Antybohater Barcelony znów nawalił. Kompromitujące błędy, legendy aż nie wytrzymały
W ciągu pięciu dni FC Barcelona odpadła z Ligi Mistrzów i definitywnie pogrzebała szansę na dogonienie Realu Madryt w tabeli. Synonimem tych dwóch porażek jest niestety jeden piłkarz. Joao Cancelo.
Kilka miesięcy temu Toni Kroos powiedział, że dla takiego klubu, jak Real Madryt, prawdziwe granie zaczyna się w kwietniu. Tymczasem w Barcelonie rozgrywki praktycznie dobiegły końca. PSG brutalnie zniszczyło marzenia Katalończyków o szóstym Pucharze Europy. Niedługo potem gwóźdź do trumny wbili “Królewscy”, którym już nikt i nic nie zabierze mistrzostwa Hiszpanii. Najjaśniejszą postacią El Clasico został oczywiście Jude Bellingham, który po raz kolejny doprowadził Santiago Bernabeu do euforii. Tymczasem w rolę antybohatera wcielił się Joao Cancelo. Swoimi katastrofalnymi błędami Portugalczyk właściwie przyczynił się do zawalenia przez drużynę całego sezonu.
Błąd na błędzie błędem pogania
Indywidualne pomyłki Cancelo teoretycznie nie są żadną nowością. Gdyby boczny obrońca wywiązywał się ze swoich podstawowych zadań, pewnie nie musiałby tak często zmieniać klubów. Tymczasem w CV ma już Benfikę, Valencię, Inter, Juventus, Manchester City, Bayern i Barcelonę. Niewykluczone, że za kilka miesięcy do tej wyliczanki dojdzie jeszcze jeden zespół. Raczej trudno wyobrazić sobie, aby 29-latek mógł zagrzać miejsce w stolicy Katalonii. Nie po tym, co zrobił w ostatnich dniach.
We wtorek Portugalczyk rozegrał słabiutki mecz przeciwko PSG. Miał wówczas jedno zadanie w postaci zatrzymania Ousmane’a Dembele. I zawiódł na całej linii. W pierwszej połowie nie upilnował skrzydłowego, który skorzystał z okazji i zapakował piłkę pod ladę. Później, przy remisie w dwumeczu, sprokurował rzut karny, faulując “Dembouza” w zupełnie niegroźnej sytuacji. Rywal próbował wyjść z piłką z szesnastki, ale został podcięty przez obrońcę, którego zachowanie trudno racjonalnie wytłumaczyć.
- Ousmane Dembele oddala się od bramki, a Cancelo zachowuje się naiwnie. To wygląda tak, jakby interweniował zupełnie niedoświadczony zawodnik, który wpadł w panikę - analizował Rio Ferdinand na antenie TNT Sports. - Ferdinand był wielkim piłkarzem, ale jestem przekonany, że też popełniał błędy, wszyscy je robimy. Ale oczywiście, to jego praca, jest ekspertem, więc ma prawo mówić to, co myśli, akceptuję to, to jego opinia. Może faktycznie moja interwencja była naiwna, akceptuję krytykę - odpowiedział Joao w rozmowie z ESPN.
Problem polega na tym, że irracjonalna interwencja nie była żadnym wyjątkiem, pojedynczym błędem na tle nieskazitelnej passy dobrych występów. Tydzień wcześniej Cancelo w bardzo podobnych okolicznościach zachował się równie niezrozumiale. Bezpardonowo zaatakował wówczas Kyliana Mbappe i jedynie wcześniejszy spalony sprawił, że PSG nie otrzymało rzutu karnego. Zawodnik "Barcy" najwidoczniej nawet nie próbował wyciągnąć należytych wniosków.
Połknięty przez Bernabeu
El Clasico miało być okazją na rehabilitację zranionej Barcelony. I jako całość Katalończycy nie zaprezentowali się wcale tragicznie. Koniec końców przegrali, jednak kilku zawodników pokazało się z dobrej strony. Problem w tym, że mowa tu głównie o młokosach, a nie rzekomych gwiazdach. Odpowiedzialność na własne barki próbowali wziąć Fermin Lopez czy Lamine Yamal. Ich wysiłek został jednak zniweczony m.in. przez kolejny słaby występ Joao Cancelo. Na jego tle Lucas Vazquez wyglądał jak najlepszy prawy obrońca świata.
Najpierw Portugalczyk w banalny sposób dał się minąć przy akcji zakończonej faulem i rzutem karnym dla “Królewskich”. W drugiej połowie uciął sobie drzemkę, odpłynął, zupełnie nie przejmował się zawodnikiem, za którego był odpowiedzialny. “Cafucas” skorzystał z okazji i doprowadził do remisu. Decydujący gol też padł po akcji na prawej flance Realu. “Los Blancos” mieli tam autostradę, drogę szybkiego ruchu. Portugalczyk rozłożył czerwony dywan i powiedział: zapraszam.
- Joao Cancelo? Sebastian Boenisch z reprezentacji Polski za Franciszka Smudy - rzucił po El Clasico Wojciech Kowalczyk na Kanale Sportowym. - Teraz wiem, dlaczego Pep Guardiola nie lubił Cancelo. Ten facet rozgrywa swój własny mecz. Uważa, że liczy się tylko to, co zrobi z piłką, a jest cholernym obrońcą - grzmiał Ronald De Boer na antenie Ziggo Sport. - To szalone, że Cancelo w wieku 29 lat nadal popełnia te same błędy - dodał Marco van Basten.
