Wielki transfer FC Barcelony. "To coś, co zdarza się raz w życiu"
To będzie jeden z hitów zimowego okienka. Ferran Torres przechodzi z Manchesteru City do Barcelony. Ten wybór Hiszpana na pierwszy rzut oka wydaje się nielogiczny. Ale to nie oznacza, że jest błędny.
21-latek trafił na Wyspy niedawno i zdawał się robić zadowalające postępy pod wodzą Pepa Guardioli. Gdy jednak pojawiła się szansa na powrotu do ojczyzny, długo się nie zastanawiał. Według wszystkich najważniejszych źródeł transferowych po długich negocjacjach między klubami wreszcie udało się dopiąć warunki transferu. Tym samym Hiszpan postara się pomóc “Dumie Katalonii” w powrocie na właściwe tory - zarówno pod względem sportowym, jak i wizerunkowym. Taki zakup to jasny sygnał, że na Camp Nou wciąż mierzą wysoko.
Siła przyciągania
Od momentu, w którym pojawiły się pierwsze plotki łączące Ferrana z przenosinami do Barcelony, wydawało się, że Hiszpan faktyczne podjął decyzję o powrocie. Był zdecydowany. Nie przekonywała go nawet perspektywa dalszej pracy z Pepem Guardiolą, jednym z największych piłkarskich autorytetów. A menedżer Manchesteru City dobrze wiedział, jak silną pokusę stanowi założenie koszulki “Blaugrany”. Gdy w mediach przewijały się informacje o zainteresowaniu “Dumy Katalonii” jego innym podopiecznym, Raheemem Sterlingiem, mówił:
- Jeśli Barcelona jest zainteresowana naszym zawodnikiem, to uruchomi transatlantyczną maszynę. Nieważne, idzie im dobrze, czy źle. Oni mogą zrobić, co chcą.
Nie pomylił się. Te słowa są prawdą zwłaszcza w przypadku zawodników z Półwyspu Iberyjskiego. Dla nich oferta z “Barcy” lub Realu Madryt to szansa nie do odrzucenia. Pep sam zresztą miał już raz okazję mierzyć się z analogiczną sytuacją dotyczącą Leroya Sane. Wówczas Niemca kusił Bayern Monachium i zatrzymanie go okazało się niemożliwe.
Siła przyciągania ogromnej marki okazała się dla Torresa zbyt silna, by odmówić. Wielu kibiców Premier League może pukać się w czoło, widząc, że ten młody piłkarz porzuca gwarancję sukcesów na Etihad na rzecz pogrążonego w chaosie zespołu z Camp Nou. Trzeba przyznać, że wychowanek Valencii ryzykuje. W futbolu jednak nie zawsze chodzi o kierowanie się logiką.
Jak zmienił go Guardiola
Ta nakazywałaby pozostanie pod skrzydłami Guardioli, menedżera, który podjął się zadania ukształtowania Ferrana na nowo. Półtora roku temu kupował 21-letniego zawodnika jako skrzydłowego. Postanowił jednak przekwalifikować go na napastnika, a konkretnie fałszywą dziewiątkę. Katalończyk tym samym chciał wykorzystać jego zmysł do gry kombinacyjnej i naturalną mobilność, a przy okazji znaleźć zastępstwo dla Sergio Aguero, jedynego nominalnego napastnika w kadrze City. Śledząc grę młodego zawodnika, mogliśmy dostrzec drobne, ale konsekwentne zmiany, wykonywane przez niego postępy. Rósł w oczach, stawał się coraz ważniejszym ogniwem drużyny i czuł się coraz pewniej w nowej roli.
W ostatnich ośmiu ligowych występach od pierwszej minuty trafiał do siatki siedmiokrotnie, zaliczając m.in. hattricka w starciu z Newcastle. Od debiutu w reprezentacji, niedługo po transferze do Anglii, strzelił dla “La Roja” 12 goli w 22 występach. W Valencii nikt nawet nie spodziewał się po nim takich liczb. Tymczasem Pep miał nosa i świetny pomysł, a jego podopieczny szybko “złapał” założenia trenera, choć oczywiście miał jeszcze wiele do nauki.
