Sensacyjny ruch w I lidze. Trener młodszy od wielu piłkarzy. CV ma imponujące

Pracował z byłymi gwiazdorami Bayernu czy Benfiki, a pierwsze mistrzostwo zdobył na długo przed trzydziestką, której zresztą wciąż nie przekroczył. Teraz wylądował w ŁKS-ie. Co Ariel Galeano, 28-letni Paragwajczyk, robi w polskiej I lidze?
Jakiś czas temu w Polsce do głosu doszła fala trenerów młodego pokolenia. Dotychczas tę grupę stanowili jednak przede wszystkim przedstawiciele rodzimej myśli szkoleniowej. ŁKS postanowił iść o krok dalej. Po rozstaniu z Jakubem Dziółką na giełdzie nazwisk pojawiło się sporo doskonale znanych “wyjadaczy”, ale pierwszoligowiec znów postawił na mocno nieoczywiste nazwisko. Tym razem sięgnął dalej, niż ktokolwiek się tego spodziewał i zatrudnił Ariela Galeano, który trenerskiego fachu uczył się w swojej ojczyźnie, czyli Paragwaju.
Nowy szkoleniowiec łodzian nie tylko pochodzi z dość egzotycznego dla polskiego futbolu kierunku, ale do tego jest jednym z najmłodszych trenerów w historii poziomu centralnego w naszym kraju. We wrześniu skończy dopiero 29 lat, co oznacza, że w szatni ŁKS-u spotka aż ośmiu starszych od siebie zawodników. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze fakt, że w Europie dotąd przepracował zaledwie cztery miesiące. Czy dziennikarze słusznie napisali więc po ogłoszeniu decyzji o zatrudnieniu Paragwajczyka, że łódzki klub zdecydował się pójść all-in i mocno zaryzykował? Nie do końca.
Człowiek żelaznej trójki
Choć jego wiek może na to nie wskazuje, Galeano tak naprawdę też zalicza się już powoli do starych wyjadaczy. W kraju, w którym podobnie jak w całej Ameryce Południowej wszyscy szaleją za futbolem, młody Ariel nie różnił się pod tym względem od rodaków. W przeciwieństwie jednak do wielu rówieśników już na bardzo wczesnym etapie kariery zdecydował, że jego przeznaczeniem jest trenerka. Jako 20-latek pracował jako asystent i od tego czasu sumiennie budował swoją pozycję na krajowym podwórku. Wreszcie przyszła też pora na pierwsze samodzielne misje.
- To niesamowita historia, która sięga jeszcze roku 2020, kiedy w trakcie pandemii prowadził Club 2 de Mayo i paragwajskie River Plate. Tam zabrakło mu sukcesów, ale prawdziwy przełom nastąpił, kiedy zaczął pracować z młodymi zawodnikami w Club Libertad. Przebijał się przez kolejne drużyny, najpierw zajmował się zespołem U-17, aż wreszcie koordynował cały pion młodzieżowy. Praca w tym klubie, który bez wątpienia należy do najlepszych kraju, znacznie mu pomogła, kiedy objął już pierwszy zespół. W drodze do sukcesu w ojczyźnie przydatne okazało się też jego zaangażowanie w lepsze zrozumienie gry oraz otwartość na rady od starszych piłkarzy - opowiada nam Ralph Hannah, autor podcastu “Guarani Vision” na temat paragwajskiego futbolu.
Club Libertad to dla wielu rodaków Galeano szczyt piłkarskich marzeń. Obok Club Olimpia i Cerro Porteno to trzeci najbardziej utytułowany zespół w historii ligi paragwajskiej. W sumie ma na swoim koncie 25 mistrzostw i 22 wicemistrzostwa, przy czym należy nadmienić, że przy obecnym systemie rozgrywek w Paragwaju rozdaje się dwa tytuły w trakcie jednego sezonu - za wygraną w turnieju otwarcia (Apertura) i zamknięcia (Clausura). Dlatego, choć bohater tego tekstu prowadził Libertad przez niecały rok, bo od września 2023 do sierpnia 2024, zdobył z nim dwa mistrzostwa, a do tego dołożył jeszcze Copa Paraguay.
