Wielki talent, który stał się pośmiewiskiem. Historia najgorszego (?) transferu w historii FC Barcelony
Transfer do Barcelony był dla niego spełnieniem marzeń i zdefiniował jego karierę. Niestety, nie w taki sposób, w jaki by chciał. Dmytro Czychryński opuścił Camp Nou prawie 10 lat temu, spędził tam jedynie 12 miesięcy, ale wszyscy i tak go pamiętają. Jako jedną z największych wpadek w historii katalońskiego klubu.
Jeśli wspomina się w stolicy Katalonii wychowanka Szachtara Donieck, najczęściej pojawia się obraz piłkarza pokracznego, żenująco słabego. Wyolbrzymiony, karmiony tym, że większość fanów ”Barcy” bardzo szybko postawiła na nich krzyżyk. Niewiele jednak mówi się o tym, jak wierzył w niego Pep Guardiola, który wziął swojego, wygwizdywanego przez własnych kibiców, podopiecznego. Nie pamięta się też, że Ukrainiec ucierpiał z powodu “wojny domowej” w klubie. Mało kto zna całość jego historii.
Produkt eksportowy
Ukraina stanowiła rewelację młodzieżowego Euro z 2006 roku. Utalentowana kadra naszych wschodnich sąsiadów doszła do samego finału turnieju, gdzie musiała uznać wyższość Holendrów. Jednym z najjaśniej błyszczących srebrnych medalistów był Czychryński. Stoper Szachtara został wybrany do najlepszej jedenastki mistrzostw, a jego nazwisko pojawiło się w kręgu zainteresowań skautów z najmocniejszych lig. Miał też jechać na mundial w Niemczech, ale te plany akurat przekreśliła kontuzja. Możliwość gry na wielkiej imprezie w dorosłej kadrze mogłaby okazać się świetną okazją na promocję, ale już w młodzieżówce dał się poznać jako zawodnik o dużym potencjale.
Na stronie internetowej UEFA mogliśmy przeczytać: - Czychryński, defensywny kolos, uosabia zarówno pragmatyczne, jak i atrakcyjne aspekty zespołu Ołeksija Mychajłyczenki. Z długimi włosami i opuszczonymi getrami, ten człowiek-skała przypomina oldschoolowego środkowego obrońcę. Mimo tego, jego styl może być przyjemny dla oka. Zwłaszcza, gdy wyprowadza piłkę ze strefy obronnej.
Właśnie ta cecha przykuła uwagę samego Pepa Guardioli. Hiszpan zapragnął ściągnąć Ukraińca w 2009 roku. Wtedy to Szachtar najpierw mierzył się z Barceloną w Champions League, a następnie wygrał Puchar UEFA. “Blaugrana” ustaliła warunki transferu jeszcze przed meczem o Superpuchar Europy 2009, w którym naprzeciw siebie mieli stanąć… obecny i przyszły pracodawca 22-latka. Ustalono jednak, że będzie ono pożegnalnym występem Dmytro w barwach "Górników". I końcem pierwszego rozdziału jego kariery.
Wymarzony transfer
“Barca” wydała na nowy nabytek niebagatelną sumę 25 milionów euro. Tym samym obrońca stał się najdroższym piłkarzem w historii ligi ukraińskiej. Pobił dziesięcioletni rekord należący do… samego Andrija Szewczenki. Nadzieje i oczekiwania kibiców stały więc na wysokim poziomie.
Skoro Pep Guardiola oraz odpowiadający za transfery Txiki Begiristain widzieli w zawodniku ze wschodu Europy gracza wartego takiej sumy, to coś musiało być na rzeczy. Podstawowego duetu stoperów - Carlesa Puyola i Gerarda Pique - nie dało się ruszyć. W odwodzie czekali również doświadczeni Rafa Marquez i Gabriel Milito. Czychryński w stolicy Katalonii miał więc pełnić rolę zmiennika i uczyć się filozofii gry, która rządziła na Camp Nou. A zdaniem trenera, miał do niej bardzo dobre predyspozycje.
Na początku kampanii grał regularnie, ale tylko w rozgrywkach krajowych. W Lidze Mistrzów “zablokowało” go to, że reprezentował już Szachtar w eliminacjach. Niemniej jednak w pierwszych 15 ligowych kolejkach na murawie pojawił się osiem razy. Po debiucie, na wyjeździe przeciwko Getafe, mówił że jest zachwycony. Wybiegł na murawę u boku gwiazd światowego futbolu, zwycięzców Ligi Mistrzów. Spełnił marzenia… ale potem było już tylko gorzej.
Trudne środowisko
Wymagania na Camp Nou, jak można się spodziewać, stanowiły ogromne wyzwanie. - Gdy podpisałem kontrakt z Barcą, nie sądziłem że będę od razu grał bez żadnych problemów. Nie wiedziałem jednak, że będzie tak trudno. Presja ze strony mediów i ludzi oraz styl gry są kompletnie inne niż na Ukrainie. Marzenia i rzeczywistość to dwie różne sprawy - wspominał po latach.
