Widzew Łódź znów zapomniał o transferach. Przegląd kadr wypadł fatalnie. Spadek zajrzy głęboko w oczy?

Są mistrzami w sprzedawaniu karnetów, stadion wypełniają po brzegi, a ich powrót do Ekstraklasy wzbudził zainteresowanie właściwie w całym kraju. Widzew Łódź wielką marką w Polsce jest, ale nie dokonuje wielkich transferów. A to może zrodzić niemałe problemy w Ekstraklasie.
Miniony sezon był pierwszym, który Widzew rozegrał po wywalczeniu awansu do Ekstraklasy. W opinii Janusza Niedźwiedzia on sam i cały zespół zasłużyli na czwórkę w szkolnej skali. Nota z pewnością byłaby wyższa, gdyby nie fatalna runda wiosenna. Zamiast dalszego marzenia o pucharach lub komfortowego rozgoszczenia się w środku tabeli była niepotrzebna walka o przetrwanie. Skończyło się na 12. lokacie i czterech punktach przewagi nad strefą spadkową.
Beniaminek został zgubiony nie tylko przez liczne kontuzje, brak miejsca do normalnego treningu, niedyspozycję kluczowych piłkarzy, a przede wszystkim Jordiego Sancheza. Łodzian nie zgubiła też taktyczna zawziętość szkoleniowca, który w rozmowie z nami (znajdziecie ją TUTAJ) przekonywał, że szlifowanie określonego sposobu na futbol może przynieść określone zyski w przyszłości. Widzew poległ w dużej mierze w związku z brakiem transferów w zimowym okienku.
Działacze tego zasłużonego klubu zupełnie przespali temat. Dołączył jedynie Andrejs Ciganiks, ale z drugiej strony pożegnano Karola Danielaka, który niespodziewanie trafił do Wieczystej Kraków. Sprowadzenie nowego wahadłowego było niewątpliwie ważne, ale nie rozwiązywało wszystkich problemów. W drużynie nadal brakowało "10" pasującej do systemu Niedźwiedzia lepiej niż Juliusz Letniowski, upadła kwestia sięgnięcia po Daniego Ramireza, a wspomniany już Sanchez został bez jakościowego zmiennika. Wydawało się, że przed startem kolejnych rozgrywek wzmocnienie rzeczonych pozycji będzie obowiązkiem. W dzień pierwszej potyczki w rozgrywkach 2023/24 kibice słusznie jednak powątpiewają, czy aby na pewno do tego doszło.
Od przybytku głowa (nie) boli
Jeśli chodzi o ruchy dokonywane przez Widzew, to w pamięci należy mieć jedno - permanentny brak pieniędzy. Chociaż klub stoi na zdrowych posadach, udało mu się wyjść z gigantycznych problemów finansowych i odbudować płynności, to jednocześnie nie jest w stanie pozwolić sobie na konkurowanie z najlepszymi zespołami w lidze. Jednocześnie z materiału przygotowanego przez "Przegląd Sportowy" wynika, że łodzianie dysponują siódmym budżetem w całej Ekstraklasie. Ich 43 miliony złotych są w stanie przebić tylko Śląsk, Cracovia, Raków, Pogoń, Lech oraz Legia. Nawet jeśli podejdziemy do tego tematu bardziej na zasadzie ciekawostki niż wiążących liczb, to i tak są pewne przesłanki ku temu, aby siedmiokrotni mistrzowie Polski sięgali po graczy bardziej jakościowych niż Górnik lub Radomiak. Czy jednak, bazując tylko na papierze, tak się dzieje?
Ano niekoniecznie. Wracając jeszcze do poprzedniego sezonu i rządów prezesa Mateusza Dróżdża wypada zauważyć, że działacze niechętnie podchodzili do tematu sprowadzania graczy z myślą o wzmocnieniu ławki rezerwowych. Dość paradnie wyglądała rozmowa przeprowadzona z Januszem Niedźwiedziem, w której utyskiwano na to, że nowi zawodnicy siedzą na ławce, a nie są żelaznymi elementami wyjściowej jedenastki. Szkoleniowiec przekonywał wówczas, że to normalne realia i silna, zbilansowana kadra jest podstawą jakiegokolwiek sukcesu. Ponadto podkreślał absurd ewentualnego stawiania na letnie nabytki tylko przez wzgląd na sam fakt niedawnego sprowadzenia ich do Łodzi. Taka dyskusja dość paradnie wygląda na poziomie Ekstraklasy, bo nawet jeśli Widzew do krezusów nie należy, to z pewnością też nie bieduje.
