"Wydajemy 90 mln i gdzie jesteśmy?!". Brutalny zjazd niemieckiego klubu. Były puchary, będzie spadek?

"Wydajemy 90 mln i gdzie jesteśmy?!". Brutalny zjazd niemieckiego klubu. Były puchary, będzie spadek?
Ulrik Pedersen / pressfocus
Tomasz - Urban
Tomasz Urban13 Feb · 15:50
Kojarzycie tego mema z wizerunkiem konia, który zaczyna się jego zdjęciem, a kończy nieudolną, odręczną kreską? To jest idealne odwzorowanie składu TSG Hoffenheim w tym sezonie. Po jednej stronie Adam Hlozek, Andrej Kramarić czy Tom Bischof, po drugiej Arthur Chavez, Kevin Akpoguma i Stanley Nsoki… W efekcie klub z malutkiej wsi balansuje nad strefą spadkową Bundesligi.
- Wydajemy 90 mln euro i na którym miejscu w tabeli jesteśmy? Na czwartym od końca? No nie może tak być! - pomocnik Hoffenheim Dennis Geiger zagrzmiał po ostatnim meczu z Unionem, niczym Jan Tomaszewski w szczycie formy. Ale to i tak nic w porównaniu do wystąpienia Andreja Kramaricia sprzed kilku tygodni w ESPN. Chorwat gryzł się trochę w język, starając się ważyć słowa, bo - jak sam zauważył - gdyby powiedział otwarcie, co mu chodzi po głowie, dostałby najwyższą karę w historii Bundesligi. Mimo to i tak zdradził bardzo dużo, a między wierszami zasugerował, że początkiem całego zła w klubie było zwolnienie wieloletniego dyrektora sportowego TSG - Alexandra Rosena. Wraz z nim z klubu odeszli też jego najbliżsi współpracownicy. Pion operacyjny trzeba było postawić na nowo.
Dalsza część tekstu pod wideo

Zamieszanie w gabinetach

Rosen odpowiadał w Hoffenheim za politykę personalną. Pracował w nim w różnych dyrektorskich funkcjach przez ponad 11 lat. W międzyczasie klub pod jego wodzą czterokrotnie kwalifikował się do europejskich pucharów, a TSG dorobiło się statusu organizacji, która znakomicie szkoli młodzież i najlepiej w Niemczech - obok Freiburga i Mainz - wprowadza ją potem do seniorskiej piłki. Wielu ciekawych trenerów zdobywało też w międzyczasie szlify w TSG, że wspomnę jedynie o Julianie Nagelsmannie, Domenico Tedesco czy Marcelu Rappie. Klub miał swoją tożsamość i wypracowany model funkcjonowania, który świetnie się sprawdzał. Ale w Sinsheim zapragnęli czegoś więcej. Uznali, że pod przywództwem obecnego dyrektora doszli do ściany i potrzebne mu są nowe impulsy, żeby ją przebić. Rosen przestał się dogadywać z bezpośrednimi współpracownikami, a media donosiły, że i Dietmar Hopp miał do niego żal o sprzedaż Davida Rauma do Lipska. O jego zwolnieniu spekulowano już wiosną minionego roku, ale ostatecznie cięcie nastąpiło w końcówce lipca. No i rozpoczął się efekt domina.

Kłopoty z identyfikacją

Zwolnienie Rosena spowodowało, że kibice Hoffenheim zapoczątkowali bojkot, który trwał jeszcze przez dużą część rundy jesiennej. Doprowadził on do absurdalnej sytuacji, w której fani TSG protestowali przeciwko Dietmarowi Hoppowi, a więc człowiekowi, dzięki któremu ktokolwiek w Niemczech w ogóle o nich usłyszał i dzięki któremu mogą oglądać w swojej miejscowości mecze 1. Bundesligi czy europejskich pucharów. Inna sprawa, że niespecjalnie z tego przywileju korzystają. Trybuny nie największego przecież stadionu straszą podczas meczów “łysinami” i dość często zdarzają się sytuacje, w których kibiców gości jest na stadionie więcej niż kibiców gospodarzy.
To jest w ogóle wycinek szerszej całości, bo TSG ma ciągły problem z akceptacją i to nie tylko w skali całego kraju, ale - jak widać - nawet i na własnym podwórku. Dość powiedzieć, że obłożenie stadionu w Sinsheim jest najniższe w lidze (zaledwie 80% przy 30 tysiącach pojemności), a kibice Hoffenheim jako jedyni w lidze jeżdżą na wyjazdy w średniej liczbie grubo poniżej 1000 osób. Mimo iż Hoffenheim gra w Bundeslidze już od 17 lat (tylko Bayern Monachium, Bayer Leverkusen, Borussia Dortmund i VfL Wolfsburg są w lidze nieprzerwanie dłużej niż TSG), to fani w Niemczech cały czas traktują go z dużym dystansem, a lokalsów na trybunach spiker stadionowy musi często zachęcać do “głośniejszego dopingu” i prosić o to, by nie wychodzili ze stadionu przed końcem meczu…

Przepalone miliony

Obowiązki Rosena przejął tymczasowo Frank Kramer, były trener między innymi Arminii czy Schalke. No i to on był odpowiedzialny za projektowanie letniego okna. Do wydania miał pokaźny budżet blisko 70 mln euro (jego następca Andreas Schicker wydał kolejne 20…) i choć postarał się o wzmocnienia w każdej formacji, to jedynie chyba Adam Hlożek spełnia pokładane w nim nadzieje. Kadra została rozbuchana do gigantycznych rozmiarów. W tym sezonie w barwach TSG zagrało już aż 34 piłkarzy (rekord ligi to 42 w barwach Schalke w sezonie 2020/2021), czyli o sześć więcej niż dla Augsburga, który jest drugi w tym zestawieniu. Saldo transferowe osiągnęło minus rzędu 40 mln euro, ale w żaden sposób nie przełożyło się to na jakość pierwszej drużyny. Albo inaczej - przełożyło się, jednak jednoznacznie na minus. To też jest sztuka - wydać blisko 90 milionów euro i z pucharowicza zrobić kandydata do spadku…

