Zamiast na wojnę, trafił pod skrzydła Maradony. Król mundialu, który wyleciał z Realu Madryt przez... kobietę
Zjawiskowa gra Chorwacji na poprzednim mundialu wzbudziła sensację, a Luka Modrić stał się bohaterem narodowym i zgarnął Złotą Piłkę, jednak wybór najlepszego zawodnika w historii "Vatreni" nadal pozostaje stosunkowo banalny. I nie chodzi tu o filigranowego pomocnika. W latach 90. na szerokie wody wypłynął napastnik, który niemal w pojedynkę zapisał obfite stronice w annałach kadry, lewonożny bombardier, niepowtarzalny Davor Šuker.
Patrząc pobieżnie na dzieje jego kariery, ktoś mógłby się zastanowić, czy na pewno mówimy o tym samym Šukerze. Wszak przez kilkanaście lat gry zaledwie raz sięgnął po krajowe mistrzostwo czy europejski skalp, a jedyny złoty medal przywiózł z czempionatu w kategorii U-21. I choć osobista gablota byłego snajpera Realu Madryt i Arsenalu może nie pękać w szwach, jego dorobek na zawsze pozostanie w pamięci wszystkich chorwackich kibiców.
Maestro pod ostrzałem
Od dnia narodzin nić przeznaczenia Šukera wskazywała na przygodę ze sportem. Jego ojciec osiągał sukcesy jako kulomiot, a siostra zawodowo grała w siatkówkę. W dzieciństwie Davor pałał ogromnym zainteresowaniem do futbolu oraz… pływania. Podobno niemal każdą wolną chwilę spędzał na pluskaniu się w rzece Drawa, która opływała rodzinny Osijek. Na szczęście zamiast szaleństw w akwenie wodnym, postawił na brylowanie na boisku.
Zanim podbił serca kibiców rodzimego klubu, przysłużył się swojemu państwu, którym była wówczas Jugosławia. Na młodzieżowym mundialu w 1987 r. ekipa złożona z napastnika NK Osijek oraz Robertów - Jarniego i Prosinečkiego, Zvonimira Bobana czy Predraga Mijatovicia w cuglach sięgnęła po mistrzostwo. W związku z wystrzałem złotego pokolenia, apetyty na kolejne sukcesy międzynarodowe wciąż rosły.
Šuker powoli stawał się gwiazdą kadry, jednocześnie śrubując indywidualne statystyki w piłce klubowej. Po zdobyciu ligowego tytułu króla strzelców trafił do znacznie bardziej renomowanego Dinama Zagrzeb, gdzie nadal imponował formą. Używał tylko lewej nogi, nie należał do kolosów, fatalnie główkował, ale cóż z tego, skoro został obdarzony brylantową wręcz techniką i instynktem. W 60 spotkaniach dla Dinama aż 34 razy wpisywał się na listę strzelców. Bilans ten z pewnością byłby bardziej okazał, gdyby nie konieczność ucieczki w walce o swoją przyszłość i życie.
Krwawa rewolucja, która wybuchła na Bałkanach, zmieniła losy wszystkich Jugosłowian. Rodzinny Osijek leżał blisko granicy z Serbią, zatem można sobie jedynie wyobrażać, co z niego zostało, gdy konflikt przybrał na sile, a bratobójcza wojna zmieniła się w regularną rzeź. Futbol zszedł na drugi plan, chociaż warto dodać, że w 1992 r. Jugosławia dysponowała jednym z najlepszych zespołów w historii. Na EURO jechaliby z łatką faworyta, jednak sankcje pozbawiły ich udziału w szwedzkim turnieju. A złoto zdobyli ich "dublerzy", Duńczycy, którzy nawet nie przeszli eliminacji.
Piłkarze w tamtym okresie mieli z urzędu przyznawane stopnie wojskowe, jednak większość uciekła z kraju po rozpoczęciu działań zbrojnych. Davor Šuker, którego kariera miała dopiero nabrać należytego rozpędu, postanowił poszukać szczęścia na Półwyspie Iberyjskim. Znalazł je w sercu słonecznej Andaluzji.
Pod skrzydłami idola
- Wyobraź sobie, że ktoś bombarduje Katedrę Najświętszej Marii Panny w Sewilli. To nie do pomyślenia, prawda? Właśnie to się stało z moim domem - odpowiadał napastnik na jednej z pierwszych konferencji po podpisaniu kontraktu z Sevillą.
