Wieczny tułacz rzuca wyzwanie Lewandowskiemu. Uciszał Camp Nou, zdobył zaufanie Mourinho. "Świetny napastnik"

Wieczny tułacz rzuca wyzwanie Lewandowskiemu. Uciszał Camp Nou, zdobył zaufanie Mourinho. "Świetny napastnik"
Foto pressinphoto/SIPA USA/PressFocus
Zwiedził setki szatni, grał dla dziesięciu klubów w trzech różnych ligach. Zaczynał w wielkim Realu Madryt, ale później przez wiele lat tułał się po Europie, szukając swojego miejsca na ziemi. W końcu znalazł je w Barcelonie, gdzie walczy o miano najskuteczniejszego strzelca w mieście i całej Hiszpanii. Joselu rzuca wyzwanie Robertowi Lewandowskiemu.
Ten sezon ligi hiszpańskiej na razie upływa pod znakiem dominacji FC Barcelony i jej strzelca wyborowego. Robert Lewandowski z dorobkiem 14 trafień pędzi po Trofeo Pichichi dla najskuteczniejszego piłkarza La Ligi. Jeszcze przed startem rozgrywek wydawało się, że głównym kontrkandydatem “Lewego” do tej nagrody będzie Karim Benzema. Tymczasem tuż pod nosem Polaka wyrósł inny kandydat. Regularny, skuteczny i do bólu powtarzalny. Jose Luis Sanmartin Mato znany jako Joselu ma chrapkę na koronę króla strzelców. Ostatnie miesiące pokazują, że Barcelona to miasto, w którym zmieści się więcej niż jedna świetna “dziewiątka”.
Dalsza część tekstu pod wideo

Człowiek Realu

Joselu dziś jest uznanym napastnikiem, chociaż karierę rozpoczynał jako bramkarz. Później przyznał jednak, że zbyt nudził się podczas spotkań, więc postanowił grać na drugim końcu boiska. Nie trzeba było długo czekać, aby zobaczyć owocne efekty tej decyzji. Jako zawodnik ofensywny młody Jose Luis wyróżniał się na tle rówieśników. W Celcie Vigo przechodzil przez kolejne grupy wiekowe, zdobywając setki bramek. W końcu trafił do akademii "Królewskich".
- Real Madryt jest niczym kraina czarów. Kiedy pojawiła się oferta Realu, nie mogłem jej odrzucić. Jestem urodzonym madridistą, więc było to dla mnie spełnienie marzeń. Trafiłem do jednego z najlepszych klubów, jeśli chodzi o pracę z młodzieżą. Okres w Castilli był niesamowity, strzeliłem kilkadziesiąt goli. Wtedy było dla mnie jasne, że muszę odejść, bo chcę grać na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Myślę, że dziś młody zawodnik z taką liczbą bramek miałby szansę w pierwszej drużynie Realu, ale w przeszłości było inaczej. Nie żałuję tego, że odszedłem - wspominał w rozmowie z dziennikiem "AS".
W pewnym momencie Joselu był członkiem drużyny młodzieżowej, z której aż wylewał się talent. W jednej ekipie zebrali się m.in. Nacho Fernandez, Dani Carvajal, Jese Rodriguez, Alvaro Morata i Lucas Vazquez. Każdy z nich w mniejszym lub większym stopniu zaistniał później na Santiago Bernabeu. Na uwagę zasługuje jednak fakt, że w czasach juniorskich najlepszym z nich wszystkich był właśnie obecny gracz Espanyolu. W sezonie 2011/12 Joselu strzelił aż 26 goli w barwach Realu Madryt Castilla. Był na tyle skuteczny, że przykuł nawet uwagę samego Jose Mourinho. Portugalczyk wdrożył go do pierwszej drużyny, kiedy z problemami zdrowotnymi zmagał się Karim Benzema.
- Joselu zostanie powołany do pierwszej drużyny. Wybrałem go zamiast Alvaro Moraty, ponieważ to on jest pierwszym napastnikiem Castilli - przyznał Mourinho w lutym 2012 roku.
- Nie grałem wiele w pierwszej drużynie Realu Madryt, ale Jose Mourinho bardzo mi pomógł. Każdy, kto z nim pracował, powie, że to świetny trener i człowiek. Dzięki niemu mogłem zadebiutować w Realu Madryt. Dla mnie jest najlepszym szkoleniowcem świata - podkreślał później Joselu.
Przygoda Joselu z seniorami “Królewskich” była krótka, ale niezwykle treściwa. W dwóch spotkaniach dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, udowadniając że, jak to mawiają Hiszpanie, pachnie golami. Problem polegał na tym, że wówczas był jeszcze zbyt słaby, aby móc walczyć o miejsce w składzie z Benzemą czy Gonzalo Higuainem, ale jednocześnie zbyt dobry, aby nadal grać w juniorach. W końcu musiał opuścić madrycką “krainę czarów”.