Nowa miotła

Początek sezonu w wykonaniu Hoffenheim był fatalny, w listopadzie postanowiono więc zaciągnąć hamulec ręczny i wymienić cały sztab szkoleniowy, na czele z Pellegrino Matarazzo. Andreas Schicker, a więc nowy dyrektor sportowy, który zaczął pracę w klubie miesiąc wcześniej, postawił na Christiana Ilzera, trenera doskonale sobie znanego ze wspólnej pracy w Sturmie Graz. Efekt nowej miotły zadziałał, ale był wyjątkowo krótkotrwały, bo potrwał zaledwie 90 minut. Hoffenheim wygrało w debiucie nowego szkoleniowca 4:3 z Lipskiem, ale potem już tak kolorowo nie było. Ilzer poprowadził TSG w 11 meczach ligowych, wykręcając w nich średnią punktową na poziomie 0,81 na mecz, czyli niemal identyczną, jak jego poprzednik (to samo dotyczy średniej goli zdobywanych i traconych). Mówiąc inaczej - w przeliczeniu na cały sezon znajduje się w okolicach szacowanych 27 punktów, co oznaczałoby w zasadzie pewny spadek z ligi. W międzyczasie odpadł też z Ligi Europy, choć to akurat jest chyba na dziś najmniejszym zmartwieniem szefów klubu.
wyniki christiana ilzera w hoffenheim
transfermarkt
Ilzer szybko chciał zmienić profil zespołu. Natychmiast zmienił system i przeszedł z grania trójką w obronie na czwórkę. Drużyna miała atakować przeciwnika znacznie wyżej i bazować przede wszystkim na ofensywnych fazach przejściowych, ale chyba nie do końca zdaje to egzamin, bo w zespole po prostu brakuje szybkich piłkarzy. Wśród 50 najszybszych zawodników w lidze, można znaleźć dwóch graczy TSG. Problem w tym, że to obrońcy - Stanley Nsoki, który kompromituje się niemal w każdym meczu, i Robin Hranac, uchodzący za jedno z największych rozczarowań wspomnianego wyżej letniego zaciągu Kramera. Jeśli mielibyśmy szukać mocnych stron w ofensywie, to powinniśmy się raczej skupić na grze z piłką przy nodze. Kramarić, Bischof, czy Hlozek potrafią pograć nią w tłoku, kiedy drużyna gości skupia się na bronieniu dostępu do własnej bramki i widać to było w wielu grach. Problem w tym, że Hoffenheim z reguły źle wchodzi w mecze (pod wodzą Ilzera tylko w jednym spotkaniu ligowym objęło prowadzenie - z najsłabszym w lidze Holstein Kiel) i zaczyna grać na miarę możliwości dopiero wtedy, gdy straci gola. Ale wtedy z reguły jest już za późno, bo przeciwnik ma ułożony mecz.

Fatalna defensywa

Największym problemem Hoffenheim jest jednak gra w defensywie. O ile w ataku TSG dysponuje piłkarzami, który są w stanie zrobić coś z niczego w sensie pozytywnym, o tyle w obronie ma takich, którzy potrafią zrobić to samo, ale w drugą stronę. Liczba błędów indywidualnych, popełnianych w tym sezonie przez Nsokiego, Akpogumę, Kaderabka czy Chaveza, woła o pomstę do nieba. Na lewej stronie obrony hasa najczęściej Alexander Prass - piłkarz zdolny i z potencjałem, ale raczej pomocnik niż defensor, bo jak na dłoni widać jego braki w grze obronnej. Nie jest więc dziełem przypadku, że tylko Holstein Kiel i Bochum stracili w tym sezonie więcej goli niż Hoffenheim, tym bardziej, że dokładnie to samo pokazuje klasyfikacja xGA, a więc współczynnik goli oczekiwanych przeciwko danej drużynie.
Okolicznością łagodzącą dla Hoffenheim są ciężkie i długotrwałe kontuzje, które dotknęły ważnych dla drużyny piłkarzy, takich jak Ozan Kabak, Grischa Proemel czy Ilhas Bebou. Cała trójka miałaby w systemie Ilzera pewnie miejsce w składzie. W końcówce stycznia wypadł też z obiegu kapitan drużyny i ten, który wielokrotnie ratował jej skórę w trudnych momentach, czyli bramkarz Oliver Baumann. Takie ubytki trudno jest zrekompensować ad hoc. Z drugiej strony - jeśli ma się do wydania na nowych piłkarzy około 70 mln euro na sezon, to trudno o wymówki…
Kibice Hoffenheim mogą się poczuć, jakby przenieśli się w czasie do sezonu 2012/13. Wówczas też dość szybko zmieniono trenera, potem na wiosnę zrobiono to raz jeszcze, a na koniec trzeba się było ratować przed spadkiem w barażach. Przeciwnikiem Hoffenheim było wówczas 1. FC Kaiserslautern, które i w tym sezonie radzi sobie bardzo dobrze na boiskach 2. Bundesligi. Ciekawe, czy historia znowu zatoczy koło…

Przeczytaj również