Zaczynają się igrzyska w paleniu pieniędzmi. Kosztowna impreza w Polsce. "Organizacyjny absurd"

Zaczynają się igrzyska w paleniu pieniędzmi. Kosztowna impreza w Polsce. "Organizacyjny absurd"
Longfin Media / Shutterstock.com
Jeśli przez większość waszego życia nie słyszeliście o igrzyskach europejskich, to wszystko z wami w porządku. To ten rodzaj imprezy, z zasady interesujący niewielkie grono osób, które w jego większości stanowią organizatorzy. Jednocześnie to wydarzenie już zaraz, już teraz startuje w Polsce. I stanowi przy tym znakomity przykład na absurdalne marnotrawienie pieniędzy przez władze.
W 2019 roku Prawo i Sprawiedliwość zapragnęło organizacji poważnej imprezy sportowej. Wszelakie igrzyska olimpijskie odpadały - kandydatury były dawno rozpatrzone, a jeszcze w 2014 roku mieszkańcy Krakowa sprzeciwili się pomysłowi zimowego turnieju. Doszło wówczas do referendum, które w zdecydowany sposób storpedowało pomysł lokalnych władz oraz ówczesnego rządu. Pięć lat później przyjęto jednak inną strategię - pominięto bowiem etap negocjacji z mieszkańcami i od razu przystąpiono do działania. Ogłoszono, że stolica Małopolski będzie ubiegała się o organizację igrzysk europejskich. Dziwnego wytworu, jaki zainaugurowano w 2015 roku w Azerbejdżanie.
Dalsza część tekstu pod wideo
W kolejnych latach nikt nie myślał wycofywać się z przyjętego projektu. Kontrolę finansową nad całością sprawował Jacek Sasin. Czołowy polityk PiS-u stopniowo przeprowadzał ideę przez kolejne fazy. Nie przeszkodziła w tym ani pandemia - znacznie kurcząca środki finansowe i kraju, i miasta - ani fakt, że sam Kraków nie miał żadnego kontrkandydata. To od samego początku było wydarzenie, którego nikt nie chciał przyjąć. Nikt poza władzami Krakowa oraz rządem (pisaliśmy o tym TUTAJ). Być może powinno to zapalić pewną lampkę ostrzegawczą, ale oczywiście tak się nie stało. Projekt rósł w oczach, pochłaniał kolejne pieniądze, aż doszlusował w końcu do granicy przekraczającej miliard złotych. Można się było tego oczywiście spodziewać, skoro pierwsze igrzyska europejskie w Baku pochłonęły ponad miliard dolarów (!) i nie zdołały się zwrócić.
- Mieszkańcy mówią igrzyskom nie!, a prezydent w odpowiedzi robi igrzyska, tyle że o dużo mniejszej randze. Może Jacek Majchrowski zapomniał już, jakie jest zdanie krakowian? W sprawie metra, którego budowę mieszkańcy zlecili prezydentowi w tym samym referendum, można również odnieść takie wrażenie - powiedział radny klubu Kraków dla Mieszkańców Łukasz Maślona w rozmowie z portalem "Oko.press".
W wypadku nadchodzącej imprezy trudno zatem wierzyć w sukces. Nic nie przemawia za tym, aby była to rzecz opłacalna pod względem finansowym. Po co pisać się na biznes, który z miejsca można spisać na straty? Po co bawić się w przedziwne wydarzenie sportowe, które bagatelizują czołowi reprezentanci? Po co utrzymywać, że dzięki temu wypromowany zostanie cały kraj, skoro ranga samego eventu jest w gruncie rzeczy mierna? I wreszcie - dlaczego, skoro się już na to zdecydowano - dopuszczono do serii gigantycznych zaniedbań dotyczących przede wszystkim działu marketingu?

