Wrócił z bezrobocia i rządzi w topowej lidze. Będzie wielki powrót? "Stać go na to"
Wydawało się, że po odejściu z Manchesteru United nigdy nie zagra już na najwyższym poziomie. David de Gea powrócił jednak do gry i to z przytupem. Hiszpan jest po pierwszej części sezonu najlepszym bramkarzem w całej Serie A. Nic więc dziwnego, że Fiorentina z nim w składzie zaczyna realnie marzyć o Lidze Mistrzów.
David de Gea na Old Trafford wszedł przez główną bramę, ale jego odejście odbyło się zdecydowanie tylnym wyjściem. Po zeszłorocznym rozstaniu z “Czerwonymi Diabłami” golkiper długo czekał z podjęciem nowego piłkarskiego wyzwania. Minął cały sezon, a on wciąż pozostawał bez pracodawcy. Jednak Hiszpan nigdy oficjalnie nie zakończył kariery. Jednocześnie wcale nie chciał rozpoczynać piłkarskiej emerytury na Bliskim Wschodzie czy w Stanach Zjednoczonych. Czekał na dobrą ofertę z Europy i takową znalazł we Fiorentinie.
Po kilku miesiącach od podpisania kontraktu obie strony powinny zaliczyć tę współpracę do co najmniej udanych. 33-latek okazał się bowiem lekiem na chroniczny problem “Violi” związany z pozycją bramkarza. Ekipa ze Stadio Artemio Franchi z Hiszpanem między słupkami traci najmniej goli w Serie A, co wydatnie przyczynia się też oczywiście do świetnej pozycji florentyńczyków w ligowej tabeli. On sam prezentuje z kolei formę, którą mógł pochwalić się w najlepszych latach swojej kariery. A może te wciąż są jeszcze dopiero przed nim?
Tu wszyscy się zakochują
Dla Hiszpana obecna sytuacja jest z pewnością miłą odmianą w porównaniu z końcówką jego angielskiej przygody. Ostatnie miesiące De Gei w Manchesterze były bowiem dalekie od ideału. Golkiper mylił się w prostych sytuacjach i nie potrafił zapewnić niezbędnego zwłaszcza na tak newralgicznej pozycji spokoju. Błędy w spotkaniach z West Hamem w Premier League, Sevillą w Lidze Europy i, co chyba najważniejsze, Manchesterem City w finale FA Cup sprawiły, że wielu kibiców zaczęło w niego wątpić. I choć odejście powinno być okraszone większymi fanfarami, było ono chyba jednak nie do uniknięcia.
- Pod koniec związku De Gei z Manchesterem United nastąpiło delikatne zmęczenie materiału. Choć Hiszpan cały czas prezentował się dobrze - zresztą tak jak cała defensywa United, był trochę bramkarzem z poprzedniej epoki. W jego grze widać było wyraźne deficyty w wyprowadzeniu piłki, a kibice chcieli przecież grać tak, jak ich najwięksi ligowi rywale. Patrzyli na możliwości Edersona lub Alissona i oczekiwali podobnej wszechstronności od De Gei. Do tego doszła kwestia nowego kontraktu i ostatecznie wszyscy uznali, że ten związek wypalił się w sposób naturalny - opowiada nam Maciej Łaszkiewicz z Angielskiego Espresso.
Ostatecznie De Gea odszedł z United po wygaśnięciu kontraktu latem ubiegłego roku, a w jego miejsce klub z Old Trafford sprowadził Andre Onanę z Interu Mediolan. Choć wydawało się, że bramkarz o takim dorobku i doświadczeniu jak Hiszpan szybko znajdzie sobie nowe miejsce pracy, mijały miesiące, a ten wciąż odpoczywał. W międzyczasie zdążył odrzucić gigantyczną ofertę z Al-Nassr, a w kuluarach sporo mówiło się też o potencjalnym zainteresowaniu ze strony Interu Miami. De Gea chciał jednak zostać w Europie i dopiął swego na początku sierpnia, kiedy podpisał roczną umowę z Fiorentiną.
- Paradoksalnie ten rok przerwy mógł mieć bardzo pozytywny wpływ na Davida de Geę. Poza tym atmosfera w “Violi” już od kilku lat jest naprawdę dobra. Często piłkarze, którzy trafiają do Florencji, zakochują się w klubie i mieście. Myślę zatem, że to te aspekty miały duży wpływ na obecną formę golkipera. Nie ukrywajmy też, że oczekiwania na Stadio Artemio Franchi są mimo wszystko mniejsze niż w Manchesterze i to też mogło dobrze zadziałać na Hiszpana - mówi w rozmowie z nami Mateusz Skotny, założyciel Fiorentina Polska.
