Ta decyzja trenera Lecha odmieniła mecz. A mogło być jeszcze lepiej. "Zauważył tam braki"

Ta decyzja trenera Lecha odmieniła mecz. A mogło być jeszcze lepiej. "Zauważył tam braki"
Paweł Jaskółka/Press Focus
Zapowiadało się źle. A nawet bardzo źle, patrząc jeszcze na pogodę. Skończyło się lepiej, niż można było zakładać, a przecież mogło być jeszcze piękniej, gdyby Marchwiński miał lepiej ustawiony celownik. Ostatecznie "Kolejorz" do Poznania zabiera dobry dla siebie wynik i to w Polsce rozstrzygnie się awans do 1/8 finału Ligi Konferencji.
Korespondencja z Norwegii, Dawid Dobrasz
Dalsza część tekstu pod wideo
Tuż przed pierwszym gwizdkiem więcej mówiło się o pogodzie w Bodo niż o wyjściowym składzie Lecha na mecz. Ta pierwsza dawała się we znaki. Raz było lepiej, raz było gorzej, ale ogólnie do przeżycia. Warto pamiętać, że spotkanie odbywało się w pobliżu koła podbiegunowego w okresie zimowym. Środa sprawiła, że można było liczyć na lepsze warunki atmosferyczne, ale miejscowi nie byli zdziwieni tym, co działo się na dworze przed startem meczu, czyli obfitym deszczem i silnym wiatrem, który raz słabł, a raz się wzmagał. W 10. minucie na samym stadionie przestało padać, a wiatr ustał. Potem zaczął padać śnieg, ale przy plusowej temperaturze, roztapiał się on, zanim doleciał do płyty boiska. W miarę upływu minut, warunki do gry zdecydowanie się polepszały. Po przerwie już ani nie wiało, ani nie padało.
Tyle o pogodzie. Jeśli chodzi o wyjściowy skład "Kolejorza", to względem meczu z Wisłą Płock wrócili do niego Milić i Kwekweskiri. Jednak sporym zaskoczeniem był ponowny brak Pedro Rebocho, który w tym roku w pięciu meczach Lecha tylko raz wystąpił od początku i był to też jedyny jego występ tej wiosny. Zaskakującym ruchem było posadzenie na ławce Kristoffera Velde, który jako jedyny ma doświadczenie grania na tym stadionie i przeciwko Bodo. Na skrzydłach ustawieni byli wychowankowie Lecha, czyli Skóraś i Szymczak, a na ławce były milionowe transfery Lecha, czyli Ba Loua i wspomniany Norweg. To dość ryzykowne, bo na lewej obronie grał prawy obrońca, a na skrzydle napastnik. Pierwsza połowa pokazała, że to nie były zbyt trafione decyzje.
Trener też zgodnie z naszymi przedmeczami zapowiedziami zaczął mecz od zaryglowania środka pola, czyli podobnie jak w poprzednich wyjazdowych starciach w fazie grupowej Lidze Konferencji, czyli w Walencji i Wiedniu, gdzie w środku pola zagrał tercet Murawski, Kwekweskiri i Karlstrom, z czego ten ostatni był najwyżej ustawionym środkowym pomocnikiem.
Jeśli chodzi o trybuny, to ten ponad 8-tysięczny stadion reagował na wydarzenia boiskowe. Regularnie wszyscy fani podłączali się do dopingu. Sam stadion można by ocenić jako taki z niższych lig angielskich. Nie był pełen. Trybuna za bramką - obok sektora gości - świeciła w większości pustkami. Gospodarzy można docenić za to, że mieli szeroki repertuar przyśpiewek, w których udział brał cały stadion. Nawet poszczególni kibice potrafili zaintonować przyśpiewki, które potem wszyscy śpiewali.

