Wisła Kraków zamieniła parodystę na mocne ogniwo. Dał popis. Inny gracz zmarnował szansę
Wisła Kraków awansowała do II rundy eliminacji Ligi Europy. “Biała Gwiazda”, która u siebie wygrała z kosowskim Llapi 2:0, tym razem pokonała rywala na jego terenie 2:1. Po meczu można mieć kilka pozytywnych wniosków, ale wiele kwestii wciąż martwi.
Chociaż wydawało się, że Kazimierz Moskal pośle w bój taką samą jedenastkę, jaka rozpoczęła pierwsze starcie z Llapi, ostatecznie zobaczyliśmy jedną zmianę. Do środka pola, w miejsce Patryka Gogóła, został przesunięty grający tydzień temu na skrzydle Olivier Sukiennicki, z kolei na lewej flance swoją szansę dostał Mateusz Młyński.
Wspomniany Sukiennicki od pierwszych minut mógł się podobać. Widać, że w centralnej strefie boiska czuje się zdecydowanie lepiej. Pokazywał się do gry, klepał z kolegami, kilka razy błysnął swoim wyszkoleniem technicznym. Żeby nie było jednak tylko tak cukierkowo, wspomnieć trzeba o zmarnowanej przez niego stuprocentowej sytuacji. Świetnie z prawego skrzydła dograł Angel Baena, a Sukiennicki koncertowo zmarnował kapitalną szansę, trafiając wprost w bramkarza. Chwilę później były gracz Stali Stalowa Wola umieścił już piłkę w siatce, ale arbiter słusznie dopatrzył się spalonego.
Przez pierwsze 15-20 minut Wisła wyglądała naprawdę solidnie. Rywale byli w swoich poczynaniach dość mocno bezradni, próbując przede wszystkim nieskutecznie nabierać arbitra na potencjalne rzuty karne. Im jednak dalej w las, tym obraz meczu zmieniał się już na korzyść gospodarzy. W 19. minucie mogli oni, i chyba nawet powinni prowadzić, ale fantastyczną interwencją popisał się Anton Czyczkan. Jedna jaskółka wiosny pewnie nie czyni, natomiast bez wątpienia Białorusin wprowadza między słupki “Białej Gwiazdy” dużo spokoju. Pamiętając o wyczynach grającego w poprzednim sezonie Alvaro Ratona, mamy jeden wniosek - Wisła zamieniła parodystę na mocne ogniwo.
Przez większość spotkania ekipa z Reymonta preferowała futbol dość bezpośredni. Rzadko grała środkiem pola. Starała się raczej jednym dłuższym podaniem przenieść futbolówkę do najbardziej ofensywnych graczy. Mimo to kilka przebłysków zaliczył dostający kolejną już szansę Igor Sapała, w poprzedniej kampanii mocno krytykowany, na starcie tej obecnej wyglądający przynajmniej przyzwoicie. Nie tracił piłek, napędził kilka akcji, potrafił popisać się prostopadłym podaniem.
Warto wspomnieć, że Wisła całą drugą połowę powinna grać w przewadze jednego zawodnika, ale nie wiadomo dlaczego arbiter tuż przed przerwą nie pokazał drugiej żółtej kartki Elvirowi Gashijanowi, który ostro zaatakował Mateusza Młyńskiego. Może wówczas mówilibyśmy o jakiejś korzyści z gry 23-letniego skrzydłowego. A tak pozostaje jedynie napisać, że wracający z wypożyczenia piłkarz nie wykorzystał swojej szansy w pierwszym składzie. Zaliczył chyba więcej potknięć niż udanych zagrań. “Biała Gwiazda” jak tlenu potrzebuje wzmocnienia na skrzydle. Na szczęście nieco lepiej prezentował się biegający po drugiej stronie Baena.
Bezbramkowy remis na dość specyficznym stadionie w Podujevie utrzymywał się do 58. minuty. Wtedy to akcję bramkową przeprowadzili dwaj zazwyczaj chwaleni, ale aż do tego momentu grający nieszczególnie dobre spotkanie Bartosz Jaroch i Angel Rodado. Pierwszy dośrodkował, drugi świetnie wyszedł do głowy i pokonał bramkarza rywali.
Gdy wydawało się, że jest już właściwie pozamiatane, gospodarze wrzucili jeszcze wyższy bieg. Najpierw strzelili gola, który został anulowany, a niedługo później wszystko zrobili już zgodnie z przepisami. Dość biernie po dośrodkowaniu w pole karne Wisły zachował się ten, który względem pierwszego meczu stracił miejsce w podstawowym składzie. Patryk Gogół tym razem zagrał jako zmiennik i wydaje się, że przy trafieniu dla rywali mógł zrobić więcej. Podobnie jak będący tuż obok niego, także wchodzący z ławki, Giannis Kiakos.
Ta dwójka zrehabilitowała się jednak niedługo później. Tuż przed rozpoczęciem doliczonego czasu gry Gogół podał do Kiakosa, Grek ładnym dryblingiem wymanewrował rywala, po czym posłał precyzyjny strzał w kierunku długiego słupka. Wisła rzutem na taśmę wygrała więc w Kosowie, przypieczętowała awans, a przy okazji zarobiła dla Polski zawsze cenne punkty do rankingu UEFA.
Jeśli coś po meczu w Kosowie może jeszcze martwić, to zdecydowanie gorszy występ Rafała Mikulca. Nowy zawodnik Wisły bardzo dobrze wyglądał tydzień temu, ale dziś miał sporo problemów jako lewy obrońca, przede wszystkim w grze defensywnej. W niej bardzo pewnie wyglądał zaś duet stoperów. Może i “Biała Gwiazda” ostatecznie nie zachowała drugiego czystego konta z rzędu, ale Alan Uryga z Josephem Colleyem nie zawiedli.
W grze Wisły wciąż widać braki i elementy do poprawy. To oczywiste. Nie ma też jednak co przesadzać z zamartwianiem i krytyką, bo widać też po prostu pomysł i rękę nowego-starego szkoleniowca. A ponad wszystko najważniejszy jest sam awans. Rozgrzewka już za podopiecznymi Kazimierza Moskala. Czas na zdecydowanie trudniejsze zadanie - dwumecz z Rapidem Wiedeń.