Wymarzone wzmocnienie FC Barcelony. Przyszedł za darmo, gra jak z nut. Takiego piłkarza brakowało na Camp Nou

Wymarzone wzmocnienie Barcelony. Przyszedł za darmo, gra jak z nut. Takiego piłkarza brakowało na Camp Nou
Foto Sergio Ruiz/pressinsport/SIPA USA/PressFocu
Ten ruch transferowy FC Barcelony wzbudzał spore wątpliwości. Na Camp Nou trafił piłkarz, który mógł zawieść, spalić się, nie przebić do pierwszego składu. Andreas Christensen od wielu tygodni udowadnia jednak, że pozyskanie go było znakomitą decyzją. Katalończycy za darmo sprowadzili perfekcyjnie pasującego do drużyny obrońcę.
W ostatnich latach Barcelona znacznie częściej przepłacała zawodników niż kupowała ich w promocyjnej cenie. Andreas Christensen jest jednak dowodem na odwrócenie szkodliwego trendu. “Duma Katalonii” podpisała kontrakt z Duńczykiem, nie płacąc za niego nawet grosza odstępnego. Z biegiem czasu widać, jak słuszny był to ruch. Przy obecnym szaleństwie na rynku taki piłkarz spokojnie mógłby kosztować nawet kilkadziesiąt milionów euro. Ale czasem wystarczy poczekać na odpowiednią okazję.
Dalsza część tekstu pod wideo

Źle się działo

Christensen od kilku miesięcy imponuje formą, co zdecydowanie nie było standardem pod koniec jego pobytu w Chelsea. To właśnie słaba, a momentami wręcz tragiczna postawa Duńczyka sprawiała, że przy okazji jego przenosin na Camp Nou stawiano mnóstwo znaków zapytania. Gdyby Barcelona pozyskała takiego zawodnika, jak z poprzedniej rundy wiosennej, to dziś prawdopodobnie kwalifikowałby się jako transferowy flop. Progres poczyniony przez stopera jest jednak nadzwyczaj widoczny.
W poprzednim sezonie Christensen wyglądał na piłkarza, któremu futbol przestał sprawiać przyjemność. W wielu spotkaniach potrafił się wyłączać, popełniać juniorskie błędy. Fatalna dyspozycja najmocniej uwidoczniła się w meczach z lepszymi rywalami. Przy okazji spotkania z Realem Madryt na Stamford Bridge Duńczyk został zmieniony w przerwie po rozegraniu mizernych trzech kwadransów. W rewanżowym spotkaniu Thomas Tuchel nie wystawił obrońcy nawet na minutę. W rozgrywkach ligowych nie było lepiej. Stoper wytrzymał tylko jedną połowę choćby przeciwko Arsenalowi, kiedy zawalił gola.
Przeciętna forma szła w parze z tajemniczymi problemami Christensena. Jeszcze za kadencji Maurizio Sarriego w Londynie reprezentantowi Danii zdarzały się spotkania, które omijał ze względu na kłopoty żołądkowe. Włoski trener zwrócił uwagę na to, że w dniach meczowych stoper czuje się źle, jest nieswój i na własne życzenie wypisuje się z rywalizacji. Thomas Tuchel również przekonał się o tym, że nie zawsze może liczyć na tego piłkarza.
- Andreas miał wystąpić z Liverpoolem, ale w dniu finału przyszedł i powiedział, że nie jest gotowy do gry. Miał swoje osobiste powody, które pozostaną poufne. To nie pierwszy raz - mówił Tuchel po finale krajowego pucharu z Liverpoolem.

