Zasłużony klub zatraca się w przeciętniactwie. "Atmosfera kompletnie siadła"

Zasłużony klub zatraca się w przeciętniactwie. "Atmosfera kompletnie siadła"
Joachim Bywaletz / pressfocus
Tomasz - Urban
Tomasz Urban07 Mar · 13:30
Są tacy, którzy mówią, że życie zaczyna się po czterdziestce. Niektórzy twierdzą, że po pięćdziesiątce. Ale w Bremie najwidoczniej czas płynie inaczej. Kibice Werderu powiedzą, że tak naprawdę życie kończy się po trzydziestce.
Sezon 2020/2021. Werder ma po 24 kolejkach 30 punktów na koncie i aż 11 przewagi nad strefą barażową. W ostatnich dziesięciu kolejkach zdobywa jednak zaledwie jeden punkt i spada z ligi zajmując przedostatnie miejsce. W sezonie 2022/2023 dobija do 30 punktów po 22. kolejce, a kibice coraz śmielej zerkają w górę tabeli, marząc o europejskich pucharach. Ale w ostatnich 12 kolejkach Brema zdobywa już tylko sześć oczek i kończy sezon zaledwie trzy punkty nad kreską. W bieżącej kampanii piłkarze z północy Niemiec dobili do granicy 30 punktów już w 20. kolejce i dziś niewiele wskazuje na to, by do końca sezonu uzbierali ich o wiele więcej…
Dalsza część tekstu pod wideo

Dość przeciętniactwa

Biorąc pod uwagę tabelę uwzględniającą tylko ten rok, Werder Brema jest obecnie najgorszą drużyną w Bundeslidze. Gorszą niż Heidenheim, St. Pauli, Holstein Kiel czy Bochum. W dziesięciu tegorocznych meczach bremeńczycy zgromadzili tylko pięć punktów, wygrywając zaledwie jedno spotkanie i to po wielkich bólach. W lutym przegrali wszystko, co było do przegrania, wliczając w to ćwierćfinałowe spotkanie Pucharu Niemiec z trzecioligową Arminią Bielefeld. 24 stracone gole w tym okresie to prawdziwa katastrofa i zdecydowanie najgorszy wynik w całej ligowej stawce. Taki Augsburg dał sobie w tym samym przedziale czasu strzelić raptem trzy gole. Mimo to, sytuacja w tabeli za cały sezon jest dość komfortowa. Widmo spadku Werderowi w oczy nie zagląda.
Punkt widzenia zależy jednak oczywiście od punktu siedzenia. W Hamburgu, Gelsenkirchen, Kaiserslautern czy Duesseldorfie zaprzedaliby duszę diabłu, by tylko być na miejscu bremeńczyków i grać sobie spokojnie w środku tabeli 1. Bundesligi. Kibicom Werderu już to nie wystarcza. Mają dość przeciętniactwa. Marzą o powrocie do czasów świetności i o grze w europejskich pucharach. Mają poczucie, że ich klub nie wykorzystuje potencjału, jaki w nim drzemie.
W końcówce poprzedniego sezonu marzenia i oczekiwania zostały jeszcze bardziej rozbudzone po tym, jak Frank Baumann skrzyknął lokalnych przedsiębiorców oraz prominentnych kibiców Werderu i powołał do życia konsorcjum, które za kwotę 38 mln € wykupiło 18% akcji klubu. W ten sposób pokryto zobowiązania powstałe jeszcze w trakcie pandemii. Fanom wydawało się, że taki zastrzyk pozwoli klubowi wejść wreszcie na wyższy poziom, ale nic takiego się nie wydarzyło. Werder nie zaszalał na transferowym rynku, wydał na nowych piłkarzy w zasadzie tyle, ile zarobił na sprzedaży tych, którzy odeszli, a ci, za których zapłacił, nie spełniają oczekiwań (jak choćby Skelly Alvero). Finanse Werderu to wciąż dość drażliwy temat dla wszystkich związanych z klubem.