Chociaż Šuker miał dopiero 23 lata i nikłe doświadczenie na arenie europejskiej, oczekiwania fanów z Estadio Ramon Sanchez Pizjuan były ogromne. Chorwacka strzelba miała poprowadzić "Los Nervionenses" do sukcesów. Pierwszy sezon nieco zweryfikował i ostudził rozpalone oczekiwania. Davor zdobył zaledwie sześć bramek, nie potrafił się odnaleźć w nowej rzeczywistości, rzadko dochodził do sytuacji. Przypominał ciało obce. Prawidłowe wkomponowanie do andaluzyjskiej układanki nastąpiło dopiero za sprawą transferu pewnego Argentyńczyka.
- Gdy byłem mały, oglądałem popisy Diego w telewizji. I nagle widzisz go na treningu, gracie w jednej drużynie, siedzi obok ciebie w szatni. To było niesamowite. Początkowo bałem się do niego odezwać, ale sam podszedł i powiedział mi: "Nie rozglądaj się na boisku, nie szukaj piłki, po prostu wbiegaj w pole karne, ja ci zagram i tyle". Zapamiętałem tę radę na zawsze - wspominał na łamach "El Pais".
Argentyńsko-chorwacki duet współpracował znakomicie, lecz od "Boskiego Diego" wymagano nieco więcej. Maradona stawał się powoli szerszy, niż wyższy, a każda próba założenia przez niego pressingu wiązała się z ryzykiem stanu przedzawałowego. Legenda opuściła Sevillę po roku, jednak to wystarczyło, aby pomóc Šukerowi w odnalezieniu formy. Napastnik zanotował 13 trafień. W kolejnych rozgrywkach wyśrubował swój wynik do bariery 24 goli, ustępując w klasyfikacji strzelców jedynie Romario.
W następnych dwóch sezonach Davor nie schodził poniżej granicy 15 bramek. Ultrasi Sevilli prędko zapomnieli o fenomenalnym Ivanie Zamorano. Lewonożny wychowanek NK Osijek strzelał z niebywałą regularnością, jednak po pewnym czasie również poszedł w ślady Chilijczyka. Zamienił Andaluzję na Kastylię, przywdziewając trykot "Los Blancos". Latem 1996 r. na Santiago Bernabeu doszło do prawdziwej rewolucji kadrowej. Poza Šukerem do stolicy trafili m.in. dobry znajomy z czasów gry dla Jugosławii, Predrag Mijatović, a także Roberto Carlos czy Clarence Seedorf. Odważne ruchy "Królewskich" przeszły nieco bez echa, ponieważ cały piłkarski świat skupił wzrok na Mistrzostwach Świata. A dzięki Šukerowi i spółce, kibice mieli na czym zawiesić oko.
Legendarni "Ogniści"
Na swój pierwszy międzynarodowy turniej Chorwaci jechali z mianem cichego "czarnego konia" imprezy. Debiutowali na Mistrzostwach Europy, ale ich kadra obfitowała w gwiazdy światowego formatu. Firmament "Vatrenich" przyozdabiali: Prosinečki z FC Barcelony, Boban grający w Milanie i naturalnie Davor Šuker. Sześć punktów w fazie grupowej spokojnie wystarczyło do awansu, a snajper Realu w meczu z Danią o mało co nie doprowadził do skręcenia karku Petera Schmeichela. Legendarny bramkarz mógł jedynie obserwować, jak piłka z gracją wpada mu za kołnierz.
Udana przygoda podopiecznych Miroslava Blaževicia zakończyła się w ćwierćfinale. Na drodze do ich wielkości stanęli bezlitośni Niemcy, którzy w ostatecznym rozrachunku wyjechali z Anglii ze złotem. Futbol nie wrócił do domu. Za to po dwóch latach z zamiarem zemsty wrócili nieprzejednani Chorwaci. Na mundial we Francji kadra pojechała bez większych korekt. Ci, którzy polegli z Niemcami, mieli za zadanie osobiście przeprowadzić wendettę. Šuker zakasał rękawy, wpisując się na listę strzelców w spotkaniach z Jamajką i Japonią. Jego ówczesna forma powodowała, że szczęki same kierowały się w stronę podłogi. Strzelał, dryblował, rozgrywał.
Faza pucharowa przywitała ich spotkaniem z Rumunami, którzy nabrali pewności po pokonaniu Kolumbii i Anglii. "Tricolori" nie mieli jednak szans z rozpędzonym Šukerem, który trzecim trafieniem na turnieju wprowadził Chorwatów do ćwierćfinału. Tam czekali na nich starzy znajomi, Niemcy. "Vatrenich" uznano za rewelację turnieju, na trybunach w Lyonie dominowały kraciaste flagi, jednak faworytem pozostawali "Die Mannschaft".
