Wirtuoz w spalonym teatrze. Zasługuje na lepszy klub. Byłby wzmocnieniem odradzającego się giganta

Wirtuoz w spalonym teatrze. Zasługuje na lepszy klub. Byłby wzmocnieniem odradzającego się giganta
Daniel Hambury/Pressfocus
Everton znajduje się na dobrej drodze, aby na koniec sezonu spaść z Premier League. Niezależnie jednak od pozycji, którą zajmą podopieczni Franka Lamparda, pozostaje jeden zawodnik zasługujący na natychmiastową zmianę klubu. Richarlison nie powinien dłużej marnować kariery na Goodison Park. Jest na to zbyt dobry.
Bieżący sezon w wykonaniu “The Toffees” to istne pasmo kompromitacji. Ani dziesiątki milionów wydane na transfery, ani zmiana trenera i zatrudnienie Franka Lamparda nie przyniosły oczekiwanych efektów. Przed najważniejszym etapem rozgrywek piłkarze z niebieskiej części Liverpoolu muszą poważnie drżeć o dalszy byt w angielskiej elicie. A sytuacja klubu byłaby jeszcze gorsza, gdyby nie talent i upór Richarlisona. Brazylijczyk zdaje się w pojedynkę robić wszystko, aby uchronić Everton przed relegacją do Championship.
Dalsza część tekstu pod wideo

Jeden za wszystkich

Richarlison swoimi bramkami i asystami osobiście zapewnił Evertonowi siedem punktów w tym sezonie ligowym. Gdyby nie jego wkład, zespół zajmowałby przedostatnie miejsce w tabeli i już powoli mógłby szykować się do nadchodzących batalii z Millwall, Coventry City czy Blackpool w drugiej lidze.
- Richarlison? Uwielbiam tego dzieciaka. Mówię tak na niego, bo jest młodszy ode mnie, chociaż tak naprawdę to dojrzały piłkarz i człowiek. Jest bardzo pracowity, to go wyróżnia - komplementował Allan na łamach portalu “Teamtalk.com”.
- Gdy patrzę na Richarlisona, widzę zawodnika głodnego gry i bramek. Sam byłem taki w przeszłości - podkreślił Frank Lampard na jednej z konferencji prasowych.
- Richarlison daje z siebie wszystko dla Evertonu. Jego energia pomaga wszystkim wokół. Zawsze możesz na niego liczyć, kiedy potrzebujesz gola w doliczonym czasie gry, to on jest tam, gdzie trzeba - dodał Seamus Coleman po ostatnim występie Richarlisona przeciwko Leicester.
Trener i koledzy z drużyny cenią umiejętności 24-latka, ale problem polega na tym, że niemal w żadnym stopniu nie próbują pomóc mu w misji utrzymania Evertonu na powierzchni. Wystarczy przypomnieć sobie niedawne spotkanie z Burnley, czyli bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie. Na Turf Moor Richarlison zrobił praktycznie wszystko, aby zapewnić ekipie trzy bezcenne punkty. Strzelił dwa gole, wykreował partnerom trzy sytuacje, wdał się w jedenaście pojedynków z piłkarzami “The Clarets” i wygrał wszystkie. Cóż z tego, skoro “The Toffees” i tak przegrali 2:3.

Syzyfowa praca

Richarlison przypomina Syzyfa, który na własnych barkach wtacza kamień pod górę, żeby przy samym szczycie głaz wyślizgnął się i spadł na sam dół. Z zastrzeżeniem, że pozostali piłkarze Evertonu nie tylko nie pomagają, ale wręcz podkładają Brazylijczykowi kłody pod nogi. Alex Iwobi, Demarai Gray, Dele Alli, Anwar El Ghazi, Salomon Rondon - dobre występy każdego z nich można w tym roku policzyć na palcach jednej ręki. Gdyby spojrzeć na przekrój kadry Evertonu, około połowa zawodników prezentuje poziom godny Championship. Niezbyt dobrze świadczy to o klubie, który w ciągu trzech ostatnich lat wydał na transfery ponad 200 milionów euro. Włodarze palą pieniędzmi w piecu, a na boisku wszystko i tak zależy od ściągniętego w 2018 roku Richarlisona.
W sześciu ostatnich kolejkach wychowanek Fluminense oddał 17 strzałów, z czego 13 leciało w światło bramki. Żaden inny gracz Evertonu w tym okresie nie przekroczył bariery sześciu celnych uderzeń. W niemal każdej statystyce reprezentant “Canarinhos” dystansuje pozostałych graczy z Goodison Park. Jest on piłkarzem z największą liczbą bramek, asyst, wykreowanych sytuacji, wygranych pojedynków i fauli. Everton Football Club mógłby zmienić nazwę na FC One-man army i nikt nie miałby jakichkolwiek zastrzeżeń.
Richarlison może się dwoić i troić, ale minione tygodnie pokazują, że wyczyny jednego piłkarza, nawet tak uzdolnionego, to za mało, by w pojedynkę utrzymać klub znajdujący się w stanie rozkładu. Everton ostatni raz spadł z ligi w sezonie 1954/55. Od 60 lat “The Toffees” utrzymują się w Premier League, jednak być może ta okazała passa już niedługo zostanie wyzerowana. Ligowy terminarz sprawia, że widmo spadku ekipy Lamparda staje się jak najbardziej realne. Przewaga Richarlisona i spółki nad Burnley wynosi zaledwie jeden punkt. Przy czym “The Clarets” w najbliższym czasie zmierzą się z drużynami z nieco niższej półki niż Liverpool, Chelsea czy Leicester. Przed Evertonem ścieżka zdrowia, która może przypieczętować zjazd do strefy spadkowej.

