Zagrożenie dla Polski. Zastąpił Bellinghama i pozamiatał, od flopa do gwiazdy
Rok temu przylgnęła do niego łatka niewypału. Teraz przyjechał na mistrzostwa Europy po najlepszym sezonie w karierze. Marcel Sabitzer to gwiazda, która spróbuje przyćmić reprezentację Polski.
Austria, podobnie jak Polska, rozpoczęła EURO od minimalnej porażki z faworytem. Podopieczni Ralfa Rangnicka również jednak pokazali, że mają ambicje, aby powalczyć o coś więcej. My będziemy wspominać dwie niewykorzystane sytuacje Jakuba Kiwiora, a ekipa “Burschen” pewnie żałuje zmarnowanej okazji Christopha Baumgartnera. W pierwszej połowie gracz RB Lipsk mógł, a nawet powinien otworzyć wynik z Francją po znakomitym dograniu Marcela Sabitzera. Pomocnik Borussii Dortmund tym razem nie zanotował asysty, ale po raz wtóry udowodnił, że dysponuje nieprzeciętnym wachlarzem umiejętności.
Uważaj, o co prosisz…
… bo możesz to dostać. Najgorszy moment w karierze Marcela Sabitzera przypada na okres, kiedy miał spełnić dziecięce marzenie. Jako młokos mocno wspierał Bayern Monachium, ściany jego pokoju zdobiły plakaty Ze Roberto czy Giovane Elbera. Chciał zagrać kiedyś w barwach “Die Roten” i ta okazja nadarzyła się przed startem sezonu 2021/22. Bawarczycy wyciągnęli wtedy złotą kartę i poszli na zakupy do Lipska. Wrócili z pakietem Nagelsmann - Sabitzer - Upamecano. Wydawało się, że nowe nabytki odpalą pod wodzą trenera, którego dobrze znają. Tyle z teorii.
- Sabitzer był luksusowym wzmocnieniem, ale nie poradził sobie tak, jak tego oczekiwaliśmy. Jeśli spojrzysz na jego ostatnie występy, zobaczysz, że ma wiele do poprawy - ocenił dwa lata temu Karl-Heinz Rummenigge.
Debiutancki sezon Austriaka na Allianz Arenie był słabiutki. Wyglądało to tak, jakby Nagelsmann zupełnie nie miał pomysłu na swojego podopiecznego. Ten w sumie spędził na murawie zaledwie 1099 minut, pełniąc funkcję zapchajdziury. Tylko raz rozegrał mecz w pełnym wymiarze czasowym, przy czym była to porażka z Borussią Moenchengladbach. Awaryjnie wystąpił wówczas na pozycji lewego obrońcy. Czuć było, że gra w tej roli nie sprawia mu przyjemności, a zespół nie czerpie z tego żadnych benefitów. Ratunkiem miało być wypożyczenie do Manchesteru United. Na Old Trafford przyszedł, będąc traktowany jak murowany kandydat do niewypału.
- Sabitzer to gracz czwartej kategorii. To paniczne wzmocnienie Manchesteru United. Nie wiem, czy powinien sięgać po zawodnika, który nie miał miejsca w Bayernie - grzmiał Paul Merson, ekspert Sky Sports.
Tymczasowa przygoda w Manchesterze była małym odrodzeniem Sabitzera. Może nie został od razu pierwszoplanową postacią “Czerwonych Diabłów”, ale miał swoje momenty. Jego gol z Fulham zapewnił awans do półfinału FA Cup. W ćwierćfinale Ligi Europy sieknął dublet z Sevillą. Przede wszystkim wrócił jednak do regularnej gry w środku pola, gdzie czuje się najlepiej. Już nie musiał wypełniać wszystkich luk, które akurat pojawiły się w składzie Bayernu.
