Właściciele Man City niszczą francuski klub. Kibice poszli po bandzie
Nowy rozdział współpracy z potęgą futbolowego świata prowadzi Troyes ku przepaści. Drugi spadek w dwa lata jest niemal pewny. Kibice nie mają wątpliwości - w ich opinii winny katastrofy to City Football Group, traktująca francuski klub jak trybik wielkiej maszyny, który można poświęcić w imię realizacji swoich celów.
Gdy twój ukochany klub przejmuje wielkie piłkarskie konsorcjum, które zbudowało potęgę Manchesteru City, możesz patrzeć w przyszłość z ekscytacją. Kibice Troyes, kupionego w 2020 roku przez City Football Group, przekonali się jednak, że pojawienie się takiego zaplecza nie zawsze musi być piękną bajką. Francuski klub stoi na skraju drugiego z rzędu spadku i wylądowania w trzeciej lidze. Może go uratować właściwie tylko cud. Fani są wściekli i czują się oszukani, ostatnio doprowadzili nawet do przerwania meczu. W ich opinii zespół, który wspierają, nie jest traktowany przez właścicieli poważnie i to właśnie oni prowadzą go na manowce.
Włączeni do futbolowego imperium
City Football Group to jeden z najbardziej ambitnych multiklubowych projektów w świecie futbolu. Konsorcjum zbudowane wokół Manchesteru City zaczęło w 2013 roku wprowadzać w życie wizję międzynarodowej, a nawet multikontynentalnej sieci współpracujących drużyn piłkarskich, podobnych m.in. do piłkarskiego konglomeratu Red Bulla. Ma ich już 13:
- Manchester City w Anglii (od 2008 roku)
- New York City w USA (od 2013)
- Melbourne City w Australii (od 2014)
- Yokohama F. Marinos w Japonii (do 2014)
- Montevideo City Torque w Urugwaju (od 2017)
- Girona w Hiszpanii (od 2017)
- Shenzen Peng City (wcześniej Sichuan Jiuniu) w Chinach (od 2019)
- Mumbai City w Indiach (od 2019)
- Lommel S.K. w Belgii (od 2020)
- Troyes we Francji (od 2020)
- Palermo we Włoszech (od 2022)
- Bahia w Brazylii (od 2023)
- Istanbul Basaksehir (od 2024)
Pomysł opiera się na idei zaimplementowania takiej samej koncepcji we współpracujących klubach. Skauting, styl gry, świetne obiekty treningowe - wszystko ma pomagać w rozwijaniu utalentowanych piłkarzy z całego świata, czy to wyszkolonych w akademii, czy też ściąganych na zasadzie transferu. Nie ma tu jednego finalnego celu. Za pomyślne zakończenie w przypadku zawodnika można uznać włączenie do kadry pierwszej drużyny, przenosiny do mocniejszego klubu z “rodziny” City Football Group czy sprzedaż z zyskiem. Zróżnicowany poziom, na którym występują zespoły, sprawia, że decydenci kierujący karierą młodego gracza, uważanego za wielką nadzieję konglomeratu, mogą znaleźć mu ekipę będącą idealnym miejscem do regularnej gry i rozwoju.
W teorii taki model wydaje się korzystny dla wszystkich zaangażowanych. Jest kasa, jest infrastruktura, są utalentowani piłkarze. Dlatego też, gdy do imperium dołączało występujące w Ligue 2 Troyes, wydawało się, że to okazja na nowy, ciekawy rozdział w historii tego klubu. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna.
Obsadzić swojego
Pierwsze sygnały za panowania City Football Group wyglądały pozytywnie. Przed zmianą właścicielską Troyes przez dwa lata zawsze brakowało czegoś do awansu, choć plasowali się blisko czoła tabeli Ligue 2. Tymczasem po zmianie, w sezonie 2020/21, wreszcie udało się osiągnąć cel i to wygrywając ligę. Optymistyczne nastroje zaczęły jednak później ustępować obawom. Zaczęło się już latem, świeżo po awansie, gdy pojawiły się pierwsze podejrzenia, że ruchy transferowe niekoniecznie priorytetyzują rozwój sportowy Troyes. Najdroższym nabytkiem w okienku został nastoletni Brazyliczyk, Metinho, który do dziś nie zagrał ani razu dla francuskiego klubu, m.in. wędrując po wypożyczeniach. Wydaje się, że wydane na niego kilka milionów euro można było spożytkować lepiej - a przynajmniej w sposób bardziej przydatny dla beniaminka Ligue 1. Trener Laurent Batlles miał być też niezadowolony z tego, że decyzją włodarzy ściągano mu zawodników ze stajni właścicieli, m.in. wypożyczając z Manchesteru City. Skończyło się tym, że choć drużyna nie plasowała się w strefie spadkowej, to szkoleniowiec wyleciał kilka miesięcy po awansie.
I tu historia toczy się dalej. W jego miejsce przyszedł Bruno Irles i poprawił wyniki, zapewnił spokojne utrzymanie, ale w kolejnych rozgrywkach został zwolniony przy pierwszej możliwej okazji. Wiele wskazuje na to, że szukano pretekstu, by właściciele mogli obsadzić swojego człowieka - Patricka Kisnorbo, zatrudnionego wcześniej w Melbourne City.
- Według zarządu projekt sportowy powinien szybciej zmierzać w stronę tego, co mieli w City. Mieliśmy różnicę zdań. Byłem przekonany, że to nie pasuje do naszej drużyny w Ligue 1 - mówił Irles kilka miesięcy później w rozmowie z L’Equipe.
