Z czwartej ligi do kadry Hiszpanii. Nie znali go nawet w ojczyźnie, teraz robi furorę wśród najlepszych
Nieczęsto zdarza się, że krajowa prasa przy jednym z zawodników powołanych do reprezentacji pyta: “Kim on jest?”. Taka sytuacja miała jednak ostatnio miejsce w Hiszpanii. Na zgrupowanie “La Furia Roja” pojechał kompletny anonim, Robert Sanchez. Bramkarz, którego jeszcze pół roku temu w ojczyźnie nie kojarzył praktycznie nikt, a w Anglii - jedynie fani niższych lig oraz zagorzali kibice Brighton.
23-letni zawodnik profesjonalny debiut zaliczył zaledwie dwa lata temu, na poziomie angielskiej League Two, czyli czwartym szczeblu rozgrywkowym. Od tamtej pory wykonał błyskawiczną wspinaczkę po szczeblach kariery, zostając w grudniu numerem jeden w bramce popularnych “Mew”. Z kolei przy marcowych powołaniach Luis Enrique postawił na niego kosztem Kepy Arrizabalagi. Ostatni czas to dla golkipera “The Seagulls” istne szaleństwo. Anonimowy do niedawna gracz kompletnie znikąd zasmakował wielkiej piłki i spełnił dziecięce marzenia, które jeszcze niedawno wydawały się zupełnie nierealne.
Anonim
Istnieją duże szanse, że jeszcze kilka miesięcy temu praktycznie nikt z naszych czytelników nie wiedział o istnieniu takiego zawodnika jak Robert Sanchez. Ba, część z was pewnie nawet teraz nie jest w stanie powiedzieć o nim praktycznie nic. Ale nie bójcie się, nie tylko wy mieliście taki problem. Gdy Hiszpan znalazł się na liście piłkarzy powołanych na ostatnie zgrupowanie kadry, kastylijska prasa odmieniała słowa “nieznany” i “zaskoczenie” przez wszystkie przypadki. 23-latek w ojczyźnie był właściwie anonimowy. Trudno się jednak dziwić. Opuścił ją jeszcze przed 16. urodzinami, a przygodę z piłką na najwyższym poziomie zaczął zaledwie kilka miesięcy temu.
Przed startem obecnych rozgrywek miał okazję wystąpić na “dorosłych” murawach zaledwie 52 razy - na wypożyczeniach do czwartoligowego angielskiego Forest Green Rovers oraz grającego poziom wyżej Rochdale. Z tego drugiego klubu wrócił na The Amex zeszłego lata. Gdy pojawił się w Brighton, był piątym wyborem między słupkami. W zaledwie kilka miesięcy został numerem jeden.
Mat Ryan, David Button, Jason Steele, Chris Walton - tych golkiperów Sanchez miał przed sobą w hierarchii, lecz sytuacja stopniowo się zmieniała na jego korzyść. Drugi z nich został sprzedany na samym początku rozgrywek. Ostatni doznał poważnej kontuzji podczas jednego ze sparingów. Pozostałą dwójkę udało się przeskoczyć na drodze sportowej rywalizacji. Nadeszła nagroda dla Hiszpana za lata wytrwałej pracy.
W ślady idola
Sanchez zaczął jednak drogę do obecnego miejsca dużo, dużo wcześniej. Nastoletniego bramkarza w 2013 roku wypatrzył na Półwyspie Iberyjskim Mark Anderson, ówczesny szef skautingu juniorskiego “Mew”. I od razu wiedział, że to chłopak warty uwagi.
- Po prostu wiedziałem, że ma wielki potencjał. Jego umiejętności z piłką przy nodze były niebywałe. Budowa, wzrost, postawa, umiejętności, charakter - miał wszystko - opowiadał “Sky Sports”. - Wykonywałem swoją pracę przez 35 lat i tylko kilka razy miałem takie przeczucie.
