Cracovia. Wujek Guardiola, kumpel Hagi, poliglota i ogromny cień ojca. Kim jest Rivaldinho?

Wujek Guardiola, kumpel Hagi, poliglota i ogromny cień ojca. Kim jest Rivaldinho?
Cracovia
Najpierw słyszał, że w karierze pomaga mu ojciec, przez co chciał skończyć z piłką. Potem mówiono, że nigdy nie będzie tak dobry jak on. W wywiadach zawsze na początku pada to samo pytanie: „Jak to jest być synem legendy?”. Rivaldinho już dawno nie ma z tym problemu. Odpowiada jak z automatu: - Tata nie wybiegnie za mnie na boisko. Miał wspaniałą karierę i mu nie dorównam. Ale każdy buduje własną drogę - mówi. Rivaldo ma wkrótce przyjechać do Krakowa, aby przekonać się na własne oczy, jaką obrał syn.

Nowy zawodnik „Pasów” od małego musiał dźwigać dodatkowy ciężar. Ciągle udowadniać. Pokazywać, że choć część piłkarskich genów przeszła na kolejne pokolenie. W wieku trzynastu lat był najlepszym strzelcem lokalnej drużyny w Brazylii. Mimo to koledzy nie dawali mu spokoju. - Oczywiście, że jesteś najlepszy. Jak mogłoby być inaczej? Przecież twój ojciec to Rivaldo - dokuczali. Jakby to tata pociągał za sznurki i sterował jego nogami.
Dalsza część tekstu pod wideo

Poliglota z telewizora

Junior zadzwonił wtedy do ojca. Oznajmił, że wypisuje się z klubu. Chce iść do normalnej szkoły i bawić się na podwórku. Rivaldo przebywał wtedy po drugiej stronie globu, ale przemówił mu do rozsądku. - Synu, grasz swoimi stopami, nie moimi. To Ty strzelasz gole, nie ja. Nie zwracaj uwagi na zaczepki - naprostował nastolatka.
Chłopak na zawsze wziął sobie te słowa do serca. Doskonale rozumiał go Ianis Hagi, z którym występował w jednej drużynie w Rumunii. Syn wielkiego Gheorghe, pod którego okiem grali wspólnie przez pół roku w Viitorulu. Potem potomek "Maradony Karpat" przeniósł się do Genk, a następnie do Glasgow Rangers.
- Wiele razy rozmawialiśmy, jak to jest mieć ojca legendę. Ludzie tego nie rozumieją. Oczekują, że będziemy na podobnym poziomie lub lepsi. Nie zastanawiają się, jak trudno było im osiągnąć tak wielkie sukcesy i patrzą na ciebie przez pryzmat ich karier mówiąc: „Nie jesteś nawet wart dziesięć procent tego, co twój tata” - mówił Rivaldinho na łamach „The Athletic”.
Nigdy nie ukrywał, że miał o wiele łatwiej. Jego dzieciństwo było bajkowe w porównaniu do tego, z czym mierzył się dziś 48-letni Rivaldo. Nowy piłkarz „Pasów” część dzieciństwa spędził w Barcelonie, gdzie jego tata grał w latach 1997-2002 i wygrywał Złotą Piłkę. Uczęszczał do brytyjskiej szkoły. Niczego mu nie brakowało. Dzięki edukacji mówi płynnie w pięciu językach: portugalskim, hiszpańskim, angielskim, włoskim i rumuńskim. Tego ostatniego nauczył się błyskawicznie podsłuchując konwersacji z otoczenia i oglądając telewizję. Jego tata nie skończył nawet szkoły. W wieku piętnastu lat stracił ojca. Musiał pracować. Jedyną drogą, aby wyrwać się z biedy i głodu była piłka.
25-latek sam zauważa, że być może zabrakło mu bezwzględnej determinacji, aby zrobić większą karierę. W Barcelonie czy Milanie już nie zagra, choć doskonale zna szatnie tych zespołów i przywołuje wspomnienie z dzieciństwa. Stukot korków o posadzkę. Zapach trawy legendarnych stadionów - Camp Nou i San Siro. Zabawy z wujkami - Pepem Guardiolą, Luisem Enrique czy Xavim. Ta otoczka zaszczepiła w nim miłość do futbolu.
- W trakcie meczów przesiadywałem za ławką rezerwowych. Gdy akurat nie byłem w szkole, chodziłem z tatą na treningi. Zawsze chciałem być taki jak on. Grać na największych stadionach, przed wiwatującym tłumem. Robić sobie zdjęcia z fanami. Nie widziałem innej drogi, bo od małego piłka wypełniała moje życie - przyznaje.

