Wzloty i upadki Grzegorza Krychowiaka. "Piłka się zmieniła, ale on się nie zmienił"

Wzloty i upadki Grzegorza Krychowiaka. "Piłka się zmieniła, ale on się nie zmienił"
Adam Starszyński
Chyba żaden piłkarz reprezentacji Polski nie wywołuje w ostatnich miesiącach tylu dyskusji, co Grzegorz Krychowiak. W środę przypadnie dokładnie 14. rocznica jego pierwszego występu w seniorskiej kadrze. Czy już czas na ostatni?
14 grudnia 2008 roku Grzegorz Krychowiak wszedł z ławki w 56. minucie towarzyskiego meczu z Serbią podczas zimowego zgrupowania w Turcji. Od trzech minut Polska prowadziła 1:0 po bramce Rafała Boguskiego i takim wynikiem skończył się ten mecz. Zaledwie 18-letni "Krycha" zmienił Antoniego Łukasiewicza i dokończył mecz w środku pola u boku Łukasza Trałki.
Dalsza część tekstu pod wideo
To był pierwszy i ostatni występ Krychowiaka u Leo Beenhakkera. Kolejny też przyszedł w zimowym sparingu, ale w Portugalii, przeciw Norwegii i już za Franciszka Smudy. Polska wygrała 1:0 po golu Roberta Lewandowskiego, a Krychowiak dostał całą minutę podstawowego czasu zmieniając Rafała Murawskiego.
Dużo głośniej było o pomocniku Reims (a wtedy jeszcze Bordeaux) latem 2007 roku, gdy strzelił pięknego gola z rzutu wolnego Brazylii, po którym reprezentacja Michała Globisza pokonała Canarinhos na otwarcie fazy grupowej MŚ U20 w Kanadzie. Potem przegrała aż 1:6 z USA, ale remis z Koreą Południową 1:1 dał jej awans z grupy z drugiego miejsca.
W 1/8 finału młodzi Polacy ulegli 1:3 Argentynie, dla której grali, między innymi, Sergio Aguero (strzelił dwa gole), Angel Di Maria (strzelił jednego), Papu Gomez czy przyszły kolega klubowy Krychowiaka, Ever Banega. Spośród biało-czerwonych największe nadzieje pokładano w Dawidzie Janczyku, ale wiemy doskonale, jak potoczyły się jego losy. Tylko kilku zrobiło większe kariery, a zdecydowanie największą Krychowiak. I on jako jedyny do dzisiaj gra w kadrze.
Na pewno w dużym stopniu zawdzięcza to niezwykłej pracowitości i profesjonalizmowi. W porównaniu do Janczyka jest na drugim końcu skali. Wolne chwile woli poświęcać na rozwój podróżniczej pasji i licznych biznesów. Pełnymi garściami czerpie z życia, które dała mu piłka, ale i na które sam przez lata zapracował.

Najlepsza wersja Krychowiaka

Etos pracy (i zabawny akcent) wyniósł z Francji, która piłkarsko go ukształtowała. Po młodzieńczych latach spędzonych w Bordeaux i seniorskich w Reims odszedł do Sevilli. W latach 2014-16 bez wątpienia oglądaliśmy najlepszą, piłkarską wersję Krychowiaka. Przypieczętował ją dwoma triumfami w Lidze Europy, kilkoma meczami z opaską kapitana, przydomkiem "La Maquina" (maszyna), miejscem w niejednej jedenastce sezonu, a nawet jedenastce dekady kibiców Sevilli.
Pojechał zatem w szczycie formy na Euro 2016. Od blisko czterech lat był już podstawowym zawodnikiem kadry i bardzo ważną częścią drużyny Adama Nawałki. To od niego często zaczynały się nasze ataki pozycyjne - Krychowiak schodził między stoperów, przejmował piłkę i albo podawał ją krótko do wyżej ustawionych pomocników, albo posyłał swój charakterystyczny przerzut do napastników lub skrzydłowych.
W tym rozegraniu czuł się na tyle mocno, że przed Euro zamienił numer 8 na 10. Skoro i tak nie mieliśmy klasycznego, ofensywnego pomocnika (Piotr Zieliński był jeszcze tylko rezerwowym), to czemu nie? Wtedy nie budziło to wielkich dyskusji, ale fakt, że Krychowiak pozostaje polską "dziesiątką" do dziś, gorzko symbolizuje nasz styl.

Tak zaczął się zjazd

Po udanym Euro przyszedł hitowy, najdroższy w historii polskiej piłki (tylko na chwilę, bo po kilku dniach przebił go Arkadiusz Milik) transfer do Paris Saint-Germain. I zaczęła się równia pochyła. Wydawało się, że to ze wszech miar logiczny ruch - znajomy trener Unai Emery, znajoma liga, druga ojczyzna Grzegorza i wymarzone dla niego miasto. W Paryżu zupełnie się jednak nie odnalazł.
Chyba na zasadzie kontrastu po sezonie odszedł na wypożyczenie do szarego i ponurego West Bromwich Albion prowadzonego przez Tony'ego Pulisa, a więc brytyjskiego specjalisty od "murarki". Na początku grał tam regularnie, ale z czasem stracił miejsce w składzie. Drużyny, która była najgorszą w Premier League, zajęła 20. miejsce i spadła. Od wiosny grywał już tylko "ogony", był też próbowany na stoperze.
A mimo tego Adam Nawałka oparł na nim drugą linię reprezentacji na mundialu 2018. Pamiętamy, jak to się skończyło. Fatalnego obrazu tamtej kadry nie zamaże nawet honorowy gol "Krychy" z Senegalem po dośrodkowaniu z rzutu wolnego.
Polskiemu pomocnikowi w Rosji spodobało się na tyle, że został tam na dłużej. Zamienił Paryż na Moskwę, Lokomotiw po rocznym wypożyczeniu wykupił go na stałe, a Polak został gwiazdą ligi. Zaczął tam strzelać znacznie więcej goli i notować więcej asyst, wydawało się, że z odkrycia "Krychowiaka 2.0" przez Jurija Siomina może skorzystać też Jerzy Brzęczek, ale sam pamiętam doskonale, jak "Krycha" tłumaczył mi w wywiadzie, że kadra to zupełnie co innego, tu ma obowiązki w 99% defensywne i dobrze mu z tym. Ok, nic na siłę.

