Wielka sensacja Premier League. Stracony angielski talent wrócił na salony. "Wygląda jak nowo narodzony"
Jeszcze niedawno wydawało się, że zapowiadająca się niegdyś dobrze kariera Rossa Barkleya skończy się wielkim rozczarowaniem. Anglik znalazł jednak zaskakujące miejsce do odbudowy. 30-latek wyrasta na lidera skazywanego na pożarcie kopciuszka Premier League, Luton Town. I jest jednym z największych zaskoczeń tego sezonu.
Ross Barkley odbudowuje karierę po okresie poważnego jej zastoju. W Evertonie uważano go za dużą nadzieję angielskiego futbolu, ale po przejściu do Chelsea rozczarowywał. Mocno przeciętne były też pobyty w Aston Villi i Nicei. Ostatniego lata znalazł jednak miejsce w beniaminku angielskiej elity i daje znać, że wciąż potrafi błysnąć.
30-latek miał wejść w buty lidera Luton i świetnie wywiązuje się z tej roli. Jest najlepszym piłkarzem ligowego kopciuszka i można śmiało stwierdzić, że w ostatnich tygodniach właściwie mecz po meczu ciągnie wózek w środku pola. Dobra dyspozycja pomocnika to jeden z głównych powodów zwyżki formy “The Hatters”. Barkley daje tym samym drużynie nadzieję na utrzymanie, a sobie samemu - kto wie - może nawet szansę na sensacyjny powrót do reprezentacji Anglii.
Zmarnowany potencjał
W 2013 roku Barkley wdarł się do angielskiej kadry jeszcze przed 20. urodzinami. Niedługo później pojechał na rozczarowujące dla “Synów Albionu” MŚ 2014, gdzie zagrał w każdym meczu. Już wtedy wychowanek Evertonu miał opinię jednego z największych talentów angielskiej piłki. Pokładano w nim wielkie nadzieje, liczono, że okaże się ważnym ogniwem drużyny narodowej, spekulowano m.in. o zainteresowaniu Manchesteru City. Gracz “The Toffees” został jednak w klubie aż do 2018 roku, kiedy to wreszcie, później niż się początkowo spodziewano, zaliczył transfer do klubu Big Six. Zimowe przenosiny do Chelsea sprawiły, że na Goodison Park Barkleya znienawidzono, choć podobnego ruchu można było się spodziewać od dłuższego czasu i, patrząc chłodno, uważać go za naturalną kolej rzeczy.
- Kibice są bardzo oddani i jeśli jesteś jednym z nich, to czują, że zawiodłeś Everton. Krzyczą, że “poszedłeś za kasą”. Nazywali mnie “szczurem” - opowiadał w rozmowie z The Times. - (...) Mojej mamie było trudno. Gdy tylko wychodziła, ludzie zatrzymywali ją i pytali, czemu jej syn odszedł.
Przenosiny do Londynu rozczarowały nie tylko zapalonych fanów klubu z niebieskiej części Merseyside, ale i samego piłkarza. Barkley, który meldował się w stolicy po dłuższej przerwie spowodowanej urazem, nie potrafił przebić się do podstawowego składu Chelsea. Na Stamford Bridge spędził ponad cztery lata, zaliczając po drodze wypożyczenie do Aston Villi, ale poza krótkimi zwyżkami formy nie pokazał nic specjalnego. Do dziś kibice “The Blues” mogą pamiętać go jako gracza błyszczącego głównie na przedsezonowych tournee. Ostatecznie pomocnik odszedł z klubu wygaśnięciu kontraktu.
Wspomniany sezon w Aston Villi również nie okazał się dla Barkleya specjalnie udany, choć występował tam zdecydowanie częściej niż w Londynie. Roczna przygoda we francuskiej Nicei też nie dała pozytywnych sygnałów. Anglik był w Ligue 1 głównie zmiennikiem i po 12 miesiącach, zeszłego lata, odszedł z klubu bez kwoty odstępnego. Przed startem obecnych rozgrywek w przypadku Barkleya mogliśmy mówić o zawodniku znajdującym się na równi pochyłej, osuwającym się w piłkarski niebyt. I o historii wielkiego, zmarnowanego potencjału. Gdy wydawało się, że Anglik pewnie już nic ciekawego nie pokaże, zaliczył on zaskakujące odrodzenie.