Z ojcem zapisani w historii

W lipcu 2015 roku spełniło się jego marzenie. Wystąpił razem z ojcem na boisku w barwach Mogi Mirim - drugoligowego zespołu w Brazylii, którego Rivaldo był prezydentem. Klub trzeba było ratować przed spadkiem, dlatego wtedy 43-latek na chwilę wrócił z emerytury. Strzelił gola. Jego syn także. Nigdy nie zapomni tej chwili. Podobnie jak historia. Pierwszy raz zdarzyło się, aby na profesjonalnym poziomie zdobywca Złotej Piłki zagrał w tej samej drużynie z synem i obaj zdobyli po bramce.
Zawsze byli bardzo blisko. Ale więzy zacieśniły się jeszcze bardziej, gdy matka Rivaldinho umarła, gdy miał czternaście lat. Wtedy zamieszkał z ojcem. Czwórka rodzeństwa, dwaj bracia i dwie siostry, wychowują się w Stanach Zjednoczonych, gdzie na stałe stacjonuje Rivaldo. Chłopcy chcą kontynuować rodzinną sagę. Trzynasto i czternastoletni bracia Rivaldinho trenują w szkółce Orlando City, gdzie karierę w 2017 roku kończył Kaka - przyjaciel rodziny, którego na grę w Milanie w 2003 roku namówił właśnie Rivaldo. Brazylijczyk zwrócił uwagę Adriano Gallianiego na chłopaka z Sao Paulo, „który kiedyś będzie najlepszym piłkarzem na świecie”. Nie pomylił się.
Ojciec nigdy nie miał bzika na punkcie sławy. Przyćmili go Ronaldo i Ronaldinho, z którymi zdobywał mistrzostwo świata w 2002 roku. Nie ciągnęła go marketingowa otoczka futbolu. Dlatego dziś Rivaldo jest nieco w cieniu. Zapomniany? To byłaby przesada. Często wypowiada się na tematy związane z Barcą. Potrafi krytykować, a po blamażu w ćwierćfinale Ligi Mistrzów jest co. - Twardo stąpa po ziemi. Zawsze wbija mi do głowy, abym nie odleciał. Że rodzina jest najważniejsza, a pieniądze i popularność to ulotne sprawy. Mam marzenia. Oczywiście, że chciałbym zagrać w reprezentacji Brazylii. Czy to się stanie? Raczej nie. Nie zwariuję z tego powodu - mówi Rivaldinho, którego na grę w Polsce namówił Paweł Golański. Były piłkarz, a dziś menedżer w agencji INNfootball. Szybko złapali wspólny język. Rumuński.
Rivaldo przyjeżdżał na mecze syna do Bułgarii i Rumunii. Już zapowiedział, że odwiedzi Kraków. Przy Kałuży na pewno dostanie głośne brawa. Podczas swojej poprzedniej wizyty, jako zawodnik Barcelony w 2001 roku, wbił Wiśle hattricka w eliminacjach Ligi Mistrzów.
Gdyby Junior dokonał takiego wyczynu w derbach, miałby swoje pięć minut wielkiej sławy. Kto wie? W końcu niedaleko pada jabłko od jabłoni.

Przeczytaj również