Wąski krąg

Jako się rzekło - historia igrzysk europejskich sięga 2015 roku. Sama idea narodziła się jednak wcześniej, bo pierwsze pomysły pojawiły się jeszcze u schyłku XX wieku. Długo jednak obawiano się, czy będzie to wydarzenie opłacalne pod względem ekonomicznym. Zwracano również uwagę na napięty kalendarz, więc pozytywną decyzję konsekwentnie odkładano w czasie. Zmieniło się to dopiero 11 lat temu, gdy w Rzymie ostatecznie przyznano prawo do organizacji dla Azerbejdżanu. To o tyle ciekawe, że przecież państwu temu formalnie bliżej do Azji. O ile jednak sytuacja geograficzna jawiła się jako ciekawa, ale niegroźna, o tyle znaki zapytania rodziła władza kontrolująca kraj. Urząd prezydenta sprawował Ilham Alijew, który tego stanowiska nie opuścił od 2003 roku.
Alijew stał się pierwszym, ale nie ostatnim, prezydentem-dyktatorem, który zainaugurował igrzyska europejskie. Dowodów na niedemokratyczną działalność syna Hejdara Alijewa (byłego oficera KGB oraz byłego prezydenta) dostarczały właściwie każde wybory. W 2003 roku Alijew Jr. zdobywa 76% głosów, głosowanie nie spełnia żadnych standardów, opozycja jest bita i aresztowana. W 2008 roku prezydent zgarnia 88% poparcia, pojawiają się kolejne zarzuty o sfałszowanie wyników i kolejne zatrzymania. Wreszcie w 2013 roku - na świeżo przed igrzyskami europejskimi - przewodniczący Partii Nowego Azerbejdżanu sięga po 84,5% głosów, a schemat się powtarza. Nikt jednak nie myśli o tym, aby odebrać Azerom imprezę, na którą łoży się kolejne miliardy dolarów.
Już w 2018 roku, gdy Alijew sięga właściwie po władzę absolutną, bo zapewnia sobie między innymi prawo do rozwiązywania parlamentu, w delegację udaje się Ryszard Czarnecki. Poseł PiS gratuluje prezydentowi kolejnej wygranej, chociaż - co oczywiste - wybory nie spełniają demokratycznych standardów. Sam Alijew Jr. jest już postacią w Polsce doskonale znaną, bo w 2008 roku, gdy prezydentem był Lech Kaczyński, otrzymał Krzyż Wielki Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Co ciekawe, z Azerem żadnych problemów nie mają też Włosi (Kawaler Krzyża Wielkiego Orderu Zasługi Republiki Włoskiej, 2018), Francuzi (Krzyż Wielki Legii Honorowej, 2007) oraz, co najbardziej oczywiste, Białorusini (Order Przyjaźni Narodów, 2011).
Białoruś pojawia się nieprzypadkowo, bo również sterowana jest przez dyktatora, który ma na swoim koncie otwieranie igrzysk europejskich. W 2019 roku prawo otrzymał właśnie kraj Aleksandara Łukaszenki, a oficjalnym gospodarzem został Mińsk. Wcześniej o imprezę walczyła głównie Holandia, ale jeszcze w 2015 zrezygnowała. Powodem była niska opłacalność oraz opór społeczny. Przeprowadzone konsultacje wykazały, że nie uda się wnieść wymaganego wykładu w wysokości 60 milionów euro. W argumentacji podkreślono, że nie ma uzasadnienia dla wydawania podobnych pieniędzy oraz niejasne jest, kto powinien ponieść konsekwencje za ewentualne (i spodziewane) niepowodzenie ekonomiczne. Ostatecznie w 2016 roku ECO nominowało wspomnianą Białoruś, chociaż rozważano też Rosję oraz Polskę (Poznań). Drugi z krajów walczył jednak ze skandalem antydopingowym, zaś u nas pomysł storpedowały lokalne władze.
Do inauguracji drugiej edycji doszło 21 czerwca 2019 roku, a na scenie głównej pojawił się właśnie Łukaszenko. Do Białorusi - od kilkunastu lat walczącej z jarzmem autorytarnych rządów - przyjechało 50 reprezentacji, aby wziąć udział w zawodach, które w najlepszym razie, bo przecież nie we wszystkich konkurencjach, pozwalają na kwalifikacje do igrzysk olimpijskich. Tym samym za tę relatywnie niską nagrodę kolejny raz podano na tacy argument, że przecież na Białorusi wszystko jest w najlepszym porządku.
Teraz, ta sama impreza, wcześniej przynależąca wyłącznie do krajów niedemokratycznych, przybywa do Polski ku aplauzie władz zarówno lokalnych, jak i krajowych. Ciekawe.

