Wizjoner czy szaleniec? Zaskakujące ambicje Mioduskiego. Właściciel Legii z propagandą sukcesu

Wizjoner czy szaleniec? Zaskakujące ambicje Mioduskiego. Właściciel Legii z propagandą sukcesu
Wojciech Dobrzynski / pressfocus
Radosław  - Przybysz
Radosław PrzybyszDzisiaj · 19:42
- Naszą ambicją jest regularna gra w Lidze Mistrzów - mówi Dariusz Mioduski w rozmowie z portalem GiveMeSport. Na razie jednak Legii jest daleko nawet do eliminacji Champions League, a co dopiero do pierwszego od 2016 roku awansu.
Żeby nie było, że wyrywamy z kontekstu. To cała wypowiedź właściciela Legii:
Dalsza część tekstu pod wideo
- To niekończący się proces. Naszą ambicją jest regularna gra w Lidze Mistrzów. Myślę, że polska piłka nożna zmierza w kierunku, w którym ranking naszego kraju się poprawi, co stworzy realną możliwość, aby to osiągnąć. Obecnie zajmujemy 15. miejsce w rankingu UEFA i nie ma powodu, dla którego Polska nie mogłaby dostać się do pierwszej dziesiątki.
To tak jakby Michał Probierz powiedział, że naszą ambicją jest wygranie mistrzostw świata. A nawet nie, bo reprezentacja Polski przynajmniej kwalifikuje się na ostatnie mundiale. Mówić można wszystko, ale kiedy nie idą za tym czyny, można się narazić na śmieszność. Chyba, że ten niekończący się proces naprawdę nigdy się nie skończy.

Dziewięć lat bez LM

Dariusz Mioduski samodzielnie rządzi Legią od 2017 roku. W tym czasie klub z Łazienkowskiej ani razu nie dostał się do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Nie dotarł nawet do ostatniej fazy eliminacji, tzw. rundy play-off. Ani razu nie wysłuchał u siebie hymnu LM, a najbliższy kontakt z wielką piłką miał wtedy, gdy w odwiedziny przylatywał znajomy Mioduskiego z ECA, Nasser Al-Khelaifi. I wreszcie ostatnio, na Stamford Bridge.
Najwyraźniej 61-letni biznesmen uznał, że skoro jego klub już dwa lata z rzędu grał w europejskim pucharze (co prawda trzeciej kategorii) i doszedł w nim do ćwierćfinału, to można zacząć uprawiać propagandę sukcesu. Nieważne, że sukces ten został osiągnięty raczej nie dzięki, a pomimo drużynie, którą zbudowali ludzie Mioduskiego. I pomimo sportowego zamieszania, które towarzyszy jej od miesięcy.

Wizjoner

W artykule, w którym nazwany jest wizjonerem, Mioduski ma rację ciesząc się z rosnącej siły Ekstraklasy w rankingu UEFA. Ma też rację, gdy mówi o Legii jako o największym klubie i największej marce sportowej w Polsce. A że od lat nie potrafi sprawić, by ta marka przełożyła się na zwycięstwa w polskiej lidze? O tym w artykule nie przeczytamy.
Ten sezon będzie czwartym z rzędu bez mistrzostwa. Kadra jest przepłacona, bez potencjału na wysokie sprzedaże i jak na standardy Legii po prostu przeciętna. Mimo słów o "silnych fundamentach" w postaci akademii, Legia ma w tym sezonie najmniej minut młodzieżowców w Ekstraklasie. A budżet uzależniony jest od jednego meczu - 2 maja na PGE Narodowym.
Za rządów Mioduskiego w klubie już dziesięć razy zmieniał się trener. Zwolniono dyrektora sportowego, ale pozostał on w roli doradcy. Na jego miejsce przyszedł nowy-stary dyrektor sportowy, przed laty zwolniony przez Mioduskiego. A po kilku dniach pojawił się jeszcze jeden dyrektor, tym razem z Niemiec. Do tego po świętach zwolniono dyrektora skautingu. Nie wiadomo, co z dyrektorem akademii. Lecimy wysoko, ale czy leci z nami pilot?
Dlatego, choć doceniamy ambicję pana Mioduskiego, to o ile nie załatwi w UEFA jakiejś dzikiej karty na udział Legii w Lidze Mistrzów, jego "ambicje" są równie bliskie realizacji jak marzenia Kacpra Tobiasza o grze w Premier League. Albo jeszcze dalsze.

Przeczytaj również