Wreszcie to ma
Poszukującego pracodawcy 33-krotnego reprezentanta Anglii przygarnęło na początku sierpnia Luton Town - beniaminek i absolutny kopciuszek Premier League. “The Hatters” poszukiwali zawodnika, który mógłby wnieść do ich drużyny doświadczenie z rywalizacji na najwyższym poziomie. Znajdujący się w problematycznym położeniu po kilku rozczarowujących sezonach Barkley postanowił przystać na ofertę. Gdy trafiał do klubu, miał więcej występów na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Anglii, niż cała reszta kadry razem wzięta.
Szybko więc wskoczył do składu. Zadebiutował w drugiej serii gier, wystąpił w następnej kolejce i… złapał uraz. Po powrocie nie ominął jednak ani jednego meczu, a każde z ostatnich 13 spotkań ligowych rozpoczął w podstawowym składzie, tylko raz nie dobijając do 90 minut. Na Kenilworth Road odnalazł to, czego tak bardzo potrzebował: radość z piłki i satysfakcję, bo jego ciężka praca przynosi efekty.
- Przez ostatnie kilka lat w Chelsea nie grałem zbyt często. Dobrze trenowałem, ale nie dostawałem czasu na boisku, który prawdopodobnie mi się należał, bo przy tak szerokiej kadrze walka o skład czasem nie układa się po twojej myśli. Potem w Nicei też nie grałem tyle, na ile zasługiwałem. A tutaj wreszcie to mam - stwierdził w rozmowie z eks-zawodnikiem Tottenhamu Jermaine’em Jenasem w TNT Sports. - Trener dał mi możliwość wyładowania mojej frustracji, pomocy drużynie i cieszenia się futbolem. Tu chodzi przede wszystkim o odnalezienie rytmu mecz po meczu. Jeśli piłkarz raz siedzi na ławce, raz gra, a potem znowu na niej ląduje, to jest to niemożliwe. Teraz, występując w każdym spotkaniu, czuję się szczęśliwy i pewny tego, na co mnie stać.
Strzał w 10
Zmiana otoczenia okazała się strzałem w dziesiątkę. Barkley stał się niekwestionowanym liderem Luton i wyrasta na jedno z największych zaskoczeń tego sezonu Premier League. Wydawać by się mogło, że jedną nogą znalazł się już “po drugiej stronie”, że jego talent przepadł na dobre i już nigdy nie da o sobie znać. Tymczasem pomógł dźwignąć biedną na realia ligi, skazywaną na pożarcie drużynę o słabej kadrze poza strefę spadkową.
- Wskoczył na wyższy poziom. Według mnie gra najlepiej w całej swojej karierze. Wydawało się, że to koniec, że jest wypalony. Ale spójrzmy na niego. To niesamowite - mówił o nim w telewizji BBC były obrońca Arsenalu, Martin Keown.
W początkowej fazie pobytu na Kenilworth Road Anglik rósł z meczu na mecz. Stopniowo pokazywał coraz więcej swoich dużych, uśpionych od pewnego czasu umiejętności. Zaś w ostatnich tygodniach beniaminek wyrwał się nad kreskę dzięki serii niezłych wyników. Poprzednie sześć kolejek Luton to 11 zarobionych punktów - m.in. wygrana i remis z celującym w europejskie puchary Newcastle United czy rozbicie aż 4:0 mającego podobne ambicje Brighton. We wszystkich tych meczach błyszczał właśnie Barkley, który od dłuższego czasu nie schodzi z wysokiego poziomu, a od niedawna dorzuca też regularnie bezpośredni udział przy golach.
Trener Rob Edwards świadomie wykorzystuje nowy nabytek w trochę nietypowej dla niego roli. Gracza kojarzonego raczej z rolą ofensywnego pomocnika lub, czasami, skrzydłowego, predestynowanego do gry w ataku, ustawia jako wycofanego pomocnika. Po to, by miał jak największy wpływ na boiskowe wydarzenia. To on stanowi najczęstszy cel podań we wczesnej fazie konstrukcji akcji. To on je napędza, czy to dryblingiem, czy to przemyślanym zagraniem. To on haruje w defensywie i bierze na swoje barki odpowiedzialność za drużynę, jak przystało na lidera. Liczby to tylko potwierdzają. Przykładowo: ma najwięcej udanych podań w drużynie, najwięcej odbiorów ze wszystkich pomocników (pomimo faktu, że ominął pięć spotkań), a jeśli chodzi o częstotliwość kreowania szans strzeleckich, ustępuje tylko nominalnemu skrzydłowemu, Chiedoziemu Ogbene. W klasyfikacji kanadyjskiej lepiej wypada za to tylko duet podstawowych napastników. Aktualnie Ross Barkley to maszyna - wszechstronna, godna zaufania i absolutnie kluczowa dla “The Hatters”.