Szał ciał

Sportowy aspekt igrzysk europejskich jest szczególny. Selekcja, jeśli idzie o dyscypliny, jest bowiem dość niewielka, żeby nie powiedzieć: żadna. W programie stale znajdują się badminton, boks, judo, kajakarstwo, kolarstwo, koszykówka 3x3, lekkoatletyka, łucznictwo, piłka nożna plażowa, strzelectwo i tenis stołowy. Z tego grona nie wszyscy zwycięzcy pojadą na kolejne igrzyska olimpijskie. Prawo awansu do Paryża przysługuje bowiem triumfatorom w breakdance (o ile ta dyscyplina naprawdę się tak nazywa, bo na oficjalnej stronie długo widniała jako breaking), kajakarstwie górskim, łucznictwie, pływaniu synchronicznym, rugby siedmioosobowym, skokach do wody. Wyróżnieni zostaną też najlepsi sportowcy w boksie oraz pięcioboju nowoczesnym, gdzie jednak lista promowanych jest dłuższa.
Dłuższa jest też wyliczanka wszystkich zawodów. Do wspomnianego grona należy doliczyć tajski boks, kickboxing, kolarstwo BMX, padel, piłkę ręczną plażową, szermierkę, taekwondo, teqball, triathlon, wspinaczkę sportową i wreszcie skoki narciarskie, dodane przez Polskę na zasadzie prawa gospodarza. Oczywiście rywalizacja toczyć się będzie nie na śniegu, nawet sztucznym, ale na igielicie. Reprezentanci zapowiedzieli już swój przyjazd, pojawią się między innymi Dawid Kubacki oraz Kamil Stoch. Nie może być jednak inaczej, skoro głównym sponsorem Igrzysk Europejskich 2023 oraz kadry biało-czerwonych jest ten sam podmiot - Grupa Orlen.
Skupiając się jeszcze na skokach, które prawdopodobnie wygenerują najwięcej emocji ze wszystkich dyscyplin, to pewnym jest, że w gronie startujących nie zobaczymy kilku głośnych nazwisk zza granicy. Z udziału zrezygnował Halvor Egner Granerud (decyzję podjął po odniesieniu kontuzji), a także Andreasa Wellingera, Karla Geigera, Michaela Hayboecka i Markusa Eisenbichlera. Wśród pań zabraknie zaś między innymi Emy Klinec, czyli mistrzyni świata z 2021 roku. Z jakiegokolwiek udziału zrezygnowali zaś Włosi oraz Szwedzi, którzy przekazali portalowi "skijumping.pl" swoje krótkie stanowisko.
O poziomie igrzysk europejskich wiele mogą powiedzieć też zwycięzcy poszczególnych dyscyplin z Mińska. Kilka przykładów:
  • kolarstwo szosowe mężczyzn ze startu wspólnego - najlepszy Davide Ballerini z czasem 4h, 10 min, 4 s. Nie załapał się do kadry Włoch na mistrzostwa świata w kolarstwie w 2018 roku.
  • kolarstwo szosowe mężczyzn wyścig na czas - najlepszy Wasil Kiryjenka z czasem 33 min, 3 s, 33 ss. Nie ukończył wyścigu na mistrzostwach świata w kolarstwie w 2018 roku.
  • bieg mężczyzn na 110 m z przeszkodami - najlepszy Vitali Parakhonka z czasem 13,55 s. Podczas lekkoatletycznych mistrzostw świata w 2017 roku dałoby mu to 17. miejsce w półfinałach.
  • bieg mężczyzn na 100 m - najlepszy Serhij Smełyk z czasem 10,44 s. Podczas lekkoatletycznych mistrzostw świata w 2017 roku dałoby mu to 24. miejsce w półfinałach.
  • skok wzwyż mężczyzn - najlepszy Maksim Niedasiekau z wynikiem 2,27 m. Podczas lekkoatletycznych mistrzostw świata w 2017 roku dałoby mu to 18. miejsce w kwalifikacjach.
  • rzut oszczepem kobiet - najlepsza Tacciana Chaładowicz z wynikiem 64,37 m. Podczas lekkoatletycznych mistrzostw świata w 2017 roku dałoby jej to 6. miejsce (Białorusinka w istocie je zajęła, ale z nieco gorszym wynikiem).
Igrzyska europejskie są zatem utkane z paradoksów. Chociaż pozwalają na wykazanie się w niszowych konkurencjach, to nie stawiają na dyscypliny tak oryginalne, jak ma to miejsce na przykład podczas World Games, gdzie widowiskowo prezentuje się choćby "berek". Jednocześnie jednak dookoła igrzysk europejskich stara się wytworzyć atmosferę wielkiego święta sportu i imprezy, która niemal-niemal, tuż-tuż może dorównywać randze najważniejszym wydarzeniom lekkoatletycznym w Europie i na świecie. Prawda jest zgoła odmienna, bo wiele przypadków pokazuje, że poziom po prostu zdecydowanie odbiega od najlepszego. Nie zamierzam umniejszać startującym sportowcom, ale nie rozumiem sensu robienia nieudolnej szopki, a tym bardziej wyrzucania w błoto ponad miliarda złotych.