- Po trudnym okresie w Bayernie rzuciłem się na głęboką wodę, bo tak mogę nazwać przenosiny do Manchesteru. Ale tam odzyskałem pewność siebie, zdałem sobie sprawę, że mam ją, chociaż brakowało mi rytmu. Odbudowałem się fizycznie i mentalnie. Jestem bardzo zadowolony z tego, jak ułożyły się kolejne miesiące. Czułem się dobrze w United, cenię Erika ten Haga. Kiedy rozegrałem słabsze mecze, pokazywał mi sytuacje, w których mogłem zachować się lepiej. Nie krytykował, ale mówił nam, że w kolejnym meczu możemy spisać się lepiej. Wiele się od niego nauczyłem - chwalił w rozmowie z The Athletic.
Heja BVB
- W Bayernie były rzeczy, które mi się nie podobały. Ale nie chcę wymazywać tamtego okresu z mojego życia. To było spełnienie marzenia z dzieciństwa. W młodości ten klub był mi bardzo bliski. To pouczające doświadczenie - ocenił przed startem minionego sezonu.
Rok temu wiadomo było, że nie zostanie w Bayernie. Spalił za sobą mosty i zamknął nieudany rozdział. Kiedy pojawiła się oferta z Borussii Dortmund, doszedł z nią do porozumienia w ciągu zaledwie 48 godzin. Bild podawał, że aby zmienić barwy, Austriak obniżył wymagania finansowe o 2,5 mln euro. Kluczowa okazała się rola Edina Terzicia, który zadzwonił do niego i przedstawił swój plan na zespół. BVB potrzebowała rasowej “ósemki”, która potrafi grać na całej długości i szerokości boiska. Sabitzer zjawił się na Signal Iduna Park i powiedział: “Oto jestem”.
- Jestem silny fizycznie, dysponuję dobrym strzałem. Wyróżniają mnie też odbiór i boiskowa inteligencja. Poza tym jestem ambitny. Bardzo źle znoszę porażki. Myślę, że ze względu na te cechy pasuję do Borussii. Zastąpienie Bellinghama? To nie zależy tylko ode mnie. Jasne, że jego odejście pozostawia pustkę w drużynie. To wyjątkowy gracz, który wiele tutaj osiągnął. Chcę jednak dołożyć wszelkich starań, abyśmy mogli o nim zapomnieć. Musimy to zrobić razem jako grupa - zaznaczał. - Dokładnie pasuje do profilu zawodnika, którego szukaliśmy. Jest silny fizycznie, stwarza zagrożenie pod bramką, dzięki swojej osobowości na pewno stanie się filarem zespołu - przyznał dyrektor Sebastian Kehl.
W ostatnich miesiącach Sabitzer, tak jak praktycznie cała Borussia, rozegrał równolegle dwa sezony. Na krajowym podwórku gra dortmundczyków pozostawiała bardzo wiele do życzenia. Praktycznie co dwa, trzy tygodnie zespół zawodził w meczach, które po prostu wypadałoby wygrać. Liderzy zawodzili, obrona przeciekała, punkty uciekały. Kiedy już spisywano jednak BVB na straty, przychodziły magiczne wieczory na arenie europejskiej. Wtedy ekipa Terzicia transformowała się w piłkarskie demony.
Sabitzer sprawił, że kibice Borussii przez chwilę mogli zapomnieć o Bellinghamie. Zaznaczmy od razu, że aktualnie Anglik zjada pomocnika w praktycznie każdym aspekcie futbolowego rzemiosła. Kiedy jednak występował w Niemczech, nie był jeszcze tak znakomitym piłkarzem. Austriak momentami potrafił zapewnić jakość gwarantowaną wcześniej przez wychowanka Birmingham. Na koniec sezonu został najlepszym asystentem w Lidze Mistrzów. Swoje piłkarskie opus magnum zaserwował w ćwierćfinałowym starciu z Atletico. Strzelił wtedy gola, dorzucił dwa otwierające podania, pięć odebranych piłek. Madrytczycy powinni oprawić ten występ i powiesić w Prado.
- Sabitzer był wszędzie, rozegrał mecz życia. Wszystko, czego dotknął, zamieniał w złoto - chwalił Owen Hargreaves na antenie TNT. - Co teraz czuję? Czysta ekstaza. Kiedy 80 000 ludzi unosi stadion, ty też chcesz lecieć razem z nimi. Po golu chciałem tylko wskoczyć i cieszyć się razem z kibicami. To było coś wyjątkowego. Pokazaliśmy pasję, mentalność i jakość. Mam gęsią skórkę - mówił sam zainteresowany.
