Z Legii wyleciał z hukiem, jego kariera zawisła na włosku. Teraz znów wraca na salony. "Bardzo się zmienił"
To on po raz pierwszy od 20 lat wprowadził mistrza Polski do Ligi Mistrzów. Besnik Hasi z Legią Warszawa rozstał się ostatecznie w średnich okolicznościach, a potem jego kariera trenerska stanęła na zakręcie. Teraz odbudowuje ją jednak z nawiązką. Tam, gdzie zawsze czuł się najlepiej.
Konfliktowy, wybuchowy i momentami słabo przygotowany merytorycznie. Tak Besnika Hasiego zapamiętało wielu kibiców Legii Warszawa. Mimo że wprowadził ich klub do fazy grupowej Ligi Mistrzów, dzięki czemu polski przedstawiciel powrócił do tych rozgrywek po dwóch dekadach, przygoda Albańczyka w stołecznej ekipie nie była udana. Co jednak gorsze dla samego szkoleniowca, od tamtego zwolnienia jego gwiazda trenerska nieco przygasła. Dopiero teraz, jako opiekun Mechelen, zaczyna wracać do formy.
52-latek, po nieudanym epizodzie w Grecji i słodko-gorzkim pobycie na Bliskim Wschodzie, nie mógł wybrzydzać i późną jesienią ubiegłego roku podjął się próby uratowania tego historycznie ważnego klubu w belgijskiej Jupiler Pro League. Okazało się, że były trener Legii wcale jeszcze nie stracił całego swojego blasku. Drużyna pod jego wodzą nie tylko bowiem oddaliła się od strefy spadkowej, ale nawet wciąż liczy się w walce o europejskie puchary. A te mogą okazać się również i dla samego Hasiego okazją do powrotu na piłkarskie salony.
Mocna marka
Do Warszawy ściągnięto go w czerwcu 2016 roku głównie za sprawą Michała Żewłakowa. Albańczyk zastąpił wtedy uwielbianego przez “Legionistów” Stanisława Czerczesowa, który odszedł po zdobyciu dubletu na stulecie klubu. Mistrzowie Polski zdołali tamtego lata awansować do fazy grupowej Ligi Mistrzów po pokonaniu Zrinjskiego Mostar, AS Trencin i FC Dundalk. O ile sam awans przyjęto w Warszawie jako wielki sukces, o tyle styl pozostawiał wiele do życzenia. Legia grała po prostu słabo, a kolejnych rywali przechodziła ze sporymi problemami.
Na inaugurację fazy grupowej UCL nie było już jednak nie tylko stylu, ale również i wyniku. Legia została rozbita przed własną publicznością 0:6 przez Borussię Dortmund. Do tego wszystkiego doszła bardzo słaba postawa w lidze, której zwieńczeniem było rozegrane kilka dni po starciu z BVB spotkanie z Zagłębiem Lubin (2:3). To po tej przegranej władze Legii zdecydowały o zakończeniu współpracy z Hasim, który dotrwał do zaledwie dziewiątej kolejki Ekstraklasy, po której mistrzowie Polski spadli w tabeli na 14. miejsce, czyli tuż nad strefę spadkową. Były trener Anderlechtu w 18 meczach poprowadził Legię do zaledwie pięciu zwycięstw, sześciu remisów i aż siedmiu porażek.
Po roku, już w greckim Olympiakosie, powtórzył się ten sam scenariusz. Hasi objął zespół przed rozpoczęciem nowego sezonu, a we wrześniu już go nie było. Znów pozostawił po sobie rozbity zespół i skłócił się z piłkarzami. Po epizodzie w Grecji musiał więc postawić na bardziej egzotyczny kierunek. Lata 2018-2022 spędził na Bliskim Wschodzie. W Arabii Saudyjskiej bez większych sukcesów prowadził najpierw Al-Raed, a później Al-Ahli. Następnie przez blisko półtora roku pozostawał bez pracodawcy, aż wreszcie w listopadzie ubiegłego roku powrócił do ligi belgijskiej i przyjął pracę w Mechelen.
- Hasi ma mocną markę w Belgii. Po pierwsze, był świetnym piłkarzem i grał w kilku znanych klubach, a do tego już jako trener zdobył mistrzostwo z Anderlechtem, a w Jupiler Pro league wielu takich szkoleniowców już nie ma. Hasi wcześniej regularnie odrzucał różne oferty z belgijskich klubów i sam fakt, że został trenerem Mechelen, był sporym zaskoczeniem - mówi w rozmowie z nami Mariusz Moński, znawca futbolu z Beneluksu i założyciel twitterowego konta Belgijska piłka.
