Wszystko stanęło na głowie. Topowa kadra "wisi" na bramkarzach. Kiedyś nie do pomyślenia

Wszystko stanęło na głowie. Topowa kadra "wisi" na bramkarzach. Kiedyś nie do pomyślenia
Fernando Roberto / pressfocus
Wojciech - Klimczyszyn
Wojciech KlimczyszynWczoraj · 13:00
Piłkarskie paliwo płynie tam nieprzerwanie od początku istnienia piłki nożnej. Genialni pomocnicy, bramkostrzelni snajperzy, największe gwiazdy dyscypliny. Ale obecnie słyną jeszcze z jednej żyły złota. Najlepsi bramkarze z Brazylii stają się coraz istotniejsi w Europie.
To wciąż musi być dla niektórych zaskoczeniem. W kraju rekordzistów pod względem zdobytych mistrzostw świata piłkarskimi atrakcjami do tej pory byli raczej przedstawiciele “jogo bonito” - pięknej gry. Od Pelego, Zico, Socratesa, poprzez Ronaldo, Romario, Ronaldinho, aż do współczesnych Neymara, Viniciusa, Rodrygo… Jeśli ludzie mówią o graczach z “Kraju Kawy”, prawie zawsze myślą o czarujących w “szesnastce” rywala technikach lub robiących wiatr na obu flankach skrzydłowych. Ewentualnie o egzekutorach strzelających setki goli w ciągu kilku sezonów. Generalnie w głowie mają obraz zawodników wykorzystujących finezję i nutkę szaleństwa, aby zamienić mecz piłkarski w jedno wielkie dzieło sztuki. Świat idzie jednak naprzód.
Dalsza część tekstu pod wideo

Protoplaści “dobrej zmiany”

Jak było kiedyś ze sztuką bramkarską w Brazylii? Do najlepszych między słupkami należał Emerson Leao, pierwszy wybór selekcjonerów “Canarinhos” na mundiale w 1974 i 1978. Nikomu nie przyszło na myśl go zastępować, nawet gdy zdarzały mu się wpadki. Na przełomie wieków nastała gwardia świetnych, fizycznych golkiperów, takich jak Julio Cesar, Dida i Rogerio Ceni, który dodatkowo specjalizował się w strzelaniu goli z rzutów wolnych. Jednak jeszcze przed nimi bramki Brazylijczyków strzegł Claudio Taffarel i to on zrewolucjonizował myślenie trenerów dotyczących najwrażliwszej pozycji w futbolu.
To on wdarł się do najsilniejszej w latach 80. i 90. drużyny narodowej na świecie, mimo przeciętnych warunków fizycznych. Jego 180 centymetrów wzrostu nie plasowało go wówczas wśród najniższych (Meksykanin Jorge Campos dawał radę będąc dziesięć centymetrów niższym), jednak bardziej niż wzrost cechowała go pewność siebie, gibkość, skuteczna gra na linii. W finale mistrzostw świata w 1994 roku obronił jedenastkę Daniele Massaro, a następnie widział legendarne pudło Roberto Baggio. I to on wznosił pierwszy Puchar Świata dla Brazylii od blisko ćwierćwiecza. Wtedy wzrosła świadomość, że człowiek między słupkami może również decydować o mistrzowskim tytule.
Ponad dwie dekady później Taffarel siedział na ławce trenerskiej reprezentacji jako odpowiedzialny za szkolenie bramkarzy. W 2015 roku nie miał łatwej selekcji. Pokolenie najzdolniejszych przeszło na emeryturę, a na ich miejscu nie przyszedł żaden wyraźny następca. W pierwszym meczu eliminacji do mundialu 2018 Brazylia została pokonana przez Chile, a całe zło spadło na doświadczoną “jedynkę”, Jeffersona (kto go dzisiaj pamięta?). Wtedy doszło do radykalnej zmiany i od drugiej kolejki do bramki wskoczył nieopierzony jeszcze i nieprzetestowany w bojach Alisson Becker, który dopiero skończył 23 lata.