Ten sezon, w obliczu odejścia Aguero, stanowił dla Ferrana wielką szansę. Zaczął od regularnych występów w podstawowej jedenastce, właśnie na szpicy. Nie obeszło się bez problemów. W nowej roli wciąż dosyć często był niewidoczny. Gdy nie strzelał bramek, zaliczał po prostu “poprawne” występy. Mimo tego Guardiola pokazał, że ufa mu podczas absencji odpoczywających największych gwiazd i widzi dla niego miejsce - choć niekoniecznie w pierwszym składzie. Wraz z powrotem najgłośniejszych nazwisk młodzian wrócił na ławkę, lecz przy długim, intensywnym sezonie mógł liczyć na częste występy. Niestety, potem przyplątała się kontuzja, przez którą stracił kilka miesięcy. W Premier League ostatni raz zagrał 11 września.
W Manchesterze dalej byłby jednym z wielu. Ogniwem naszpikowanej gwiazdami machiny Pepa, jednym z wielu pól jego “koła rotacji”. W Barcelonie widzą w nim z kolei zawodnika, wokół którego można budować nową erę. Nie tylko młodego, zdolnego piłkarza z papierami na wielką grę, ale i manifest ambicji szybkiego powrotu klubu na szczyt.
Skrojony na Barcelonę
Na Camp Nou trafia kluczowy element reprezentacyjnej układanki Luisa Enrique. Gracz, który praktykował u jednego z głównych autorów potęgi Barcelony w XXI wieku. Piłkarz, na papierze, idealny do stylu gry preferowanego przez Xaviego. No i oczywiście rozwiązanie poważnego problemu “Blaugrany” w linii ataku.
Zakończenie kariery przez Aguero postawiło bowiem Katalończyków w trudnej sytuacji. Lista opcji do gry w ataku jest obecnie bardzo krótka. Poza Memphisem Depayem Xavi ma do dyspozycji wciąż kontuzjowanego Martina Braithwaite’a i Luuka de Jonga - zawodników wyglądających w granatowo-bordowych barwach wręcz absurdalnie. W ostatnich meczach, w obliczu kontuzji, luki w przednich formacjach łatali zawodnicy rezerw, m.in. Ferran Jutgla i Abdessamad Ezzalzouli. Posiłki z przodu są więc konieczne, tym bardziej że ściągnięty przez Koemana de Jong nie ma przyszłości w klubie.
Barcelona postanowiła tym razem nie bawić się w półśrodki. Inwestuje w rozwiązanie na lata. City sprzedaje Ferrana z dwukrotnym zyskiem, ale w “Dumie Katalonii” dobrze wiedzą, za co płacą. Trafia tam wszechstronny piłkarz, mogący obsadzić kilka pozycji, gwarantujący wzrost jakości w stosunku do obecnej kadry. Do tego gotowy porzucić wielki Manchester City na rzecz pomocy nowej drużynie w wygrzebywaniu się z kryzysu. Z perspektywy fanów “Barcy” naprawdę jest czym się cieszyć. Jeżeli zakup za kwotę 55 milionów euro nie okaże się kolejnym już finansowym sabotażem, to ten ruch można uznać za naprawdę ekscytujące rozwiązanie.
Ferran Torres ma papiery na wielkie granie. Już jest świetnym piłkarzem. Może i przydałoby mu się jeszcze popracować pod skrzydłami Guardioli. Ten jednak nie zamierzał utrudniać rodakowi podjąć wyzwania związanego z przenosinami na Camp Nou. To zresztą niezły układ dla wszystkich stron. Mistrzowie Anglii właśnie inkasują sporo pieniędzy, a przy tym pojawia się okazja, by dać więcej szans zdolnemu Cole’owi Palmerowi. Niebawem zaś na Etihad mają zacząć się rozglądać za nominalnym napastnikiem. Jeżeli więc 21-latek czuł, że to jego wielka szansa, nikt nie musiał na siłę stawać mu na drodze.
Zakładając, że Ferran okaże się jednym z liderów odradzającej się Barcelony, to będzie można pokiwać mu głową z uznaniem. Porzucił bowiem miejsce z gwarantowanymi tytułami na rzecz pisania własnej historii w barwach klubu-symbolu.
To nie był logiczny wybór. Zaryzykował. Ale istnieją duże szanse, że ostatecznie go wcale nie pożałuje. Nie jest gotowym produktem, przed nim wciąż wiele pracy. Nieraz jednak widzieliśmy piłkarzy, którzy w trudnym, bardziej wymagającym środowisku zdołali wykrzesać z siebie więcej. Perspektywa zapisania się w historii “Dumy Katalonii” to coś, co zdarza się raz w życiu. Ferran Torres postanowił tę szansę wykorzystać.