Wygrani i przegrani meczu z Maltą. Znów wielkie rozczarowanie! "Konkurencja bije go na głowę"
Reprezentacja Polski miała pozytywnych bohaterów zwycięskiego meczu z Maltą, ale są też piłkarze, którzy mogą czuć się rozczarowani. Oto wygrani i przegrani poniedziałkowego spotkania na PGE Narodowym.
Polska kadra odbębniła obowiązek i odniosła drugie zwycięstwo na starcie eliminacji do MŚ 2026. Tym razem biało-czerwoni pokazali się z lepszej strony niż przeciwko Litwie, ale uczciwie trzeba przyznać, że i rywal był słabszy. Może i wynik 2:0 stanowił dla Maltańczyków najniższy wymiar kary, natomiast trudno szukać po tym zwycięstwie wielu powodów do optymizmu. Dalej jest mnóstwo do poprawy i, jak słusznie TUTAJ zauważył w rozmowie z TVP Sport Robert Lewandowski, czas najwyższy wziąć się do roboty. Niemniej, znajdziemy wśród reprezentantów Polski zawodników, którzy, po pierwsze, zasłużyli na ciepłe słowa za grę z Maltą, a po drugie, mogą czuć się wygranymi tego meczu.
Wygrani
Jakub Kamiński
Jeden z dwóch głównych architektów poniedziałkowego zwycięstwa i długo, dopóki miał siły, najlepszy piłkarz na murawie Narodowego. Kamińskiego śmiało możemy uznać za największego wygranego całego zgrupowania. Przyjechał do Warszawy po okresie spędzonym niemal w całości na ławce Wolfsburga. Zimą miał problemy zdrowotne, potem nie łapał minut, dopiero tuż przed przerwą na kadrę dał pozytywną zmianę w Bundeslidze. Indywidualną akcją pomógł zdobyć trzy punkty z Litwą, wywalczył tym samym miejsce w składzie na Maltę i teraz pokazał, że jego wejście w piątek nie było przypadkowe.
“Kamyk” z gracją wszedł w buty Nicoli Zalewskiego na lewym wahadle. Zaczął od efektownego rajdu, w którym ośmieszył kilku rywali i minimalnie spudłował. Następnie nie zamierzał zwalniać tempa. Co rusz napędzał kolejne ataki biało-czerwonych, wykazywał się dynamiką, odwagą, przebojowością, przy tym był skuteczny w dryblingu i przytomnie reagował na wydarzenia boiskowe. Gdy mógł mądrze podać - robił to. Grał dokładnie tak, jak należy grać przeciwko kilka klas słabszemu rywalowi. Może tylko żałować, że nie ukoronował udanego występu golem - solidnie na niego zapracował. Kamiński znów zasłużył na słowa uznania, bo już w listopadzie przeciwko Szkocji, w tym tragicznie zakończonym meczu, był najjaśniejszym punktem ofensywy. Oby tak dalej. O wahadła nie musimy się martwić.
Karol Świderski
Miał sporo do udowodnienia, bo od jakiegoś czasu przestał być zawodnikiem, który niezależnie od dyspozycji klubowej gwarantował kadrze odpowiednią jakość. Obniżył loty, a mitycznej współpracy z Robertem Lewandowskim dawno nie widzieliśmy - zasadne były więc pytania, czy “Świder” zasługuje na podstawowy skład reprezentacji. Szczególnie po kiepskim występie z Litwą. Selekcjoner jednak raz jeszcze postanowił zaufać doskonale sobie znanemu piłkarzowi i tym razem trafił w środek tarczy.
Co najważniejsze, Świderski zakończył mecz z dubletem, a więc główne zadanie dla napastnika wykonał bez zarzutu. Zaangażowania nigdy nie mogliśmy mu odmówić, teraz zawodnik Panathinaikosu znów dorzucił do tego konkrety piłkarskie. Poza dwoma golami wszędzie było go pełno, w pozytywnym znaczeniu. Miał kilka okazji na hattricka; tu strzelał efektownie zza pola karnego, tam odnalazł się po wrzutce ze stałego fragmentu, innym razem szukał uderzenia pomiędzy obrońcami. Potrafił też idealnie obsłużyć Kamińskiego, gdy ten przegrał pojedynek z bramkarzem.
- Cieszę się z tych dwóch goli. Wiem, że nasz ostatni mecz, w szczególności mój, nie był za bardzo udany. Pozostał niesmak. Cieszę się, że [teraz] mogłem pomóc drużynie - ocenił po ostatnim gwizdku “Świder” na antenie TVP. - Szkoda, że się nie udało [trzeciej bramki], to byłoby coś wspaniałego strzelić hattricka na Narodowym, ale mam nadzieję, że będzie jeszcze na to okazja - dodał.