Pierwsza połowa to do jednej bramki

Lech na samym początku spotkania został zepchnięty do defensywy. Bardzo wysoki pressing od pierwszych minut powodował sporą panikę w szeregach obronnych "Kolejorza". Lechici odpowiedzieli jedną ciekawą akcją, ale podanie z boku Ishaka przed pole bramkowe Bodo zostało zatrzymane przez jednego z obrońców. Lechici w miarę upływu minut zapoznawali się z murawą i zaczęli być przy piłce, chociaż raz po raz Bodo przechodziło środek pola "Kolejorza". Najwięcej ataków szło rzecz jasna prawą stroną boiska, gdzie był ustawiony Alan Czerwiński, który miał sporo problemów od początku spotkania, co nie mogło być zaskoczeniem. Rywale atakowali tą stroną, mimo że na drugiej był ich najlepszy piłkarz, czyli Pellegrino.
W miarę upływu minut Lech bronił się coraz niżej. Obie linie były blisko siebie, a na ataku pozostawał tylko Ishak. "Kolejorz" miał problem z wyjściem z własnej połowy i było coraz więcej wybić na oślep. Rywalom to było na rękę, bo zmuszali Lecha do grania długimi piłkami. Mało było pressingu ze strony gości i skupili się oni na zabezpieczaniu dostępu do własnej bramki. Kiedy mistrz Polski posiadał piłkę, to gospodarze odcinali drogi podań i najczęściej jedynym rozwiązaniem była długa i najczęściej niecelna piłka posyłana przez jednego z defensorów i "Kwekwe".
Lech grał tylko na własnej połowie. Na stronie przeciwnika miał problem z wymianą trzech podań... Skrzydłowi byli niewidoczni. Szymczak notował sporo strat, właściwie nie było go w tym spotkaniu. W środku brakowało kreatywnego piłkarza, który wziąłby na siebie ciężar gry i próbował coś stworzyć. Mieli problem z budowaniem akcji pozycyjnych.
Do przerwy Lech nie oddał żadnego strzału, nawet niecelnego. Wybór składu był nietrafiony. Plusem było to, że udało się nie stracić gola. Bodo miało problem z wykończeniem swoich akcji.
Trener Lecha przed meczem mówił, że obie drużyny będą w tym meczu grały w piłkę. Do przerwy grała tylko jedna.
W zespole gospodarzy wyróżniał się Patrick Berg, który grał z niezwykłą pewnością siebie i lekkością w rozdzielaniu piłek. Żółtą kartkę zobaczył za to Radosław Murawski, który tam samym wykluczył się z rewanżu. Nie zagra też w niedzielnym meczu z Zagłębiem Lubin.

Po przerwie nadzieja

Nadzieja, bo o gorszy występ w ofensywie niż przed przerwą było trudno, bo Bodo grało o klasę lepiej. John van den Brom zauważył brak kreacji w środku pola i za Kwekweskiriego wprowadził grającego ostatnio regularnie Marchwińskiego.
I trzeba przyznać, że to była dobra decyzja. Najpierw Filip dobrze utrzymał się przy piłce i dał się sfaulować Bergowi, a chwilę później miał okazję meczu, a może i nawet dwumeczu. Wychowanek Lecha dostał bardzo dobre podanie od swojego rówieśnika i imiennika - Szymczaka z boku boiska - ale fatalnie się pomylił. To musiał być gol na 1:0...
Lech po przerwie wyglądał lepiej. Stwarzał więcej zagrożenia, głównie po prawej stronie boiska. Dużo lepiej szło Szymczakowi. Podobnie Czerwińskiemu, który w defensywie radził sobie znacznie efektywniej. "Kolejorz" potrafił oddalić grę od własnej bramki. Spotkanie się wyrównało.
Goście z kolei stracili nieco animuszu. Zauważył to Knudsen, który wymienił cały atak. Słabo grał Pellegrino, który niedawno wrócił po kontuzji i w 70. minucie opuścił boisko wraz z dwoma innymi graczami w tej linii. Lech bronił wyżej i nie dopuszczał już rywali tak często pod własne pole karne. Szwankowało w Bodo ostatnie podanie. Gra gospodarzy przestała się kleić. Nie była już tak dynamiczna. Druga połowa stała się bardziej wyrównana, a Bednarek nie miał zbyt wiele pracy.
Siadło nieco tempo spotkania, ale to było z korzyścią dla Lecha. Do końca meczu zbyt wielu okazji pod obiema bramkami nie widzieliśmy, a to oznacza, że awans rozstrzygnie się w Poznaniu i to jest najlepsza informacja w czwartkowy wieczór. "Kolejorz" u siebie będzie na pewno wyglądał dużo lepiej. W tym momencie szanse na awans są z lekkim wskazaniem na Lecha, nawet mimo bardzo słabej pierwszej połowy w wykonaniu podopiecznych Johna van den Broma. Szkoda akcji Marchwińskiego - najlepszej w tym meczu - ale też trzeba docenić czyste konto. Bodo nie okazało się takie straszne.

Przeczytaj również