Wyrzucono go tylnymi drzwiami, zostanie odkupiony za fortunę. Dlaczego Lukaku nie odniósł sukcesu w Chelsea

Wyrzucono go tylnymi drzwiami, zostanie odkupiony za fortunę. Dlaczego Lukaku nie odniósł sukcesu w Chelsea
Łukasz Laskowski / PressFocus
Zerowy dorobek bramkowy w piętnastu meczach. Dziś trudno wyobrazić sobie, aby Romelu Lukaku mógł zanotować tak fatalną serię. A jednak właśnie w ten sposób prezentuje się jego bilans podczas pierwszego epizodu w Chelsea. Teraz Belg może znów przywdziać niebieski trykot na Stamford Bridge. Dlaczego ten duet potrzebował kilkuletniej separacji, aby znów się spotkać?
- Romelu w Chelsea był dzieckiem. W Manchesterze United się rozwijał, to duży facet, ale nadal jest w nim sporo z dziecka. Musi mieć poczucie tego, że jest ważny, że skupia uwagę innych. W Interze pokazuje najlepszą wersję siebie, bo jest tam kochany - ocenił Jose Mourinho, który współpracował z nim w Londynie i na Old Trafford.
Dalsza część tekstu pod wideo
Pod wodzą Portugalczyka Lukaku pod żadnym pozorem nie przypominał zawodnika, którego znamy teraz. Kilka lat temu napastnik musiał opuścić szeregi “The Blues” tylnymi drzwiami. Teraz może wrócić do klubu jako jeden z czołowych snajperów świata i być może najdroższy piłkarz w historii Premier League.

Szukając zaufania

Gdy w 2011 roku Chelsea zapłaciła za nastoletniego wówczas Lukaku 15 mln euro, mało kto mógł być zdziwiony. Romelu od samego początku swojej kariery przykuwał uwagę, zwiastowano mu wielki sukces. W drużynach juniorskich przerastał swoich rówieśników, którzy nie dorównywali mu pod względem budowy fizycznej i przede wszystkim skali talentu. Przeskok do dorosłej piłki również przebiegł w miarę optymalnie. Belg w 98 spotkaniach dla Anderlechtu brał udział przy zdobyciu prawie 60 bramek. Miał być złotym dzieckiem londyńskiego klubu. Wyszło jak wyszło.
Lukaku ściągnięto do Chelsea, kiedy trenerem był bezkompromisowy Andre Villas-Boas. Portugalczyk pracował na Stamford Bridge przez zaledwie kilka miesięcy, jednak zdołał w tym czasie solidnie uprzykrzyć życie nowemu podopiecznemu. Pierwszym znakiem ostrzegawczym dla Romelu był fakt, że nie został zgłoszony przez trenera do rozgrywek Ligi Mistrzów w sezonie 2011/12. Pozostała mu rywalizacja w Premier League, gdzie przez cały sezon otrzymał szansę w następującej liczbie minut:
7, 22, 18, 13, 10, 12, 22, 54, 15, 25
Tyle spędził na boisku w lidze angielskiej. Kompletnie odsunięto go na boczny tor, a zwrotnica dyrygowana przez Villas-Boasa nigdy nie zwracała się w kierunku Belga przy okazji wyboru składu. O ile pozycja Didiera Drogby faktycznie była niepodważalna, o tyle z perspektywy czasu groteskowo wygląda, że więcej okazji do gry otrzymał Daniel Sturridge. Dziś Lukaku wart jest ponad 100 milionów funtów. Konkurent, z którym przegrywał rywalizację, od roku nie może znaleźć klubu po tym, jak nie dał rady w Trabzonsporze. W Chelsea po prostu fatalnie odczytano potencjał obu panów. Lukaku przez całą swoją karierę sukcesywnie stawia równe kroki naprzód. Sturridge tak naprawdę od dekady notuje regularny regres. Ale ówczesny szkoleniowiec miał swoje metody.
- Nigdy nie wybaczę tego, co zrobił mi Villas-Boas. Zostałem przez niego skrzywdzony. W trakcie treningów dawał mi plastron dla neutralnego zawodnika. Raz byłem odsyłany na prawą obronę, innym razem na lewą. W ten sposób żaden piłkarz nie może się rozwinąć. W końcu powiedziałem klubowi, co o tym wszystkim sądzę. Villas-Boas traktował mnie źle, z Roberto Di Matteo było zupełnie inaczej. On powinien zastąpić go wcześniej - zdradził Lukaku w rozmowie z “Het Laatste Nieuws”.