W takiej formie z pewnością otrzyma kolejne szanse z orzełkiem na piersi. Jasne, to była tylko Malta, ale swój test ze słabeuszem Świderski zdał jak należy. Mocno zaplusował.
***
W gronie przegranych również wskazaliśmy dwa nazwiska.
Przegrani
Przemysław Frankowski
- Chylimy czoła przed karierą klubową Przemysława Frankowskiego, ale jego postawa w reprezentacji jest ciągła - on nas rozczarowuje w kadrze już od pewnego czasu. Nie chodzi tylko o to zgrupowanie - moglibyśmy zebrać całą grupę meczów, w których był nawet najsłabszy na boisku - mówił TUTAJ w pomeczowym studio na kanale Meczyki.pl Mateusz Święcicki.
Możemy się w pełni pod tym podpisać. “Franek” od dłuższego czasu mocno zawodzi, gdy ubiera reprezentacyjną koszulkę. Widzieliśmy to w trakcie EURO 2024, widzieliśmy to w trakcie Ligi Narodów, widzieliśmy to też przeciwko Litwie i Malcie. Chęć oszczędzenia Matty’ego Casha pozwoliła utrzymać piłkarzowi Galatasaray miejsce w jedenastce po słabym występie w piątek, ale - w przeciwieństwie np. do Świderskiego - on nie zmazał ostatniej plamy. Wręcz przeciwnie, stanowił najsłabszy element biało-czerwonych.
Niewiele mu wychodziło. Irytował bardzo nieskutecznymi dośrodkowaniami, które zwykle kończyły się na pierwszym obrońcy. Irytował pasywnością w grze do przodu, był statyczny, ociężały, nie podejmował ryzyka. Gigantyczny kontrast z rozpędzonym po drugiej stronie boiska Kamińskim. Frankowski całościowo wyglądał niepewnie i nerwowo, co objawiało się też w tyłach. Tu spóźniony zarobił głupią żółtą kartkę, tam łatwo dał się ograć przed centrą Maltańczyka w pole karne, do tego zupełnie nie dogadywał się na boisku z Piątkowskim. Udział w akcji bramkowej i jedna wypieszczona wrzutka do Kiwiora to za mało, by go chwalić, szczególnie, że oczekiwania wobec gracza z takim CV, z takim doświadczeniem, z taką ciągłością występów w klubie, są spore. Tymczasem “Franek” mocno rozczarowuje i nie daje argumentów za swoją grą w kadrze. Konkurencja na wahadłach aktualnie bije go na głowę.
Mateusz Bogusz
Dziwnie, bardzo dziwnie układa się kariera reprezentacyjna Mateusza Bogusza. Selekcjoner zarządza nim bez ładu i składu. Przypomnijmy: we wrześniu 23-latek został rzucony na głęboką wodę w Chorwacji, by po kiepskiej godzinie gry nawet nie dostać powołania w październiku. W listopadzie wrócił, znów dostał szansę w pierwszej jedenastce, ale szybko zszedł, bo już w przerwie meczu z Portugalią (przy wyniku 0:0). Potem było zero minut ze Szkocją i pozytywne 13 z Litwą, gdy dał impuls i miał udział przy akcji bramkowej Kamińskiego z Lewandowskim. Michał Probierz go pochwalił, wrzucił do składu na Maltę, po czym ponownie zdjął po 45 minutach gry.
- Nie wykorzystuje tych swoich atutów, które ma, jeśli chodzi o Meksyk. Tam i oddaje uderzenia, i jest bardzo groźny przy stałych fragmentach gry, ma takie momenty. A tutaj miał kilka strat - nie tego chcemy. I trzeba pamiętać, że mieliśmy problem w środkowej fazie w pierwszej połowie - tłumaczył się na konferencji prasowej trener.
Ewidentnie nie był więc zadowolony z postawy zawodnika Cruz Azul, ale w naszej ocenie Bogusz zaprezentował się przyzwoicie. Aktywny, chętny do gry, z dwoma uderzeniami na bramkę i jednym pechowym poślizgnięciem, uczestniczył w akcjach biało-czerwonych, nie przeszedł obok meczu.
Nic wielkiego, jasne, natomiast zmiana w przerwie stanowiła spore zaskoczenie. Szkoda byłoby chować Bogusza do szafy, to jeden z najciekawszych kadrowiczów, a o ile można wymagać od niego więcej, o tyle przydałby się realny pomysł selekcjonera na zmaksymalizowanie jego atutów, określenie tego, co piłkarz ma dać tej drużynie. Liczymy, że reprezentacja jeszcze skorzysta z umiejętności 23-latka, ale na dziś może czuć on się po Malcie rozczarowany.