Wygrani i przegrani meczu z Farerami. Ta dwójka straci miejsce w składzie? "Wypadł bardzo blado"
Było kilka plusów, ale nie wszyscy reprezentanci Polski zaliczą mecz z Wyspami Owczymi do udanych. Część z nich wypadła po prostu słabo. Oto najwięksi wygrani i przegrani czwartkowego spotkania el. EURO 2024.
Trzy punkty, czyste konto i dobre wieści z Albanii, gdzie gospodarze ograli Czechów, co sprawiło, że w tych eliminacjach Polacy znów wszystko mają w swoich rękach. Ponadto Michał Probierz jest pierwszym selekcjonerem od ponad 25 lat, który wygrał w debiucie. Selekcjoner przyznał na konferencji prasowej, że nadrzędny cel był jeden: zwycięstwo, co udało się osiągnąć. I za to chwała, tak jak za odświeżenie kadry personalnie (cztery debiuty) i poprawienie atmosfery wokół kadry. Plusów po triumfie z Farerami jest więc całkiem sporo, nawet jeśli grę biało-czerwonych można określić jako maksymalnie przyzwoitą przeciwko słabemu przeciwnikowi.
Wygrani meczu z Wyspami Owczymi
Patryk Peda
Tak to można debiutować w reprezentacji Polski. Gdy Probierz powołał obrońcę SPAL na zgrupowanie, wielu łapało się za głowy i pytało, dlaczego na kadrę przyjedzie piłkarz z Serie C. Głosy zdziwienia nie zmalały po informacjach o chęci wystawienia Patryka Pedy w podstawowym składzie. Tymczasem 21-latek wyszedł na boisko bez kompleksów i zanotował bardzo dobry mecz. Oczywiście, rywal był, jaki był, ale niektórzy młodzi zawodnicy “palili się” z jeszcze gorszymi przeciwnikami. Peda zaś rozegrał dojrzałe, skuteczne, imponujące 90 minut. Dobrze ustawiony, z tyłu nie popełnił żadnego błędu, wyróżnił się kilkoma przytomnymi interwencjami, jak ta tuż przy linii bramkowej po zagrożeniu z rzutu rożnego. Stoper SPAL przydał się też przy rozgrywaniu piłki. Miał 90 na 112 celnych podań, wygrał sześć pojedynków powietrznych. Raz błysnął efektownym i celnym przerzutem do Przemysława Frankowskiego, po którym Polska stworzyła sobie okazję bramkową. Nie bez przyczyny za całokształt skomplementował go sam Zbigniew Boniek.
- Peda najlepszy - inteligentny, umie grać w piłkę, dobra technika, asekuracja na dużym poziomie - zwrócił uwagę były prezes PZPN.
- Zdaję sobie sprawę, że była duża niepewność co do niego i było sporo negatywnych ocen. Dzisiaj pokazał się z dobrej strony. To zawodnik, którego prowadziłem przez dłuższy czas. Jestem zadowolony z punktów oraz całego bloku defensywnego i jestem zadowolony z Patryka, który trzymał pozycję i na pewno będzie mu teraz łatwiej wprowadzić pewne elementy - to z kolei słowa selekcjonera z pomeczowej konferencji.
Start imponujący, oby tak dalej, również z silniejszymi przeciwnikami. Całą, obszerną analizę występu 21-latka znajdziecie TUTAJ.
Piotr Zieliński
Najlepszy piłkarz na boisku w Torshavn. Mógł sporo ugrać tym meczem i jak najbardziej tego dokonał. Obronił się jako kapitan, jako lider tej reprezentacji, jako zawodnik, który może na swoich barkach dźwigać drużynę narodową. Zieliński często wyglądał jak gość z innej planety, grający we własnej lidze. Przy pierwszym golu - asysta. Przy drugim - kluczowe podanie. A i asyst, i kluczowych podań poprzedzających bramki mógłby mieć więcej, gdyby skuteczniejsi byli Arkadiusz Milik czy Karol Świderski. Pomocnik Napoli umiejętnie dyrygował zespołem, udowodnił, że czuje się najlepiej, gdy to właśnie on trzyma kierownicę, a nie biega zagubiony gdzieś za napastnikiem lub bliżej skrzydła. Tak właśnie powinien prezentować się lider kadry i gracz takiego formatu na tle słabego rywala.
Sebastian Szymański
Długo czekaliśmy na odpowiednią wersję Sebastiana Szymańskiego w reprezentacji. Piłkarz Fenerbahce ma sporo do udowodnienia i właśnie wysłał pierwszy, pozytywny sygnał, że będzie potrafił przełożyć formę klubową na kadrę. Rozegrał naprawdę udane zawody. Przede wszystkim świetnie współpracował z Zielińskim, co przyniosło pierwszego gola, a mogło i kolejne.