A jednak podejście byłego prezesa zdaje się dalej rezonować w gabinetach, chociaż Dróżdża w klubie już nie ma. Zimą, jako się rzekło, sprowadzono tylko jednego gracza. Tym samym kadra stała się niewygodnie wąska. Teraz też nie zadbano o szczególne poszerzenie możliwości trenera, wszak bilans zysków i strat wyszedł mniej więcej równy. Drużynę opuściło pięciu zawodników z minimum 300 minutami w poprzednim sezonie (Kreuzriegler, Zjawiński Letniowski, Lipski, Czorbadżijski), trzech młodych z doświadczeniem na poziomie Fortuna 1. Ligi (Karasek, Gołębowski, Guzdek) oraz pięciu stanowiących poszerzenie kadry (Wrąbel, Dębiński, Zawadzki, Łytwynenko, Ludwikowski). Pomijając na moment personalia, to mówimy o grupie liczącej 13 graczy. Jednocześnie ściągnięto "tylko" siedmiu nowych.
Jakby tego było mało z miejsca rodzą oni pytania dotyczące tego, czy faktycznie będą w stanie podnieść jakość Widzewa. Z listy automatycznych wzmocnień wypada już teraz skreślić Jakuba Szymańskiego oraz Jana Krzywańskiego. Młodzi bramkarze, obaj przed 23. rokiem życia, nie mają większych szans na to, aby zagrozić pozycji Henricha Ravasa, czyli czołowego golkipera Ekstraklasy. Pierwszy z Polaków ostatnio występował w Siarce Tarnobrzeg, zaś drugi w Legionovii Legionowo; żaden nie przekroczył liczby 10 czystych kont w sezonie. Wobec tego Widzew pozostaje z pięcioma transferami mogącymi realnie walczyć o pierwszy skład. Patrząc na ich dotychczasowe osiągnięcia - łatwo nie będzie.
Potrzeba matką wynalazku
Właściwie każdy klub z Ekstraklasy dokonał przynajmniej jednego wzmocnienia, które można określić mianem wewnętrznego hitu (stworzoną przez nas listę znajdziecie TUTAJ). Abstrahując od ekip poza zasięgiem Widzewa, można spojrzeć na ruchy dokonane przez Jagiellonię Białystok (Jarosław Kubicki, Adrian Dieguez, Jose Naranjo), Śląsk Wrocław (Burak Ince), ŁKS Łódź (Dani Ramirez), Ruch Chorzów (Filip Starzyński), Stal Mielec (Ilija Szkurin) lub Radomiaka Radom (Rafał Wolski). Krótko mówiąc - trochę się tych ciekawych transferów nazbierało. Łodzianie też swoją małą cegiełkę dorzucili, bo do zespołu Janusza Niedźwiedzia trafił Fran Alvarez. To właśnie ten zawodnik był prawdopodobnie od ponad roku sondowany przez Tomasza Wichniarka. Problem w tym, że nawet w wypadku 25-latka trudno mówić o oczywistym cudzie.
Hiszpan ostatni sezon spędził na zapleczu La Liga. W Albacete nie był jednak kluczowym zawodnikiem, zaliczył nieco ponad 600 minut w rozgrywkach ligowych. Przełożyło się to na gola oraz asystę, czyli dorobek dość skromny jak na standardy ofensywnego pomocnika. Dla porównania wspomniany Naranjo ma przeszło 2000 minut dla SD Ponferradiny, a do tego zdobył trzy bramki i zanotował dwie asysty. Oczywiście, nabytek "Dumy Podlasia" występuje na nieco innej pozycji, jest głównie skrzydłowym, ale dobrze oddaje skalę tego, że Widzew cale cudu na rynku nie dokonał. O ile bowiem Narajno to dopiero początek ciekawych ruchów Jagiellonii, o tyle Alvarez ma stanowić zwieńczenie działań Widzewa. Szału nie ma, szczerze powiedziawszy.