Po wyrównanym początku nastąpił przełomowy moment w historii reprezentacji Chorwacji. Šuker w swoim stylu ściął do środka, wychodząc na wolne pole. Bezradnemu Christianowi Wörnsowi pozostało jedynie wyciąć pędzącego na bramkę rywala. Czerwona kartka zmieniła oblicze spotkania, szanse przybyszów z Bałkanów diametralnie wzrosły. Jeszcze przed przerwą prowadzenie zapewnił Jarni. Druga połowa to już całkowita dominacja. Vlaovic podwyższył rezultat, a Šuker po indywidualnej akcji umieścił wisienkę na torcie. Przecież zemsta najlepiej smakuje na słodko.
Chorwacja znalazła się na ustach całego świata, a "Šukermania" nabierała na sile. Na ich drodze do finału stanęli jednak gospodarze. Przeciwko "Les Bleus" Davor znów trafił, ale w drugiej połowie doszło do jednego z największych paradoksów w dziejach mundialu. Lilian Thuram w swojej reprezentacyjnej karierze rozegrał 140 spotkania, w trakcie których zdobył ledwie dwie bramki. Obie w pamiętnym półfinale. Chorwacji pozostało jedynie wywalczyć brązowy medal, który zapewnił, któż by się spodziewał, Davor Šuker. Napastnik opuszczał Pola Elizejskie z tytułem króla strzelców.
- Jestem piłkarzem, ale też pacyfistą. Futbol i polityka to dwie różne dziedziny, jednak wiem, jaką moc ma sport. Przed mistrzostwami o Chorwacji mało kto w ogóle słyszał, dziś zna nas cały świat - ogłosił Šuker.
Ostatki
W międzyczasie dobrze radził sobie także w barwach Realu Madryt. Debiutancki sezon zakończył z dorobkiem 29 trafień, a w kolejnym sięgnął po upragniony Puchar Europy. Wszystko układało się należycie, a kariera na Santiago Bernabeu zahamowała dopiero za sprawą… jego partnerki. Wybranką serca Davora została Anna Obrégon, gwiazda hiszpańskiej telewizji. Wraz z pojawieniem się informacji o ich płonnej relacji, forma napastnika nagle spadła, podobno opuszczał co drugi trening. John Toshack w końcu odsunął go od składu, czego nie omieszkała skomentować celebrytka. Trenera Realu nazwała "pajacem" i powiedziała, że Walijczyk powinien skupiać się na grze Šukerze, a nie jego życiu prywatnym. Głośna wypowiedź przelała czarę goryczy. Davor został momentalnie sprzedany.
Trafił do Arsenalu, gdzie jego kariera znacznie wyhamowała, ponieważ prym wiedli tam Bergkamp, Overmars czy Kanu. Po roku odszedł do West Hamu, gdzie znów nie potrafił się odnaleźć. Przygoda na Wyspach zakończyła się fiaskiem, chociaż Šuker mógł zapisać się w pamięci kibiców kilkoma strzałami.
Buty na kołku zawiesił dopiero w TSV 1860 Monachium. Po tej decyzji od razu został ogłoszony najlepszym piłkarzem w historii chorwackiej piłki. Taka decyzja nie może dziwić, biorąc pod uwagę udział w sukcesie z 1998 r. oraz miano najskuteczniejszego zawodnika w dziejach "Vatreni".
Od 2012 r. Šuker piastuje zresztą funkcję prezesa rodzimej federacji. Kierowanie zza biurka nie idzie mu już tak dobrze. Niedawno wykryto jego powiązania z Ante Šapiną, którego skazano za ustawianie meczów. W 2017 r. Ivan Perisić otwarcie krytykował prezesa za organizację sparingu z Estonią na murawie, która urągała wszelkim standardom, co doprowadziło do kontuzji Marko Pjacy.
- Radziłbym panu Šukerowi, aby lepiej dobierał obiekty, jeśli kadrowicze mają wracać ze zgrupowań w jednym kawałku - grzmiał skrzydłowy Bayernu. Cóż, chyba Davor wyciągnął wnioski, ponieważ rok później Chorwaci znów oczarowali świat, siegając po srebro na mundialu. Pod czujnym okiem niezawodnego Davora Šukera.
Mateusz Jankowski