Wirtuoz ściągnięty za dużą kasę. Dla niego warto włączyć mecz Newcastle. "Gra w stylu De Bruyne"
W zimowym okienku żaden klub nie wydał na wzmocnienia więcej od Newcastle. Tylko jednego zawodnika można jednak uznać za polisę ubezpieczeniową “Srok”. Jeśli ekipa z St. James’ Park się utrzyma, to głównie dzięki umiejętnościom Bruno Guimaraesa.
24-letni Bruno Guimaraes to drugi najdroższy zakup w historii ekipy Newcastle. Brazylijczyk trafił do Anglii z misją niemal samodzielnego utrzymania ekipy Eddie’ego Howe’a w Premier League. To zadanie równie trudne, co możliwe do wykonania przez jednego z najlepszych środkowych pomocników świata.
Jeden z najlepszych
- Bruno, będąc młodym, wiele od siebie wymagał. Wciąż naciskał, aby stać się coraz lepszym. Kiedy wygrywał, pozwalałem mu jeść, co tylko chce. Kiedy przegrywał, dostawał kanapkę z szynką. Zawsze zwyciężał - opowiadał ojciec Guimaraesa na łamach “The Guardian”.
Bruno, dzięki swoim niewątpliwym umiejętnościom, błyskawicznie zyskał miejsce w pierwszym składzie Atletico Paranaense. Wszyscy jednak dobrze wiemy, że dopiero kluby z Europy potrafią na dobre odsiać ziarno od plew, wybierając najlepszych zawodników z Ameryki Południowej. Wystarczyło niecałe pół roku, aby okazało się, że Guimaraes jest gotowym produktem gotowym do podboju Starego Kontynentu.
Nowy nabytek Newcastle już właściwie od momentu debiutu w brazylijskim Atletico był wyróżniającą się postacią swojego zespołu. Przede wszystkim środkowy pomocnik nie silił się na tanie efekciarstwo. Zamiast tego, uwagę europejskich potęg skupił dzięki swojej dojrzałości, mentalności, wyszkoleniu technicznym oraz niewątpliwym pokładom talentu. Właśnie dzięki takiemu kompletowi zalet w styczniu 2020 roku Olympique Lyon wyłożył na Guimaraesa 20 mln euro. Prezes Jean-Michael Aulas wiedział, że ta kwota zwróci mu się z nawiązką. Czas pokazał, że sternik OL miał absolutną rację, podejmując ryzyko w postaci kupno gracza, który miał zerowe doświadczenie na poziomie europejskim.
Wbrew przeciwnościom
Gdy Bruno trafił do Europy, po chwili został uziemiony ze względu na szalejącą pandemię koronawirusa. Rozgrywki zostały wstrzymane niespełna dwa miesiące po jego przybyciu do Lyonu. A Ligue 1 jako jedna z niewielu postanowiła nie dogrywać tamtego sezonu i na pół roku zawiesić działalność. Okoliczności zdecydowanie więc nie sprzyjały piłkarzowi w nowym klubie, w nowym kraju i na kompletnie nieznanym mu kontynencie.
- Na początku mojej przygody we Francji kładłem się spać o 5 rano, bo wtedy była północ w Brazyli. To było szaleństwo. Z pewnością można przyznać, że to był trudny czas dla całego świata. Nikt nie spodziewał się, że cała sytuacja tak się rozwinie. Pierwsze miesiące w Lyonie spędziłem, nie mogąc wyjść z domu. Próbowałem trenować na własną rękę, ale to nie było to samo. Cała sytuacja była bardzo trudna - zdradził Guimaraes na łamach “The Guardian”.
Mimo szalejącej pandemii, Bruno nie miał problemu, aby wywalczyć sobie miejsce w składzie Lyonu. Brazylijska technika w połączeniu z niespotykanym w “Kraju Kawy” etosem pracy sprawiła, że Guimaraes prędko stał się jednym z ulubieńców Petera Bosza. Pod koniec minionego sezonu szkoleniowiec Lyonu nawet nie myślał o posadzeniu na ławce rezerwowych najlepszego pomocnika zespołu. Brazylijczyk wykręcał liczby, które plasowały go w europejskiej czołówce zawodników na swojej pozycji. A w bieżących rozgrywkach radził sobie jeszcze lepiej.
Guimaraes błyszczał na treningach oraz w trakcie spotkań, jednocześnie nie próżnując w czasie wolnym. Brazylijski pomocnik wykorzystywał każdą wolną chwilę, aby lepiej przyswoić język francuski, który miał mu otworzyć drogę do wielkiej kariery.
