Wygrani i przegrani meczu z Chorwacją. Zaskakujące nazwisko! "Niech gra więcej"

Wygrani i przegrani meczu z Chorwacją. Zaskakujące nazwisko! "Niech gra więcej"
Piotr Matusewicz / pressfocus
Mateusz - Hawrot
Mateusz Hawrot16 Oct · 07:00
Spotkanie z Chorwacją miało kilku pozytywnych bohaterów wśród reprezentantów Polski, jednak nie wszyscy zaliczą je do udanych. Oto najwięksi wygrani i przegrani.
Co wiemy po wtorkowym meczu z Chorwacją? Po pierwsze, jest piłkarz, który powinien z automatu lądować w podstawowym składzie kadry. Po drugie, na dwóch newralgicznych pozycjach znajdziemy alternatywę względem wcześniejszych, dość zdecydowanych wyborów selekcjonera. Po trzecie, są zawodnicy, którzy mniej czy bardziej rozczarowali.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wygrani

Kacper Urbański

Już przed meczem z Chorwacją pisaliśmy, że jeśli ta kadra ma iść do przodu, to Urbański musi stanowić jej fundament. Nie jako dżoker - jak z Portugalią - a absolutnie podstawowy piłkarz. Właściwie zaraz jeden z liderów, bo predestynują go do tego umiejętności i to, co pokazuje na boisku. Mówiąc wprost: Kacper Urbański musi być pewniakiem do pierwszej jedenastki. Tej reprezentacji nie stać, by było inaczej i wydaje nam się, że selekcjoner pójdzie tym tropem. “Urbi” doskonale rozumie się z Piotrem Zielińskim i Nicolą Zalewskim. Ten pierwszy zresztą non stop - i słusznie - go chwali, mówi wprost o “fantastycznych umiejętnościach” i tym, że Polakom rośnie “klasowy piłkarz”.
Pełna zgoda. Urbański napsuł Chorwatom sporo krwi. Wypracował gola na 1:0, był pod grą, nie bał się nieszablonowych zagrań. Do ostatnich minut szukał bramki dającej trzy punkty, szkoda, że nie wpadł jego strzał z dystansu w samej końcówce. Oczywiście, niekiedy spuszczał z tonu, miał momenty, gdy nieco znikał w wirze boiskowych wydarzeń, jednak po tym meczu możemy mówić o nim wyłącznie w pozytywnym kontekście.
- Oby więcej takich zawodników trafiało do reprezentacji, takich, którzy się nie boją grać i pokazują swoje najwyższe umiejętności - skwitował nie kto inny jak Piotr Zieliński.

Kamil Piątkowski

Choroba Sebastiana Walukiewicza i kontuzja Pawła Dawidowicza otworzyły mu wreszcie drogę do gry w kadrze. Michał Probierz chciał go przetestować już w ubiegłym miesiącu, wtedy nie wyszło, teraz się udało i… to naprawdę było dobre wejście obrońcy Salzburga. Jasne, nie ustrzegł się błędów, jednakże w ogólnym rozrachunku wypadł na plus. W porównaniu z elektrycznym do bólu Dawidowiczem - niebo a ziemia. Piątkowski zapracował u nas na “szóstkę” w pomeczowych ocenach. Doceniliśmy jego sposób gry i to, jak wpłynął na postawę całej formacji obronnej, która z nim wyglądała dużo pewniej niż wcześniej.
- Zapewnił znacznie wyższy poziom od Dawidowicza. Dynamiczny, pewniejszy, bardziej agresywny i zdecydowany. Wyróżnił się nie tylko fryzurą. Wysłał sygnał, że może się tej kadrze przydać. Z nim w tyłach defensywa przeszła cudowną przemianę. Dodatkowo - to jego dobre podanie głową uruchomiło akcję na 2:3 - napisaliśmy (więcej TUTAJ).
Czy Kamil Piątkowski jest lekiem na notorycznie źle wyglądającą defensywę biało-czerwonych? Pewnie nie. Pokazał jednak, że potrafi rozegrać solidne zawody. To kolejny po Walukiewiczu piłkarz, który wchodząc z drugiego, jak nie trzeciego szeregu, daje jakiekolwiek światełko w tunelu. Zasłużył na następną szansę - niech gra więcej. Nie mamy nic do stracenia, a mowa o zawodniku regularnie grającym w klubie. Nawet jeśli ostatnio Salzburg zawodzi.

