Zakazany temat Gyokeresa. Klub Premier League wstydzi się błędów z przeszłości
Hat-trick przeciwko Manchesterowi City plus worek bramek w lidze portugalskiej sprawił, że Viktor Gyokeres stał się najbardziej rozchwytywanym napastnikiem w Europie. Paradoksem jest to, że nigdy nie grał w zespołach lig TOP5, a z jego usług zrezygnował Brighton - klub, który przecież słynie ze świetnej identyfikacji talentów. Anglicy unikają tego tematu, choć już za chwilę będą musieli się z nim zmierzyć.
Ruben Amorim na razie nie chce komplikować spraw. Nie zamierza irytować swojego byłego pracodawcy i za każdym razem, gdy pada pytanie o Sporting, zarzeka się, że zimą nie wyciągnie stamtąd żadnego piłkarza. Klub z Lizbony ma w tym momencie aż sześć punktów przewagi nad Porto. Ostatni mecz w lidze portugalskiej przegrał w grudniu 2023 roku. Pewnym krokiem zmierza po drugie mistrzostwo z rzędu, wygrywając w weekend z Bragą 4:2. Gyokeres co prawda tym razem nie strzelił, ale nie ma dnia, żeby w jego kontekście nie padły nazwy Bayernu, PSG, Barcelony i oczywiście Manchesteru United.
Kamień w bucie
Przejście do tego ostatniego klubu byłoby chichotem historii, bo jednym z dyrektorów sportowych jest tam dziś Dan Ashworth, który kierował polityką transferową Brighton, gdy w 2021 roku lekką ręką odpuszczono tam Gyokeresa. Szwed ma dziś 23 gole po 18 spotkaniach, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki. Drugi sezon z rzędu potwierdza swoją klasę, ale mimo sześć lat spędzonych w Anglii nigdy nie zadebiutował w Premier League. Im dłużej będzie trwał szał wokół szwedzkiego napastnika, tym częściej będzie wracać pytanie, co takiego stało się w ekipie “Mew”, że nigdy nie dostrzegły w nim potencjału.
Brighton w ostatnich latach wyrobił sobie markę klubu, który potrafi za “grosze” ściągnąć z Ameryki Południowej przykładowego Moisesa Caicedo, a następnie zarobić na nim ponad 100 mln funtów. Legendy krążą o ich znakomicie zbudowanych strukturach, a narzędzia i procesy skautingowe są owiane tajemnicą. Gyokeres na zawsze będzie ich kamieniem w bucie, choć oczywiście dopiero weryfikacja w elitarnym klubie pokaże nam pełny zakres jego talentu.
Błąd Pottera
Szwed miał 19 lat, gdy Anglicy dostrzegli jego talent w drugiej lidze szwedzkiej. Do Brighton przeprowadzili się nawet jego rodzice, by dodać mu animuszu i stworzyć odpowiednie środowisko. Pierwsze dwa lata spędził w zespole młodzieżowym. W 2019 roku był na wypożyczeniu w niemieckim Sankt Pauli, gdzie strzelił siedem goli. Rzucono go też na wypożyczenie do Swansea, choć zbiegło się to z pandemią, więc i tutaj trudno było mu ruszyć z kopyta.
Miał 23 lat, gdy poszedł na wypożyczenie numer trzy do Coventry. Znowu nie zachwycił, bo strzelił tylko trzy gole. Ale mimo to klub zaproponował mu stały kontrakt. Podobno w tamtym czasie chciała go też Legia Warszawa, o czym informowały szwedzkie media. Faktycznie, polski klub obserwował go dwa razy na żywo, ale nigdy nie doszło do poważniejszych rozmów. Gyokeres był skupiony jedynie na Anglii.
Dzisiaj Coventry wie, że zrobiło znakomity biznes, bo wyciągnęło piłkarza za ciut ponad milion funtów plus zapewniło sobie 10-15 procent od następnej sprzedaży zawodnika, a ta niska nie będzie. Tak naprawdę przegranym jest Brighton, a lokalni dziennikarze mówią, że to wina Chrisa Hughtona, który w sezonie 2018/19 nie zaufał młodemu piłkarzowi. Dał mu zagrać jedynie w pięciu meczach i to tylko w pucharach.