Kanarek ucieka z klatki

Nie można wykluczyć, że Evertonowi jednak jakimś cudem uda się utrzymać na powierzchni. Pod żadnym pozorem nie powinno to jednak wpłynąć na przyszłość Richarlisona. Ten nie może dłużej tkwić w klubie, który z każdym rokiem coraz bardziej się pogrąża. 24-latek wielokrotnie udowadniał, że jest gotów na zrobienie kolejnego kroku w karierze i przejście do drużyny ze znacznie wyższej półki.
Sam zawodnik najwyraźniej widzi, że dalsze tkwienie na Goodison Park może jedynie zahamować jego karierę. Niedawno media poinformowały, że napastnik związał się z nową agencją, która będzie reprezentowała jego interesy. A dobrze wiemy, że tego typu manewry zwykle poprzedzają ruchy na rynku transferowym. Według doniesień Fabrizio Romano temat Richarlisona przewijał się w gabinetach na Old Trafford. Wiadomo już, że “Czerwone Diabły” latem przeprowadzą wielką rewolucję w składzie, która może zaowocować nawet dziesięcioma wzmocnieniami, w tym oczywiście nowymi nabytkami w linii ataku.
Na papierze, ewentualne przejście Brazylijczyka do Manchesteru United jak najbardziej ma sens. Mówimy o doświadczonym w Premier League zawodniku, który nie miałby jakichkolwiek problemów z przystosowaniem się do brytyjskiej intensywności, co utrudniało aklimatyzację choćby Jadona Sancho. Richarlison należy również do wąskiego grona napastników potrafiących błyszczeć w najważniejszych momentach. W dwóch ostatnich latach trafiał on do siatki w starciach z Liverpoolem, Manchesterem City, Arsenalem, Tottenhamem czy Chelsea. A przecież to właśnie postawa United w bezpośredniej rywalizacji z gigantami pozostawia w ostatnim czasie najwięcej do życzenia.
Należy również pamiętać, że zmiana klubu może być niezbędna, jeśli Richarlison myśli o odegraniu ważnej roli na tegorocznym mundialu. Dotychczas Tite często korzystał z usług zawodnika Evertonu, który odwdzięczył się dorobkiem 13 trafień w 34 spotkaniach dla drużyny narodowej. Nie wiadomo jednak, czy 24-latek utrzyma pozycję w składzie, jeśli pozostanie na Goodison Park, gdzie albo zaraz spadnie do Championship, albo w przyszłym sezonie znów będzie musiał sam ratować skostniały zespół.
- Mogę nie być najlepszym piłkarzem na świecie, ale kiedy wychodzę na boisko, to jestem gotów oddać tam życie za drużynę - stwierdził Richarlison w rozmowie z portalem “Goal.com”.
Brazylijczyk już zdążył zostawić kawałek siebie nad brzegami Merseyside. Niezależnie od wyniku Evertonu na koniec sezonu, kibice “The Toffees” powinni nosić napastnika na rękach za wkład w wyniki zespołu na przestrzeni ostatnich czterech sezonów. Z perspektywy neutralnego fana pozostaje mieć nadzieję, że nadchodzące tygodnie będą ostatnimi w wykonaniu Richarlisona na Goodison Park. Wirtuoz zasługuje na ucieczkę z płonącego teatru.

Przeczytaj również