Jakub Kamiński

To nie był idealny mecz Kuby Kamińskiego. Ale na pewno był to mecz w jego wykonaniu przyzwoity, niezły, a przede wszystkim dający nadzieję. Na to, że kadra nie musi być skazana na słabszą formę Przemysława Frankowskiego, który ostatniego czasu w niej nie zaliczy do udanych. Bo nawet poprawnym, całkiem solidnym występem, “Kamyk” dał tej drużynie znacznie więcej niż zawodnik Lens w minionych spotkaniach. Piłkarz Wolfsburga potrzebował pół godziny, by się rozkręcić, ale w końcu wniósł ożywienie do ofensywy biało-czerwonych. Zaczął od zmuszenia bramkarza rywali do interwencji po strzale w krótki słupek. Następnie ruszył na przebój, z odwagą i przekonaniem o własnych umiejętnościach, w akcji, która zakończyła się golem Nicoli Zalewskiego. Było trochę szczęścia, był spryt Piotra Zielińskiego, ale bez wkładu Kamińskiego bramka na 2:3 by nie padła. Pokażcie nam ostatni taki rajd Frankowskiego w kadrze.
Na minus w przypadku “Kamyka” działa sytuacja na 3:3, fatalnie zmarnowana po podaniu Sebastiana Szymańskiego. To powinien być gol wyrównujący, zabrakło chłodnej głowy, planu, wykończenia. Niemniej, i tak stawiamy plusik przy nazwisku prawego wahadłowego. W tyłach radził sobie nieźle, może z raz zdarzyła mu się “drzemka”, ale znów - gra w obronie też na plus względem starszego konkurenta. Całościowo Jakub Kamiński ma pełne prawo czuć się jednym z wygranych wtorkowego meczu. Zobaczymy, czy wywalczy sobie podstawowy skład na kolejne spotkanie.

Przegrani

Paweł Dawidowicz

Współczujemy Pawłowi Dawidowiczowi, bo to naprawdę sympatyczny, inteligentny gość. Dotychczas uchodził za pechowca, któremu kontuzje nie pozwoliły w pełni rozwinąć skrzydeł w kadrze. Ale ostatni okres to czas, gdy wreszcie grał więcej i niestety przeszedł negatywną weryfikację, jeśli chodzi o poziom reprezentacji Polski. Miał lepsze i gorsze momenty, natomiast całościowo dał się poznać głównie jako obrońca nierówny, niepewny, pogubiony. Występem z Chorwacją potwierdził, że próżno szukać w nim etatowego stopera biało-czerwonych. Zaczął nawet nieźle, od skutecznej gry na wyprzedzenie, po czym kompletnie stracił kontakt z bazą. Łatwo dał się ograć przy drugim golu, a następnie właściwie w pojedynkę sprezentował gościom bramkę numer trzy.
Na domiar złego, jeszcze przed przerwą znów doznał urazu i nie mógł kontynuować gry. Po jego zejściu gra Polaków w defensywie znacznie się poprawiła, a zastępujący go Piątkowski zanotował dużo lepszy występ. Nie znajdujemy argumentów, by dawać Dawidowiczowi kolejne szanse w kadrze. Rok temu analogicznie miejsce w niej stracił Tomasz Kędziora, a czy Walukiewicz, czy Piątkowski, to zawodnicy kilka lat młodsi od obrońcy Hellasu. Pozostaje życzyć mu zdrowia, bo według selekcjonera najnowsza kontuzja nie wygląda dobrze.

Karol Świderski

Drugi na tym zgrupowaniu mecz w podstawowym składzie i drugi bardzo nijaki. W przeszłości “Świder” był jednym z nielicznych kadrowiczów dowożących niezależnie od sytuacji w klubie i tego, jak szło reprezentacji. Stanowił pewne ogniwo, zapewniał cenne bramki, potrafił dać coś ekstra zarówno jako piłkarz podstawowy, jak i zmiennik. Teraz jednak nie przypominał swojej najlepszej wersji. To zawód, szczególnie, że przyjechał świeżo po lepszym okresie w Charlotte FC. Tam mu ostatnio szło, a w drużynie narodowej wypadł poniżej oczekiwań. Z Chorwacją z jednej strony robił kawał roboty w pressingu, z drugiej problemy sprawiały mu najprostsze zagrania. Tu źle przyjął, tam źle podał, tu stracił. Zaangażowanie plus jedno dobre zagranie do Kuby Kamińskiego to za mało, by chwalić “Świdra”. Nie udało mu się wysłać jasnego sygnału, że to on powinien być napastnikiem numer dwa tej kadry. Rozczarował.
***
Poniżej poziomu przyzwoitości zaprezentował się też Jakub Moder, natomiast nie dowiedzieliśmy się w jego kontekście niczego nowego. Dalej wiemy, że w odpowiedniej formie i rytmie meczowym to piłkarz z marszu wchodzący do pierwszej jedenastki kadry. Tyle że aktualnie brak mu i tego, i tamtego, stąd nie może dziwić jego przeciętny, niemrawy mecz. Nie uważamy go za przegranego. To i tak sukces, że dostał na tym zgrupowaniu kilkadziesiąt minut. Pozostaje liczyć na częstszą grę w barwach Brighton, choć nie będzie to łatwe.

Przeczytaj również