Duże straty nie przeszkodziły
Belgia to kraj, w którym Hasi przez całą karierę radził sobie najlepiej. Jako piłkarz Genku i Anderlechtu w sumie czterokrotnie sięgnął po mistrzostwo, a później zdobył ten tytuł również jako szkoleniowiec drugiego z tych zespołów. Choć ostatnie lata były dla niego mniej udane, przejęcie mizernie radzącego sobie Mechelen przyjęto jako sporą niespodziankę. Zespół w momencie zatrudnienia Hasiego znalazł się bowiem w strefie spadkowej i po słabiutkim starcie sezonu nikt nie spodziewał się, że obejmie go ktoś tak ceniony w Belgii jak właśnie były trener Legii.
- Mechelen wcześniej grało bardzo naiwną piłkę. Ofensywną, ale też taką, która powodowała, że zespół tracił dużo goli. Hasi poukładał grę w tyłach i zespół stał się bardziej pragmatyczny. Do tego dużo popracowali przy stałych fragmentach gry. Potencjał w kadrze zespołu był już wcześniej, ale to dopiero Hasi go wydobył. Pomógł też oczywiście niedawny transfer Islama Slimaniego - mówi nam Moński.
W przypadku Mechelen “efekt nowej miotły” zadziałał znacznie szybciej niż w momencie dołączenia do zespołu byłego napastnika m.in. Sportingu czy Leicester. Zespół z przedmieść Antwerpii spośród 16 meczów pod wodzą Hasiego przegrał tylko cztery. Drużyna wydostała się z dolnych rewirów tabeli i gdyby nie porażka w ostatniej kolejce sezonu zasadniczego z OH Leuven, w fazie finałowej rywalizowałaby o mistrzostwo Belgii. Ostatecznie czterokrotni zdobywcy tego trofeum powalczą o grę w Lidze Konferencji UEFA - najpierw z drużynami z miejsc 6-10., a później ewentualnie w barażu z czwartą drużyną z grupy mistrzowskiej.
- Mechelen kadrowo to zespół na miejsca 6-10. w lidze. Niestety kluczowi piłkarze, tacy jak skrzydłowy Nikola Storm, napastnik Norman Bassette czy lewy obrońca Boli Bolingoli, odnieśli kontuzje i drużyna zaczęła tracić punkty. Hasi potrafił jednak odbudować zespół z piłkarzy, jakich miał i to była duża sztuka. Bo przecież jeszcze w styczniu stracił kolejnych: stoper Jordi Vanlerberghe odszedł do Broendby, a Yonas Malede powędrował do Maccabi Tel Awiw. Do tego wszystkiego w podobnym czasie na Puchar Azji pojechał Sandy Walsh, Mory Konate udał się natomiast na Puchar Narodów Afryki - wymienia nasz rozmówca.
Chętnych nie brakuje
Aktualnie kluczowymi piłkarzami Mechelen są ofensywny pomocnik Kerim Mrabti (po cztery gole i asysty), środkowy pomocnik Rob Schoofs (6+6) oraz skrzydłowi Geoffry Hairemans (5+3) i Patrick Pflucke (4+4). Wszyscy znacząco rozwinęli się pod okiem Hasiego, który za pracę w Mechelen chwalony jest tak naprawdę z każdej strony. Nie wybucha już tak jak kiedyś, ma chłodniejszą głowę, a jednocześnie nadal potrafi wprowadzić do zespołu nową energię, która może okazać się niezbędna w kluczowym momencie sezonu.
- Hasi w wywiadach mówił, że bardzo się zmienił i rozwinął jako trener od czasów Anderlechtu i Legii. Nie trzyma się jednego systemu i dopasowuje się do posiadanych piłkarzy. Mechelen z nim na ławce na pewno jest stać na wygranie swojej grupy w rundzie finałowej ligi i zagranie w barażu o udział w Lidze Konferencji UEFA. Hasi już jest wymieniany w kontekście nowego trenera KAA Gent czy Royal Antwerp i trudno będzie go zatrzymać. Sam zainteresowany obiecał jednak, że najpierw zapozna się z ofertą Mechelen - podsumowuje nasz rozmówca.
Mechelen ma w swojej gablocie Puchar Zdobywców Pucharów i Superpuchar Europy. Belgijski klub po oba te tytuły sięgnął jednak już dawno temu, bo pod koniec lat 80. Po raz ostatni w europejskich pucharach grał w sezonie 1993/1994. Już sam awans do eliminacji byłby więc dla wszystkich kibiców wyjątkowym wydarzeniem, przez które Hasi zapisałby się złotymi zgłoskami na kartach historii klubu. O ile już nie zdołał zaskarbić serc wielu z nich.