Ali i Edi

Młody chłopak dopiero co “zluzował” weterana Didę w Internacionalu, drużynie, której barw przez długie lata bronił właśnie Taffarel. I ten widział w nim cząstkę siebie. Claudio zawsze uważał, że umiejętności bramkarskie da się wytrenować, ale dobrego i złego bramkarza oddziela to, co siedzi w głowie. Myślenie powinno opierać się na zdrowym temperamencie. Że nie należy dawać ponieść się emocjom, ani pozytywnym, ani negatywnym. Być chłodnym, zawsze zachowywać zimną krew. I to miało cechować Alissona.
Decyzja o wyborze nowego bramkarza spotkała się z powszechną krytyką, niektórzy uważali ją za przedwczesną. A jednak - już po kilku meczach okazała się doskonałym posunięciem. Alisson wchodził na boisko świadomy swojej odpowiedzialności i bardzo szybko zauroczył brazylijskich fanów. Wierzyli w niego nawet wtedy, gdy przeszedł do Romy, a tam pierwszy sezon spędził wyłącznie na ławce rezerwowych. W reprezentacji zaś odgrywał kluczową rolę.
W podobnym czasie sportowo przeobrażał się Liverpool. Trauma po przegranym finale Ligi Mistrzów z Realem kazała sztabowi zrobić porządek z pozycją numer jeden. Dwa błędy Lorisa Kariusa zamknęły mu drzwi do dalszego reprezentowania “The Reds”. Drużyna się zreorganizowała, a pewny wpływ na lepsze wyniki miało sprowadzenie Alissona na Anfield. Becker przeniósł grę na nowy poziom. Kilka lat później ściągnięto do Anglii jego promotora - Taffarela. Mistrz świata wykonuje świetną robotę jako opiekun bramkarzy.
- Chcemy zbudować własną filozofię w tej dziedzinie, ponieważ wszyscy zgadzamy się, że gra na tej pozycji, to zupełnie osobna kwestia - mówił ówczesny trener LFC Juergen Klopp.
Największy rywal Liverpoolu ostatniej dekady też za stróża swojej bramki ma Brazylijczyka. Ederson dzierży bluzę Manchesteru City od 2017 roku. Zaczynał jako pomocnik, ale kiedy dołączył do Sao Paulo w wieku 13 lat, błyskawicznie stworzono z niego golkipera z petardą w nodze. Jeden z jego pierwszych trenerów był zaskoczony jakością techniczną nastolatka, a potem ekspresowym przyswojeniem sobie podstaw gry na linii.
Ederson niespodziewanie wskakiwał na szczyt po dwa, trzy szczebelki. W wieku 16 lat wylądował w Europie, w Benfice, dwa lata później występował jako pierwszy bramkarz w drugiej lidze, a w następnym sezonie w portugalskiej ekstraklasie. Wreszcie zastąpił swojego mentora Julio Cesara w bramce “Orłów” i po krótkim czasie zaczął święcić sukcesy w Manchesterze City.
To oznacza, że w najbardziej konkurencyjnej lidze świata jest dwóch bramkarzy “Canarinhos”, którzy dołożyli duże cegiełki w zdobyciu przez Liverpool i City zarówno mistrzostwa Anglii, jak i Ligi Mistrzów.

Następcy nadal są

Z czego zatem wynika fakt, że obrodziło w brazylijskich specjalistach od bronienia? Otóż setki tysięcy małych boisk w największym kraju Ameryki Południowej to siedlisko nie tylko przyszłych królów dryblingu, ale też ich vis a vis. Młodych piłkarzy, którzy muszą zapobiegać wpadaniu piłki do siatki z dużą częstotliwością. W międzyczasie na najwyższe szczeble sportowego zarządzania szybko dotarła myśl, że na sprzedaży ponadprzeciętnych golkiperów można całkiem nieźle zarobić.
Najpierw Dida, a potem Alisson Becker i Ederson przetarli szlaki i obalili uprzedzenia, że brazylijscy bramkarze nie będą zdobywać tytułów. Teraz można śmiało rzec, że jest na odwrót. Najlepsi strażnicy bramki z Kraju Kawy gwarantują wypełnianie klubowych gablot. Za plecami gwiazd już czają się kolejne narybki nowej bramkarskiej szkoły. Za swoje występy chwalony w Ligue 1 jest zawodnik Olympique Lyon Lucas Perri, a furorę w Bundeslidze ostatnio robi 21-letni Kaua Santos. Blisko dwumetrowy wieżowiec zastąpił w Eintrachcie Frankfurt kontuzjowanego kapitana Kevina Trappa i dzięki jego pomocy ekipa znad Menu wyszarpała punkt w niedawnym starciu z Bayernem Monachium.
A wszystko wskazuje na to, że potencjalnych bramkarskich talentów przybywających z Ameryki Południowej będzie w Europie jeszcze więcej. A najbardziej zadowolony może być selekcjoner, który przynajmniej o obsadę pozycji numer jeden nie musi martwić. Tu pożary przez lata będą go omijały.

Przeczytaj również