Wywołał skandal w Madrycie, ale w Realu zupełnie się nie sprawdził. Teraz odrodzony prowadzi Milan po scudetto
Theo Hernandez w Realu Madryt zupełnie się nie sprawdził. “Królewscy” wyrzucili pieniądze w błoto. Odzyskali je, sprzedając piłkarza do Milanu. I to właśnie tam, na San Siro, zdolny Francuz nagle wyrósł na jednego z najlepszych lewych obrońców świata.
- Milan to wielki klub, dla którego mogę zrobić wszystko. Przyszedłem tutaj, by osiągnąć jak najwyższy poziom i wygrać Ligę Mistrzów - mówił Hernandez w lipcu 2019 tuż po swoim transferze do “Rossonerich” w wywiadzie dla ich oficjalnej strony internetowej. Wówczas zapewne jednak nikt nie brał jego słów na poważnie. Ot takie typowe korporacyjne przywitanie, wszechobecne przecież we współczesnej piłce.
Tymczasem po półtora roku 23-latek jest na dobrej drodze ku temu, by jego zapowiedzi choć w części się sprawdziły. Bo choć Milan od ponownego triumfu w Lidze Mistrzów jest jeszcze bardzo daleko, o tyle jego powrót do tych najbardziej prestiżowych rozgrywek wydaje się dużo bardziej realny. A nie byłby, gdyby nie jeden z jego liderów, którym jest właśnie były młodzieżowy reprezentant Francji.
Piłkarska rodzina
Jean-Francois Hernandez to były piłkarz m.in. Sochaux, Marsylii czy Atletico. W okresie gry dla klubu ze Stade Velodrome narodzili się jego dwaj synowie - Lucas i Theo. Obaj przygodę z piłką zaczynali w podmadryckim Rayo Majadahonda. Stamtąd w 2007 roku trafili do Atletico Madryt. Do tego momentu ich kariery miały bardzo podobny przebieg. Diego Simeone szybciej dostrzegł jednak talent Lucasa, który po sezonie gry w rezerwach, w 2015 roku już na stałe dołączył do pierwszego zespołu. Trzy lata później wraz z reprezentacją Francji został mistrzem świata, a rok temu, przechodząc do Bayernu za 80 milionów euro, stał się bohaterem jednego z największych transferów obrońców w historii.
Przygoda Theo z seniorskim futbolem wygląda nieco inaczej. Choć znalazł się raz na ławce rezerwowych Atletico, to ostatecznie w jego barwach nigdy nie zadebiutował. Zanotował za to udane wypożyczenie do Deportivo Alaves, gdzie zebrał bardzo pozytywne noty. Te były na tyle dobre, że latem 2017 roku sięgnął po niego sam Real Madryt, ściągając go za 24 miliony euro.
Wiele hałasu o nic
- To jego decyzja i pewnie wie najlepiej, co robi. Będziemy okazywać swoje wsparcie wszystkim tym, którzy pragną tutaj być, a ci, którzy nie chcą być z nami, nie mają dla nas znaczenia - powiedział niedługo po ogłoszeniu tego transferu były już wtedy klubowy kolega Theo, Saul Niguez, cytowany później przez “Goal.com”.
Transfer młodszego z braci Hernandezów wywołał sporo szumu. Przerwał on bowiem niepisany pakt o “nieagresji” i braku bezpośrednich transferów pomiędzy Atletico i Realem, który obowiązywał od dobrych kilku lat. W 2011 roku to właśnie to było przyczyną, dla której na Santiago Bernabeu nie trafił Sergio Aguero.
Boczny defensor z perspektywy czasu z pewnością żałuje jednak decyzji o przenosinach do rywala zza miedzy. Choć z “Królewskimi” zdobył w swoim debiutanckim sezonie cztery trofea, w tym Ligę Mistrzów, rozegrał w sumie zaledwie 23 mecze. Na kolejny rok trafił znów na wypożyczenie, tym razem do Realu Sociedad.
- Grając dla “Królewskich”, nie mogłem pokazać się z najlepszej strony, bo nie dostawałem tam wystarczająco dużo minut. Bez nich nie masz tej pewności siebie. Trafiłem też do Realu jako bardzo młody piłkarz, teraz już z kolei dojrzałem - przyznał Hernandez w niedawnej rozmowie dla “El Transitor”.
Błąd naprawiony strzałem w dziesiątkę
Ostatecznie Hernandez dla “Los Blancos” już nigdy nie zagrał. Zinedine Zidane półtora roku temu pozwolił mu opuścić Estadio Santiago Bernabeu. Theo, podobnie jak Lucas, w tym samym okienku zmienił więc klub. Tyle że on akurat trafił za “tylko” 20 milionów euro do będącego od lat w permanentnej przebudowie Milanu. O tym, że Real się na nim zawiódł, niech najlepiej świadczy fakt, że pozwolił mu przenieść na San Siro za kwotę o cztery miliony mniejszą, niż zapłacił wcześniej za niego Atletico. To zaś dla znanego z robienia niezłych interesów Florentino Pereza nie jest raczej codziennością.
Jeśli przejście do Realu było błędem Theo, tak jego transfer do Milanu okazał się strzałem w dziesiątkę. Niemal z miejsca wygryzł ze składu dużo bardziej doświadczonego wielokrotnego reprezentanta Szwajcarii Ricardo Rodrigueza i stał się filarem zespołu. Gwarantuje solidność w tyłach i niezwykłą aktywność w ofensywie. Niedawno jego dwie bramki dały Milanowi cenny punkt w spotkaniu z Parmą. To dla 23-latka chleb powszedni. Od momentu debiutu dla “Il Diavolo” w 54 meczach zanotował w sumie aż 10 goli i dołożył do tego jeszcze 9 asyst.
Włoski dom
Nic dziwnego, że coraz więcej kibiców zaczyna doceniać jego klasę. Choć być może nie wszyscy zaliczają go do ścisłego topu na pozycji lewego obrońcy, z pewnością Theo Hernandez jest na dobrej drodze ku temu, by niedługo była to oczywistość. My w naszym rankingu najlepszych lewych defensorów na świecie umieściliśmy go bardzo wysoko. Całe zestawienie sprawdzicie TUTAJ.https://www.meczyki.pl/newsy/top10-lewych-obroncow-na-swiecie-tylko-alba-z-starej-gwardii-gigantyczna-konkurencja-talenty-i-diamenty/156901-n
- Uważam, że jestem w najlepszym momencie swojej kariery. Od wielu lat Milan nie grał na takim poziomie, jaki prezentujemy w tym momencie. Myślę, że jesteśmy w stanie odebrać w obecnym sezonie tytuł Juventusowi - powiedział ostatnio.
“Stara Dama” mistrzem Włoch jest nieprzerwanie od dziewięciu sezonów. W obecnym sezonie Milan wreszcie wydaje się jednak zespołem, który może naprawdę zagrozić ekipie z Turynu. Po 12 kolejkach “Rossoneri” wciąż są bez porażki i przewodzą w tabeli Serie A z przewagą punktu nad Interem i czterema właśnie nad Juventusem.
Być może więc Theo Hernandez wcale nie używał korpomowy i za chwilę Milan znów będzie najlepszy, jeśli nie od razu w Europie, to chociaż we Włoszech? To możliwe. A Theo stanie się wtedy jednym z głównych ojców sukcesu. On przecież w ostatnim roku odrodził się tak samo jak sami mediolańczycy.