Wyrzut sumienia Manchesteru United idzie jak burza. Niedługo może pracować w elicie
W Manchesterze United zachwycił mimo zaledwie trzech meczów na ławce. W Middlesbrough dokonał małego cudu, bo w niespełna rok przestawił wajchę i sprawił, że zespół stał się jednym z najbardziej atrakcyjnych do oglądania w całej Anglii. Teraz Michael Carrick rozpoczyna prawdziwą grę o Premier League, gdzie jego miejsce.
Blisko 500 meczów na najwyższym poziomie. Status niezwykle eleganckiego piłkarza, jednego z najlepszych defensywnych pomocników. Uwielbienie ze strony szkoleniowców, kolegów z szatni, ale także uznanie płynące od boiskowych rywali. Michael Carrick czarował na boisku jako piłkarz, a teraz czaruje jako szkoleniowiec.
Po krótkim pobycie na ławce Manchesteru United Anglik trafił do Middlesbrough, które jest w grze o awans do Premier League. Niezależnie od tego, jak bieżący sezon zakończył się dla ekipy z Riverside Stadium, już teraz nie brakuje głosów, że 41-latek pewnego razu wróci na Old Trafford. I to nie po to, aby skrzyżować taktyczne szable z Erikiem ten Hagiem.
- Michael musiał się trochę zmienić, by zostać menedżerem. Jako trener zbyt dużo uwagi poświęcał detalom. Będąc menedżerem, musisz zrobić krok w tył i zarządzać ludźmi. Widziałem, jak w Manchesterze rozmawiał z zawodnikami. Niektórzy byli jego byłymi kolegami z zespołu, co nie jest łatwe, ale stanowił dla nich autorytet. Jestem przekonany w stu procentach, że Michael zostanie menedżerem Manchesteru United, jeśli właśnie tego będzie chciał - ocenił Ole Gunnar Solskajer w rozmowie dla "The Athletic".
Słowa Norwega wcale nie muszą być na wyrost.
Obiecujące początki
Po zakończeniu kariery piłkarskiej Michael Carrick nie odszedł z Manchesteru United, tylko od razu wskoczył w tryby trenerskiej machiny. Anglik od początku pełnił funkcję asystenta Jose Mourinho, a następnie Ole Gunnara Solskjaera, ale mimo teoretycznie pobocznej roli odcisnął swoje piętno na kilku piłkarzach. Współpracę z początkującym szkoleniowcem cenili sobie między innymi Fred oraz Paul Pogba, którzy regularnie powtarzali, że wiele zawdzięczają byłemu reprezentantowi "Synów Albionu".
- Bardzo mocno pomógł mi w zaadaptowaniu się do warunków Premier League. Tłumaczył mi, jak mam się ustawiać, co powinienem robić inaczej. Rozmawialiśmy codziennie. Dzięki niemu lepiej zrozumiałem grę - stwierdził Brazylijczyk.
Nikt zatem nie był szczególnie zdziwiony, gdy to właśnie Carrick tymczasowo przejął obowiązki po zwolnionym Norwegu. Od końcówki listopada do początku grudnia 2021 roku poprowadził zespół w trzech meczach. Okres ten okazał się jednym z najcieplej wspominanych w trudnych dla "Czerwonych Diabłów" czasach.
- 2:1 z Villarrealem w Lidze Mistrzów,
- 1:1 z Chelsea,
- 3:2 z Arsenalem.
To właśnie pod wodzą emerytowanego piłkarza klub z Old Trafford zakończył serię trzech ligowych meczów bez zwycięstwa, przyklepał awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów i zmniejszył dystans do czołówki w Premier League. Był to jeden z najlepszych startów, jakie pamiętali kibice United. Nic więc dziwnego, że nawet teraz nie brakuje głosów świadczących o tym, że pożegnanie Carricka było błędem - 3 grudnia stery drużyny przejął Ralf Rangnick.
- Ralf Rangnick miał uratować sezon dla Manchesteru United, a następnie pracować w klubie w roli konsultanta czy dyrektora sportowego. Jak doskonale wiemy, nie wydarzyło się ani jedno, ani drugie. Z perspektywy czasu decyzja o zatrudnieniu Niemca wygląda wręcz idiotycznie, zwłaszcza że Michael Carrick naprawdę dobrze zaprezentował się w trzech spotkaniach za sterami. Czy dowiózłby "Czerwonym Diabłom" Ligę Mistrzów? To oczywiście tylko gdybanie, ale jestem przekonany, że byłoby zdecydowanie bliżej. Trzeba jednak pamiętać, że w tamtym czasie na United ciążyła pewna presja odcięcia się od Solskjaera, a zastąpienie go jego asystentem, mogło zwyczajnie wyglądać źle - mówi nam Krzysztof Bielecki z "Angielskiego Espresso".
Niemiec nie został nawet w połowie tak dobrze zapamiętany jak Anglik, który ostatecznie pożegnał się z zespołem po 15 latach. Zdecydował, że chce na dobre rozpocząć swoją samodzielną karierę. Na dogodną okazję czekał jednak długo, bo do października 2022 roku, a i wtedy jego wybór był dość zaskakujący. Młody szkoleniowiec trafił do Middlesbrough znajdującego się w dolnych rejonach tabeli Championship.
Odbicie od dna
Ekipa z Riverside Stadium była świeżo po zwolnieniu Chrisa Wildera. Doświadczony Brytyjczyk był kolejnym z rzędu trenerem z bogatym CV, jaki nie poradził sobie z odbudowaniem siły zespołu. Wcześniej spalili się tam Neil Warnock oraz Tony Pulis, więc Steve Gibson, prezes i właściciel klubu, postanowił spróbować czegoś nowego. Michael Carrick nie miał bowiem dziesiątek lat spędzonych na ławce, ale okazał się mieć konkretny pomysł na to, jak poprawić wyniki drużyny.