Organizacyjny absurd

Kraków, odgórnie wybrany na gospodarza całej imprezy, początkowo miał nadzieję, że inwestycja będzie opłacalna przede wszystkim dla mieszkańców. W końcu w ślad za przeprowadzeniem turnieju miały podążać potężne inwestycje finansowe. "Oko.press" przypomina, że Jacek Sasin publicznie zadeklarował, że wsparcie dla miasta sięgnie miliarda złotych. Takich pieniędzy stolica Małopolski jednak nie zobaczy. Jeszcze w 2021 roku prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę dotyczącą wsparcia Igrzysk Europejskich 2023 - znalazł się tam zapis, który zobowiązał państwo do pokrycia 160 milionów złotych, czyli - jak się szybko okazało - ułamka z ułamka wszystkich kosztów. Według "Gazety Wyborczej" kwota ta miała wystarczyć opłaty dla związków sportowych i komisji dopingowej.
To samo pismo sugerowało, że pozostałe wydatki z tytułu organizacji wydarzenia sięgną około 400 milionów złotych. Były to wyliczenia błędne, bowiem festiwal palenia pieniędzmi dopiero się zaczynał. Skala nierentowności IE będzie tym większa, że zarówno nie doszacowano kosztów, jak i przeliczono się w kwestii popularności samego wydarzenia. Obecne wyliczenia wskazują, że do Krakowa, w związku ze sportowym eventem, przyjedzie 20 tysięcy osób. Żeby zaś całość się zwróciła, liczba ta musiałaby iść w setki tysięcy.
IE stadion Reymonta
strona Igrzysk Europejskich 2023
Ceremonię otwarcia zaplanowano na środę 21 czerwca. Jeszcze w miniony czwartek - czyli 15 czerwca - nie było żadnych problemów z dostępnością biletów na rzeczone wydarzenie. Jak widać na powyższym screenie, bez większego problemu mogliśmy kupić nawet kilkanaście wejściówek. Jakby tego było mało, zamieszczony przeze mnie obraz jest o tyle złudny, że znaczna część stadionu Wisły Kraków została wyłączona z użytku. Na niektóre sektory po prostu nie będzie się można dostać. To pozwala na bezwzględne wyliczenia - obiekt im. Henryka Reymana liczy sobie nieco ponad 32 tysiące miejsc. Tymczasem sukcesem frekwencyjnym, patrząc na obecną tendencję, będzie obłożenie sięgające 25%.
Dużą winę za taki obraz rzeczy ponosi dział marketingu. Chociaż PiS oraz sam Kraków (który wdepnął w nieciekawą sytuację) mocno starają się, aby wypromować rządową inicjatywę, to w ślad za tym nie szły konkretne działania. Wiele osób po prostu nie wie, że taka impreza będzie miała miejsce. Brakuje spotów w telewizji, brakuje ogłoszeń w innych miastach, chyba, że wliczać w to reklamy na lotniskach w Warszawie i Radomiu. Nieregularna aktywność oficjalnych kont IE na mediach społecznościowych również nosi znamiona amatorszczyzny. Jej przykładem jest choćby sprawa z zatrudnianiem hostess na imprezę otwarcia. Na tydzień przed początkową ceremonią agencja, która się tym zajmowała, zamieściła kuriozalne ogłoszenie.
Poza dość osobliwymi wymaganiami dotyczącymi wyglądu oraz wieku, napisano, że poszukuje się kobiet mających występować podczas IGRZYSK OLIMPIJSKICH. Znalazło się miejsce na błąd, nie znalazło się miejsca choćby na podanie stawki za uczestniczenie w wydarzeniu. Jakby tego było mało, od wpisu Outside Casting Agency stara odcinać się główny profil Igrzysk Europejskich, bo pod jednym z komentarzy krytykujących rzeczone ogłoszenie widnieje taka odpowiedź: - Jako Komitet Organizacyjny nie mamy nic wspólnego z tym ogłoszeniem. Nie jesteśmy jego autorem. Ogłoszenie jest absolutnie nie do zaakceptowania i dlatego zażądaliśmy jego natychmiastowego usunięcia. Taka sytuacja nie może się już powtórzyć.
Nikt nic nie wie, nikt nie ma pojęcia, co się w zasadzie dzieje. A przecież pieniądze bezustannie płyną, bo - jak podaje niezależna "Przejrzysta Małopolska" - zatrudnienie hostess to wydatek rzędu 90 tysięcy złotych. Swoje pochłoną też artyści. Aby jakkolwiek podbić atrakcyjność ceremonii otwarcia zaproszono między innymi Krzysztofa Cugowskiego, Muńka Staszczyka, Roxie Węgiel, Kamila Bednarka oraz Łukasza i Piotra Golców. Niech każdy we własnym zakresie oceni, czy są to gwiazdy, dla których będzie się chciało przyjechać na Reymonta.