- Złapanie kontaktu z akademią Libertadu to był punkt zwrotny w jego karierze, bo miał ponoć wtedy jeszcze ofertę od innego giganta, Cerro Porteno. Pracę tą łączył z praktykami u Daniela Granero, z czasem dołączył do sztabu jako jego asystent, aż wreszcie przejął po nim stanowisko, kiedy ten został selekcjonerem i zdobył kilka trofeów. Na pierwszy rzut oka to robi wrażenie, ale musimy pamiętać, że w Paragwaju podobnie jak w Portugalii liczy się żelazna trójka: Olimpia, Cerro Porteno i Libertad. Poziom nie jest wysoki i choć sama liga nie jest już tak skorumpowana jak kiedyś, wciąż nie można mówić o niej jako w pełni “czystej”. Pod pewnymi względami Galeano przejął więc samograja i choć nie chcę umniejszać jego sukcesów, paragwajskie trio finansowo dystansuje pozostałych o setki kilometrów - mówi Michał Borowy, ekspert ds. południowoamerykańskiego futbolu.
Dołki kopała legenda
Pozycja Libertad w hierarchii paragwajskiej piłki może być silna, ale nie zmienia to faktu, że pod wodzą Galeano zespół grał zarówno efektownie, jak i efektywnie. W obu wygranych częściach Primera Division zostawił rywali daleko w tyle, przegrał po tylko dwa spotkania, strzelił najwięcej goli i miał najlepszy bilans bramkowy. Prezentował po prostu futbol miły dla oka. Nic dziwnego, skoro kiedyś w wywiadzie dla argentyńskiego dziennika Ole młody szkoleniowiec wyznał, że jednym z jego wzorów jest Marcelo Bielsa, czyli człowiek, który piłkę nożną traktuje jak sztukę.
- Galeano to jeden z najbardziej perspektywicznych trenerów, którzy przewinęli się przez ligę paragwajską w ostatnich latach. Dał się poznać jako szkoleniowiec stawiający na ofensywną i ambitną grę. Do pewnego momentu grał w Libertad ustawieniem 4-3-3, ale potem przeszedł na 4-4-2. Jego zaletą jest, że potrafi dostosować system do posiadanej kadry. Do tego wszystkiego futbol paragwajski zaliczany jest do tych najbardziej fizycznych na kontynencie, co może mu się przydać w nowym klubie - zauważa w rozmowie z nami Gustavo Gavilan, paragwajski dziennikarz Radio Primero de Marzo.
Zalet Paragwajczyka można zresztą wymienić znacznie więcej. To przez jego treningi w młodym wieku przewinęli się tacy gracze jak Julio Enciso, Diego Gomez i Enso Gonzalez. Cała trójka występuje aktualnie w Premier League, a pierwszy z nich, przechodząc za ponad 11,5 miliona euro do Brighton, stał się najdrożej sprzedanym graczem w historii ligi paragwajskiej. Nie powinno być też obaw wobec jego pracy ze starszymi od niego piłkarzami. W szatni Libertad spotkał bowiem Oscara Cardozo i Roque Santa Cruza, czyli dwie żywe legendy tamtejszego futbolu. Choć akurat istnieją teorie, że jeden z nich mógł stać za niespodziewanym odejściem Galeano z klubu latem ubiegłego roku.
