Widowiskowy skrzydłowy czeka na duży transfer. Jego firmowy ruch mówi wszystko. "To prawdziwa perła"
Bordeaux należy do najbardziej utytułowanych francuskich klubów, ale od kilku lat przeżywa kryzys. Ten trwający w obecnym sezonie może dla “Żyrondystów” zakończyć się nawet spadkiem. Jedną z niewielu nadziei akwitańskiego zespołu na utrzymanie jest Alberth Elis.
Kiedy w 2009 roku Bordeaux po raz ostatni sięgnęło po mistrzostwo Francji, Alberth Elis miał 13 lat i pewnie nawet w najśmielszych snach nie spodziewał się, że kiedyś przyjdzie mu przywdziewać koszulkę “Żyrondystów”. Nie znaczy to jednak, że Honduranin nie marzył wtedy o karierze piłkarskiej. Bo choć jego ojczyzna nie należy do najbezpieczniejszych i najstabilniejszych ekonomicznie na świecie, to futbol dla wielu młodych ludzi w tym kraju stanowi szansę na lepsze jutro.
Elis ją dostał i postanowił wykorzystać. Poprzez grę w ojczyźnie, Meksyku i Stanach Zjednoczonych ostatecznie udało mu się dotrzeć do Europy. Mimo że w gra w drużynie broniącej się przed spadkiem, wyróżnia się na tle całej ligi i w obecnym sezonie jest jej jednym z najciekawszych skrzydłowych. Jeśli Bordeaux cudem uniknie degradacji, to właśnie głównie dzięki niemu.
Dynamit z Honduarsu
26-latek jest wychowankiem rodzimego Realu España, skąd jeszcze jako nastolatek przeniósł się do stolicy kraju, Tegucigalpy, by zagrać dla tamtejszej Olimpii. To właśnie w niej zanotował w lidze honduriańskiej fenomenalny sezon 2015/2016, w którym strzelił w sumie 22 gole w 41 występach. Takie popisy pozwoliły wypromować się mu do meksykańskiego Monterrey, skąd jednak już po pół roku trafił do Houston Dynamo.
- Alberth Elis to prawdziwa perła, którą klub z Teksasu wyłowił i wstępnie oszlifował. Szybki, dynamiczny skrzydłowy z dobrym dryblingiem, zejściem do środka i uderzeniem z dystansu. Bardzo widowiskowy gracz, którego mecze aż chciało się oglądać, nawet jak reszta słabo grała. Zdecydowanie przerastał ten zespół. Gwiazda, która mogła odejść za duże miliony, ale w Dynamo trochę spartaczyli sprawę w kwestii transferu - mówi w rozmowie z nami Katarzyna Przepiórka z “Amerykańskiej Piłki”.
Elis był niekwestionowaną gwiazdą “El Naranjy”. W 88 meczach Major League Soccer strzelił 34 gole i zanotował 27 asyst. Honduranin był pierwszym zawodnikiem w historii klubu, który zanotował też w pojedynczym sezonie double-double, czyli dwucyfrową liczbę bramek i asyst. Ze względu na kończący się mu się kontrakt, Amerykanie pozwolili mu jednak odejść we wrześniu 2020 roku do Boavisty za skromną sumę wynoszącą mniej więcej milion euro.
- Na pewno będzie coraz więcej transferów piłkarzy ze strefy CONCACAF, które mogą być bardzo ciekawą opcją dla średniaków w mocniejszych ligach. Na przykład w przypadku Elisa początkowo trochę obawiałam się o jego temperament, czasami zbyt gorącą głowę, ale to były jedyne mankamenty. Resztę przełożył niemal 1:1. Było jasne, że Boavista robi świetny deal, a zaraz sięgnie po niego ktoś lepszy, co zresztą wydarzyło się bardzo szybko - mówi Przepiórka.
Egzotyczny duet
W swoim debiutanckim sezonie na Starym Kontynencie Elis zanotował przyzwoite liczby. Strzelił osiem goli i dołożył do tego jeszcze sześć asyst. Dla ekipy z Porto były to jednak rozczarowujące rozgrywki. Latem “Panterom” nie pozostało nic innego, jak pozwolić, nomen-omen, “La Pantericie” (to przydomek 29-latka) na odejście do z pozoru lepszego klubu, czyli Bordeaux, które wypożyczyło go z opcją wykupu. W zespole z południowo-zachodniej części Francji on i koreański napastnik Hwang Ui-jo stworzyli jeden z najskuteczniejszych duetów w całej Ligue 1.
- Hwang i Elis są jednymi z najlepszych zawodników, jeśli chodzi o wykorzystywanie okazji oraz strzelanie goli "z niczego", bo obaj są w piątce zawodników w Ligue 1, jeśli weźmiemy pod uwagę liczbę bramek i odejmiemy od nich xG. Niestety, ofensywa nie idzie w parze z obroną, która jest dziurawa jak ser szwajcarski, a nie można budować dobrej drużyny bez solidnych fundamentów w defensywie - mówi nam Piotr Zabielski z “Trójkolorowej Piłki”.