Sensacyjny powrót?
Na piłkarzy wyróżniających się w zespołach takich jak Luton można patrzeć na dwa sposoby. Z jednej strony poziom drużyny i oczekiwania stoją na stosunkowo niskim poziomie, więc w teorii łatwo jest zrobić dobre wrażenie. Z drugiej - jeśli przerastasz kolegów, pociągnięcie zespołu stanowi duże wyzwanie. I Anglik zdecydowanie sobie z nim radzi, choć jeszcze przed sezonem nietrudno byłoby znaleźć powątpiewających w to, że uda mu się jeszcze odbudować. Ale dziś zaskakujące odrodzenie Barkleya sprawia, że w środowisku angielskich kibiców, a okazjonalnie i w mediach, pojawia się dyskusja dotycząca tego, czy nie powinien dostać szansy powrotu do kadry.
- Ten pociąg już chyba odjechał ze stacji, ale odrodzenie tak utalentowanego piłkarza, który już wydawał się kompletnie stracony, to jedna z najlepszych historii tego sezonu - napisał o perspektywach jego gry w reprezentacji szef działu futbolu BBC, Phil McNulty. - (...) Wygląda jak nowo narodzony, jest w formie pełen pewności siebie i będzie kluczowy dla Luton.
Z drugiej strony w programie BBC Match of the Day Jermaine Jenas stwierdził:
- (...) Zaczną pojawiać się pytania, czy powinien grać dla Anglii, czy znaleźć się w jej składzie. Oczywiście będzie walczył z Jordanem Hendersonem, Kalvinem Phillipsem, Connorem Gallagherem, Kobbie’em Mainoo, Trentem Alexandrem-Arnoldem, nie mówiąc już nawet o Declanie Rice’ie i Judzie Bellinghamie. Pytanie, czy może się tam wedrzeć. Sądzę, że Gareth Southgate powinien się nad tym zastanowić, bo w mojej opinii Ross jest inny od reszty.
Zdania są podzielone, a powołania trudno się spodziewać, bo na niekorzyść Barkleya działa m.in. jego wiek - po prostu jeśli ktoś ma dostać szansę, to korzystniejsze może okazać się zaoferowanie jej młodszemu zawodnikowi, np. Mainoo. Chociaż czy sprawdzenie lidera Luton przez Southgate’a byłoby aż tak absurdalne w obliczu ustawicznego stawiania na Hendersona, gdy ten niespecjalnie błyszczał w Arabii Saudyjskiej, czy grzejącego ławę w Manchesterze City Kalvina Phillipsa?
Zdania są podzielone, a powołania trudno się spodziewać, bo na niekorzyść Barkleya działa m.in. jego wiek - po prostu jeśli ktoś ma dostać szansę, to korzystniejsze może okazać się zaoferowanie jej młodszemu zawodnikowi, np. Mainoo. Chociaż czy sprawdzenie lidera Luton przez Southgate’a byłoby aż tak absurdalne w obliczu ustawicznego stawiania na Hendersona, gdy ten niespecjalnie błyszczał w Arabii Saudyjskiej, czy grzejącego ławę w Manchesterze City Kalvina Phillipsa?
Niemniej, sam fakt, że skreślony przez wielu 30-latek daje powody do takich rozważań - podkreślmy to jeszcze raz, grając w Luton Town - to jego wielki sukces i kawał historii. Nie bójmy się tego powiedzieć: to jedna z sensacji tego sezonu Premier League. A jeśli Luton się utrzyma, to Barkley będzie miał w tym ogromny udział i, kto wie, być może dostanie pierwszą od dawna szansę na zrobienie kroku w górę.
Paul Merson stwierdził nawet, że to poważny kandydat do miana piłkarza sezonu Premier League.