Klub gorszego sortu
Za Kisnorbo wszystko się posypało. Kibice szybko zaczęli podejrzewać, że nowy trener nie ma za zadanie osiągać odpowiednich wyników sportowych, ale wprowadzać koncepcję zgodną z narracją City Football Group. Mieli wrażenie, że Troyes było dla właścicieli “klubem gorszego sortu”, narzędziem, które można poświęcić w imię przyświecającego im wyższego celu. Pojawiły się kolejne sugerujące to ruchy transferowe.
Wybrane nabytki Troyes latem przed sezonem 2022/23:
- Savio (18 lat, 6,5 mln euro z Atletico Mineiro): od razu wypożyczony do PSV
- Amar Fatah (18 lat, 4,7 mln euro z AIK Solna):dwa występy, 96 minut, w styczniu wypożyczony do Lommel
- Alexis Tibidi (19 lat, 2,6 mln euro ze Stuttgartu - zima): trzy występy, 73 minuty
- Ante Palaversa (22 lata, kwota nieujawniona, z Manchesteru City): sześć występów, 201 minut
- Marlos Moreno (25 lat, kwota nieujawniona, z Manchesteru City): trzy występy, 24 minuty
Wyglądało na to, że francuska drużyna stała się poligonem doświadczalnym lub punktem przekaźnikowym dla młodych piłkarzy oraz “wysypiskiem” dla graczy, którzy nie przebili się w “wyższych” w zespołach City Football Group. Dość powiedzieć, że Savio i Fatah byli najdroższymi transferami sezonu, a raczej nie przyszli, by pomóc klubowi, tylko zbierać doświadczenie gdzie indziej i potem powędrować wyżej. Dodatkowy niesmak powodował fakt, że Kisnorbo utrzymał posadę pomimo fatalnych rezultatów, prowadzących zespół w przepaść. Porównanie z jego poprzednikiem nie pozostawia złudzeń.
Troyes w Ligue 1 2022/23:
- za Irlesa: 14 meczów | 3 wygrane | 5 remisów | 6 porażek | 14 punktów | 1,00 pkt/mecz
- za Kisnorbo: 23 mecze | 1 wygrana | 7 remisów | 15 porażek | 10 punktów | 0,43 pkt/mecz
Finalnie Troyes spadło z hukiem jako przedostatnia drużyna Ligue 1. Do utrzymania miało 12 oczek straty, a Irles zostawił zespół na 13. miejscu w tabeli. Ten z jego średnią punktową by się utrzymał.
- Nie możemy powiedzieć, że oglądając Troyes, widzimy Manchester City, czy też wykorzystujemy pełen potencjał naszych zawodników. To dowodzi, że miałem rację. Spadek do Ligue 2 to druzgocąca porażka - stwierdził we wspomnianym wywiadzie z L’Equipe.
Siwy dym
Wściekłość kibiców wzrastała z każdym miesiącem - również po spadku. Niektóre grupy najbardziej zagorzałych fanów postanowiły, że nie będą przychodzić na mecze, dopóki Kisnorbo nie straci posady. To wreszcie stało się jesienią, po wygraniu zaledwie dwóch z pierwszych 15 spotkań na drugim szczeblu. Sytuacja była trudna, a kadra złożona w dużej części z niedoświadczonych piłkarzy nie ułatwiała zadania nowemu menedżerowi, Davidovi Guionowi. Choć wyniki uległy poprawie, dziś Troyes jest właściwie jedną nogą w trzeciej lidze. Zostały im dwa mecze (z tego jeden wymaga dokończenia, bo został przerwany przez protesty), do bezpiecznej strefy brakuje pięciu punktów.
Wściekli fani mają dość rządów City Football Group. 4 maja, w ramach protestu, obrzucili w samej końcówce spotkania z Valenciennes pole karne swojej drużyny racami. Szesnastkę spowił siwy dym. Mecz przerwano przy akompaniamencie okrzyków “Merci City”. Nie ma wątpliwości, kto jest winny stopniowego upadku klubu. I trudno się dziwić.
Bo jak wytłumaczyć, że trzy najdroższe nabytki w historii - nastoletni w momencie transferu Savio, Metinho i Fatah - do dziś mają na koncie łącznie 96 minut i wędrują po wypożyczeniach, głównie do innych zespołów “rodziny” CFG? Olbrzymią frustrację wzbudza zresztą fakt, że Savio został wręcz ściągnięty “na słupa” dla Manchesteru City. Po sezonie w PSV powędrował do Girony, gdzie obecnie błyszczy w La Liga i latem ma wylądować w Anglii. Może i za sowitą opłatą, ale przecież wydane na niego pieniądze można było spożytkować z korzyścią dla Troyes, a nie angielskiej potęgi i dzięki nim wzmocnić kadrę w walce o ligowy byt.
Łatwo zrozumieć, czemu oburzeni fani robią - nomen omen - siwy dym. Czują się oszukani. Ich klub został kupiony po to, by służyć bogatej firmie, traktującej go jak zwykły tryb maszyny. Nikogo nie obchodzi to, że najprawdopodobniej po raz pierwszy od niemal 30 lat wyląduje w trzeciej lidze. Przez Troyes mają przepływać młodzi gracze i nietrafione transfery innych klubów konglomeratu. Niechybna relegacja spycha Troyes tylko niżej w hierarchii całego międzynarodowego projektu. Jeśli nie traktowano poważnie ekipy Ligue 1, to jakiego traktowania można spodziewać się w stosunku do trzecioligowca? Przyszłość nie rysuje się w radosnych barwach. Fani chcą, by ich usłyszano. Ale ci, którzy rządzą losem ich ukochanej ekipy, niekoniecznie chcą ich posłuchać.