Nawet, gdy ma się tak ciekawych zawodników z przodu,, nie da się myśleć realnie o utrzymaniu w lidze, jeśli gra w tyłach wygląda tak mizernie. A choć za nami jest już 30 kolejek Ligue 1, Bordeaux dopiero w miniony weekend… zaliczyło pierwsze czyste konto. W dodatku “Żyrondyści” stracili już aż 70 goli, a w poprzednich sezonach mniej więcej tyle bramek tracili spadkowicze… tyle tylko że na koniec sezonu. Dlatego właśnie półtora miesiąca temu na Matmut Atlantique zawitał nowy trener David Guion.
- Mimo że Hwang z Elisem są zdecydowanie najlepszymi graczami w barwach Bordeaux, to aktualna pozycja klubu pokazuje, że nawet przy ich dużej skuteczności nie ma szans na utrzymanie z tak słabą obroną. David Guion, znany z tego, że jego drużyny grały bardzo solidnie w defensywie, nie jest jak na razie w stanie wpłynąć na dyspozycję “Żyrondystów” - dodaje w rozmowie z nami Michał Bojanowski, ekspert od ligi francuskiej w “Canal+”.
Firmowy ruch
Guion nie tylko nie poprawił na razie obrony sześciokrotnego mistrza Francji, który pod jego wodzą w czterech pierwszych spotkaniach stracił już osiem goli, ale dodatkowo na początku jego kadencji w zespole zablokował się Elis. Honduranin na trafienie czeka już siedem tygodni. Kibice Bordeaux zdążyli więc z pewnością zatęsknić za jego charakterystycznymi wejściami ze skrzydła w środek pola karnego - to właśnie w taki sposób 26-latek zdobył większość swoich bramek dla francuskiej ekipy.
- To jest rzeczywiście jego firmowy ruch, a to dlatego, że jest napastnikiem ustawianym na boku, więc zejścia w pole karne ma we krwi. Dla mnie najistotniejszą rzeczą w grze Elisa jest jego skuteczność. Nie potrzebuje wielu okazji na zdobycie gola, co potwierdzają statystyki - zauważa Bojanowski.
Elis na przestrzeni całych rozgrywek był rzucany po różnych pozycjach w ataku, grał nie tylko na jego prawej stronie. Kiedy na szpicy nie mógł wystąpić Hwang, 26-latek potrafił z powodzeniem wejść w jego buty. Podobnie, gdy przyszło mu wystąpić nawet jako ofensywny pomocnik. To jednak na boku ataku, kiedy może podłączyć się do środka, czuje się zdecydowanie najlepiej.
- Wyróżnia go również przede wszystkim szybkość, świetny timing oraz taka agresja poparta siłą fizyczną, szczególnie w grze w powietrzu. Potrafi też bardzo skutecznie walczyć bark w bark z obrońcami, do tego dochodzi bardzo dobra motoryka. Jeśli Honduranin ma okazję to ją najczęściej wykorzystuje, a do tego potrafi sam dołożyć sporo od siebie, jeśli sytuacja nie jest klarowna - mówi Zabielski.
Kolejna zmiana
Mimo że Bordeaux posiada opcję pierwokupu Elisa, nie wiadomo, czy byłoby w stanie przeprowadzić taki transfer w razie ewentualnego spadku. Mało prawdopodobne jest też to, że Honduranin chciałby wówczas pomóc francuskiemu zespołowi w powrocie do elity. Niewykluczone jest jednak jego pozostanie nad Sekwaną, tyle że w innej drużynie Ligue 1. Ostatnio pojawiło się także sporo doniesień na temat zainteresowania ze strony West Hamu.
- W styczniu “L'Equipe” pisało nawet o tym, że Elis został już wykupiony przez Bordeaux, ale oficjalnego potwierdzenia z którejkolwiek ze stron jeszcze nie mieliśmy. Myślę, że gdy Bordeaux spadnie, to Honduranin jednak nie zostanie we Francji. W styczniu była już duża oferta z Chin, która została ostatecznie odrzucona. W minionym tygodniu pojawiły się też pogłoski o zainteresowaniu ze strony Wolfsburga oraz Fiorentiny. Moim zdaniem Elis wyfrunie do którejś z innych lig TOP5 - uważa Zabielski.
W swoich dwóch pierwszych sezonach w Europie Alberth Elis udowadnia, że stać go na grę w naprawdę solidnych klubach. Honduranin zarówno w Portugalii, jak i teraz we Francji występuje bowiem w zespołach broniących się przed spadkiem, a mimo to potrafi notować w nich dobre liczby. Jeśli w nieco silniejszym zespole dostanie trochę lepszych partnerów i więcej spokoju, być może będziemy mogli mówić o narodzinach piłkarza, na którym już wkrótce statystyki innych wielkich honduriańskich napastników - Carlosa Pavona, Miltona Nuneza czy Carlo Costly’ego - nie będą robić większego wrażenia.