Wielkie sprzątanie u giganta. Klopp już wcześniej wysyłał sygnały. "Chcą więcej"

Wielkie sprzątanie u giganta. Klopp już wcześniej wysyłał sygnały. "Chcą więcej"
Craig Thomas / pressfocus
Paweł - Grabowski
Paweł GrabowskiDzisiaj · 18:00
Zatrudnienie Juergena Kloppa w Red Bullu pokazuje, że gigant od puszek wreszcie chce wyjść ze strefy komfortu. W kuluarach od dawna mówiło się, że zgubił ich grzech pychy i że śmierć właściciela koncernu Dietricha Mateschitza w 2022 roku jeszcze bardziej pogłębiła kryzys. Teraz nadchodzi czas sprzątania: z grubymi nazwiskami na wierzchu i z zakupem nowego klubu do portfolio.
Znowu pokazują, że byk może fruwać wysoko. Red Bull od ponad trzech dekad łapczywie sięga po wszystko, na co ma ochotę. Gdyby się dobrze zastanowić, to ściągnięcie do siebie Juergena Kloppa nie jest żadnym szokiem, bo w piłce każdy ma swoją cenę, a Austriacy już wielokrotnie udowadniali, że umieją odkręcać kurek. Skoro niemiecki trener przez dziewięć lat brał pieniądze od amerykańskich finansistów, to dlaczego miałby odwrócić się od producenta energetyków? Klopp w Niemczech potrafi wyskakiwać z lodówki, gdy reklamuje piwo, rowery albo batony Snickers. Znakomicie umie chwytać okazje i tylko ludzie zapatrzeni w niego jak w obrazek - ci, którzy traktują go jak moralny kompas - pytają: Ale jak to? Że on?
Dalsza część tekstu pod wideo

Zastrzyk energii

Klopp już dwa lata temu puszczał oko do Red Bulla, zachwycając się w mediach ich strukturą i zasadami, które wpajają każdej drużynie. Nie ma znaczenia, czy jest to niemiecki Lipsk, czy brazylijskie Bragantino. Kiedy latem w ESPN opowiadał, że ogląda mecze Salzburga, ludziom nawet przez chwilę nie włączyła się lampka alarmowa. Niemiec mógł przecież kibicować swojemu byłemu asystentowi Pepijnowi Lijndersowi, który w lipcu podjął tam pracę. Dzisiaj jasno widać, że już wtedy przymierzał się do nowej roli i że dość szybko przeszedł od słów “Brakuje mi energii” do “Jestem gotowy na nowe wyzwanie”. Ten pierwszy cytat, wygłoszony w styczniu, dzisiaj lata po Internecie w formie mema. Obok wisi napis: “Gdyby tylko był na to jakiś magiczny napój…”.
Red Bull jest wielkim wygranym tej historii. Od stycznia będzie miał w stajni jedno z najbardziej rozpoznawalnych nazwisk w świecie piłki. Kupuje ogromny kapitał społeczny, bo Klopp to wręcz wymarzona persona do ocieplania wizerunku. Poza tym Austriacy pokazują też swoją siłę. Zatrudniają przecież człowieka, który jeszcze przed chwilą wydawał się poza zasięgiem wszystkich. Funkcja globalnego szefa piłki nożnej w całej siatce klubów Red Bulla jest jasnym sygnałem, że Klopp ma być kimś w stylu dawnego Ralfa Rangnicka. Ma być wizjonerem, wodzem, kimś, kto pociągnie za sobą resztę. To nie przypadek, że w ostatnich dniach dużo pisze się o przejęciu przez Austriaków francuskiego klubu Paris FC. Red Bull widzi, że w ostatnich latach popadł w stagnację, a teraz na nowo chce pokazać światu, że ich model działa i to pod każdą szerokością geograficzną.

Nowe tory

Lothar Matthäus miał rację, gdy mówił, że w tym miejscu zawsze chodzi o puszki. Nawet zatrudnienie Giovanniego Trapattoniego w 2006 roku nie było przypadkowe, bo miało pobudzić rynek energetyków we Włoszech. Red Bull nigdy nie krył się z tym, że futbol pomaga mu w budowaniu marki i sprzedaży głównego produktu. Trudno jednak nie docenić ich spójności w budowaniu pewnego know-how i systemu, który inspiruje innych. Zaczynali od ogrzewania się przy sportach ekstremalnych, bo tam gdzie adrenalina, tam musiał być też byk. Kreowali młodych mistrzów, jak Sebastian Vettel w Formule 1. Z czasem ruszyli też na podbój piłki i może nie przebili sufitu trofeami, ale wynaleźli drogę obok - idealnie dopasowaną do możliwości swojego rynku.
Dietrich Mateschitz, założyciel koncernu, od zawsze wiedział, że wszystko jest kwestią dobrego marketingu. Jego napój, zwykła puszka za parę złotych, nie odniosła sukcesu dlatego, bo była czymś nadzwyczajnym. Wygrała, ponieważ skutecznie sprzedawała pewną bajkę. On sam powiedział kiedyś, że wymyślił hasło “Red Bull doda ci skrzydeł”, bo chciał zakodować w głowie konsumentów fakt, że z tym napojem w ręku stają się lepszą wersją siebie. Że razem z nim kupują swoje marzenia i poczucie siły. W Tajlandii w latach 80. była to zwykła ciecz stosowana przez kierowców ciężarówek. Dopiero Mateschitz ubrał to w piękną formą, a następnie puścił ją w świat. Dzisiaj Red Bull kojarzy się z energią, odwagą i młodością. Nie inaczej jest z całą siatką klubów “Byków”, które są wzorem skautingu, dawania szans i sprzedawania graczy za grube miliony.