Młodziana udało się ściągnąć z Levante w zamian za rekompensatę za wyszkolenie piłkarza. Perspektywa wyjazdu na Wyspy go ekscytowała, a władze klubu z Walencji nie zamierzały stawać mu na drodze. Tym samym Robert Sanchez zniknął z hiszpańskich radarów, zanim właściwie się na nich pojawił, idąc w ślady jednego z dwóch wielkich idoli.
Jak wyznał “Marce”, podziwiał Ikera Casillasa i Davida de Geę. Gdy powoli wspinał się po szczeblach drużyn juniorskich, ten drugi przenosił się do Manchesteru United. Wtedy mógł jedynie marzyć, że ich drogi kiedyś się przetną. A teraz stało to się faktem. Najpierw jednak musiał znaleźć się kompletnie w cieniu.
Gdy Robert trafił do Anglii, bardzo chciał poznać tamtejszą kulturę i ludzi. Chociaż trafiał do zupełnie nowego środowiska, szybko się zadomowił. Krok po kroku piął się przez szczeble młodzieżowych drużyn Brighton. Po cichu, bez wielkiego rozgłosu, pod okiem świetnego trenera bramkarzy, Bena Robertsa, na łamach portalu “We Are Brighton” określanego mianem jednego z najlepszych specjalistów w kraju. Nazywa go nawet “drugim ojcem”.
Lepiej późno niż wcale
Pomimo postępów na debiut w profesjonalnym sporcie musiał czekać zaskakująco długo. Przebicie się na The Amex stanowiło bardzo trudne zadanie. Dlatego też Sanchez został wysłany na wypożyczenie. Późno, bo w wieku 21 lat. I dopiero wtedy dostał pierwszą szansę zasmakowania “dorosłej” piłki. Pół roku spędził w Forest Green Rovers. Potem na rok przygarnęło go Rochdale. W ich barwach miał nawet okazję zagrać na Old Trafford, gdy trzecioligowiec przegrał z Manchesterem United po serii rzutów karnych w Pucharze Ligi.
Pobyt w niższych ligach okazał się bardzo przydatnym doświadczeniem. Hiszpan, zamiast dalej tkwić w rezerwach, zebrał cenne doświadczenie. I chociaż taka szansa nadeszła późno, to i tak okazała się naprawdę wartościowa.
- League One i League Two sprawiły, że jestem lepszy - czytamy jego słowa na łamach “Marki”. - Hiszpania dała mi szybkość, refleks i dobre interwencje. Anglia nauczyła mnie walki o górne piłki.
Przy fenomenalnych warunkach fizycznych (197 centymetrów wzrostu) może rządzić w powietrzu i mocno ułatwiać defensorom życie przy wrzutkach. Menedżer Rochdale, Brian Barry-Murphy, mówił o nim nawet, że wygląda jak koszykarz. Robert Sanchez to jednak nie tylko umiejętności stricte “bramkarskie”. Wybór klubów, w których “praktykował” nie był przypadkowy - tam stawiano nacisk na wyprowadzanie futbolówki po ziemi już od linii obrony. Sztab “Mew” uważał to za równie ważne, co możliwość sprawdzenia się na tle profesjonalistów.
***
Zaczyna się sezon 2020/21. Hiszpan wraca na The Amex. Sytuację na pozycji bramkarza omówiliśmy wyżej. W grudniu możemy już powiedzieć, że podopieczni Grahama Pottera zawodzą, tracą punkty głównie przez własną nieskuteczność, lecz i obrona nie jest w stanie zapobiec utracie goli. Mają najgorszą różnicę punktów zdobytych i spodziewanych (expected points) w całej lidze. Angielski menedżer decyduje się zatem na odważny ruch.
Dotychczasowa “jedynka”, Mat Ryan, wypada ze składu. Między słupkami staje anonimowy 23-latek. W dorosłej piłce zadebiutował ledwie dwa lata wcześniej, a niedawno stanowił trzeci wybór na swojej pozycji. Przychodzi seria dobrych wyników, Australijczyk odchodzi na wypożyczenie do Arsenalu. Przed Robertem Sanchezem otwiera się szansa, o jakiej marzył.