Z życia tułacza

W 2012 roku Hoffenheim zapłaciło za Joselu 6 mln euro. Były to spore pieniądze, biorąc pod uwagę, że jego seniorskie doświadczenie ograniczało się do zaledwie dwóch spotkań. Kwota odstępnego demonstrowała jednak skalę potencjału Hiszpana, który nie chciał dłużej być gwiazdą futbolu młodzieżowego. Wychowanek “Los Blancos” wiedział, że tylko regularna gra umożliwi mu rozwój.
- Nadszedł czas na krok naprzód w mojej karierze, nie mogłem przegapić tej szansy. Cieszę się, że teraz będę mógł grać w jednej z najlepszych lig świata. Hoffenheim od początku pokazało, że ufa moim umiejętnościom. Czy chciałbym wrócić do Realu? Kiedyś na pewno, ale teraz skupiam się na tym, aby odnieść sukces w Bundeslidze. Niemcy są moim drugim domem - zaznaczył Joselu po pierwszym zagranicznym transferze.
Po opuszczeniu Realu Hiszpan niestety nie potrafił znaleźć klubu, w którym mógłby na stałe zakotwiczyć. W ciągu trzech lat w Niemczech reprezentował barwy trzech różnych drużyn. Później trafił do Stoke City, gdzie spędził jeden sezon, aby najpierw zostać wyekspediowanym na wypożyczenie do Deportivo La Coruna, a potem sprzedanym do Newcastle. Joselu znalazł się w kłopotliwej sytuacji, ponieważ w każdym klubie strzelał kilka lub kilkanaście goli rocznie, ale przez to stawał się łatwą okazją, aby poszczególni włodarze przytulili okrągłą sumkę. Tak oto Hannover kupił go za 5 mln euro, Stoke za 8, Newcastle za 5,5, a Alaves za 2,5.
- Prawie żaden z transferów nie wydarzył się z mojego powodu, bardziej chodziło o kwestie klubowe. W Hoffenheim byłem przekonany, że wszystko robię dobrze, ale nie grałem, więc oddano mnie na wypożyczenie do Eintrachtu. Tam mi się spodobało, chciałem zostać, ale kluby nie doszły do porozumienia, więc znów musiałem odejść. Przeprowadzałem się wiele razy z różnych powodów, ale koniec końców absolutnie tego nie żałuję. Jestem dumny, że mogłem bronić barw tylu różnych drużyn - mówił piłkarz w rozmowie z portalem "Transfermarkt".

Regularny

Joselu miał pecha, ponieważ przez większą część kariery trafiał do drużyn, które właściwie nie chciały grać w piłkę. Choćby w Premier League reprezentował barwy siermiężnego Stoke City, a później fatalnego Newcastle Rafy Beniteza. Potencjał napastnika był marnowany do momentu, aż nie wrócił na Półwysep Iberyjski. Tam znów rozkwitł jako piłkarz.
- W Deportivo Alaves od początku czułem zaufanie. Początki były trudne, ale skład dostosował się do wymagań trenera. Osobiście czuję się bardzo dobrze, myślę, że dojrzałem jako piłkarz i wyciągnąłem wnioski ze swoich doświadczeń. Świetnie dogaduję się z Lucasem Perezem, na boisku rozumiemy się, kiedy tylko na siebie spojrzymy. Klub dał mi to, czego potrzebowałem, a miasto jest wspaniałe. Czuję się jak małe dziecko - mówił Joselu na łamach “Radio Marca" w 2020 roku.
Hiszpan stał się bezapelacyjnym liderem Alaves. Dość powiedzieć, że trzy sezony wystarczyły, aby wskoczył na pierwsze miejsce w klubowej klasyfikacji strzelców na poziomie La Liga. Dodatkowo snajper był jednym z niewielu powodów tego, że ekipa z Estadio Mendizorrotza w ogóle tak długo grała na najwyższym szczeblu. Wszystko, co dobre w Deportivo, zaczynało i kończyło się na wychowanku Realu. On odpowiadał za większość ofensywnych działań drużyny.
  • Sezon 2019/20 - udział Joselu przy 38% goli Alaves w lidze hiszpańskiej
  • Sezon 2020/21 - 39%
  • Sezon 2021/22 - 58%
Joselu radził sobie tak spektakularnie, że w końcu przykuł uwagę ekip z wyższej półki. Półtora roku temu o jego usługi poważnie zabiegała Sevilla, jednak wówczas piłkarz przekonał się, że futbol to biznes bez sentymentów. Chociaż sam zrobił dla Alaves nawet więcej niż powinien, klub nie zamierzał mu iść na rękę przy ewentualnym transferze. Swego czasu agent napastnika toczył otwartą wojnę z władzami, która na nic się jednak zdała. Joselu musiał do końca kontraktu pozostać w “Depor”. W ostatnim sezonie wykazał się niezwykłym profesjonalizmem, zdobywając 14 z 31 bramek całej drużyny. Ale nawet to nie wystarczyło, aby uchronić fatalne Alaves przed spadkiem.