Lider kadry
Dobra forma w klubie przełożyła się na zwyżkę w reprezentacji. Jego obecność w kadrze nie jest niczym nowym, ponieważ oficjalny debiut zanotował w 2012 roku, kiedy miał zaledwie 18 lat. Dopiero w ostatnich miesiącach wyrósł jednak na prawdziwą ostoję tej drużyny. W eliminacjach do mistrzostw Europy notował jeden udany występ za drugim. Strzelił z Belgią, asystował ze Szwecją. Przeciwko Azerbejdżanowi miał jedno otwierające podanie i trzy bramki, w tym jedną wręcz kosmiczną.
- "Sabi" to zawodnik o bardzo dużej jakości. Myślę, że zmiana klubu dobrze mu zrobiła. Dosłownie rozkwita na boisku. To bardzo, bardzo dobry piłkarz - ocenił Rangnick przed EURO.
30-latek dorósł do tego, aby przebić osiągnięcia własnego ojca. W przeszłości Herfried Sabitzer też zawodowo grał w piłkę i uzbierał nawet sześć występów w reprezentacji. Nie został jednak zapamiętany jako żaden wirtuoz. Największą pomocą kadrze było wychowanie syna w taki sposób, aby nie zmarnował talentu.
- Problem mojego ojca polegał na tym, że ciężko pracował na boisku, ale dawał się rozpraszać poza nim. Kiedy wszystko się układało, spuszczał z tonu. Jestem pewien, że on by się z tym zgodził. Wie, że mógł osiągnąć więcej. Ale teraz pomaga mi, kiedy tylko może, ogląda moje mecze, często rozmawiamy - wspominał pomocnik na łamach oficjalnej strony BVB.
Apetyt na więcej
Sabitzer występuje w kadrze od ponad dekady, ale wydaje się, że po raz pierwszy jest członkiem drużyny, która może powalczyć o coś więcej. Na EURO 2016 Austria nie wyszła z grupy. Później nie zakwalifikowała się na dwa mundiale. Trzy lata temu stawiała się Włochom w 1/8 finału, ale ostatecznie przegrała w karnych z późniejszymi mistrzami. Teraz nie brakuje opinii, że “Burschen” powinni mierzyć wyżej.
Ralf Rangnick znakomicie poukładał zespół, który chce iść na noże z każdym rywalem. Przed EURO pokonał Niemców i zdemolował Turcję 6:1. Z kolei kilka dni temu rozegrał naprawdę solidne zawody przeciwko faworyzowanej Francji. “Trójkolorowi” pewnie zasłużyli na zwycięstwo, ale nie wyglądało to tak, jakby między obiema drużynami była przepaść. Raczej nieznaczna różnica jakości. A Austrię stać na jeszcze więcej.
- Nie sądzę, że zagraliśmy na naszym najlepszym poziomie. Graliśmy z trudnym i silnym przeciwnikiem, niestety nie udało nam się wykorzystać naszych szans. Ale teraz skupiamy się już na meczu z Polską. Kluczem jest regeneracja - przyznał Sabitzer przywoływany przez TRT Spor.
Austria i Polska zasłużyły na pochwały po pierwszej kolejce EURO. Za pochwały nie otrzymuje się jednak punktów. Aktualnie obie drużyny znajdują się pod kreską. Ewentualna porażka w bezpośrednim starciu praktycznie oznacza wylot z turnieju. Mamy naturalnie nadzieję, że to biało-czerwoni zdobędą komplet punktów i przybliżą się do fazy pucharowej. Aby tak się stało, konieczna będzie neutralizacja Marcela Sabitzera. Następca Jude’a Bellinghama już z Francją rozegrał bardzo solidne zawody. Miał dwa kluczowe podania, jedną wykreowaną “setkę”, przebiegł 11,38 kilometra (drugi najlepszy wynik po N’Golo Kante). Jeśli Polska zatrzyma “Sabiego”, znacznie przybliży się do zwycięstwa. Ale ta sztuka udaje się naprawdę niewielu.