"Wrocław? Zagramy tam na pewno... ze Śląskiem". Siemieniec rozbroił przed hitem w LK [NASZ WYWIAD]

"Wrocław? Zagramy tam na pewno... ze Śląskiem". Siemieniec rozbroił przed hitem w LK [NASZ WYWIAD]
Content Curation / pressfocus
Samuel - Szczygielski
Samuel SzczygielskiWczoraj · 19:45
Adrian Siemieniec jako trener Jagiellonii dokonuje kolejnego, historycznego sukcesu. Mistrzowie Polski zagrają w ćwierćfinale europejskich pucharów. Czy odpowiednio to doceniamy? Jak oceniać pucharową drogę Jagiellonii? Czy Siemieniec czeka na finał we Wrocławiu? Zapraszamy na wywiad ze szkoleniowcem ’’Jagi” - prosto z Brugii.
SAMUEL SZCZYGIELSKI: Duże nerwy Jagiellonii w Belgii, ale jest awans do ćwierćfinału Ligi Konferencji. Dobrze zrozumiałem z wypowiedzi pomeczowej, że jest to za mało doceniane?
Dalsza część tekstu pod wideo
ADRIAN SIEMIENIEC: Oczywiście, że za mało się o tym mówi. Gdyby ktoś powiedział nam przed startem eliminacji, gdzie będziemy w połowie marca… Oczekiwania wobec tej drużyny rosły. Na początku był mecz z Poniewieżem, wygraliśmy gładko i mieliśmy wtedy zagwarantowany udział w fazie ligowej Ligi Konferencji, co dla naszego zespołu jest bardzo dużym wydarzeniem. Później oczekiwano od lat, że Bodo wyeliminujemy, że Ajax wyeliminujemy. Niestety rzeczywistość nas troszkę zweryfikowała, że to jeszcze dzisiaj nie ten poziom, że na tamtym etapie nie byliśmy w stanie rywalizować z nimi jak równy z równym.
Ale niewiele później z Kopenhagą już tak.
Tak, tylko umówmy się, że ten mecz miał swój specyficzny scenariusz i na ogół, na dziesięć takich spotkań, to osiem czy dziewięć przegrywasz i to był ten jeden mecz, który wygraliśmy w scenariuszu dla nas fantastycznym, historycznym i takim ekscytującym. Ale to nie był mecz, gdzie byliśmy zdecydowanie lepszym zespołem. Zagraliśmy na poświęceniu, dobrze zorganizowani wykorzystaliśmy swoje okazje, których dużo nie mieliśmy. Tym samym z kopyta weszliśmy w fazę ligową, wygraliśmy trzy mecze z rzędu i każdy liczył, że tylko z Chelsea i Legią będziemy sobie w tych rozgrywkach rozdawać karty we trzy kluby.
Oczekiwania wzrastały, a Jagiellonia trochę wyhamowała z punktowaniem.