***
Nagroda za ciężką pracę
Zanim Hiszpan wskoczył do składu, ekipa z południowego wybrzeża Anglii straciła 19 goli w 11 meczach Premier League, zachowując tylko dwa czyste konta. Gdy zaczął grać, w 18 spotkaniach aż siedmiokrotnie udało się skończyć mecz na zero z tyłu, a rywale znaleźli drogę do siatki jedynie 17 razy. Pojawienie się Hiszpana na stałe w podstawowej jedenastce zbiegło się z serią 12 meczów ligowych, z których “The Seagulls” przegrali zaledwie dwa.
Anonimowy zawodnik wszedł na salony kompletnie bez tremy, zaskakując wszystkich. Eksperci i kibice przecierali oczy ze zdumienia, a on zbierał coraz więcej pochwał. “Daily Mail” twierdziło nawet, że Anglicy chcieli go przekonać do gry w kadrze prowadzonej przez Garetha Southgate’a - ma bowiem angielskie obywatelstwo. Wtedy jednak odezwał się Luis Enrique. Sanchez jeszcze rok temu grał w trzecioligowym Rochdale, aż tu nagle dostał powołanie do reprezentacji Hiszpanii.
Na Półwyspie Iberyjskim przecierali oczy ze zdziwienia. Nikt praktycznie go nie kojarzył. Sancheza pomijano nawet w młodzieżowych drużynach narodowych, chociaż jego agent i sztab Brighton niejednokrotnie “reklamowali” golkipera. Teraz, dwa i pół roku po bardzo późnym debiucie w dorosłej piłce, 23-latek dostał życiową szansę.
Pierwsze zgrupowanie nie przyniosło mu debiutu, ale dało szansę na spełnienie marzeń. Sanchez dzielił szatnię z takimi gwiazdami jak Sergio Ramos czy idol, David de Gea. Z listy powołań wygryzł najdroższego bramkarza w historii piłki, Kepę Arrizabalagę. Przez chwilę mówił o nim cały kraj.
- Fakt, że się tu znalazłem, stanowi spełnienie marzeń. Najpierw trochę się denerwowałem, ale przywitali mnie bardzo ciepło i sprawili, że czułem się komfortowo. (...) Jeśli zadebiutuję, to spełnię kolejne marzenie. Mam nadzieję, że to się stanie, ale jeśli do tego nie dojdzie, to dalej będę robił w klubie wszystko, żeby utrzymać miejsce w reprezentacji - opowiadał zawodnik.
- Bardzo mnie to cieszy. To wielka radość dla naszych trenerów bramkarzy, Bena Robertsa i Caspera Ankergena, oraz wszystkich innych, którzy pracowali z nim w akademii - opowiadał “talkSPORT” menedżer Brighton, Graham Potter. - To świetna historia, jako klub jesteśmy zachwyceni, to nagroda dla Roba za ciężką pracę i jego rozwój odkąd przyjechał do nas, a także dla wszystkich związanych z zespołem, którzy mu w tym pomogli.
Powrót ze zgrupowania to nie pobudka z pięknego snu. To okazja, aby jeszcze go przedłużyć. Nadchodzące starcie z Manchesterem United stanowi szansę, by stanąć naprzeciw podziwianego Davida de Gei.
Jeszcze dwa sezony temu, dopiero w wieku 21 lat, wychowanek Levante debiutował w czwartej lidze. U progu obecnych rozgrywek był piątym wyborem w bramce Brighton. Dziś, po zaskakującym powołaniu dokadry, obserwuje go cała Hiszpania oraz Anglia, a w Premier League i na Półwyspie Iberyjskim wszyscy już dobrze wiedzą, kim jest Robert Sanchez.g Gość, który wyskoczył znikąd, niczym diabeł z pudełka, by znaleźć się nagle na wielkiej scenie. Epilog tej historii może nadejść na Euro.