Wiecznie to samo
Niestety, ale ostatnie występy pokazują, że Cancelo jako piłkarz już nie ulegnie nagłej transformacji. To wciąż jest ten sam zawodnik, który potrafi być liderem, ale też balastem. Z jednej strony może kiwnąć rywala, założyć mu siatkę, zaliczyć piękną asystę trivelą. Z drugiej jednak wszystko, czego dokona w ataku, “nadrobi” niewybaczalnymi pomyłkami pod własną bramką. Okres spędzony w Barcelonie stanowi idealne podsumowanie całej kariery wychowanka Benfiki. W pierwszych tygodniach sprawił, że kibice mogli zapomnieć o zasadzie, aby nie zakochiwać się w wypożyczonych piłkarzach. Trudno było nie podziwiać efektownych akcji, po których ręce same składały się do oklasków.
W końcu mogli jednak zrozumieć, dlaczego z Cancelo po kolei rezygnowali trenerzy pokroju Massimiliano Allegriego, Pepa Guardioli czy Thomasa Tuchela. Przecież oni wszyscy dobrze wiedzieli, że mają do dyspozycji gracza o wyjątkowym talencie i nieprzeciętnej technice. Jednocześnie żaden topowy trener nie chce na dłuższą metę współpracować z obrońcą, który momentami sabotuje starania całego zespołu. Warto przecież zaznaczyć, że słabe występy z PSG i Realem Madryt nie były pierwszymi potknięciami Portugalczyka. Już wcześniej miewał on zaćmienia pokroju asysty do Iliasa Akhomacha w przegranym meczu z Villarrealem. Obiecywał jednak poprawę, zgłaszał gotowość do cięższej pracy. Jako zawodnik, który przebywa jedynie na wypożyczeniu, faktycznie powinien wyrabiać 200% normy. Ale za słowami nie poszły czyny.
- Mój dzisiejszy występ był katastrofą. Jutro dam z siebie wszystko na treningu, aby w następnym meczu być w jak najlepszej formie - powiedział na antenie Movistar po nieudanym występie z Villarrealem. - Rozegrałem bardzo słaby mecz. Popełniłem wiele błędów technicznych, trzeba być skoncentrowanym przez cały czas. Zagubiłem się, to nie jest dla mnie normalne, ale najważniejsze, że wygraliśmy mecz - rzucił też po rywalizacji z Celtą Vigo.
Pep się nie mylił?
Sytuacja wygląda tak, że Portugalczyk znów znalazł się na rozdrożu. Powrót do Manchesteru City wydaje się nierealny, biorąc pod uwagę naruszone relacje z Pepem Guardiolą. Nawet jeśli mówił:
- Moje relacje z Pepem? Są rzeczy, w których się nie zgadzaliśmy. Czasami ja się z czymś nie zgadzałem, czasem on nie zgadzał się z tym, co powiedziałem. Ale nie mam żadnej urazy, jestem mu bardzo wdzięczny. Życie toczy się dalej, teraz jestem szczęśliwy w Barcelonie - tłumaczył w marcu na łamach RTP Noticias.
29-latek z pewnością zakładał, że uda mu się zakotwiczyć na stałe w stolicy Katalonii. Od pierwszego dnia pokazywał miłość do klubu, całował herb, szalał po golach. Robił wszystko, aby stać się ulubieńcem publiczności. Dziś już nikt nie zamierza o tym pamiętać. Jeszcze przez wiele tygodni “Barca” będzie żyła akcjami, w których mógł, a nawet powinien zatrzymać Dembele i Lucasa Vazqueza, ale tego nie zrobił. To tutaj rozstrzygnęły się losy klubu, nie po bramce z Celtą lub asyście z Osasuną.
Niewykluczone, że po takich występach włodarze Barcelony definitywnie porzucą pomysł zatrzymania Cancelo. Dramatyczna sytuacja finansowa sprawia, że latem Katalończycy będą musieli oglądać każde euro dwa razy, zanim ruszą na rynek transferowy. I raczej skupią się na innych priorytetach niż boczny obrońca, który nie potrafi bronić. Szczególnie, że w przyszłym sezonie do gry wróci Alejandro Balde. Hiszpan ma dopiero 20 lat, ale już zwykł prezentować wyższy poziom w defensywie. Główne zarzuty do jego gry dotyczyły niskiej celności wrzutek i braku chłodnej głowy w ostatniej tercji boiska. Te elementy da się jednak wypracować. Na teraz możemy uznać, że prędzej Balde nauczy się lepiej atakować niż Cancelo stanie się ścianą nie do przejścia.
Teraz Barcelonie pozostało odliczać dni do zakończenia rozgrywek. Katalończycy muszą dograć sezon, który już teraz można podsumować takimi słowami, jak ból, porażka i rozczarowanie. Cały zespół w pewien sposób przypomina gracza wypożyczonego z City. Ma potencjał, wzbudza pozorną ekscytację, teoretycznie mógłby powalczyć o coś większego. Ale kiedy przychodzi, co do czego, to po prostu zawodzi. Marzenia o jakimkolwiek tytule zostały skasowane jednym przyciskiem. CANCELo.