Z impetem wjechał do Ekstraklasy. Wystarczyły dwa tygodnie. Nikt już nie mówi o spadku

Z impetem wjechał do Ekstraklasy. Wystarczyły dwa tygodnie. Nikt już nie mówi o spadku
Artur Kraszewski / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan Piekutowski11 Apr · 10:10
Czy w niespełna miesiąc można zupełnie przemienić sposób gry zespołu i poukładać rozsypaną defensywę? Oczywiście. Zwłaszcza wtedy, gdy odrzucisz piłkę niedostosowaną pod wykonawców na rzecz futbolu prostego, ale efektywnego.
Żeljko Sopić błyskawicznie stał się gorącym nazwiskiem w Ekstraklasie. Chorwat poprowadził Widzew w zaledwie dwóch meczach i już gruchnęły pogłoski, że trenera chce u siebie Dinamo Zagrzeb. Chcieć może, ale teraz z pewnością nie dostanie. Po zmianie właścicielskiej łodzianie nie są już w pozycji, w której niemal zawsze muszą iść na rękę innym. Sopić podpisał bardzo długą umowę - ma w niej opcję przedłużenia do 2028 roku - i na ten moment jej wypełnienie jawi się jako bardziej prawdopodobne niż wykupienie szkoleniowca przez bałkańskiego giganta. Zwłaszcza po takim początku współpracy.
Dalsza część tekstu pod wideo
Dwa mecze to żaden wyznacznik. Przynajmniej w teorii. W praktyce jednak widać, że trener zupełnie zmienił Widzew. Sposób gry promowany przez Sopicia diametralnie różni się od zastosowań przyjętych przez Daniela Myśliwca. To zaś przekłada się na punkty, które cieszą nie tylko kibiców, ale i piłkarzy, o czym świadczy ostatnia wypowiedź Rafała Gikiewicza. Pytanie tylko, jak długo taki stan rzeczy się utrzyma, bo chociaż 50-latek opowiada się za futbolem prostym, to od swoich podopiecznych wymaga bardzo wiele.

Pierwsze ofiary

Widzew nierzadko ma problemy na starcie drugiej rundy, co wynika z katastrofalnej infrastruktury. Łodzianka, przeznaczona do treningów, nadaje się bardziej jako miejsce prac geologicznych. Wspomniany już Gikiewicz rzucił ostatnio, że gdyby Ivan Rakitić albo Ivan Perisić - quasi-żartobliwie przymierzani do Widzewa - zobaczyli jej stan, to tego samego dnia wróciliby do Chorwacji. To nie przesada. Ekstraklasowy klub, mający naprawdę bogatą historię, nie ma gdzie trenować przez dwa i pół miesiąca.
To może rodzić pewne zaległości, które Sopić postanowił wyeliminować. Uznał, że nie ma drogi na skróty, zatem jego zawodnicy muszą zasuwać. Weźmy na to bieżący tydzień - w cztery dni poprzedzające starcie z Koroną Kielce zaplanowano pięć treningów i zajęcia na siłowni. We wtorek podopieczni Chorwata przyjeżdżają do klubu rano, a wracają późnym wieczorem. Być może wydaje się to standardem, ale no właśnie, bardziej wydaje, niż nim w rzeczywistości jest.
Na ten moment do buntu nie doszło, piłkarze się dostosowali. Przynajmniej w większości, bo szkoleniowcowi błyskawicznie podpadł Said Hamulić. Bośniak, który od samego początku sprawiał więcej problemów niż było z niego pożytku, został przez Sopicia odpalony. Powodem był brak zaangażowania, co najwięcej mówi o charakterze samego zawodnika. Zamiast pokazać się z najlepszej strony, zapracować na szansę, zmyć plamę w postaci braku bramki w tym sezonie ligowym, to Hamulić zjadł pierwsze śniadanie, pluł i łapał, w głowę się podrapał, a na koniec kalosze zgubił. Sopić już po dwóch tygodniach stracił ochotę na współpracę.
- Dla mnie sprawa jest prosta: nieważne jak się nazywasz, Hamulić czy Pawłowski, jeśli przychodzisz na trening, musisz dawać z siebie 100% zaangażowania. To jest minimum, nie podlegające dyskusji. Nigdy w karierze nie miałem problemu z piłkarzami, ale gdybym pozwolił Saidowi Hamuliciowi dalej z nami pracować, nie mógłbym spojrzeć w oczy pozostałym zawodnikom - wyjaśnił szkoleniowiec.
Hamulicia w Łodzi już nie ma, wykupienie go z Toulouse nie wchodzi w grę. Napastnik nie jest jednak jedynym, który zdaje się nie do końca pasować nowemu trenerowi. Noah Diliberto nie znalazł się nawet na ławce w dwóch pierwszych meczach Chorwata, co pozostaje regresem dla głębokiego rezerwowego Widzewa. Podobnie w hierarchii spadł Luis Silva, stoper w najlepszym razie ląduje na ławce, a za kadencji Daniela Myśliwca był pierwszym wyborem. Jego odejściu sprzyja też wygasająca umowa, co tyczy się też Fabio Nunesa, innego pewniaka do wyjazdu z Łodzi.