Kibice mogą mieć przy tym nadzieję, że 25-latek będzie odnajdywał się w taktyce Niedźwiedzia lepiej niż mógłby to zrobić Ramirez. Według dyrektora sportowego "Czerwonej Armii" to właśnie względy sportowe przesądziły o braku podpisania umowy z byłym zawodnikiem Lecha Poznań. Czas pokaże, czy nie była to jedynie dobra mina do złej gry.
Kto dalej? Przede wszystkim zawodnicy młodzi. Dawid Tkacz oraz Antoni Klimek. Nikt im z miejsca nie da pierwszego składu, lecz to właśnie byli zawodnicy Górnika Łęczna oraz Odry Opole są uznawani za graczy mogących zabezpieczyć spełnienie wymogów w przepisie o młodzieżowcu. Szkopuł w tym, że Tkacz wciąż podnosi się po kontuzji łąkotki i testy medyczne przeszedł właściwie za ładne oczy, zaś Klimek w przeciętnym zespole wcale nie czarował. Trudno zachwycać się 18 występami i jedną asystą na boiskach Fortuna 1. Ligi. Rywalizację w Opolu wygrał z 20-latkiem Borja Galan, który w jedną rundę zdobył sześć punktów w klasyfikacji kanadyjskiej.
Listę wzmocnień uzupełniają jeszcze Luis Silva oraz Imad Rondić. O ile wątek Portugalczyka zostanie jeszcze rozwinięty później, bo mimowolnie jest realnym kandydatem do wyjściowej jedenastki, o tyle rosły napastnik wygląda na piłkarza mogącego skorzystać przede wszystkim na chwilowej niedyspozycji głównego rywala, czyli Jordiego Sancheza. 24-letni Bośniak występował ostatnio w Slovanie Liberec i strzelił cztery gole na najwyższym poziomie w Czechach. Do Ekstraklasy trafiali już snajperzy ze znacznie gorszym CV i występami w ostatnich miesiącach, ale i tak trudno skakać z radości na widok rzeczonego łowcy bramek. A przecież Widzew miał ze skutecznością nielichy problem, bo najlepszy w tej kwestii Bartłomiej Pawłowski jako jedyny przynajmniej 10 razy pokonał bramkarza rywali.
Czy jest to najgorsze okienko w historii Ekstraklasy? Na pewno nie. Czy Widzew zadbał o pójście w kierunku rozwiązania swoich najbardziej palących problemów? Ano niekoniecznie.
Liczenie szabel
W naszym programie na YouTube Tomasz Wichniarek stwierdził, że pod względem ilościowym Widzew jest zabezpieczony na każdej pozycji. To dość optymistyczne stwierdzenie, ale bliższe prawdy niż ewentualne utrzymywanie, że pod względem jakościowym również wszystko zostało dopilnowane w największym możliwym stopniu. Przyglądając się nieco surowej kadrze łodzian trudno jest wskazać zawodników, którzy pod względem czystych umiejętności tworzą pełnoprawną jedenastkę na poziomie Ekstraklasy. Rzecz jasna zawodnicy mogą wyglądać lepiej pod danym trenerem, Janusz Niedźwiedź potrafił z części graczy wykrzesać dodatkowe pokłady boiskowej przydatności, ale drugi raz identyczny wymyk zwyczaje może nie przejść. Jak więc wypada przegląd formacji?