Kosztowne bachanalia

Igrzyska Europejskie są doskonałym przykładem tego, jak absurdalne kroki finansowe są podejmowane w Polsce. Tomasz Urynowicz, radny województwa małopolskiego, podaje, że ze środków publicznych na rzeczoną imprezę trafi ponad miliard złotych. Część wydatków jest iście absurdalna i zatrważająca. Nie chcę popadać w przesadnych patetyzm, ale są w tym kraju pilniejsze kwestie niż organizowanie wydarzenia o wątpliwej jakości sportowej w myśl zasady zastaw się, a postaw się.
  • 90 tysięcy - hostessy,
  • 700 tysięcy - usługi jednej z krakowskich restauracji,
  • 900 tysięcy - wynajem hotelu w Krynicy (zawody w tym mieście potrwają 4 dni),
  • 960 tysięcy - koszty wynajmu samochodów od dwóch firm,
  • 400 tysięcy - wynajem sanatorium w hotelu w Krynicy,
  • 500 tysięcy - czasomierz odliczający do startu igrzysk,
  • 800 tysięcy - znicz "olimpijski",
  • 108 milionów - modernizacja stadionu Wisły Kraków,
  • 23 miliony - ceremonie otwarcia oraz zamknięcia.
"Magazyn Kontra" precyzuje wyliczenia i ujmuje je w ten sposób - 100 milionów od Małopolski, 100 milionów od Krakowa, miliard z budżetu centralnego. 400 tysięcy kosztów organizacyjnych, 350 tysięcy na inwestycje infrastrukturalne w Krakowie, 150 tysięcy na odnowienie stadionu Wisły i AWF-u, boisko do koszykówki oraz tor kajakowy przy ul. Kolnej, 300 tysięcy na inwestycje w Krynicy-Zdroju, Tarnowie i Zakopanem.
Oczywiście z taką narracją nie zgadzają się organizatorzy. Podkreślają oni, że w kosztach nie powinno się uwzględniać między innymi modernizacji stadionu Wisły Kraków.
- 100 mln zł przekazało województwo, 100 miasto, 200 ministerstwo sportu i turystyki. W związki z inflacją spółka wystąpiła o zwiększenie budżetu, a sejm podjął uchwałę zwiększającą o 66 mln zł. Organizacja igrzysk to 466 mln zł, a nie miliardy, obliczane przed domorosłych matematyków, którzy muszą się cofnąć do nauczania początkowego i odbyć matematyczny kurs. Trzeba rozróżniać te środki od funduszy, które trafiły na różnego rodzaju modernizacje i budowę obiektów tymczasowych. Jeżeli wszystko się zsumuje, to organizacja i inwestycje wynoszą 1 mld 200 mln zł. Są tacy, którzy do kosztów wliczyliby budowę tunelu na zakopiance, bo kibice pojadą nim na zawody w skokach narciarskich - stwierdził marszałek Witold Kozłowski, cytowany przez "lovekrakow.pl".
Gdyby jednak ufać Kozłowskiemu, trzeba by przymknąć oko na to, w jaki sposób budżet został wspomniany. Rzeczone 66 milionów złotych nie trafiło tam drogą oficjalną, ale - jak przypomina "Onet" - zostało przepchnięte w ustawie o więziennictwie. Jeszcze w kwietniu 2023 roku Sejm przeforsował rządową ustawę pod wdzięczną nazwą "o zmianie nazwy uczelni służb państwowych nadzorowanej przez Ministra Sprawiedliwości i o zmianie ustawy o Służbie Więziennej oraz niektórych innych ustaw". Trzeba było się spieszyć, bo czas naglił, a Igrzyska Europejskie 2023 okazały się studnią bez dna. Kraków nie zamierzał dokładać do interesu, sponsorzy również mieli swoje limity, więc ponownie poszperano w pieniądzach podatników.
Nie brakuje jednak opinii, że będzie to najważniejsza impreza sportowa w historii Polski.