Tak, później przyszedł moment pogubienia punktów: remis na Celje, porażka na Mladzie i remis u siebie z Olimpiją Ljublana - już trochę na pustym baku po całej tej rundzie. Spotykaliśmy się wtedy z głosami rozczarowania, że nie ma TOP 8. Umówmy się, dzisiaj Jagiellonia kończąca fazę ligową na dziewiątym miejscu… Trudno tu znaleźć jakikolwiek element rozczarowania. Wchodzimy w play-offy, wygrywamy w dwumeczu z Backą Topolą dwa razy po 3:1 w pewnym stylu. Mamy dwumecz z Cercle, gdzie po wygraniu 3:0 u siebie ludzie oczekują, że przyjedziemy i się po rywalu przespacerujemy. To są europejskie puchary, cały czas rozmawiamy o rywalu z ligi belgijskiej będącej znacznie wyżej w rankingu lig niż Polska.
Pokonaliście rywala, któremu może w Polsce nie ujmujemy, ale nie doceniamy na odpowiednim poziomie.
Cercle sprzedaje piłkarzy za pieniądze, które w polskiej lidze są niemożliwe, by za nie sprzedać piłkarza, a na pewno rzadkie. Ale rekord transferowy z Ekstraklasy nie wynosi 15 milionów euro, z tego co mi wiadomo. Cercle to też zespół, który wydaje sporo na transfery, bo osiem milionów euro, to też mało kto w polskiej lidze jest w stanie pozwolić sobie na takie wydatki transferowe, z tego co wiem, to tylko Legia wydała pieniądze na tym poziomie.
Chłodną głowę i konkretny przekaz słyszymy po tym awansie.
Bo trochę o tym wszystkim zapominamy oceniając to przez pryzmat pierwszego meczu i oczekiwań jakie mamy w stosunku do drugiego. Dla mnie najważniejsze jest to, że awansowaliśmy, jesteśmy dalej, zrobiliśmy coś historycznego dla klubu i dla polskiej piłki. Jestem bardzo dumny z tego zespołu, bo oni naprawdę przekraczają swoje granice.
Jagiellonia grała na czas - co trener Siemieniec odpowiada na taką tezę?
Nie, Jagiellonia po prostu zarządzała meczem. Granie na czas to nie jest granie kunktatorskie, to jest często próba wybicia przeciwnika z rytmu. Zawodnicy zarządzają meczem z boiska, czują, czy mają kontrolę czy nie. Jeżeli przeciwnik strzela gola, a potem ma dwie, trzy groźne sytuacje, jest napędzony, nakręcony, to nie grasz na czas po to, żeby skończyć mecz w pierwszej połowie, bo jest jeszcze kupa czasu, żeby grać, tylko chodzi o to, żeby wybić przeciwnika z rytmu, żeby mu ten entuzjazm trochę opadł, żeby mieć kontrolę nad spotkaniem. Można fajnie się śpieszyć, iść po bramkę, otworzyć wynik, ale przy innym scenariuszu mogłoby być 0:3 do przerwy i zaczęlibyśmy rywalizację od nowa. Mówię: doceniajmy ten moment, bo mogło skończyć się dogrywką, mogło rzutami karnymi, mogliśmy odpaść po rzutach karnych albo po 120 minutach meczu i to by było dopiero wielkie rozczarowanie, lament i płacz, a tak naprawdę dzisiaj musimy się cieszyć, bo to jest coś historycznego, co się wokół nas dzisiaj dzieje.
Długo, nawet bardzo długo po meczu byłeś pod trybuną gości, skąd skandowane było wiele minut Twoje nazwisko. Czujesz się teraz - nie tylko przez kibiców ’’Jagi’’ - bardzo lubianą twarzą polskiej piłki?
Ciężko powiedzieć, staram się po prostu być swoją twarzą. Być naturalny, taki jak jestem na co dzień, nie grać nikogo. Sam siebie oceniać nie będę. Dzisiaj kibice, którzy kibicują od lat temu klubowi przeżywają też historyczne chwile z nami, też na nie pracują, liczba wyjazdów, które dzięki tej drużynie mogli odbyć, miejsca, w których się dzisiaj pojawiamy. W ogóle historia, która jest dzisiaj pisana… Jagiellonia zagra z Realem Betis o półfinał Ligi Konferencji - dwa lata temu ta drużyna była zagrożona spadkiem z Ekstraklasy, też stała zupełnie inaczej finansowo i organizacyjnie. Tak szybko jak ta drużyna weszła na taki poziom, tak szybko wzrosły wobec niej oczekiwania, ale przy tym wszystkim porozmawiajmy o tych faktach, które przytaczam, bo w tym wszystkim można się łatwo zatracić i momentami stracić realizm w ocenie sytuacji.
Mam nadzieję, że ten realizm na chwilę stracisz też osobiście - na meczu we Wrocławiu…
Jedyne, co jest na razie pewne, to to, że we Wrocławiu zagramy ze Śląskiem w Ekstraklasie i tego się trzymajmy. A w ćwierćfinale Ligi Konferencji jest bardzo poważne granie z bardzo poważnymi firmami i ta poprzeczka jest już zawieszona bardzo wysoko. Chwilę się pocieszymy, a przede wszystkim musimy się skupić na tym, co w niedzielę. Bardzo prestiżowy mecz u siebie z Lechem, nasz dwunasty w 2025 roku w tym graniu co trzy-cztery dni i chcemy po prostu go wygrać.

Przeczytaj również