że zawsze warto walczyć o anulowanie zawieszenia, przekonał się przed startem tych rozgrywek Milan. „Rossoneri” mieli zostać wyrzuceni z Ligi Europy, ale ostatecznie trybunał arbitrażowy przychylił się do ich wniosku i dopuścił do rozgrywek, gdzie w rozczarowującym stylu odpadli w fazie grupowej.
Przed Manchesterem City kilka naprawdę nerwowych miesięcy. Już niedługo radość z mistrzostwa kraju może zostać przyćmiona niepewnością związaną z ewentualnym wykluczeniem z Ligi Mistrzów. Wszystkim w błękitnej części miasta zależy przecież na ostatecznym tryumfie w tych rozgrywkach.
To w końcu najwyższa nobilitacja i oczko w głowie Pepa Guardioli. Na finalną decyzję trzeba będzie jednak jeszcze poczekać. Ewentualne odpuszczenie „Obywatelom” poskutkuje ponownymi podejrzeniami o nieczystość osób zasiadających na najwyższych szczeblach europejskiej federacji. UEFA jest więc pod nie mniejszą presją, niż podejrzani.
Kacper Klasiński