Festiwal na jeden głos

Swoje kontrowersyjne zdanie na temat Igrzysk Europejskich 2023 wygłosił między innymi Kamil Bortniczuk. Minister sportu bez cienia wątpliwości i zawahania stwierdził bowiem w "PAP": - To będzie największa impreza sportowa w historii Polski i największa na świecie w 2023 roku.
Nie EURO 2012, które pociągnęło za sobą szereg zmian w całej Polsce, uruchomiło mozolny proces budowania autostrad, ale właśnie Igrzyska Europejskie 2023. Oczywiście, tamto wydarzenie miało swój czas za rządów Platformy Obywatelskiej, co w oczywisty sposób dyskwalifikuje je w oczach obecnego rządu. Jakkolwiek jednak podczas EURO nie dokonano kilku poważnych głupstw z nierentownymi stadionami we Wrocławiu i Gdańsku na czele, tak trudno obniżyć rangę tamtego wydarzenia, aby móc je jakkolwiek zrównać z tym, co właśnie zbliża się do Małopolski.
Kraków został pokrzywdzony w pierwszej dekadzie XXI wieku, bo tam mistrzostwa Europy w piłce nożnej nie zagościły. Prezydent Jacek Majchrowski długo czekał na możliwość zrekompensowania sobie tamtej straty, nie wyszło między innymi z zimowymi igrzyskami. W końcu jednak dopiął swego, ale efekt wcale nie musi okazać się zbawienny dla jego regionu. W końcu Kraków już teraz jest jedną z największych i najważniejszych destynacji turystycznych w Polsce, a IE w żaden sposób nie poprawią jego rangi. Niewiele zmieni się również w życiu mieszkańców, chociaż to właśnie obiecywał wspomniany Bortniczuk. Renowacja ulic i chodników to oczywiście ważne działanie, lecz pieniędzy dla lokalnej społeczności, jako się już rzekło, miało być przecież zdecydowanie więcej.
Świadomość o tym, że wydarzenie może okazać się organizacyjnym problemem, dotarła jednak bardzo szybko. Dość powiedzieć, że sprawa ruszyła z miejsca dopiero wtedy, gdy do koordynacji projektu wyznaczono wspomnianego Sasina. Wcześniej rząd nie zajmował się tą kwestią, a przedstawiciele Krakowa tylko się niecierpliwili. Ostatecznie złe emocje buzowały znacznie dłużej, bo ostatnie formalności dotyczące tak zwanego "host city" zostały dopięte w maju 2022 roku, czyli na nieco ponad 12 miesięcy przed ceremonią otwarcia. Ustalono wówczas, że IE zostaną przeniesione do kolejnych ośmiu miast rozsianych po czterech województwach. Szybko pojawiły się głosy wątpiące w finansowy wynik takiego przedsięwzięcia i, jak widać, były to głosy trafione.
Strona rządowa pomyłek jednak nie widzi. Premier Mateusz Morawiecki powiela narrację Bortniczuka, chociaż nie jest już tak jednoznaczny w swoich osądach. - Jestem przekonany, że impreza ta będzie inspirowała Polskę i Polaków do bardziej ambitnych osiągnięć sportowych. Pokażemy naszą klasę i umiejętności zarówno sportowe, jak i operacyjne czy organizacyjne - przekazał na oficjalnej konferencji prasowej.
Nie chcę być złym prorokiem, ale wydaje mi się, że ostateczne umiejętności organizacyjne Spółki oraz rządu w kwestii Igrzysk Europejskich 2023 można sklasyfikować w okolicach wyniku Serhija Smełyka z biegu na 100 metrów mężczyzn w Mińsku. Czyli gdzieś na 25. miejscu.
Rząd nie musi wykorzystywać zbliżających się igrzysk tak, jak zrobiły to Azerbejdżan oraz Białoruś. To nie jest sportwashing, mimo wszystko PiS nie stoi w takiej pozycji. Nie zmienia to jednak faktu, że zaserwował jedną ze swoich najdroższych oraz najmniej apetycznych kiełbas wyborczych.

Przeczytaj również