- Rzeczywiście ręce mogli w tym maczać Cardozo i Sergio Aquino, który był asystentem Ariela. Jeśli spojrzymy na kadrę Libertad, znajdziemy tam sporo weteranów, pomiędzy którymi zachodzą scysje. W szatni część piłkarzy opowiada się za byłym gwiazdorem Benfiki, a część za Santa Cruzem. Swoje mógł dołożyć też Granero, który zdobył z tym zespołem wcześniej trzy mistrzostwa, a po stracie pracy w reprezentacji mocno kręcił się wokół klubu i bezskutecznie chciał do niego wrócić. No i jednak trochę cienia rzuca Sergio Aquino. To klubowa legenda, więc pełnienie funkcji asystenta u kogoś, kto równie dobrze mógłby być jego synem, musiało mieć wpływ na ich szorstkie relacje - wyjaśnia Borowy.
Nie jest fanaberią
Jeśli ktoś myślał, że zwolnienie z Libertad podetnie młodemu trenerowi skrzydła, ten słono się pomylił. UEFA i CONMEBOL już jakiś czas temu podpisały porozumienie, którego jednym z celów było uznanie licencji południowoamerykańskich trenerów w Europie. Na tym skorzystał Galeano, który był pierwszy paragwajskim beneficjentem tych zmian w przepisach. Pod koniec października przejął drugoligowy grecki zespół PAS Janina. Tam radził sobie całkiem przyzwoicie (1,75 punktu na mecz), ale klub był w totalnej rozsypce organizacyjno-finansowej. Na początku lutego odszedł za porozumieniem stron, ale nie zraził się do europejskiego rynku. I to dlatego oferta z ŁKS-u była jak gwiazdka z nieba.
- Jego nowe wyzwanie przypomina mi nieco to, co zastał w Libertad. Inne zespoły będą rzadziej przebywały przy piłce i ich celem będzie odbiór futbolówki - poprzez walkę w powietrzu czy pressing. Na początku sporym problemem będzie dla niego język, bo nie mówi zbyt wiele po angielsku. Oczywiście może go też przerazić pogoda, bo w Paragwaju jest przecież bardzo gorąco. Gdyby ŁKS chciał promować młodych zawodników, Galeano jest do tego świetnym specjalistą, co pokazał już w Libertad, czego najlepszym przykładem są Enciso, Gomez i Gonzalez. Jeśli więc dostanie wystarczająco czasu, być może już w przyszłym sezonie zobaczycie kogoś ekscytującego - opowiada Hannah.
Robert Graf, wiceprezes ds. sportowych ŁKS-u, zauważył na konferencji prasowej, że inaczej byłoby, gdyby ściągnął Galeano prosto z Paragwaju. Tymczasem nowy szkoleniowiec już pokazał, że potrafił z powodzeniem wcielić swoją wizję gry także w Europie, dlatego to ryzyko jest jednak mniejsze. Podobnie sprawa wygląda z angielskim. Już na pierwszej konferencji prasowej szkoleniowiec przemówił w tym języku. I choć sam przyznał, że ma jeszcze sporo do dopracowania w tej kwestii, nie rzucał jedynie półsłówkami, więc komunikacja z zespołem nie powinna być aż takim problemem. Zresztą, gdyby takie się pojawiły, to w szatni znajdzie przecież dwóch tłumaczy - Pirulo oraz Andreu Arasę.
- Na początku rzeczywiście może istnieć bariera językowa, ale angielski już mocno szlifował w Grecji, więc powinno być już w tym aspekcie nieco lepiej. Adaptacja jego myśli szkoleniowej do kadry ŁKS-u i I ligi będzie jednak wymagająca. Pytanie, na ile sami piłkarze zechcą i będą realizować nakreślony przez niego plan. Pewnie to banał, ale jeśli jako niespełna 30-latek odnosisz sukcesy, to niekoniecznie dlatego że kłody spod nóg same ci się usuwały. Może i miał szczęście trafić do takiego miejsca jak Libertad, ale fanaberie lub wynalazki częściej są jak spadające gwiazdy z nieba. A Galeano w pierwszym zespole Libertad miał okazję popracować blisko rok, co jest całkiem niezłym wynikiem - podsumowuje Borowy.