- Jedynym pozytywem pandemii była możliwość szybszego nauczenia się francuskiego. Poświęciłem wiele czasu na naukę tego języka. Oglądałem seriale typu Lupim, wykonywałem sporo zadań. To wszystko się opłaciło, bo po kilku miesiącach lepiej odnalazłem się w szatni Lyonu. Teraz moim celem jest nauka angielskiego - zdradził Guimaraes.
Mentalność zwycięzcy
Guimaraes ma dopiero 24 lata na karku, jednak już udowodnił, że drzemie w nim potencjał do przeobrażenia w lidera jednej z europejskich potęg. O jego niezłomnym charakterze wiele mówi wydarzenie z czasów, kiedy jeszcze reprezentował barwy Atletico Paranaense.
- Jeśli ktokolwiek się boi, niech poda do mnie i sprawa załatwiona. Ja chcę być mistrzem - tak mówił Guimaraes w szatni brazylijskiego klubu podczas rozgrywek w 2019 roku.
Reprezentant Brazylii był wówczas jednym z najmłodszych zawodników w zespole, jednak błyskawicznie dał znać całej reszcie o swojej dojrzałości. W przerwie decydującego spotkania o Copa Sudamericana wygłosił przemowę, w której zaznaczył, że piłkarze nie mogą stracić pewności siebie, muszą uwierzyć we własne umiejętności. Jego motywacyjne metody zadziałały, bowiem Atletico wygrało tamten mecz i zgarnęło krajowy puchar. Guimaraes jako lider szybko stał się łakomym kąskiem na rynku transferowym.
Walcząc o chwalę
W Lyonie utrzymał poziom prezentowany na brazylijskich boiskach. Jego wyczyny przykuły uwagę tak utytułowanych drużyn, jak m.in. Arsenal. Wychowanek Atletico Paranaense ostatecznie zdecydował się jednak dołączyć do Newcastle, którego głównym celem jest utrzymanie w Premier League. Dlaczego utalentowany 24-latek przeszedł do drużyny, która walczy o uniknięcie relegacji?
- Rozumiem klub, który zdecydował się na sprzedaż Bruno. Ale to piłkarz, którego po prostu uwielbiam. Można powiedzieć, że idzie do Newcastle, które zajmuje jedno z ostatnich miejsc w Premier League, ale wszyscy wiemy, że za dwa, trzy lata “Sroki” staną się wielkim klubem. A Bruno zostanie częścią historii Newcastle - tłumaczył go Peter Bosz, trener Lyonu.
Guimaraes stał się najdroższym zawodnikiem w historii Ligue 1, który zmienił klub w zimowym okienku. “Sroki” zapłaciły za niego ponad 40 mln euro, przy czym kwota ta może jeszcze wzrosnąć. Można zrozumieć rozrzutność saudyjskich włodarzy Newcastle, którego nadrzędnym celem pozostaje utrzymanie. A niezbędne do tego punkty zapewniają tacy piłkarze jak właśnie Bruno Guimaraes.
Z jednej strony można dziwić się, że Brazylijczyk już w zimie porzucił Lyon na rzecz ekipy ze strefy spadkowej Premier League. Warto jednak spojrzeć na drugą stronę medalu. Nikt nie wydał w styczniu tyle na wzmocnienia, co “Sroki.” To nie jest klub, który będzie co roku walczył o pozostanie w angielskiej elicie. Newcastle teraz bije się o utrzymanie, aby za rok stać się solidnym średniakiem, a za dwa być może powalczyć nawet o puchary.
I nie ulega wątpliwości, że Bruno stał się twarzą nowego projektu “The Magpies”. Władze klubu wydały kilkadziesiąt milionów euro na Kierana Trippiera czy Chrisa Wooda, jednak umówmy się, że żaden z nich raczej nie przyciągnie przed telewizory kolejnych widzów. Co innego Bruno Guimaraes, który od lat łączy efektywność z efektywnością, stając się jednym z najlepszych pomocników w pięciu topowych ligach.
- Brakuje nam pomocnika, który potrafi idealnie dystrybuować piłkę. Kogoś w stylu Kevina De Bruyne, który łączy szybkość z precyzją i techniką. Bruno Guimaraes posiada niesamowity potencjał i może stać się takim zawodnikiem - stwierdził na antenie “Globo Esporte” Tite, selekcjoner “Canarinhos”.
Dziś, we wtorek 8 lutego, Guimaraes powinien zadebiutować w barwach Newcastle. Natychmiastowe porównanie Brazylijczyka z Kevinem De Bruyne byłoby herezją, jednak Bruno posiada wszelkie cechy, aby stać się jedną z czołowych postaci Premier League. Choćby dla niego warto włączyć mecz odświeżonej wersji “Srok”.