Trochę musieli poczekać
Wybór Fiorentiny przez De Geę na pierwszy rzut oka mógł się wydawać dość zaskakujący. “Violi” daleko jest do statusu europejskiego giganta. Owszem, w ostatnich dwóch sezonach ekipa z Toskanii dwukrotnie meldowała się w finale Ligi Konferencji, ale w minionych latach nie można jej było zaliczyć do czołówki Serie A. Po raz ostatni skończyła rozgrywki powyżej siódmego miejsca w sezonie 2015/16. Przy czym warto wspomnieć, że jako jedną z głównych bolączek drużyny od lat wymieniano właśnie pozycję bramkarza.
W tym czasie próbowano wielu opcji. Byli młodzi Alban Lafont czy nasz Bartłomiej Drągowski. Pojawiali się raczej anonimowi dla szerszego grona odbiorców Michele Cerofolini i Oliver Christensen. Zawsze jednak w końcu do bramki wracał Pietro Terracciano. I to ten doświadczony Włoch rozpoczął również obecny sezon jako numer 1. Raffaele Palladino na zmianę w Serie A zdecydował się dopiero po trzeciej kolejce, kiedy De Gea już bardziej zgrał się z zespołem, a drużyna zanotowała trzy kolejne remisy.
- Jeśli mamy być szczery, to mogę przyznać, że zdecydowanie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Byłem wręcz pewny, że De Gea przewyższy Pietro Terracciano i zajmie jego miejsce. Jako kibice Fiorentiny długo musieliśmy czekać w naszej drużynie na pewnego bramkarza. Wiele wskazuje na to, że w końcu takiego mamy. Nie spodziewałem się jednak aż tak dobrej dyspozycji, szczególnie mając w pamięci narzekanie kibiców Manchesteru United na Hiszpana pod koniec jego pobytu w Anglii - opowiada Skotny.
Tych punktów by nie było
A De Gea swoją formą naprawdę może imponować. Okazał się bohaterem Fiorentiny już w swoim drugim oficjalnym spotkaniu w jej barwach, kiedy po rzutach karnych jego drużyna wygrała w IV rundzie eliminacji Ligi Konferencji z Puskas Akademia FC. W lidze do bramki wskoczył w mało udanym meczu z Atalantą (2:3), ale później “Viola” z nim w składzie już nie przegrała. W siedmiu kolejnych meczach zanotowała aż sześć zwycięstw. De Gea w Serie A zachował w sumie cztery czyste konta. Inne statystyki też ma kosmiczne. A zespół trenera Palladino rozpoczął marsz w górę tabeli i na razie znajduje się na czwartej lokacie.
- W tym momencie boję się uciekać w jakiekolwiek przewidywania lub popadać w hurraoptymizm. Mam raczej obawy, że w końcu forma spadnie i Fiorentina przestanie tak dobrze punktować. Aktualnie wielu piłkarzy wygląda świetnie, szczególnie wyróżniają się właśnie David de Gea oraz Moise Kean. Trzeba uważać na kontuzje, które mogą wykluczyć z gry ważnych zawodników, jak to się stało już choćby z Albertem Gudmundssonem. Przy większej liczbie urazów, “Viola” może słabnąć. Ale w głębi serca, wierzę w awans do Ligi Mistrzów - wyznaje polski kibic Fiorentiny.
Jeśli “Viola” rzeczywiście po raz pierwszy od sezonu 2009/2010 znów zagra w LM, bez względu na dalszą część rozgrywek będzie to w dużej mierze zasługa De Gei. Obronione dwa karne w meczu z Milanem (2:1) czy interwencje nie z tej ziemi w spotkaniach z Genoą (1:0) oraz ostatnio Torino (1:0) pozwoliły Fiorentinie realnie zdobyć punkty, które w końcowym rozrachunku mogą okazać się dla niej bezcenne. A dla samego Hiszpana te parady i kolejne świetne występy to z kolei przepustka do… reprezentacji.
- Wydaje się, że obecnie David de Gea nie ma żadnego bliżej sprecyzowanego celu. Jak już wspomniałem, w chwili obecnej należy zdecydowanie do czołówki piłkarzy swojego zespołu. A czy stać go na powrót do reprezentacji? Na pewno i bardzo możliwe, że do niej wróci. Ja bez wątpienia widziałbym go jeszcze w narodowych barwach i jako jego wielki fan od lat, po prostu tego mu życzę. Jakość ma na odpowiednim poziomie - podsumowuje nasz rozmówca.