Nie nadąża

Krychowiak się nie zmienił, ale zmieniała się piłka. Nasi piłkarze grali w coraz lepszych, zachodnich klubach. Widzieli, że ten Zachód nam coraz mocniej odjeżdża. Widział to kapitan Lewandowski, widział to prezes Boniek. Dlatego wszedł "all in" i zwolnił Brzęczka zatrudniając na jego miejsce Paulo Sousę. Mimo zmiany ustawienia i nastawienia, pomocnik Lokomotiwu pozostał filarem kadry, jej "ostatnią instancją" w drugiej linii.
Ale coraz częściej nie nadążał. Nie nadążał w meczach z Włochami (0:2) i Holandią (1:2) - ostatnimi dla Brzęczka - w których łapał kartki już w 26. i 15. minucie. Nie nadążał ze Słowacją na otwarcie Euro, kiedy zobaczył dwie żółte kartki, a Polska w osłabieniu straciła gola na 1:2 i już tej straty nie odrobiła. W trzecim meczu ze Szwecją wrócił do składu, ale też nie nadążał. W 74. minucie zobaczył kartkę, a w 78. Sousa go zdjął.
Doskonale to obrazują statystyki indywidualne, które na kanale "Prawda futbolu" analizowali Roman Kołtoń i trener Marek Marciniak. Z każdym kolejnym wielkim turniejem Krychowiak coraz mniej celnie podaje, coraz mniej naciska na rywali, wygrywa coraz mniejszy procent pojedynków defensywnych. Liczby potwierdzają to, co widać w czasie meczów - grę na alibi. O tych samych problemach w jego grze mówimy przecież już od kilku lat.

Stronnictwo defensywne

Na baraż ze Szwecją Czesław Michniewicz posadził piłkarza wtedy już Krasnodaru na ławce, bo przez rosyjską agresję nie grał on w ogóle w zawieszonej lidze. To paradoks, bo przyjście akurat Michniewicza było dla Krychowiaka bardzo dobrą wiadomością. To trener, którego priorytetem jest nietracenie goli, a z przodu "zawsze jakaś patelnia będzie". To go łączy z "Krychą", który już za Brzęczka przekonywał, że my inaczej grać nie umiemy. Przekonuje zresztą do dziś, również po mundialu w Katarze.
Do zaparkowania bardzo brzydkiego autobusu przed naszą bramką Michniewicza przekonać mógł przegrany 1:6, czerwcowy mecz z Belgią w Lidze Narodów. W Brukseli próbowaliśmy grać w piłkę i nawet do 42. minuty prowadziliśmy 1:0, a do przerwy było 1:1. Później wszystko się posypało. Już bez Krychowiaka na boisku, bo ten znowu nie nadążał, od 14. minuty grał z kartką i został zmieniony w przerwie. Trzy dni później, z Holandią, zobaczył kartonik w 16. minucie. Liga Narodów sprawiła, że przestraszyliśmy się podjąć rękawice i tak trwamy w tym strachu.
Dziś Krychowiak gra w Al-Shabab, w lidze jeszcze dużo słabszej i wolniejszej niż rosyjska (za to płacącej na podobnym poziomie). Doszliśmy do momentu, w którym już tylko bardzo defensywny styl, bazujący na oddawaniu piłki rywalom ukrywa mankamenty naszej "dziesiątki". On sam zdaje sobie z tego sprawę, dlatego tak uparcie wmawia kibicom, że polski piłkarz grać w piłkę nie umie. Dlatego cały czas nawiązuje do zaledwie jednego punktu na Euro za Sousy (punktu zdobytego z Hiszpanią, bez zawieszonego Krychowiaka). Dlatego jest stronnikiem Michniewicza.
Dlatego musi odejść. W swoim szczycie - sześć lat temu - bazował na inteligentnym ustawieniu się i na doskonałym przygotowaniu fizycznym. Dziś zostało mu tylko to pierwsze. To przykre, że akurat u niego - u piłkarza na 150 procent przykładającego się do swoich obowiązków, wielkiego profesjonalisty, pasjonata piłki - te braki fizyczne widać aż tak bardzo. Ale czas nikogo nie oszczędza. W styczniu Grzegorz Krychowiak skończy 33 lata.
14 lat po debiucie ma na koncie 98 występów w narodowych barwach. Zapewne zaliczy jeszcze co najmniej dwa. Wtedy zrównałby się z Grzegorzem Lato i wskoczył z nim ex aequo na piąte miejsce na liście wybitnych reprezentantów. Tego trzeba mu życzyć. A może nawet dobije do ponad 108 i wyprzedzi Kubę Błaszczykowskiego. Z ławki, w określonych okolicznościach meczowych - czemu nie.
Ale niech 2023 rok będzie dla kadry nowym otwarciem, już bez Krychowiaka jako jednego z jej filarów. I nie pytajmy, KTO ma grać za niego. Pytajmy, JAK chcemy grać bez niego.

Przeczytaj również