Wielki powrót w Wiśle Kraków. Kibice czekali na to miesiącami. Klucz w walce o awans?
Na początku fani Wisły Kraków byli nim zachwyceni. Potem David Junca praktycznie przepadł i wydawało się, że w tym sezonie trudno będzie już na niego liczyć. Aż przyszedł piątkowy wieczór w Pruszkowie. Hiszpański defensor zagrał “jak za dawnych lat” i uratował “Białej Gwieździe” arcyważne zwycięstwo.
Junca przychodził do Wisły na początku 2023 roku. W Krakowie miał się odbudować, bo wcześniej przez sześć miesięcy pozostawał bez klubu. Można było postawić zatem mały znak zapytania przy jego dyspozycji fizycznej, ale jedno było pewne - ten gość potrafi grać w piłkę. Nie bez powodu reprezentował przecież całkiem uznane na hiszpańskim rynku kluby, takie jak Celta Vigo, Eibar czy Girona. 79 występów na boiskach La Liga też nie wzięło się znikąd.
Miłe złego początki
I faktycznie. Junca z miejsca został kluczowym zawodnikiem Wisły. Zadomowił się na pozycji lewego obrońcy, a “Biała Gwiazda”, przy jego wydatnej pomocy, wygrała siedem pierwszych spotkań ówczesnej wiosny. Hiszpan imponował zwłaszcza świetnie ułożoną stopą, dokładnym dośrodkowaniami i skuteczną grą w ofensywie. Ale kiedy trzeba było interweniować z tyłu, też był solidny.
Wszystko posypało się dokładnie rok temu. 22 kwietnia 2023 roku. To wtedy Junca doznał kontuzji w trakcie bardzo istotnego meczu z Ruchem Chorzów. Potem Hiszpan ominął cztery kolejne spotkania, wrócił co prawda na finisz sezonu, ale był już cieniem samego siebie. Sympatycy “Białej Gwiazdy” mieli nadzieję, że wszystko wróci do normy w kolejnym sezonie. Nie wróciło.
Sam start kampanii 2023/24 był jeszcze przyzwoity. Junce dopisywało zdrowie, w drugiej kolejce zaliczył nawet w swoim stylu asystę podczas wyjazdowego starcia z Polonią. Nic nie zwiastowało katastrofy. Im jednak dalej w las, tym bardziej piłkarz urodzony w Gironie zawodził. Jeśli grał, to zazwyczaj słabo. Ale coraz częściej nie grał w ogóle. A to znowu przytrafił mu się uraz, a to przez własną głupotę został zawieszony na trzy mecze, bo kopnął butelką w kibiców Motoru Lublin.
Irytacja rosła u fanów i samego zawodnika. A kontuzje nie dawały za wygraną. Głównie, choć nie tylko przez przez nie, Junca nie zagrał choćby minuty od 25 listopada 2023 roku do 7 kwietnia 2024. Ponad cztery miesiące bez oficjalnego występu.
Przełomowy moment?
Wydawało się, że ten związek zmierza donikąd, a Junca, któremu po sezonie wygasa umowa, pożegna się z Wisłą w brzydki sposób. Poza murawą. Nadal oczywiście może tak być, bo i z jednego występu nie warto wyciągać daleko idących wniosków, ale w miniony piątek 30-letni Hiszpan przypomniał o sobie w najlepszy z możliwych sposobów.
Pewnie nawet nie dostałby takiej szansy, gdyby Wisły nie dopadły masowe problemy kadrowe. Rundę na lewej flance rozpoczynał coraz bardziej chwalony wychowanek, Jakub Krzyżanowski, a alternatywą dla niego pozostawał Eneko Satrustegui, który nawet na starcie piłkarskiej wiosny strzelił zwycięskiego gola w wyjazdowym meczu ze Stalą Rzeszów. Zabrzmi to brutalnie, ale nikt nie pamiętał już o Junce. Trudno liczyć przecież na kogoś, kto wiecznie jest niedysponowany.
Hiszpan w hierarchii spadł tak daleko, że kiedy Wiśle zabrakło bocznych obrońców, na lewą flankę został przesunięty Dawid Szot, a po drugiej stronie boiska biegał nominalny stoper - Igor Łasicki. Było tak i nieco ponad tydzień temu w Płocku, i w pierwszej połowie ostatniego starcia ze Zniczem Pruszków.
Wspomniany Łasicki zagrał jednak bardzo słabo, a Wisła już do przerwy przegrywała w Pruszkowie 0:2. I wtedy Albert Rude postanowił posłać w bój m.in. Juncę. To był tzw. game-changer. Wspomnienia ożyły. 30-latek z charakterystyczną brodą rządził na lewej stronie boiska. “Biała Gwiazda” musiała odrabiać straty, przycisnęła gospodarzy do muru, a większość akcji ofensywnych zaczęła tworzyć właśnie stroną Junki.
Hiszpan co rusz posyłał w pole karne dośrodkowania niemal na nos. Można zaryzykować stwierdzenie, że w ciągu 20-30 minut zaliczył więcej udanych centr niż pozostali boczni defensorzy Wisły od początku tego roku. Co jednak najważniejsze - zagrania byłego gracza Celty Vigo przyniosły konkretny efekt. Najpierw Junca asystował przy trafieniu Michała Żyry, kolejnego “odkurzonego” bohatera, a niedługo później Hiszpan idealnie dośrodkował też na głowę Alana Urygi i zrobiło się 2:2.
Kluczowy piłkarz na finiszu?
Ostatecznie Wisła urządziła remontadę i po golu Angela Rodado z rzutu karnego wygrała 3:2. Nie dokonałaby tego, gdyby nie wracający z zaświatów Junca. A nikogo nie trzeba chyba przekonywać, jaką wagę miało zwycięstwo odniesione w Pruszkowie. “Biała Gwiazda” praktycznie nie ma już szans na bezpośredni awans do Ekstraklasy. Musi walczyć natomiast o miejsce w strefie barażowej. Triumf w Pruszkowie sprawił, że na sześć kolejek przed końcem sezonu zasadniczego ekipa z Reymonta zajmuje w tabeli czwarte miejsce. Gdyby ze Zniczem przegrała, byłaby obecnie dopiero ósma.
Czy świetne 45 minut Junki było tylko miłą odmianą od reguły? Przekonamy się w najbliższych tygodniach. Jeśli jednak Hiszpan faktycznie wrócił do formy, to może być jednym z kluczowych graczy Wisły na finiszu sezonu. Już w najbliższy wtorek podopieczni Alberta Rude powalczą o kolejne ligowe punkty w Rzeszowie, gdzie zmierzą się z Resovią, a na horyzoncie są nie tylko kluczowe mecze w walce o awans, ale też zbliżający się wielkimi krokami finał Fortuna Pucharu Polski.