Zapomnijcie o Lidze Mistrzów. To ten finał jest najważniejszy. Wygrana powoduje zawroty głowy

Zapomnijcie o Lidze Mistrzów. To ten finał jest najważniejszy. Wygrana powoduje zawroty głowy
Darren Woolley / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan Piekutowski26 May · 08:00
Gdyby o prestiżu danego meczu miały decydować wyłącznie względy finansowe, to w futbolu nie byłoby spotkania ważniejszego niż finał play-offów Championship. Dla zwycięzców to złapanie pana Boga za nogi, dla przegranych nierzadko stanięcie przed bramą piekielną. W 2024 roku znów gra toczy się o wielką stawkę.
Sezon zasadniczy angielskiej Championship zakończył się znakomitym finiszem w wykonaniu Leicester City oraz Ipswich Town. Drużyny te nie pozwoliły dogonić się pretendentom. W ostatnich pięciu meczach zdobyły po dziewięć punktów. W tym okresie w całej Championship lepiej radziło sobie jedynie Millwall, które wygrało każde z pięciu starć.
Dalsza część tekstu pod wideo
Tym samym do play-offów drugiej ligi zakwalifikowały się zespoły z miejsc 3-6: Leeds United, Southampton, WBA i Norwich City. Od samego początku to spadkowicze Premier League uchodzili za faworytów półfinałowych rywalizacji. Odstawali od swoich rywali pod względem kadry, możliwości finansowych, a także szkoleniowców. Rzeczywistość pozytywnie zweryfikowała te założenia - Southampton uporało się z WBA 3:1 (0:0, 3:1), natomiast Leeds rozbiło Norwich 4:0 (0:0, 4:0).
O ponowną grę w elicie powalczą więc zespoły, które doskonale znają jej smak. Jednocześnie dla "Świętych" nadchodzący mecz na Wembley będzie absolutną nowością, klub ten nigdy nie walczył w finale play-offów o Premier League. "Pawie" do tego etapu doszły zaś raz, ale boleśnie przegrały z Watfordem (0:3). Niemniej wszyscy związani z St. Mary's Stadium i Elland Road wiedzą, że gra toczy się o pieniądze nieporównywalnie większe niż w... Lidze Mistrzów.

Kasa misiu, kasa

Finał play-offów Championship nie bez powodu jest uznawany za najdroższy mecz w świecie futbolu. Chociaż zwycięzca nie otrzymuje bezpośredniej nagrody, to zapewnia sobie awans do Premier League, a tam pieniądze właściwie sypią się z nieba. Southampton i Leeds United, jak podaje The Athletic, walczą o około 140 milionów funtów na następne trzy sezony. Kwota ta uwzględnia przychody między innymi z dni meczowych, kontraktów, a także transmisji spotkań w telewizji. Każdy taki mecz wiąże się z wypłatą na poziomie 1,2 mln funtów.
Wspomniana suma może być jednak znacznie większa, jeśli beniaminek uniknie spadku w pierwszym sezonie. Wówczas wartość urośnie do niebagatelnych 305 milionów funtów. Co ważne, "Święci" oraz "Pawie" wcale nie są w najlepszej możliwej sytuacji. Potencjalna nagroda byłaby wyższa, gdyby nie fakt, że oba kluby czerpią już pewne korzyści z "parachute payment", czyli programu przeznaczonego dla spadkowiczów z Premier League. Ma on uchronić zdegradowane zespoły przed poważnymi problemami finansowymi, które wynikają z konieczności dostosowania się do nowych warunków.
  • pierwszy sezon spadkowicza - 55% kwoty, którą otrzymaliby w Premier League,
  • drugi sezon spadkowicza - 45%,
  • trzeci sezon spadkowicza, o ile grał on w Premier League więcej niż sezon - 20%.
Niezwykle ciekawą rzecz w tej kwestii zauważył analityk Kieran Maguire. Obsada nadchodzącego finału jest świetną wiadomością dla wszystkich klubów Premier League. Leeds United lub Southampton wrócą do elity po zaledwie jednym sezonie nieobecności, wcześniej zaś promocję zaklepało sobie Leicester City. To oznacza, że Premier League zaoszczędzi ponad 100 milionów funtów na "parachute payment". Kwota ta zostanie rozdysponowana między wszystkich uczestników kolejnego sezonu na najwyższym szczeblu w Anglii.
Bogaci będą więc jeszcze bogatsi, zaś biedni pozostaną biednymi.
Istotne również jest to, co dzieje się z zespołem, który na Wembley przegra. Oficjalnej nagrody pocieszenia nie ma, ale kluby zazwyczaj zawierają dżentelmeńskie porozumienie. Świętujący sukces oddają część nagrody w ręce rywali, zwykle jest ona związana ze wpływami po sprzedaży biletów. Według The Athletic kwota takiej rekompensaty to około 2 miliony funtów. Wyjątkiem było Reading, bo w sezonie 2016/17 otrzymało ono aż 4 miliony funtów od Huddersfield Town.