Życie jak w Barcelonie

Po opuszczeniu Alaves Joselu przeniósł się do Espanyolu. Tam miał stworzyć duet napastników z Raulem de Tomasem, z którym jednak nie zagrał w żadnym spotkaniu. RdT w kontrowersyjnych okolicznościach opuścił Cornella El Prat, zostawiając wolne miejsce na pozycji snajpera. Wakat szybko został zajęty przez nowy nabytek, który od razu wziął się za strzelanie. Z pola karnego, z jedenastu metrów, z dystansu, nawet z połowy boiska. Zwykle wystarczy podać do Joselu, a on zrobi z tego gola. Futbol może być tak prosty.
W ostatnich miesiącach 32-latek radzi sobie lepiej niż dobrze. W samej lidze hiszpańskiej strzelił jedenaście goli, mając na rozkładzie takie firmy, jak Real Madryt, Sevilla, Valencia czy FC Barcelona. Co warte uwagi, pozostaje jedynym piłkarzem, który w tym sezonie pokonał Marca-Andre ter Stegena na Camp Nou. Bramkę na wagę remisu w derbach stolicy Katalonii uczcił w szczególny sposób. Uciszył stadion, przypominając o swojej duszy madridisty.
- Ani wcześniej Joselu nie był tak zły, jak mówiono, ani teraz nie jest drugim van Bastenem. Ale to świetny napastnik, który bardzo nam pomaga. Odnalazł się w zespole i jestem zachwycony jego występami - stwierdził na jednej z konferencji prasowych Diego Martinez, trener Espanyolu.
Joselu jest w tym sezonie najskuteczniejszym Hiszpanem w pięciu topowych ligach Europy. Dodatkowo pozostaje jedynym graczem, który w czterech ostatnich sezonach La Liga osiągał barierę minimum dziesięciu trafień. Fantastyczne liczby oczywiście nie biorą się znikąd. Kluczowym elementem pozostaje zaufanie, którym 32-latek został obdarzony w sporych rozmiarach. Niemal cała ofensywa Espanyolu jest ułożona w taki sposób, aby napastnik mógł dochodzić do jak największej liczby sytuacji. W tym sezonie oddał on już 50 strzałów - to drugi najlepszy wynik po Robercie Lewandowskim. Również w statystyce oczekiwanych goli i uderzeń z pola karnego Joselu ustępuje jedynie polskiemu snajperowi. Przy czym bycie w czymś tylko nieco gorszym od “Lewego” nie jest żadną ujmą. Wprost przeciwnie.
- W czym tkwi sekret strzelania goli? Myślę, że urodziłem się, aby być środkowym napastnikiem. Ale bardzo ważna jest głowa, ponieważ pamiętam okres w Celcie Vigo, kiedy mój prawie każdy strzał trafiał w słupek. Ale trzeba sobie z tym poradzić, ułożyć wszystko w głowie. Teraz myślę, że znajduję się w najlepszym momencie kariery. Cieszę się futbolem bardziej niż w momencie, gdy miałem 23 czy 24 lata - podkreślał niedawno w programie "Llobregat BIB".
Czy Joselu zostanie królem strzelców ligi hiszpańskiej? Zapewne nie. Mimo wszystko trzeba docenić sam fakt tego, że znajduje się w bardzo wąskim gronie kandydatów do Trofeo Pichichi. Przez wiele lat kariery męczył się, był przestawiany z kąta w kąt, ale wreszcie znalazł drużynę, gdzie może pokazać pełnię swoich umiejętności. Jako piłkarz rezerw Realu zapowiadał się na czołowego hiszpańskiego snajpera. Po upływie dekady wreszcie zaczął nim być.

Przeczytaj również