Wyrzut sumienia Manchesteru United. Wjechał do nowej ligi jak maszyna
Strzelił w tym sezonie więcej goli niż Rasmus Hojlund i Joshua Zirkzee, czyli napastnicy Manchesteru United kupieni za prawie 120 mln euro. On sam został sprzedany za jedynie ćwiartkę tej kwoty, co sprawia, że niektórzy na Old Trafford już teraz wyrywają sobie włosy. Scott McTominay błyskawicznie odnalazł się w cieniach Wezuwiusza, a jego Napoli pędzi po mistrzostwo Włoch. Co więcej, Szkot stał się najbardziej uniwersalnym piłkarzem całej ligi.
Nie świadczy to dobrze o Manchesterze United, bo zbyt dużo jest ostatnio zawodników, którzy po opuszczeniu klubu nagle świecą pełnym blaskiem. 22-letni Anthony Elanga stał się kluczową postacią Nottingham Forest, zaraz po tym jak w obroty wziął go Nuno Espirito Santo. Brazylijczyk Antony strzelił już w Betisie pierwszego gola, a w kolejce na odbudowę czeka Marcus Rashford w barwach Aston Villi. W tym czasie punktem odniesienia dla wszystkich tych postaci jest Scott McTominay. To on pokazuje, że na Manchesterze świat się nie kończy i że zmieniając otoczenie można tylko zyskać.
Synek Mourinho
Rio Ferdinand, były gracz United, powiedział ostatnio, że 28-latek z Napoli wygląda ostatnio jak Jude Bellingham w swoim prime time. Jest jedynym pomocnikiem Serie A, który w tym sezonie strzelał gole głową oraz obiema nogami. Ma w sumie sześć bramek ligowych i jedno trafienie w Pucharze Włoch. Nie znika w ważnych spotkaniach, bo to jego trafienie jesienią pomogło w hicie z Interem (1:1). Poza tym rozkochał Neapol swoim charakterem i tym, że jako pomocnik proponuje pełny serwis. Strzela gole, ale też asystuje (cztery asysty w lidze). Wygrywa głowy i odbiera piłki. Nazywany jest szkockim wojownikiem, którego bardzo chciał Antonio Conte i nie pomylił się.
Ta historia już na zawsze rozgrzebywana będzie pod kątem tego, dlaczego Szkot rozwinął skrzydła w jednym miejscu, a nie potrafił w drugim. Przyszedł do Manchesteru United jako pięciolatek, rozkochany w tym klubie i prący do przodu przez wszystkie szczeble akademii. Jose Mourinho, gdy w 2017 roku zobaczył jego talent, powiedział, że ten chłopak musi grać z seniorami. Musi grać więcej - zresztą to Portugalczyk dał zadebiutować Szkotowi, a ten wkrótce strzelił ostatniego gola, jakiego kibice United mogli zobaczyć przed pandemią i zamknięciem stadionów. Mourinho wymyślił kiedyś, że będzie przyznawał nagrodę “piłkarza roku od menedżera”, bo wiedział, że inaczej McTominay żadnej nagrody nie dostanie, a przecież jak najbardziej na nią zasługiwał.
Potwór
Szkot rozegrał 255 meczów dla United. Został zapamiętany z bramki w 96. minucie, pieczętującej wygrane derby Manchesteru (2:0) w erze Solskjaera. To jego gra miała też ogromny wpływ na słynną wygraną z PSG, kiedy “Czerwone Diabły” odrobiły stratę z pierwszego spotkania i spektakularnie rozbiły PSG na Parc des Princes (3:1). McTominay w sumie przez sześć lat grał w seniorach Manchesteru, prowadzony przez trzech menedżerów. Trofea wygrał tylko dwa.