Zmiany proste, zmiany skuteczne

Na tym wymiana kadr się oczywiście nie zakończy, do Widzewa mają trafiać znacznie bardziej jakościowi piłkarze. Nie na poziomie Rakiticia czy Perisicia, ale tacy, którzy uczynią realną walkę o czołowe lokaty w Ekstraklasie. Jednocześnie nie oznacza to, że Sopić czeka z założonymi rękami, kręci głową i mówi, że się nie da. Efekt nowej miotły podziałał w Łodzi znakomicie.
Największy progres widać w defensywie. Za kadencji Myśliwca klub miał nieustanne problemy z utrzymaniem zwartych szeregów. Przynajmniej trzy gole stracił w potyczkach z Pogonią Szczecin, Śląskiem Wrocław, Lechem Poznań, Rakowem, Motorem Lublin, Jagiellonią, Radomiakiem i Piastem Gliwice. Generalnie - sporo.
Wydaje się przy tym, że kilku goli spokojnie można było uniknąć, gdyby nie taktyczna upartość Myśliwca. Trener chciał, aby jego zawodnicy grali od bramki, ignorował to, że w tym elemencie odnajdują się w najlepszym razie przeciętnie. Jednocześnie piłkarze polecenia wciąż wykonywali, co tylko uwydatniało mankamenty i dostarczało coraz więcej paliwa do zwolnienia poprzedniego szkoleniowca.
- To jest trochę chore z mojego punktu widzenia. Ale robiliśmy to, czego chciał Daniel Myśliwiec. Nie jest tak, że ponosi za wszystko odpowiedzialność, ale my jesteśmy wykonawcami tego, co nam nakreśli sztab szkoleniowy. Nie wyrzucisz 25 zawodników, tylko najłatwiej jest zwolnić trenera, któremu kontrakt się kończył w czerwcu i teraz widzimy to, że ta decyzja przyniosła fajne efekty, bo zaczęliśmy punktować - przyznał Gikiewicz w Lidze+Extra.
Takie słowa ze strony samego Gikiewicza są mocno niefortunne, bo bramkarz uchodził za jednego z ulubieńców Myśliwca i opowiadał się przeciwko odejściu 39-latka, ale dobrze oddają bodaj największy problem młodego trenera. Nie potrafił dostosować sposobu gry pod piłkarzy. Nie potrafił go uprościć w sposób satysfakcjonujący dla obu stron. Sopić z miejsca zajął się tym tematem, a dwa pierwsze mecze pozwalają sądzić, że mu wyszło.
Widzew nie tylko zachował dwa czyste konta z rzędu, czemu dorównać mogła jedynie Pogoń, ale naprawdę na to zapracował. Ze statystyk Flashscore wynika, że łączne xG Lechii oraz Piasta wyniosło 1,66. W analogicznym okresie lepsze okazały się jedynie Cracovia oraz Radomiak, które jednak potknęły się kolejno na Stali i Zagłębiu. Łodzianie zaś przeszli suchą stopą.
To zasługa nie tylko znacznie lepiej poukładanej obrony - Widzew nie wychodzi już nieodpowiedzialnie wysoko, aby stworzyć coś na kształt pressingu - ale też skutecznej ofensywy. Uwolniono Frana Alvareza - Hiszpan nie jest przyklejony do boku boiska, operuje jako wolny elektron, ma sporo miejsca, ewidentnie złapał luz, czego dowodem dwie przepiękne bramki. Julian Shehu zaś doskonale odnajduje się w roli pomocnika ubezpieczającego tyły, ale mającego też wpływ na tempo akcji. W starciach z Lechią i Piastem miał najwięcej celnych podań ze wszystkich pomocników Widzewa, co tylko podkreśliło jego doskonałe występy okraszone dwoma trafieniami.
Sopić momentalnie sprawił, że sercach kibiców łodzian zaczęła kiełkować nadzieja. Klub został przebudowany od góry do dołu, a to paradoksalnie dopiero początek rewolucji. Gołym okiem widać, że w Widzewie idzie nowe. Czas pokaże, czy i kiedy zacznie biec.

Przeczytaj również