Zasłużył na Ligę Europy jak mało kto. Niesamowita forma weterana. Luis Enrique ma czego żałować
Sukces Villarrealu ma wiele twarzy, w tym także tę jego. Wczoraj był znakomity, grał jak prawdziwy lider, godny opaski kapitana. Zasłużył na to trofeum jak mało kto. Raul Albiol w wieku blisko 36 lat przeżywa kolejną młodość. Luis Enrique może pożałować, że nie powołał go na Euro.
Siłą Villarrealu nie są wielkie gwiazdy, bo rozgrywający sezon życia Gerard Moreno dopiero do tego miana aspiruje. “Żółta Łódź Podwodna” wygrała Ligę Europy kolektywem, który zbudował Unai Emery. Dowód? Trudno wskazać po finale jednego, zdecydowanie najlepszego piłkarza biegającego po gdańskiej murawie w żółtej koszulce. MVP spotkania wybrano Etienne’a Capoue, który faktycznie wykonał niesamowitą pracę w środku boiska. Szacunek wzbudzała postawa Juana Foytha, znokautowanego w pierwszych minutach meczu, grającego heroicznie z opatrunkiem na głowie. Błyszczał generał drugiej linii, Dani Parejo. Instynktem snajpera błysnął wspomniany Gerard. Wreszcie - ofensywne zapędy United wielokrotnie powstrzymywał duet stoperów, Pau Torres i Raul Albiol. Drugi z nich, kapitan “El Submarino Amarillo”, był właściwie wszędzie. Chyba zbyt rzadko mówi się o klasie tego piłkarza, a wczoraj znów udowodnił, jak wysoki poziom prezentuje.
Profesor
Na dobrą sprawę, Manchester nie stworzył sobie wielu klarownych okazji bramkowych. Gola zdobył po zamieszaniu, nieco z przypadku. Gdy stoperzy Villarrealu raz zaspali, uratował ich kiksujący Marcus Rashford, który zresztą i tak był na spalonym. Raul Albiol nie tylko dowodził zespołem w roli kapitana, ustawiając kolegów i motywując ich do wykrzesania ostatek sił. Grał też świetne zawody w obronie. Przegrał zaledwie jeden pojedynek defensywny. Zanotował najwięcej przechwytów i wybić. Praktycznie nie popełniał błędów. A do tego, co jest zresztą jego znakiem firmowym, wykręcił świetną skuteczność podań - 95%. Udany występ ukoronował pewnym, eleganckim wykonaniem rzutu karnego. Chwilę później mógł wznieść trofeum razem z drugim kapitanem, Mario Gasparem. Na deser koledzy z zespołu obcięli mu włosy. To był wyjątkowy wieczór wyjątkowego piłkarza.
- To było niesamowite, szalone. Doświadczyliśmy czegoś naprawdę wielkiego. Musimy się tym cieszyć. Zdobyliśmy właściwie potrójną nagrodę, bo wygraliśmy Ligę Europy oraz miejsca w Lidze Mistrzów i Superpucharze Europy - zauważył Albiol po ostatnim gwizdku.
Hiszpan przyznał też, że drużyna w żaden sposób nie trenowała rzutów karnych przed finałem. Dodał, że on ostatni raz wykonywał “jedenastkę”... jeszcze za czasów juniorskich. A trafił przecież idealnie.
Niedoceniana maszyna
Czy Raul Albiol to obrońca niedoceniany? Jak najbardziej tak można go określić. Niedoceniany nie tylko przez Luisa Enrique, który, przypomnijmy, powołał na Euro kosztem Albiola takich tuzów jak Diego Llorente z Leeds czy głęboki rezerwowy Manchesteru City, Eric Garcia, marnując przy tym szansę na przeniesienie duetu Raul-Pau z Villarrealu do reprezentacji.
Niedoceniany, bo wydaje się, że niezbyt często podkreśla się, jak solidnym w warunkach europejskich defensorem jest kapitan “Żółtej Łodzi Podwodnej”. To zawodnik, który od ponad dekady nie schodzi poniżej pewnego, akceptowalnego poziomu, a przy tym dysponuje znakomitym zdrowiem. Miał właściwie tylko jeden poważniejszy uraz, jeszcze w barwach Napoli, dwa lata temu. To maszyna niemal nie do zajechania. We wrześniu “Chori”, jak nazywają go kumple, skończy 36 lat. W tym sezonie rozegrał 47 spotkań, spędzając na murawie prawie 4300 minut. Na profesjonalnym szczeblu wystąpił w trakcie kariery w ponad 630 meczach! Zakładał trykoty Getafe, Valencii, Realu Madryt, Napoli. W Neapolu pewnie do dziś żałują, że Albiol święci triumfy w Hiszpanii, bo środek defensywy “Azzurrich”, delikatnie mówiąc, nie powala na kolana.
Triumf z Villarrealem w Lidze Europy to dla doświadczonego Hiszpana piękne ukoronowanie kariery. Choć pewnie nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. W takiej dyspozycji może spokojnie grać do czterdziestki. A projekt Unaia Emery’ego w 50-tysięcznym miasteczku rokuje na tyle obiecująco, że na tym jednym sukcesie wcale nie musi się skończyć. Oczywiście - nadal z Albiolem w składzie.