Trud egzystencji

Kwota za awans do Premier League zmienia się dynamicznie, co wynika z nowych umów telewizyjnych podpisywanych przez Ligę. Staje się ona jeszcze bardziej elitarna, co powoduje pogłębienie się przepaści między stałymi bywalcami, a tymi, którzy dopiero do niej wchodzą. Niezależnie jednak od czasów, wciąż mowa jest o wielkich pieniądzach. Tylko one nie zawsze związane są z późniejszym sukcesem. W gruncie rzeczy bardzo rzadko są, bo chociaż wygrana play-offów Championship to przepustka do nieba, to konieczność rywalizowania w Premier League zazwyczaj stanowi brutalne sprowadzenie na ziemię.
Od 2007 roku decydujący mecz jest nieprzerwanie rozgrywany na Wembley. W tym czasie awans przez baraże wywalczyły Derby County, Hull City, Burnley, Blackpool, Swansea City, WHU, Crystal Palace, QPR, Norwich City, ponownie Hull, Huddersfield Town, Fulham, Aston Villa, ponownie Fulham, Brentford, Nottingham Forest i wreszcie Luton Town. Ilu z nich udało się utrzymać w pierwszym sezonie?
  • Hull City - 17. miejsce,
  • Swansea City - 11. miejsce
  • West Ham United - 10. miejsce,
  • Crystal Palace - 11. miejsce,
  • Huddersfield Town - 16. miejsce,
  • Brentford - 13. miejsce,
  • Nottingham Forest - 16. miejsce.
Zaledwie siedem przypadków na 17 podejść. To wynik przeciętny, a zarazem doskonale obrazujący skalę wyzwania, z jakim bezustannie mierzą się zespoły, które wyrwały się z Championship. Dwa najwyższe szczeble rozgrywkowe w Anglii dzieli prawdziwa przepaść. Chociaż zespoły są nagradzane wielkimi pieniędzmi, to ich jednorazowy zastrzyk niekoniecznie okazuje się receptą na utrzymanie. Potrzeba zdecydowanie czegoś więcej.

Finansowe zachłyśnięcie

Zakończony niedawno sezon udowodnił, że odnalezienie się w realiach Premier League często przerasta przybyszy z Championship. Żaden z beniaminków nie sprostał walce o utrzymanie, spadły Sheffield United, Burnley i Luton Town. Najlepsze wrażenie pozostawili po sobie "The Hatters", ale ich romantyczna historia nieco zakłamuje rzeczywistość. Zespół Roba Edwardsa zgromadził zaledwie 26 punktów, o sześć mniej niż Nottingham Forest. Taki dorobek nie pozwoliłby na dalszą egzystencję w żadnym ze wcześniejszych sezonów!
Dość powiedzieć, że zdobycz Nottingham Forest, już po karze za złamanie wewnętrznego FFP, jest najmniejszą, jaka kiedykolwiek wystarczyła do utrzymania. Wcześniej ten mało chlubny rekord należał do WBA. W rozgrywkach 2004/05 na ich koncie widniały 34 "oczka", zatem dwa więcej niż w przypadku "Tricky Trees".
Na awansie do Premier League zyskuje oczywiście każdy z takich zespołów, nie tylko ten, który przebije się przez baraże. Kwoty, jak już ustaliliśmy, są zróżnicowane. Przekłada się to na możliwości klubów. Wspomniane Luton Town skupiało się raczej na rozbudowie infrastruktury, najdroższym wzmocnieniem ze strony beniaminka był Ryan Giles. Obrońca Wolverhampton kosztował około 5 milionów funtów, malutko. Po drugiej stronie barykady uplasowało się zaś Burnley. To stały bywalec Premier League, zatem skoncentrował się na transferach. I wyszedł na tym fatalnie, lecz to nie pierwszyzna.
Beniaminki wydające najwięcej wcale nie są skazane na odnoszenie wymiernych sukcesów. Próba dociągnięcia na siłę do ligowych rywali kończy się często katastrofą. Burnley wyłożyło przecież 94 miliony funtów, a nawet nie zbliżyło się do reszty pod względem jakości kadrowej. Przypadki można mnożyć.
  • 2019/20 - najbardziej rozrzutny beniaminek: Aston Villa, 136 mln funtów, utrzymanie (17. miejsce),
  • 2020/21 - najbardziej rozrzutny beniaminek: Leeds United, 107 mln funtów, utrzymanie (9. miejsce),
  • 2021/22 - najbardziej rozrzutny beniaminek: Norwich City, 54 mln funtów, spadek (20. miejsce),
  • 2022/23 - najbardziej rozrzutny beniaminek: Nottingham Forest, 165 mln funtów, utrzymanie (16. miejsce),
  • 2023/24 - najbardziej rozrzutny beniaminek: Burnley, 94 mln funtów, spadek (19. miejsce).
Od pieniędzy otrzymanych za wejście do Premier League może zawrócić się w głowie. To ciężar, który potrafią unieść tylko rozsądnie zarządzane kluby. Pokusa wydawania na potęgę jest wielka, a przecież bez wzmocnień walka o utrzymanie z góry skazana jest na porażkę. Parafrazując klasyka: z wielką kasą związana jest wielka odpowiedzialność.

Przeczytaj również