Więcej pieniędzy, niż za finał Ligi Mistrzów! Nie ma drugiego takiego meczu, jak finał baraży w Championship
Przeciętny zjadacz chleba nie interesuje się zbytnio niższymi ligami, nawet w krajach, które są najważniejszymi na piłkarskiej mapie. Statystyczny kibic nie musi nawet wiedzieć, że w Championship gra się baraże o awans do Premier League. Tak samo, jak nie musi zdawać sobie sprawy, że w poniedziałek czeka nas mecz związany z największym możliwym zarobkiem w świecie futbolu. Tak, finał Ligi Mistrzów ustępuje pod tym względem spotkaniu decydującemu o tym, kto zagra w kolejnej kampanii angielskiej ekstraklasy!
Może i brzmi to abstrakcyjnie, ale takie są fakty. Finał play-offów Championship to chyba najbardziej ikoniczne spotkanie wyspiarskiego futbolu. Prawie cała Anglia (i nie tylko) wstrzymuje oddech na półtorej godziny, aby oglądać rywalizację o prawo promocji.
Jasne, finał FA Cup z pewnością ogląda więcej ludzi. Nie ma co też porównywać tutaj liczby widzów w ostatnich rundach europejskich pucharów – nie ma co owijać w bawełnę. Na Wembley jednak zagrają mecz, od którego zależy bardzo, ale to bardzo wiele, bo samo spotkanie jest najlepszym uosobieniem tradycyjnego futbolu Synów Albionu.
175 milionów funtów na stole
Nie ma co się oszukiwać – pieniądze rządzą światem. Tak jest również w futbolu. Dlatego też nie można zapomnieć, że awans do najwyższej klasy rozgrywkowej stanowi ogromną szansę nie tylko na polu sportowym, ale i marketingowo-finansowym.
Wypełniony stadion, większe zainteresowanie fanów na całym świecie, a wreszcie nowi sponsorzy i pieniądze za transmisje w telewizji. Wszystko sprowadza się do jednego – kasy.
W końcu Premier League to istny raj. Wszyscy chyba pamiętamy słynne już zestawienia sprzed kilku lat, które pokazywały, że ostatnia drużyna angielskiej ekstraklasy, Cardiff City, dostała dzięki prawom telewizyjnym więcej niż mistrz Niemiec, Bayern Monachium. Dziś mówimy o gwarantowanym zarobku na poziomie stu milionów funtów!
Najsłabsze w tym sezonie Huddersfield wzbogaciło się o 93,6 miliona funtów. O takich sumach marzy chyba każda drużyna piłkarska, a w najwyższej klasie rozgrywkowej to... ochłapy.
Jeśli jednak mówimy o korzyściach wynikających z awansu do Premier League, to dochodzą jeszcze pewne zmienne, które mogą ilość pieniędzy praktycznie podwoić. Chociażby takie, jak relegacja z ekstraklasy. Tak, spadek może sprawić, że dana drużyna zainkasuje dodatkowo prawie 80 baniek!
Spadek może się opłacić
Jeśli chodzi o wspieranie drużyn, które muszą pożegnać się z angielską pierwszą ligą, to jest to sprawa absolutnie wyjątkowa. Spadkowicze dostają bowiem „dopłaty spadochronowe” (ang. parachute payments), które mają pomóc im w funkcjonowaniu na niższym poziomie rozgrywek.
Różnica między ligą, która obsadziła nam oba finały pucharów europejskich, a jej zapleczem jest ogromna. Rywalizacja po awansie stanowi ogromne wyzwanie i wymaga dużych inwestycji. Jeśli więc nie uda się uniknąć degradacji, można bardzo łatwo się przejechać.
Wysokie kontrakty, często rozkładane na raty opłaty za transfery, które wciąż trzeba wypłacać. Jak tu uniknąć bankructwa, nie zaliczając jednocześnie gigantycznego spadku jakościowego? Otóż angielskie władze piłkarskie znalazły rozwiązanie!
Każdy spadkowicz z Premier League ma zagwarantowane dotacje – dwie lub trzy (jeśli grał na najwyższym poziomie przez minimum dwa lata) cosezonowe wpłaty. Mają one uratować przed nagłym kryzysem, zmuszającym do sprzedania lub zwolnienia dużej części kluczowych zawodników.