Dobra technika jak na środkowego obrońcę i predyspozycje do wyprowadzania futbolówki ze strefy defensywnej nie wystarczały do odnalezienia się w zespole. Umiejętność czytania gry, czucia tiki-taki, dostosowywania się do zachowania partnerów… to przerastało Ukraińca. Do tego dochodziła bariera językowa. Na starcie urodzony w Izjasławie zawodnik mógł porozumieć się jedynie z Pique i Yayą Toure, którzy znali angielski. Za naukę wziął się szybko, ale aklimatyzacja była mocno utrudniona.
Jego szkoleniowiec wierzył, że Czychryński zdoła odnaleźć się w filozofii, której od lat hołdował klub. Dysproporcja między Premier Lihą a Primera Division okazała się ogromna, więc wspierał go jak mógł i poświęcał dużo uwagi na treningach. Mniej cierpliwości mieli jednak kibice. To właśnie oni zadali “śmiertelny” cios.
Po początkowych, regularnych występach, nowy nabytek zaczął grać coraz rzadziej. Swoje zrobiły drobne urazy oraz niepewność piłkarza, który wciąż się uczył. W styczniowej konfrontacji z Sevillą w Pucharze Króla popełnił wiele błędów. Podawał niedokładnie, tracił piłki, aż wreszcie, chwilę po trafieniu Zlatana Ibrahimovicia na 1:1, zaspał i dał się wyprzedzić Diego Capelowi. Sfaulował go, a arbiter, kontrowersyjnie, wskazał na punkt karny. Rywale trafili i ostatecznie wygrali, a sfrustrowani fani, którzy już od jakiegoś czasu nie ufali swojemu nowemu zawodnikowi, nie wytrzymali. Zaczęli na niego gwizdać. To był początek końca Dmytro na Camp Nou.
Ofiara wewnętrznej wojny
W obronie swego podopiecznego stanął Guardiola. - Dima to fantastyczny zawodnik i im bardziej będzie wygwizdywany, tym bardziej będziemy go wspierać, bo czekają go jeszcze lata tutaj. Odnalezienie się tutaj zajmie mu więcej, niż innym, przez to skąd przyszedł i zapłaconą za niego cenę, ale jeśli ktokolwiek ponosi za to odpowiedzialność, to jestem to ja, a nie on - mówił dziennikarzom po feralnym meczu.
Do końca sezonu Czychryński zagrał jedynie dwa razy, a latem odszedł z klubu. Jeśli poczytamy o jego pobycie na Camp Nou, to często trafimy na informacje, że Pep nie chciał się go pozbywać. Instrukcja przyszła z samej góry, od Sandro Rosella, który w lipcu 2010 roku objął rządy w “Dumie Katalonii”. Sprzedaż Ukraińca miała stanowić swego rodzaju manifest.
Po pierwsze, Rosell chciał ukazać niegospodarność poprzednika, Joana Laporty. “Patrzcie, za 25 milionów euro kupił parodystę” - mniej więcej taką narrację przyjął nowy prezydent Barceloy. Po drugie, skoro kibice mieli już na temat Dmytro wyrobione zdanie, to wypchnięcie go było sposobem na podlizanie się im. I, znowu, zysk kosztem straty Laporty w ich oczach. Obrońcę sprzedano z powrotem do Szachtara, z tym, że za 15, a nie 25 milionów. Nie dano mu szansy na odbudowę, którą chciał mu zagwarantować Guardiola.
Po opuszczeniu Barcelony jego rozwój się zatrzymał. Cztery i pół roku spędził w Doniecku, ale ten okres poszatkowały urazy. Potem półtora sezonu kopał w Dnipro Dniepropietrowsk, a od lata 2016 roku 33-latek jest zawodnikiem AEK-u Ateny. Jego przygoda z drużyną narodową skończyła się rok po wyjeździe z Półwyspu Iberyjskiego. Nie pojechał więc nawet na polsko-ukraińskie Euro.
Niegdyś uznawano go za wielki talent. W gablotce ma aż dziewięć medali dla mistrza kraju - siedem z ojczyzny, po jednym z Hiszpanii i Grecji. Do tego dorzucił jeszcze siedem innych trofeów, w tym Puchar UEFA i Klubowe Mistrzostwo Świata. Zagrał dla “Blaugrany” łącznie 14 razy. Ma więc powody do dumy, ale czy o nich się pamięta? Już zawsze będzie transferowym niewypałem Barcy. Tej łatki nigdy się nie pozbędzie. I tak, piękny sen, który się ziścił, okazał się również jego przekleństwem.
Czy był wystarczająco dobry, aby grać w Barcelonie? Raczej nie. Na pewno jednak nie aż tak słaby, jak się go postrzega. Zwłaszcza, że Guardiola chciał dać mu czas, by chociaż spróbował przebić się do składu. Szansy nigdy nie dostał. A teraz można jedynie zastanawiać się, co by było gdyby…
Czychryński miał niesamowitego pecha i chyba za bardzo uwierzył w to, że jest w stanie spełnić swe marzenia. Zderzenie z bezlitosną rzeczywistością i wielkimi wymaganiami praktycznie przekreśliło jego szanse na karierę w świecie wielkiego futbolu.
Kacper Klasiński