Gęsta atmosfera

Ale wróćmy do spraw bieżących. Kiepskie wyniki osiągane w tym roku sprawiły, że atmosfera w drużynie kompletnie siadła. Werder wpadł w błędne koło, z którego ciężko mu wyjść. Nie ma atmosfery, bo nie ma wyników, a nie ma wyników, bo nie ma atmosfery. Każdy jest zajęty sobą i swoimi problemami. I to nie jest czcze gadanie. To nie tak, że piłkarze mają się rzucać sobie w ramiona. Oni sami zwracają uwagę na to, że coś w drużynie pękło, że coś się zmieniło. Marco Gruell w niedawnym wywiadzie sam zwracał uwagę na to, że o ile w grudniu miał przekonanie, iż każdy walczy za każdego na boisku, o tyle teraz nie ma takiego poczucia. Leo Bittencourt podczas meczu z Freiburgiem najpierw pokłócił się na boisku z Derrickiem Koehnem, bo ten, przy niekorzystnym wyniku, ociągał się z zejściem z boiska przy zmianie, a potem jeszcze poprawił w mediach, obsztorcowując w zasadzie cały zespół.
Pytanie, jak zareaguje na to szatnia, bo publiczne łajanie kolegów i wychodzenie przed szereg w tym względzie, raczej nie przyczyni się do poprawienia chemii w zespole. O niesnaskach wewnątrz drużyny wspominał też Niklas Stark, który stwierdził, że muszą chyba wyjść gdzieś razem na kolację i wyjaśnić sobie wszelkie nieścisłości.
Do tego wszystkiego dochodzą też problemy stricte piłkarskie. Marvin Ducksch od dawna sprawia wrażenie zniechęconego i sfrustrowanego, a na dodatek strzela mało goli. Andre Silva, który został ściągnięty w zimie na wypożyczenie z Lipska i który miał być mocną odpowiedzią na zastój w ofensywie, sam jest jednym wielkim znakiem zapytania. Nie dość, że zdążył już zmarnować rzut karny (pierwszy w całej karierze w Bundeslidze), to jeszcze zaprzepaścił kilka świetnych okazji do strzelenia gola i ciągle czeka na pierwsze trafienie w nowych barwach. Najlepszym strzelcem drużyny jest jej defensywny pomocnik, Jens Stage, autor siedmiu trafień, ale trudno zrzucać na niego ciężar strzelania goli przez cały sezon.
W ataku brakuje pewniaka, na którym Werder mógłby się oprzeć. Justin Njinmah zaliczył obiecujące wejście do Bundesligi w poprzednim sezonie, ale powtarzające się problemy ze stawem skokowym co rusz wybijają go z rytmu i sprawiają, że ciężko mu wrócić do optymalnej formy. Marco Gruell gra raz lepiej, a potem siedem razy gorzej, a Oliver Burke jest dla Ole Wernera opcją jedynie na końcówki i trudno się temu dziwić. Sporym problemem są też kłopoty zdrowotne, jakie nawiedziły kilku kluczowych dla Werderu piłkarzy. Marco Friedl jest szefem defensywy i jej najbardziej jakościowym elementem, ale nie gra od lutego, a na jego powrót trzeba będzie poczekać aż do przerwy reprezentacyjnej. Problemy zdrowotne mieli też wcześniej Milos Veljkovic czy Niklas Stark, przez co żaden z podstawowych obrońców Werderu nie był w stanie rozegrać w tym sezonie choćby 70% minut. W ostatnich tygodniach brakowało też Jensa Stage i Romano Schmida, którzy kreują grę ofensywną Werderu, a Michael Zetterer, którego latem łączyło się nawet z Manchesterem City, znacząco obniżył loty i trudno go dziś zaliczyć do czołowych bramkarzy w lidze.

Co z trenerem?

Oczywiście, jak to w takich trudniejszych momentach bywa, pojawiają się głosy nawołujące do zmiany na stanowisku pierwszego trenera. Do niedawna wydawało się, że przedłużenie umowy z Ole Wernerem to czysta formalność, ale seria niekorzystnych wyników w ostatnim czasie sprawiła, że rozmowy odłożono na późniejszy termin. W klubie dostrzegają jednak okoliczności łagodzące, o których piszę powyżej, i na razie nie mają planów, by zmieniać szkoleniowca, któremu w gruncie rzeczy bardzo dużo zawdzięczają. Werder pod jego wodzą stara się grać atrakcyjną i ofensywną piłkę. Najlepszą od czasów legendarnej kadencji Thomasa Schaaf, czyli 2013 roku.
Ole Werner
IMAGO / PressFocus
Ole Werner wywalczył z klubem awans do 1. Bundesligi, on też ugruntował tam ich pozycję. Ktoś może powiedzieć, że środek tabeli to jego sufit i wyżej nie będzie w stanie się wspiąć, ale może nie w nim problem, a w kadrze, której po prostu brakuje jakości na wielu pozycjach? Poza Friedlem, Stage i być może Schmidem, trudno w Werderze znaleźć piłkarza, który byłby interesujący dla topowych drużyn w lidze, a i w przypadku tej trójki mówimy bardziej o Eintrachcie czy Stuttgarcie niż o Bayernie i Bayerze.
Oceniając na chłodno, Werder jest mniej więcej w tym miejscu, w którym być powinien, czyli w grupie szerokiego środka. Gdy punktuje się nieco ponad stan, tak jak w tym sezonie robią to Mainz czy Freiburg, to udaje się zrobić coś więcej i rzucić wyzwanie najsilniejszym. Gdy gra się poniżej potencjału, to wpada się w turbulencje, jak na przykład Hoffenheim, które przecież wcale nie ma słabszej kadry od Werderu. A Werder to w tym sezonie miks jednego i drugiego. Jesienią grali trochę powyżej swoich realnych możliwości, a teraz z kolei punktują słabiej niż powinni. Jesienią wpadało im wszystko (gol co sześć oddawanych strzałów), a teraz nie chce wpaść nic (gol co 21 strzałów). Regresja do średniej, nic nadzwyczajnego. Warto, by szefostwo Werderu miało to na uwadze i wykazało się cierpliwością. Wernera łatwo będzie zwolnić, za to trudniej będzie znaleźć kogoś lepszego. Przykłady Skripnika, Nouriego czy nawet Kohfeldta, powinny dać im do myślenia. Lepsze bardzo często bywa wrogiem dobrego.

Przeczytaj również