Dziedzictwo Rangnicka

W tym roku mija 12 lat odkąd ta machina ruszyła na dobre. Mateschitz nie mógł pojąć, dlaczego to, co robi w Formule 1, nie sprawdza się w futbolu, więc wylądował swoim helikopterem na dachu hotelu we wsi Kleinaspach, by spotkać się z Ralfem Rangnickiem. Propozycja była prosta: “Ja dam panu pieniądze, a pan mi zrobi projekt, o którym usłyszy świat”. Dwa lata później, w 2014 roku, w Salzburgu stał nowoczesny ośrodek treningowy. Klub podpisał umowy z uniwersytetami i otworzył się na technologię. A w kolejnych latach przyszły konkrety: wygrana młodzieżowa Liga Mistrzów pod wodzą Marco Rose, taśmowe mistrzostwa Austrii, spektakle w Lidze Mistrzów za kadencji Jessego Marscha albo promocja i sprzedawanie perełek typu Erling Haaland i Sadio Mane.
Imperium Red Bulla jest znakomicie wymyślone, bo to nie tylko odpowiedni dobór ludzi, współpraca z akademiami w Afryce i wyciąganie najzdolniejszych. To też bardzo dobre dopasowanie rozwoju zawodnika do konkretnego miejsca na ziemi. Red Bull ma klub w Brazylii, w Nowym Jorku, w Niemczech i dwa w Austrii (satelicki Liefering). Ma więc 150 miejsc w drużynach seniorów i nie musi zastanawiać się, czy widząc kogoś zdolnego, będzie w stanie zapewnić mu minuty na boisku i przyjazne otoczenie. Obiecujący zawodnik na rynku latynoskim może spokojnie rozwijać się w Brazylii. Ktoś, kto nie jest gotowy na Lipsk i Bundesligę, wcześniej ma etap przejściowy w Salzburgu. A teraz jeszcze dochodzi Leeds United, w którym Red Bull od maja posiada pakiet mniejszościowy. To też jest znak, że koncern nie zamierza stać w miejscu. Plan z Premier League i obecność w najlepszej lidze świata pokazuje, że za jakiś czas będą chcieli sięgnąć po więcej.

Czas Kloppa

Na razie największym sukcesem spod szyldu “Byków” jest półfinał Ligi Mistrzów Lipska w 2020 roku. Ale od tego momentu klub nie zrobił kroku wprzód, zadowalając się pierwszą czwórką w Bundeslidze. Salzburg niedawno pierwszy raz od 10 lat nie wygrał mistrzostwa Austrii, co było jasnym sygnałem, jak bardzo klub oddalił się od dziedzictwa Rangnicka. Widać to też po transferach, bo jeśli marka Red Bulla zaczyna przygasać, to automatycznie węższa jest lista kupców i mniejsze sumy transferów. Ostatniego lata za większą kwotę (18 mln euro) udało się wypchnąć jedynie Strahinja Pavlovicia do Milanu. Lipsk też swoje największe aktywa (Gvardiol, Nkunku, Szoboszlai) wyprzedawał rok temu. Ostatniego lata jedynie Dani Olmo przyniósł konkretną gotówkę.
To, że Red Bull lekko zboczył z trasy, widać też po sytuacji teamu Formuły 1, który w klasyfikacji konstruktorów zaczął przegrywać z McLarenem. Nowy impuls potrzebny jest na już. I dlatego przyjście Kloppa, przynajmniej na piłkarskim poletku, zapowiada nowe rozdanie. Lipsk czy Salzburg od zawsze miały łatkę inkubatorów wielkiej piłki. Być może za chwilę nadejdą czasy, gdy wielkie macki Red Bulla zaczną sięgać dalej i za jakiś czas rzucą wyzwanie np. Bayernowi. Klopp pracę rozpocznie na początku stycznia i choć na razie przechodzi wizerunkowy kryzys, to za kilka miesięcy wszyscy machną na to ręką. Gigant od puszek jest mistrzem pisania pięknych medialnych narracji i tak też będzie w tym wypadku.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.

Przeczytaj również