Byli obiektem drwin, krytyki i wyzwisk. Teraz zostali bohaterami swoich reprezentacji
W ostatnim czasie musieli mierzyć się z wieloma nieprzychylnymi komentarzami, obelgami, wszechobecną krytyką, w niektórych przypadkach nawet groźbami. Teraz poprowadzili swoje reprezentacje do ćwierćfinału Euro. Bohaterami 1/8 finału zostali ci, którzy grali z największym kamieniem na sercu. I to jest piękno futbolu.
Najwięcej w ostatnim czasie mówiło się o Alvaro Moracie. Hiszpański napastnik nie błyszczał w fazie grupowej, marnował sytuację za sytuacją, nie trafił nawet z rzutu karnego. Niewiele zmieniła bramka zdobyta w meczu z Polską. Na Półwyspie Iberyjskim stał się przedmiotem zbiorowej krytyki, którą można jeszcze jakoś uzasadnić. Nie można jednak uzasadnić hejtu, który się na niego wylał. Bo te dwie kwestie trzeba od siebie wyraźnie oddzielić.
- Ludzie mówili: “mam nadzieję, że twoje dzieci umrą”. Chciałbym, żeby weszli w moje buty i zobaczyli, co się wtedy czuje. Moja rodzina była ze mną na stadionie, mieli na sobie koszulki z moim nazwiskiem. Gdy wychodzili, zostali zaatakowani. Ludzie krzyczeli na nich, podchodzili, obrażali. Rozumiem krytykę w moją stronę, ale jest pewien limit - opowiadał Morata w hiszpańskim radiu COPE.
Wielu w niego zwątpiło. Nie zwątpił Luis Enrique. W meczu 1/8 finału znów postawił na Moratę, a ten w dogrywce został bohaterem swojego zespołu. Najpierw fantastycznie złożył się do woleja, strzelając na 4:3, a później kapitalnym podaniem zapoczątkował akcję, która zakończyła się golem Mikela Oyarzabala na 5:3. Ci sami ludzie, którzy chwilę wcześniej wylewali na niego wiadro pomyj, teraz dzięki niemu mogli świętować awans Hiszpanii do ćwierćfinału.
Przebudzony Kane
Jednym z najbardziej krytykowanych piłkarzy po fazie grupowej był także Harry Kane. Chociaż Anglia zgodnie z planem wygrała grupę, angielski napastnik rozczarowywał. Przez większość czasu był niewidoczny, a gdy pojawiał się już w pobliżu bramki rywali, marnował świetne sytuacje. Jak w spotkaniu z Chorwacją, kiedy nie potrafił z kilku metrów posłać futbolówki do siatki.
Wczoraj też długo był niewidoczny. Do 35. minuty zaliczył tylko dwa kontakty z piłką. Po przerwie w końcu się jednak przebudził. Najpierw wziął udział w akcji bramkowej na 1:0, a później sam głową podwyższył na 2:0 po dośrodkowaniu Jacka Grealisha. Spadający kamień słychać było w całej Anglii. Teraz snajperowi Tottenhamu powinno grać się już dużo swobodniej.
Kilka słów warto też poświęcić innemu podopiecznemu Garetha Souhgate’a. Raheem Sterling przed rozpoczęciem turnieju zdecydowanie nie należał do ulubieńców kibiców. Miał za sobą kiepski sezon w Manchesterze City. Wiele osób dziwiło się, że wyszedł w pierwszym składzie na starcie z Chorwacją. A on zdobył w nim jedynego gola. To samo zrobił później podczas rywalizacji z Czechami, a wczoraj znów otworzył wynik meczu.
Pomogła zmiana pozycji
Przed rozpoczęciem Euro 2020 w Ukrainie widziano nawet czarnego konia turnieju. Podopieczni Andrija Szewczenki mieli za sobą udane miesiące, a na mistrzostwa Europy przyjeżdżali napsuć większym od siebie dużo krwi. Ostatecznie w grupie zdobyli tylko trzy punkty, pokonując wyłącznie Macedonię Północną, a do 1/8 finału awansowali rzutem na taśmę, bo w rankingu zespołów z trzecich miejsc byli notowani jako czwarty zespół. Piąty i szósty odpadały.
Po ostatnim meczu grupowym, przegranym w fatalnym stylu z Austrią (0:1), najbardziej dostało się temu, który miał być liderem. Oleksandr Zinczenko w Manchesterze City występuje jako boczny obrońca, ale w kadrze był ustawiany w środku pola. Z tej roli, przynajmniej na Euro, wywiązywał się bardzo przeciętnie. I trochę mu się za to dostało.
Wczoraj jednak wrócił tam, gdzie radzi sobie najlepiej. Na bok boiska. Efekt? Fantastyczny gol na 1:0, kapitalna asysta przy decydującym golu na 2:1. Po pierwszym trafieniu dał upust swoim emocjom. Przykładał palec do ust, co można jasno odczytywać jako uciszenie tych, którzy po fazie grupowej wieszali na nim psy.
Seferović przyćmił Mbappe
Haris Seferović w pierwszym meczu Szwajcarów, przeciwko Walii, sytuacje marnował na potęgę. Wiele osób zastanawiało się wówczas, jak taki napastnik może wciąż utrzymywać się w składzie tak solidnej reprezentacji. 29-latek przełamał się jednak w ostatnim spotkaniu fazy grupowej, a teraz - sensacyjnie - został jednym z tych, którzy wyrzucili z turnieju mistrzów świata, Francuzów.
Seferović najpierw trafił na 1:0, a później dał Szwajcarom nadzieję, zmniejszając straty do wyniku 2:3. Zabrzmi to wręcz nieprawdopodobnie, ale przyćmił samego Kyliana Mbappe. Gwiazdor PSG kończy turniej z zerowym dorobkiem bramkowym, a często wyśmiewany reprezentant Szwajcarii ma nawet szansę na koronę króla strzelców Euro. Z trzema bramkami jest w czołówce. I gra dalej.