Inni twierdzą, że błąd popełnił jego następca Graham Potter. To on był menedżerem Brighton, gdy zatwierdzono sprzedaż Gyoekresa do Coventry. Potter miał wtedy do wyboru dwóch napastników i mocniej postawił na Aarona Connolly’ego. W klubie twierdzono wtedy, że Gyokeres nie odpalił na trzech wypożyczeniach i raczej słabo rokuje. Connolly miał poza tym lepszy dorobek bramkowy w zespole U-21.
Okazja rynkowa
Irlandczyk w swoim debiucie w Premier League strzelił dwa gole przeciwko Tottenhamowi. Potter miał wtedy prawo twierdzić, że wybrał dobrze. Ale z czasem Connolly poszedł na cztery wypożyczenia. W 2023 roku został sprzedany do Hull City, a dziś gra w Sunderlandzie. Od Gyokeresa dzieli go przepaść, bo Szwed nigdy nie załamał się faktem, że został niewypałem w Brighton. Zakasał rękawy i poszedł dalej.
W Coventry dostał zaufanie, którego potrzebował. W swoim pierwszym pełnym sezonie strzelił 17 goli na zapleczu Premier League. Rok później miał już 21 bramek w lidze. A do tego dołożył dziesięć asyst. Stało się jasne, że ktoś z takim workiem goli, z taką powtarzalnością, musi pójść wyżej.
Gyokeres już kilka lat wcześniej potrafił wygrać Złotego Buta na mistrzostwach Europy do lat 17. Nie był więc postacią, która bazowała tylko na jednorazowych wyskokach. Ruben Amorim latem 2023 roku powiedział wprost: chcę Gyokeresa i musicie zrobić wszystko, żeby go ściągnąć. Dyrektor sportowy Sportingu Hugo Viana też zauważył w nim ogromną okazję rynkową. Kluby Premier League lubią unikać ryzyka, gdy widzą zawodnika, któremu nie poszło w trzech klubach. Ale Sporting nie zaprzątał sobie tym głowy, twierdząc, że Gyokeres ma dopiero 25 lat i że ciągle warto na niego postawić.
Mroczny Rycerz
W tamtym momencie najdroższym graczem w historii Sportingu był Brazylijczyk Paulinho sprowadzony z Bragi. Na niego też mocno uparł się Amorim, choć Paulinho w swoim najlepszym sezonie w Lizbonie strzelił raptem 11 bramek. Gyokeres miał rozwiązać problem w ataku, bo Sporting w tamtym momencie rósł jako drużyna, ale brakowało mu killera pod bramką. Zdobycze bramkowe często wisiały na skrzydłowych, jak Pedro Goncalves czy Pablo Sarabia. Gyokeres miał być też sentymentalnym powrotem do czasów Mario Jardela, legendarnego snajpera Sportingu, który w sezonie 2001/2002 strzelił 42 gole w 30 ligowych meczach. We wszystkich rozgrywkach miał ich 55.
Szwed odpalił natychmiast. W poprzednim sezonie strzelił 29 goli w 33 ligowych meczach. Dołożył też 14 trafień w pozostałych rozgrywkach. Teraz wkroczył też na scenę Ligi Mistrzów i ma już pięć goli, w tym hat-trick przeciwko Manchesterowi City, po którym stało się jasne, że facet jest gotów na każdy rodzaj wyzwań. Kiedy przychodził do Sportingu, miał osiem różnych ofert, ale zdecydował się na Lizbonę, bo spodobały mu się pomysły i charyzma Rubena Amorima. Opowiadał o tym jego agent Hasan Cetinkaya w dzienniku Record. To dlatego dzisiaj Manchester jest faworytem w wyścigu po snajpera Sportingu i nawet jeśli Amorim mówi o braku transferów zimą, to z pewnością latem ruszy z impetem.
W ostatnich tygodniach mocno też poszła w górę wartość marketingowa Gyokeresa. Rozpoznawalność daje mu m.in. słynna celebracja goli, gdy krzyżuje ręce na ustach. Jeszcze kilka miesięcy temu droczył się z dziennikarzami, gdy dostawał o to pytania. Ale ostatnio sam opublikował post na Instagramie, nawiązujący do “Mrocznego Rycerza” i słów Bane’a: "Nikogo nie obchodziło kim jestem, dopóki nie założyłem maski”.
Tę maskę zna dziś cały świat, a odliczanie do wielkiego transferu już się zaczęło. Gyokeres po przerwie na reprezentację zagra przeciwko Arsenalowi w Lidze Mistrzów. To znowu będzie spory test, który jeszcze więcej powie nam o potencjale Szweda.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.