Chociaż jego Boro przegrało pierwszy mecz z Preston North End, to później rozpoczęło serię, która wywindowała zespół w górę tabeli. W kolejnych dziesięciu spotkaniach MFC zaledwie raz musiało uznać wyższość rywala i zdobyło przy tym 25 "oczek", stając się najlepiej punktującą drużyną w Championship. Taka seria wyników nie była już przypadkiem i Boro oficjalnie przeistoczyło się z 18. drużyny w tabeli w realnego kandydata do awansu do Premier League.
Carrick osiągnął to dzięki zupełnej zmianie podejścia. Za kadencji Wildera zespół prezentował bardzo pragmatyczny futbol, który temu szkoleniowcowi zagwarantował sukces w Sheffield United. W North Yorkshire już tak rewelacyjnie nie było, więc były zawodnik Manchesteru United z miejsca postanowił zaszczepić swoją wizję. Chociaż wyjściowe ustawienie nie rzucało na kolana pod względem kreatywności - 4-3-2-1 - to znacznie ciekawiej prezentowało się podejście do samej taktyki oraz zawodników jako indywidualności.
Sukces Middlesbrough oparto przede wszystkim na ofensywie. Dość powiedzieć, że w całej lidze tylko rewelacyjne Burnley Vincenta Kompany'ego zdobyło więcej bramek. Różnica jest przy tym niewielka, bo mówimy o przewadze 87 do 84 trafień. Co więcej, jeśli wyciągniemy dla Boro średnią tylko z ery Carricka, to będzie ona najwyższa w Championship. 2,5 gola na mecz robi wrażenie.
Jako się rzekło - nic nie bierze się z przypadku. 41-latek sprawił, że jego zespół naprawdę zaczął grać piłką, a kibice oglądali mecze z wypiekami na twarzy:
- 57% posiadania piłki - 3. wynik w lidze,
- 82,1% celnych podań - 3. wynik w lidze,
- 4,2 celnego strzału na mecz - 9. wynik w lidze,
- 84 gole - 2. wynik w lidze,
- 10,1 faulu na mecz - 15. wynik w lidze,
- 57 goli po asystach - 2. wynik w lidze,
- 56 straconych goli - 12. wynik w lidze.
Kluczowe okazało się jednak płynne przechodzenie ze wspomnianego 4-3-2-1 do 3-2-5, które piorunowało rywali. Drużyna Carricka za wszelką cenę chciała wymieniać podania i budować swoje posiadanie, więc nie bała się ostrego wychodzenia z pressingiem. Istotną rolę zaczął odgrywać ofensywnie usposobiony boczny obrońca, Ryan Giles. 23-latek zanotował aż 10 asyst, a na Wyspach coraz częściej mówi się o tym, że powinien otrzymać powołanie do reprezentacji Anglii.
Nie sposób nie docenić przy tym wpływu na grę Chuby Akpoma. Wychowanek Arsenalu nigdy wcześniej w swojej karierze nie zdobył dwucyfrowej liczby bramek w lidze, chociaż występował na pozycji napastnika. Tymczasem nowy szkoleniowiec cofnął go nieco niżej na placu gry, co paradoksalnie uruchomiło zmysł strzelecki 27-latka. Skończyło się na tym, że skreślony przez wielu zawodnik strzelił 28 goli w Championship i w przedbiegach wywalczył tytuł króla strzelców.
Z szansami na awans
Pobyt Michaela Carricka zaowocował awansem z 18. na 4. miejsce. Na zajęcie pozycji w czołowej dwójce gwarantującej bezpośrednią promocję do Premier League zabrało nieco czasu i pary, ale i tak kibice Middlesbrough otrzymali znacznie więcej niż oczekiwali jeszcze w październiku. Strefa barażowa i potencjalny wyjazd na Wembley to jedno z najlepszych przeżyć w najnowszej historii klubu. Nie wolno przy tym zapominać, że zespół z Riverside Stadium ma niemałe szanse na wygranie całego mini-turnieju.
Na etapie półfinału zagra z Coventry, które do czołówki doskoczyło dzięki zjawiskowym wynikom w 2023 roku. Po ewentualnym pokonaniu ekipy Marka Robinsa czeka na nich Luton Town - rewelacja całych rozgrywek - lub Sunderland. "Czarne Koty" odbudowały się po tułaczce na trzecim poziomie rozgrywkowym i mają nadzieje na powrót do elity. Niemniej to właśnie Boro uchodzi za realnego faworyta.
- Middlesbrough bardzo długo jawiło się jako faworyt Play-Offów. Pewnie po części przez nośne nazwisko Michaela Carricka, ale też przez niewyobrażalny progres, jaki zaliczyła ta ekipa na przestrzeni sezonu. Ostatnie tygodnie sezonu zasadniczego postawiły jednak spory znak zapytania przy dobrym wyniku w barażach. Oczywiście, Anglik rotował składem, ale wyniki i tak pozostawiały wiele do życzenia. W pozycji teoretycznego faworyta ustawiło się więc Luton Town, ale jak się okazało, nie miało to najmniejszego znaczenia w starciu z Sunderlandem - ocenił Krzysztof Bielecki.
Obecny klub Carricka czeka na Premier League od sezonu 2016/17. Jeśli wymarzony scenariusz angielskiego szkoleniowca się spełni, to on sam też trafi miejsce, do którego pasuje idealnie. Nie ulega bowiem wątpliwości, że 41-latek to pełnowartościowy materiał na trenera z Premier League. Udowadniał to już podczas pobytu w Manchesterze United.