Pozycja bramkarza zabezpieczona jest bardzo dobrze. Henrich Ravas dał radę w debiutanckim sezonie, a Jan Krzywański, chociaż nie ma wielkiego doświadczenia, to parę piłek w Legionovii odbił. Boki obrony jawią się jako pewne utrapienie. Mato Milos broni się swoją grą, lecz brakuje mu jakościowego zmiennika. Paweł Zieliński niekoniecznie sprawdza się w tym aspekcie, zaś zapowiadany transfer Dominika Marczuka nie doszedł do skutku ze względu na oczekiwania samego piłkarza. Po drugiej stronie sprawy mają się nieco lepiej, wszak Fabio Nunes i Andrejs Ciganiks raczej znaleźliby angaż w innych zespołach. Ponadto ściągnięto wspomnianego już Antoniego Klimka, który przejawia większe inklinacje ofensywne, lecz nawet w Odrze Opole zdarzało mu się występować jako lewy defensor.
W wypadku środka obrony słowa Wichniarka należy traktować z jeszcze większą rezerwą. Taktyka Widzewa w poprzednim sezonie opierała się na grze trzech stoperów. Tymczasem w całej kadrze jest ich... czterech, co stanowi spory problem nawet przy ewentualnym przestawieniu na czwórkę. Ponadto formacja ta kulała w końcówce poprzedniego sezonu, a jednak nie sięgnięto po piłkarzy stanowiących oczywiste wzmocnienie względem Patryka Stępińskiego, Serafina Szoty lub Mateusza Żyry. Luis Silva daje nadzieję na względnie udane zastąpienie Martina Kreuzrieglera, wszak też jest lewonożny, ale status Portugalczyka, sprowadzonego ze średniaka drugiej ligi cypryjskiej trudno nawet porównać do transferu Austriaka, który w styczniu 2022 roku był po udanym sezonie w Norwegii.
Środek pola łodzian nie został wzmocniony w ogóle. Wobec tego Niedźwiedź musi polegać na Marku Hanousku, Dominiku Kunie oraz Juljanie Shehu. Albańczyk, mający z tego grona największy potencjał, nie zdołał przebić się do wyjściowego składu w poprzednich rozgrywkach. Czech i Polak mają zaś swoje widoczne wady, nadrabiają zaangażowaniem i, przynajmniej w wypadku Hanouska, świetnym skanowaniem boiska. Jeśli zaś idzie o bardziej ofensywne rozwiązania, to są jedynie Fran Alvarez, Dawid Tkacz i ewentualnie Jakub Sypek, bo Kristoffer Hansen oraz Ernest Terpiłowski raczej pełnią rolę podwieszonych napastników. Terpiłowski może zacząć sezon jako podstawowy piłkarz Widzewa, wszak niedysponowany będzie Jordi Sanchez.
Obsada ataku, jak już wspomniałem, też stanowi zagwozdkę. Hiszpan oraz Bartłomiej Pawłowski to naprawdę dobra pozycja startowa. Problem zaczyna się w momencie, gdy jednego z nich trzeba zmienić. W odwodzie, poza Terpiłowskim, pozostaje jedynie świeżo ściągnięty Imad Rondić. Kibice Widzewa znów więc mają do czynienia z zespołem wybrakowanym, co prawdopodobnie da o sobie znać w dalszej części sezonu. Planem działaczy oraz sztabu szkoleniowego jest zdobycie większej liczby punktów (42) niż ostatnio. Z tą ekipą będzie o to szalenie ciężko.
Co bowiem wyszło z powyższej wyliczanki? Ano pięciu zawodników, którzy bez większego problemu znaleźliby nowy klub w Ekstraklasie, czyli, krótko mówiąc, niewielu. Jasne, jest w Ekstraklasie kilka drużyn z gorszą kadrą niż Widzew, ale tuż przed inauguracją z Puszczą Niepołomice wygląda na to, że znowu zapomniano o rzeczy w futbolu niezmiennie ważnej. O realnych wzmocnieniach. Kolektyw jest szalenie istotny, bywa kluczowy, lecz wątpliwym pozostaje, czy manewr uda się powtórzyć w drugim sezonie z rzędu, który zwyczajowo jest trudniejszym dla beniaminka.
Kto spadnie z Ekstraklasy?
- Widzew Łódź14.57%
- ŁKS Łódź23.89%
- Stal Mielec8.91%
- Puszcza Niepołomice42.91%
- Ruch Chorzów2.43%
- Ktoś inny7.29%