W nowym wydaniu

- Ostatnie tygodnie były trudne, ale nie chcę już do tego wracać. Cieszę się, że jestem w Barcelonie i to jest dla mnie najważniejsze. Rozmawiałem już z Xavim, który powiedział, że podoba mu się mój styl gry i osobowość. Jestem spokojną, ekstrawertyczną osobą. Dodatkowo "Barca" gra w sposób, który mi odpowiada. Myślę, że pasuję do stylu Barcelony, chociaż będę musiał nadal się uczyć - stwierdził Andreas Christensen na powitalnej konferencji w Barcelonie.
Po opuszczeniu Chelsea 26-latek odżył jako piłkarz. Nie dowiemy się konkretnych powodów jego regresu, jednak można przypuszczać, że jednym z nich był brak motywacji. Od miesięcy przymierzano go do Barcelony, co mogło destrukcyjnie wpłynąć na poziom prezentowany w ostatnich tygodniach na Stamford Bridge. Z perspektywy Katalończyków najważniejsze pozostaje to, że do klubu przybył gracz, który już nie jest zagubiony, niepewny i przestraszony wielkiej rywalizacji. Christensen przypomina przeciwieństwo samego siebie sprzed roku.
Od pierwszych tygodni w nowym zespole obrońca pokazywał się z doskonałej strony. W presezonie radził sobie dobrze, rywalizując z Juventusem czy Realem Madryt, później przełożył to na występy w lidze hiszpańskiej. Duńczyk nie potrzebował wiele czasu, żeby w cuglach wygrać rywalizację o miejsce w pierwszym składzie. A to głównie dlatego, że oferuje coś, czego brakuje konkurentom w osobie np. Erika Garcii. Spokój i pewność. Po 26-latku nie należy spodziewać się żadnych fajerwerków i spektakularnych interwencji na noty. On nie musi jednak silić się efekciarstwo, ponieważ wszystko załatwia szybko, prosto, jakby w białych rękawiczkach. Nic dziwnego, że to właśnie z nim na murawie “Barca” osiąga najlepsze wyniki defensywne. W rozgrywkach krajowych zaliczył dotychczas 13 spotkań, pozwalając na utratę zaledwie sześciu bramek. Dodatkowo nie wystąpił w żadnym z czterech meczów, kiedy Katalończycy w tym sezonie wpuszczali minimum trzy gole.
- Andreas Christensen gwarantuje nam bezpieczeństwo w obronie, unika błędów, gdy jest na boisku, to cały zespół czuje spokój. Sam rozwiązuje mnóstwo problemów, wiele rzeczy robi bardzo dobrze. To udany transfer Barcelony - podkreślił Xavi na jednej z konferencji.
Nowy nabytek idealnie wpasował się do barcelońskiej defensywy, która potrzebowała oazy spokoju, kogoś pozbawionego układu nerwowego. Obok byłego zawodnika Chelsea grają przecież Ronald Araujo i Alejandro Balde, czyli buzujące wulkany energii. W linii defensywy musi jednak panować odpowiednia równowaga. Młodzieńcze szaleństwo Urugwajczyka czy Hiszpana jest zatem balansowane przez skandynawski chłód i opanowanie. Christensenowi zdarzają się oczywiście momenty odważniejszej gry, ale przez większość czasu raczej skupia się na tym, co proste i zarazem skuteczne.

Podano do stołu

Christensen odnalazł się w Barcelonie, ponieważ wygląda na piłkarza, który został ukształtowany pod potrzeby ekipy z Camp Nou. Powszechnie wiadomo, że w “Dumie Katalonii” obowiązki obrońców zdecydowanie nie kończą się na dobrej grze w defensywie. Stoperzy bez umiejętności wyprowadzenia piłki na poziomie przyzwoitych rozgrywających nie mają prawa odnieść tam sukcesu. Tymczasem Duńczyk zdecydowanie należy do wąskiego grona defensorów, którym futbolówka nie przeszkadza w grze. Wręcz przeciwnie.
Umiejętność dystrybuowania piłki to jedna z największych zalet Christensena. Według portalu “fbref.com” średnio wykonuje on 89 podań na mecz przy 94% celności. To absolutnie topowe wyniki w skali światowej. Trzeba też podkreślić, że nie zawsze są to tylko bezpieczne zagrania do boku czy w tył. Wystarczy przypomnieć niedawne starcie z Getafe, kiedy Duńczyk swoim przytomnym zachowaniem wykreował jedyną bramkę na wagę zwycięstwa Barcelony. Przy tamtej akcji 26-latek kapitalnie poszedł na wyprzedzenie, a jego odbiór stał się jednocześnie asystą drugiego stopnia. W tamtej sytuacji samo przechwycenie piłki byłoby powodem do pochwał, ale Christensen zawsze szuka rozwiązań jeszcze lepszych niż dobre.

Spełnione marzenie

Można odnieść wrażenie, że Andreas Christensen wreszcie znalazł odpowiednie miejsce na piłkarskiej mapie świata. Pod względem stylu gry właściwie nie da się wskazać drużyny, która bardziej potrzebowałaby zawodnika o takiej charakterystyce. Do tego dochodzą jeszcze względy kibicowskie. Wielu graczy po zmianie barw pozuje na wiernego fana, który od dekad śledził poczynania danego zespołu. Duńczyk jednak faktycznie od dziecka liczył na możliwość założenia bordo-granatowego trykotu. Przy okazji transferu upubliczniono kartkę, na której 8-letni Andreas napisał, że marzy o zostaniu piłkarzem i grze w Barcelonie. Po czasie osiągnął obie te rzeczy.
- W Barcelonie chcemy piłkarzy, którzy marzą o grze dla tego klubu. Dlatego jesteśmy bardzo usatysfakcjonowani transferem Christensena - przyznał Joan Laporta na antenie "Barca TV".
Christensen jest żywym dowodem na to, że wciąż można wzmocnić skład bez rozbijania banku. Czasem wystarczy znaleźć zawodnika z potencjałem, który dusi się w obecnym otoczeniu. W ten sposób Barcelona poczekała, aż 26-latkowi wygaśnie kontrakt z Chelsea, gdzie nie wykorzystywał pełni potencjału. Teraz odnalazł odpowiednie środowisko, na czym zyskał on sam, pomagając jednocześnie całej drużynie. Barcelona nie tylko nie przepłaciła, ale za darmo sprowadziła zawodnika, który wyrasta na jej filar. Takiego transferu nie da się ocenić inaczej niż na piątkę z plusem.

Przeczytaj również