Jego kariera przypadła na okres nijakości klubu, który nieustannie błądzi bez mapy. W czasach Erika ten Haga co jakiś czas wracała dyskusja sprzedaży Szkota, ale ten, gdy wchodził, często ratował drużynę swoimi golami. Zakładał pelerynę superbohatera, choć mało kto wtedy to doceniał. W październiku 2023 strzelił przecież gole w 93. i 97. minucie starcia z Brentford (2:1). W pojedynkę wygrał tamto spotkanie, choć na boisku pojawił w 87. minucie.
Przez lata wielu graczom Manchesteru zarzucano brak charakteru, ale akurat McTominay był ostatnim do kwestionowania. Nawet Ralf Rangnick mówił, że to wyjątek w tej rozleniwionej drużynie. Solskjaer nazywał go “potworem wśród ludzi”. Ten Hag co jakiś czas majstrował z różnymi opcjami w pomocy, ale na końcu z braku laku zawsze wracał do McTominaya. Być może wielu kibiców liczyło, że ten rozwinie się bardziej, pamiętając huczne zapowiedzi w 2017 roku. Ale, z drugiej strony, jego przykład dobrze uosabia cały problem klubu, który ogólnie nie rozwija piłkarzy. Największe talenty popadają w bylejakość. Niektórzy musieli to miejsce po prostu opuścić, by zrobić krok naprzód.
Słowo Alexa
Żaden menedżer ani publicznie, ani prywatnie (bo takie rzeczy od razu by wyszły) nigdy nie narzekał na zaangażowanie McTominaya. W reprezentacji Szkocji stał się wręcz symbolem, gdy w eliminacjach do EURO 2024 strzelił sześć goli w pięciu meczach. To jego dwa trafienia na Hampden Park upokorzyły Hiszpanię (2:0), a mimo to Manchester nie potrafił tej formy Szkota przełożyć na podwórku Premier League. Latem została podjęta decyzja o sprzedaży za 30 mln euro do Napoli. Smutną rolą wychowanka we współczesnej piłce jest to, że czasem trzeba go wypchnąć z klubu, żeby “zgadzało się w księgach”. Taki zawodnik traktowany jest jako czysty zysk i przydaje się przy rozbrajaniu finansowych regulacji.
Wielkim fanem McTominaya był też Alex Ferguson, który znał jego rodzinę, zasiadającą na trybunie Stretford End. Sir Alex regularnie zaglądał na treningi akademii, gdy młody Scott dopiero aspirował do wielkiej piłki. Piłkarz w rozmowie z Four Four Two opowiadał, że nigdy nie zapomni jak w wieku 16 lat Ferguson zwrócił się do niego osobiście. Sam słynny menedżer latem mówił, że sprzedaż takiego piłkarza to błąd i oczywiście miał rację.
McTomadona w tańcu
- Kiedy tylko dowiedziałem się o zainteresowaniu Napoli, poczułem wewnętrzny ogień. Mają jednych z najlepszych kibiców na świecie - powiedział McTominay już po przeprowadzce do Włoch. W systemie Antonio Conte jest ofensywnym pomocnikiem w ustawieniu 4-3-3. Gra wyżej niż pozostali środkowi Lobotka i Anguissa. Często bywa tak, że na mapach średnich pozycji zawodników wyżej od niego umiejscowiony jest tylko Romelu Lukaku. Widać, że odzyskał wiarę i radość z gry, a jeden z jego dryblingów, gdy mija trzech rywali, doczekał się w mediach społecznościowych etykiety „McTomadona”.
Kiedy pierwszy raz przyleciał do Neapolu, oczywiście od razu przekonał się czym jest tzw. komitet powitalny na lotnisku Capodichino. Wkrótce jego nazwisko zaczęło nieść się po trybunach stadionu Diego Armando Maradony. Czasem można odnieść wrażenie, że to jak sen. Skromny, nastawiony na pracę brytyjski “synek” z Lancaster nagle znalazł się w mieście słońca, szaleństwa i chaosu. Piłkarz, który zasługiwał na więcej miłości w Manchesterze, we Włoszech dostał tę miłość z nawiązką. A to i tak przecież dopiero początek tej historii.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.