Wystrzał i jeden moment

W końcu Romelu został wypożyczony do West Bromu, gdzie okazało się, że problem nie musi leżeć w nim, ale właśnie w sposobie traktowania go na Stamford Bridge. W klubie o mniejszej renomie Lukaku miał pewny plac, za który odwdzięczał się regularną dostawą hurtowej liczby bramek. Doszło nawet do tego, że wypychany z Chelsea zawodnik notował lepsze statystyki niż ściągnięty za kilkadziesiąt milionów Fernando Torres.
- Chcę zostać w WBA. Wolę grać tutaj niż siedzieć na ławce w Chelsea. Chcę zostać - odpowiadał Lukaku, gdy pojawiła się opcja przedwczesnego zakończenia wypożyczenia i powrotu do “The Blues”.
W końcu jednak sezon dobiegł końca i reprezentant Belgii musiał wrócić do centrum Londynu. Tam już czekał trener, który miał z niego wydobyć wszystko, co najlepsze. Historia Romelu Lukaku i Jose Mourinho jednak nigdy nie doczekała się szczęśliwego zakończenia.
- Ten dzieciak jest dobry. Moim obowiązkiem jest sprawienie, aby był w najlepszej formie i dał drużynie bardzo wiele. Myślę, że jest już gotowy, żeby być częścią naszego składu - mówił Portugalczyk.
Na początku sezonu 2013/14 “Mou” dotrzymał słowa i faktycznie odważnie stawiał na Lukaku. Jeden mecz, pojedynczy moment sprawiły jednak, że Romelu po raz kolejny musiał zdecydować się na ucieczkę z Chelsea. Napastnik najważniejszą szansę otrzymał w Superpucharze Europy przeciwko Bayernowi Monachium. Mała powtórka z finału Ligi Mistrzów sprawiła, że trofeum na co dzień drugiej kategorii stało się oczkiem w głowie obu klubów. Po emocjonującej rywalizacji doszło do serii rzutów karnych. Wszystkie jedenastki były pewnie zamieniane na bramki. Piątą kolejkę miał zakończyć Lukaku. Młody snajper podszedł do piłki, jednak oddał fatalny strzał. Spudłował, Chelsea przegrała, Mourinho nie zdobył pierwszego pucharu po powrocie do klubu. To był koniec Belga w Londynie.
Po tym spotkaniu angielscy kibice próbowali zniszczyć zawodnika. W internecie wylała się na niego skandaliczna fala krytyki i nienawistnych komentarzy. Otrzymywał nawet groźby. Tymczasem Mourinho przestał się do niego odzywać. Tym jednym kopnięciem z rzutu karnego Lukaku całkowicie przekreślił się w oczach Portugalczyka. Szczęścia musiał szukać gdzie indziej.

Powrót do ojca marnotrawnego

- Nie mam negatywnych uczuć, ale chcę mieć udaną karierę. Czasem przygoda piłkarza trwa dziesięć lat. Nie chcę spędzić dziesięciu lat na ławce - stwierdził Lukaku, kiedy został sprzedany do Evertonu.
Po latach można stwierdzić, że mamy do czynienia z całkowitym odwróceniem biblijnej przypowieści o synu marnotrawnym. W tym przypadku syn, który opuścił stado, podjął najlepszą możliwą decyzję. Odniósł sukces, zwiększył swoją wartość, udowodnił światu, że zasługuje na szacunek. Tymczasem londyński klub w tym czasie marnował majątek, bezskutecznie szukając porządnego napastnika. Olivier Giroud, Alvaro Morata, ostatnio Timo Werner - żaden z nich nawet nie był bliski poziomu, który prezentuje Lukaku w ostatnich latach. Przepalono dziesiątki milionów, żeby w końcu ponownie związać się z zawodnikiem, który osiem lat temu był na miejscu.
Lukaku w Chelsea nie zdobył ani jednej bramki w piętnastu spotkaniach. Po odejściu zanotował 210 goli w 395 spotkaniach. Według medialnych doniesień piłkarz już wyraził zgodę na transfer, zatem możemy niedługo być świadkami spektakularnego powrotu. Antonio Cassano stwierdził niedawno, że Lukaku nie powinien akceptować oferty Chelsea z powodu tego, jak został w przeszłości potraktowany. Romelu jednak kilka razy podkreślał, że nie ma zarzutów do klubu, lubi Chelsea, w dzieciństwie kibicował tej drużynie i to się nie zmieniło. Jego serce jest po niebieskiej stronie. Belg miał jedynie pecha, że w Londynie trafił na nieodpowiednich trenerów. Jednak wszyscy wiemy, że ani Mourinho ani Villas-Boasa już na Stamford Bridge nie ma. Teraz urzęduje tam prawdziwy fachowiec, który wie, jak pracować z piłkarzami, by ich forma konsekwentnie wędrowała w górę.
Na papierze Lukaku zdaje się być idealnym zawodnikiem do układanki Thomasa Tuchela. Trudno doszukiwać się mankamentów w zespole, który wygrał Ligę Mistrzów, ale to właśnie pozycja nr 9 była dotychczas piętą achillesową “The Blues”. W poprzednim sezonie najlepszym strzelcem został odsunięty przez Tuchela Tammy Abraham. Timo przeżywał cierpienia młodego Wernera, a doświadczony Giroud już odszedł do Milanu. Teraz do drużyny pełnej niesamowitych kreatorów gry może dojść zawodnik, będący synonimem skuteczności, regularności, morderczej żądzy kolekcjonowania kolejnych bramek. Zachwycamy się dream-teamem stworzonym w Paryżu, Manchester City już kupił Jacka Grealisha i poluje na Harry’ego Kane’a, ale w walce o miano najlepszej drużyny Starego Kontynentu nie można przedwcześnie skreślać “The Blues”. Nie z takim trenerem, jak Thomas Tuchel, nie z rozgrywającymi pokroju Jorginho, Masona Mounta czy Hakima Ziyecha i nie - być może - z tak klasowym snajperem jak Lukaku.
Kiedyś Belg z żalem przyglądał się partnerom z drużyny, bezradnie okupując miejsce na ławce rezerwowych Stamford Bridge. Dziś Romelu luka ku stolicy Anglii, wiedząc że niedługo może stać się najdroższym zawodnikiem w historii Premier League.

Przeczytaj również