Na tę współpracę czekaliśmy, jest ona wręcz konieczna, mając dwóch wysokiej, europejskiej klasy środkowych pomocników. Duet wart łącznie kilkadziesiąt milionów euro musi być fundamentem tego zespołu na lata. Premierowy test pod wodzą Michała Probierza wypadł optymistycznie. Liczymy na powtórkę z lepszymi przeciwnikami, takimi jak choćby Czesi w listopadzie.
Adam Buksa
Konkret. Wszedł na boisko i już po paru minutach w swoim stylu wpakował piłkę do siatki. Szybko zrobił to, co było jego zadaniem, w przeciwieństwie do Arkadiusza Milika. Udany powrót Buksy do reprezentacji po blisko półtora roku. Ciekawe, czy tym golem wywalczył sobie bilet do pierwszego składu na Mołdawię.
Michał Probierz
Oczywisty wygrany. Doceńmy, że wystartował w nowej roli jak należy. Oczyścił atmosferę wokół reprezentacji, dokonał korekt personalnych, wpuścił świeżą krew i, co najistotniejsze, zaczął od bardzo ważnego zwycięstwa w debiucie. Ostatnim selekcjonerem triumfującym w pierwszym swoim meczu był 26 lat temu śp. Janusz Wójcik. Jasne, kadra Probierza nie zagrała z Wyspami Owczymi porywającej piłki, ale osiągnęła założony cel. Selekcjoner zaś może być zadowolony, bo wypalił jego pomysł z Patrykiem Pedą i choćby Przemysławem Frankowskim na lewym, ofensywnym wahadle. Reagował też prawidłowo na wydarzenia boiskowe, zdejmując dwa najsłabsze ogniwa. Można mu zarzucić asekurację i długą grę na dwóch cofniętych pomocników, ale, umówmy się, mając w pamięci Kiszyniów i stawkę meczu w Torshavn, nie powinniśmy specjalnie narzekać. Michał Probierz na starcie zaplusował. I tyle.
Przegrani
Arkadiusz Milik
Piłkarz Juventusu przyjechał na zgrupowanie po dwóch golach w dwóch ostatnich klubowych występach. W coraz lepszej, rosnącej formie, świeżo po udanych derbach Turynu. Tyle że zupełnie nie było tego widać. Ujrzeliśmy wersję Milika, która wielokrotnie pojawiała się w reprezentacji Polski w ostatnich latach. Napastnik był nie tyle nieskuteczny, co apatyczny pod bramką rywali. W decydujących momentach brakowało mu pazerności, zdecydowania, wejścia w tempo, dynamiki, decyzji. Po pierwszej połowie powinien mieć na koncie co najmniej jedno trafienie. Można go pochwalić za akcję, po której gospodarze dostali czerwoną kartkę, ale całościowo Milik wypadł bardzo blado. Jego obecność w podstawowej jedenastce na Mołdawię byłaby dużym zaskoczeniem. On swoją szansę zmarnował. W ocenach pomeczowych (wszystkie TUTAJ) daliśmy mu najniższą notę ze wszystkich kadrowiczów.
Matty Cash
Cash w Aston Villi i Cash w reprezentacji Polski to jak na razie dwaj różni zawodnicy. Matty dał się zapamiętać w czwartkowy wieczór dwoma zagraniami. Pierwsze, pozytywne, to świetne dośrodkowanie do Przemysława Frankowskiego, po którym ten został zablokowany przez Farera. Drugi, negatywny, to głupi faul na żółtą kartkę. Poza tym Cash niczym się nie wyróżnił. Frankowski też do przerwy nie grał wybitnego meczu, nie wszystko mu wychodziło, ale przynajmniej próbował, był aktywny, wykazywał inicjatywę. A na prawym wahadle jakby brakowało powietrza. Nic dziwnego, że selekcjoner dość szybko zdjął piłkarza Aston Villi z boiska. Nadal czekamy, aż Cash da tej kadrze coś konkretnego, bo w Premier League wygląda fantastycznie, a tutaj zwykle zawodzi. Może u Michała Probierza, w bardziej przyjaznych okolicznościach i poukładanym zespole, wreszcie “odpali”. Papiery ma bez dwóch zdań.
***
Nisko za występ z Farerami oceniliśmy też “elektrycznego” Jakuba Kiwiora, który był najmniej pewnym punktem bloku defensywnego i wypadł poniżej oczekiwań. Za przegranego trudno go jednak uznać, bo spadku w hierarchii raczej tym spotkaniem nie zanotował, nie zasiał wielu wątpliwości, niczego nie stracił. To dalej zawodnik, wokół którego trzeba budować reprezentacyjną obronę. Oby tych niepewnych zagrań miał jak najmniej.
Reasumując, zobaczymy, na ile postawa poszczególnych piłkarzy w Torshavn wpłynie na selekcjonera i skłoni go do zmian w składzie na Mołdawię. Wydaje się, że przynajmniej na dwóch, jeśli nie trzech pozycjach możemy spodziewać się innych personaliów. Mecz na PGE Narodowym w niedzielę, o 20:45.