Portal Swiss Rumble, który często zajmuje się kwestiami finansowymi w futbolu, dokonał w zeszłym sezonie analizy tego, jakie skutki dla budżetów przyniósłby awans dwóm finalistom ostatniej edycji finału.
Jak widać, w obu przypadkach gra toczyła się o ogromne sumy. I to niezależnie od tego, czy zespoły pozostałyby na najwyższym poziomie. Wariant optymistyczno-pesymistyczny – promocja i spadek w następnym sezonie - gwarantuje zyski bez porównania większe, niż pozostanie poziom niżej.
Pełne Wembley – czego chcieć więcej?
Trudno chyba o lepszy wyznacznik wagi meczu, niż jego frekwencja. Widać to chociażby po finale Ligi Europy, który rozgrywany będzie w Baku. Krótko mówiąc, stadion najprawdopodobniej będzie świecił pustkami.
W finale baraży Championship jednak takiego problemu nie ma. Od 2007 roku, kiedy to mecz ponownie zaczęto rozgrywać na Wembley po jego modernizacji, liczba fanów nie spadła poniżej 70 tysięcy! Przypominam, na meczu drugiej ligi.
Oczywiście, Anglicy to naród absolutnie zwariowany na punkcie futbolu. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi pojawia się na meczach nawet niższych poziomów rozgrywkowych. Kultura kibicowania na Wyspach to coś niesamowitego i trudno o lepszy dowód, niż właśnie decydujące starcie play-offów.
Kibice zjeżdżają z całego kraju, aby zobaczyć jak ich ulubieńcy walczą o spełnienie marzeń o grze w piłkarskim raju. I trudno się dziwić, dla nich to właściwie finał pucharu! Na ten mecz nie czekają tylko oni, ale cała Anglia.
Wystarczy tylko spojrzeć na reakcje zawodników, kibiców i sztabów klubów zaangażowanych w rozgrywki decydujące o finalnym awansie do Premier League. Widzieliście, ile wydał Frank Lampard na imprezę po pokonaniu Leeds United w półfinale?
„Barany” i „The Villans” przed wielką szansą
Wszystkie te aspekty są bardzo ważne, ale wypadałoby jeszcze opowiedzieć o tym, co nas czeka w samym meczu. W szranki staną Derby County i Aston Villa, dwa kluby z bogatą historią, które miały już okazję zasmakować gry w angielskiej ekstraklasie w tym tysiącleciu.
Oba zespoły spadały w fatalnym stylu, ci pierwsi w sezonie 2007/08 ustanowili najgorszy wynik w historii ligi, ci drudzy kampanię 2015/16 zakończyli z zaledwie 17 oczkami na koncie – połową dorobku przedostatniego Norwich City.
Promocja byłaby dla obu drużyn ogromną szansą. „Barany” mogą spełnić marzenia o powrocie do elity po ponad dekadzie, a w tym czasie wielokrotnie ocierali się o spełnienie swoich ambicji. Villa z kolei jest wielką marką, a rok temu, ku rozpaczy kibiców, uległa w finale baraży Fulham. Patrząc z perspektywy czasu, mogło okazać się, że „The Villans” zaproponowaliby poziom wyżej coś zdecydowanie ciekawszego niż londyńczycy.
Drużynę Franka Lamparda do sukcesów prowadzi Harry Wilson. Wypożyczony z Liverpoolu Walijczyk zalicza fenomenalną kampanię, która sprawiła że kilka klubów Premier League, a także zespoły Bundesligi i LaLiga czekają tylko na porażkę jego drużyny. W razie braku awansu na pewno nie pozostanie na Pride Park.
Jeśli chodzi o ekipę z Villa Park, to tutaj bezdyskusyjnym liderem jest Jack Grealish. 23-letni Anglik powoli staje się coraz bardziej poważanym nazwiskiem w wyspiarskiej piłce. Jeśli uda mu się pokazać klasę w najważniejszym meczu sezonu, to udowodni, że naprawdę trzeba się z nim liczyć.
Nie ma chyba drugiego takiego meczu w piłkarskim świecie. Mecze barażowe o awans do wyższej ligi nie są zwykle grane na stadionach narodowych kraju. To tylko dodatkowo podnosi rangę spotkania. Anglicy zrobili wszystko, aby finał play-offów Championship był ponadprzeciętnym widowiskiem.
Relację na żywo z tego spotkania rozpoczniemy na około godzinę przed meczem.
Kacper Klasiński