Wymarzony debiut Modera, Holendrzy nie mogą się nachwalić. Takiego Kuby potrzebuje kadra
Skoro Jakub Moder otrzymywał w kadrze szanse, chociaż w Brighton był postacią epizodyczną, to marcowe powołanie nie może stać pod znakiem zapytania. Szczególnie po takim debiucie w Lidze Mistrzów.
Moder w Brighton się dusił. Musiał odejść, dalsze tkwienie w ekipie "Mew" nie miało najmniejszego sensu. Pozostawał zawodnikiem trzeciego szeregu. Chociaż wyleczył się z kontuzji, to zagrał w zaledwie siedmiu meczach. Z Ipswich Town ławka, z Leicester City ławka, z Crystal Palace ławka, Fabian Huerzeler po prostu Modera nie chciał. W hierarchii Polak był przeskakiwany przez kolejnych zawodników.
W styczniu wszystkie strony zdały sobie sprawę, że współpraca nie może być kontynuowana, absolutnie nikt nie był zadowolony. Tym samym Moder pożegnał się z Anglią i trafił do Feyenoordu. I wiecie co? To był wybór idealny. Po pierwszych tygodniach trudno odnieść inne wrażenie.
Pomocnik, owszem, zaczął dość ociężale. Z Ajaxem wypadł słabo, z PSV przeciętnie, dopiero ze Spartą Rotterdam wszedł na optymalny poziom. Liczyło się jednak nie to, jak Moder sobie radzi, ale sam fakt, że sztab szkoleniowy stawia na niego regularnie. Polaka wrzucono na głęboką wodę, zaliczył trzy występy z rzędu pierwszy raz od marca 2024 roku. Na szczęście zdołał wypłynąć na powierzchnię.
Moder, tak bardzo doświadczony przez rozmaite kontuzje i urazy, potrzebował zaufania, realnej szansy na to, aby ją odbudować. W Feyenoordzie, również ze względu na braki kadrowe Holendrów, póki co ją utrzymuje. Spotkaniem z Milanem pokazał zaś, że sytuacja wcale nie musi ulec zmianie, gdy wrócą kontuzjowani piłkarze. Debiut w Lidze Mistrzów był właściwie idealny. Być może zabrakło czegoś efektownego, choćby gola, ale myślenie o trafieniu wkracza w sferę snów, a Moder musi trzymać się rzeczywistości. Na odlot nie może sobie pozwolić. Jest zbyt cenny.
Pierwsza połowa spotkania z Milanem była w wykonaniu Polaka, nie bójmy się takich słów, rewelacyjna. Wychodziło mu właściwie wszystko. Gimenez? Bez zwrotności, bez zdrowia. Leao? Wystarczyło nacisnąć. Fofana? Niby silny. Moder rozstawiał po kątach swoich rywali, koniec końców wygrał aż 11 pojedynków. Żaden piłkarz nie miał lepszego wyniku.
Co ważne, pomocnik radził sobie nie tylko w destrukcji. Nie jest przecież typem rębacza-siepacza, na takich we współczesnej piłce nie ma już miejsca. Do katorżniczej pracy w defensywie Moder dołożył więc rozegranie. Według oficjalnych statystyk miał 76% celnych podań, a większość z nich posłał do przodu. Dwukrotnie zagrywał w strefę obronną Milanu. Było go pełno na boisku.
Wreszcie, doceńmy, wytrzymał pełne 90 minut, chociaż musiał zasuwać i z przodu, i z tyłu. Gdy zachodziła konieczność, cofał się między czwórkę defensorów, wzmacniał obronę Feyenoordu. Wybiegał cały mecz w klubie pierwszy raz od maja 2024. Milan pomógł, nie narzucił morderczej intensywności, ale jest się z czego cieszyć. Nie temperujmy zachwytu zbyt ostro.
- Debiut to spełnienie marzeń. Gdy usłyszałem hymn Ligi Mistrzów, to miałem ciary. (...) Potrzebowałem rytmu, długo nie grałem. W tym sezonie zagrałem więcej meczów w reprezentacji niż w klubie, co nie jest do końca normalne. Może moje spotkania nie były idealne, ale budują pewność siebie - powiedział Polak w rozmowie z CANAL+ Sport.
Cieszyć się z powrotu Modera musi też reprezentacja Polski. Skreślenie tego chłopaka nie wchodzi w grę. Od razu po przeprowadzce pokazał, że jest w stanie występować na najwyższym poziomie.
Co więcej, czyni to jako defensywny pomocnik. Pozycja ta uchodziła za jedną z najsłabszych w kadrze, ale sytuacja wcale nie musi wyglądać dramatycznie źle, jeszcze Polska nie zginęła. Moder w roli "szóstki" sprawdza się świetnie, ma dużą naturalność, przechwyci, odbierze, zagra na wyprzedzenie. Bez wielkiego kombinowania, ale skutecznie.
Takiego Modera potrzebuje reprezentacja. Dajmy mu tylko trochę czasu, aby zdołał się zupełnie odgruzować.
- Feyenoord wreszcie znalazł następcę Matsa Wieffera. Jego występ przeciwko Milanowi był pokazem dokładnie tych cech, których brakowało drużynie od momentu odejścia Holendra. Polak stał się brakującym ogniwem, tzw. "łącznikiem" między defensywą a ofensywą, a jego wpływ na grę Feyenoordu był widoczny od pierwszych minut. Moder nie tylko odnalazł się w systemie, ale od razu pokazał, że może być kluczową postacią w drugiej części sezonu. Jeśli jego forma będzie rosnąć, my, kibice możemy wreszcie odetchnąć - środek pola znowu ma lidera. Miejmy nadzieję, że zdrowie dopisze i Jakub utrzyma to na dłużej - podsumował dla nas Damian, prowadzący profil Feyenoord Polska.