Wiązano z nim wielkie nadzieje, teraz wszyscy tracą do niego cierpliwość. Czas na zmianę klubu?

Wiązano z nim wielkie nadzieje, teraz wszyscy tracą do niego cierpliwość. Czas na zmianę klubu?
Russell Hart / PressFocus
Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że Anthony Martial będzie gwiazdą Manchesteru United. Teraz jednak większość kibiców chciałaby jego odejścia. Od nadziei na lepsze jutro do synonimu przeciętności - możliwe, że nadchodzi czas pożegnania Francuza z Old Trafford.
Ole Gunnar Solskjaer chciał budować drużynę z nim w roli napastnika. Początkowo ten pomysł zdawał się sprawdzać, lecz w pewnym momencie sytuacja uległa drastycznej zmianie. 25-latek to obecnie chyba najczęściej krytykowany przez kibiców zawodnik klubu. Na boisku nie daje zespołowi praktycznie nic.
Dalsza część tekstu pod wideo

Od bohatera do zera

Gdyby w 2016 roku zapytać jakiegokolwiek kibica Manchesteru United o to, jak istotny dla “Czerwonych Diabłów” będzie Anthony Martial, to zapewne najczęściej padałaby opinia, że zostanie absolutnie niezastąpionym ogniwem zespołu. Francuz przywitał się z Old Trafford w fenomenalnym stylu i obok Marcusa Rashforda stanowił najbardziej wartościową część “spadku” po trudnej dla fanów kadencji Louisa van Gaala.
Kibice szukali w przesadnie poukładanej, długimi momentami nudnej drużynie Holendra promyczków nadziei. Odrobiny dynamizmu, nieprzewidywalność, chęci podjęcia ryzyka w grze jeden na jeden. W drugim sezonie pracy doświadczonego szkoleniowca na Wyspach Martial był właśnie kimś takim. Wydawało się, że 20-krotni mistrzowie Anglii mają dziewiątkę na długie lata.
Wychowanek Olympique’u Lyon zaliczał potem gorsze i lepsze okresy. Jose Mourinho przesunął go ze szpicy na skrzydło. Ole Gunnar Solskjaer dwa lata temu ponownie zaczął wystawiać go na pozycji napastnika. Pierwsza kampania w tej roli (2019-20) okazała się najlepszą w jego karierze - strzelił wówczas 23 gole. Łatwo było uwierzyć, że Norweg zdoła wycisnąć z niego więcej, niż pozostali szkoleniowcy i uczyni go gwiazdą budowanej przez siebie drużyny.
Wtedy wszystko się zmieniło. Kolejne rozgrywki przyniosły nagłą, trudną do wytłumaczenia obniżkę formy. Nagle stał się apatyczny, nieskuteczny, przestał stwarzać zagrożenie pod bramką rywali. Od 12 miesięcy Anthony Martial po prostu nie jest sobą. I wygląda na to, że chłopak, który rozkochał w sobie Old Trafford, może już nigdy nie wrócić. A cierpliwość do niego jest na wyczerpaniu.

“Sam sobie nie pomaga”

Norweski menedżer w 2019 roku zadecydował o przywróceniu Francuza na szpicę po odejściu Romelu Lukaku. Na początku swojej kadencji ustawiał w tej roli Marcusa Rashforda, lecz po przeanalizowaniu walorów dwóch młodych ofensywnych zawodników postanowił zamienić ich miejscami. Anglik powędrował na lewe skrzydło. Całą operację dopełnił symboliczny gest - eks-zawodnik AS Monaco dostał z powrotem koszulkę z numerem dziewięć, straconą po przybyciu na Old Trafford Zlatana Ibrahimovicia.
25-letni dziś zawodnik wypadał lepiej od “Rasha”, jeśli chodzi o grę plecami do bramki. Miał też naturalny zmysł do gry kombinacyjnej, przy czym dysponował niezłą dynamiką. Dlatego w teorii stanowił świetny wybór jako wszechstronny napastnik, łączący wiele walorów. Dwa sezony temu regularnie to pokazywał - umiał obrócić się, zgubić defensora. Wykańczał akcje głową, lewą i prawą nogą. Gdy stawał oko w oko z bramkarzem, zachowywał zimną krew. W domowym spotkaniu z Sheffield United popisał się nawet hat-trickiem.
Nabrał ogromnej pewności siebie i “gazu”. To wszystko jakby... wyparowało. Od dłuższego czasu po każdym pudle, zamiast chęci odkucia się, w jego języku ciała i poczynaniach na boisku widać coś na kształt zawodu. Nie zawodu “pozytywnego”, sportowej złości, lecz rezygnacji.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, kiedy zniknął Martial, stanowiący zagrożenie dla zespołu rywala. Obecnie to “człapacz”, statysta dreptający między defensorami drużyny przeciwnej. Nie szuka gry, nie szuka wolnych przestrzeni, w starciach jeden na jeden brakuje mu dawnego blasku. Odzwierciedlają to również statystyki. W sezonach 2017/18 - 2019/20 trafiał w lidze średnio co 169 minut. Od startu poprzednich rozgrywek strzela gole raz na 394 minuty.
Za każdym razem, gdy dostaje kolejną szansę, nic się nie zmienia. Po przegranym spotkaniu Pucharu Ligi z West Hamem zwrócił na to uwagę były zawodnik “Czerwonych Diabłów”, Dion Dublin:
- Musimy widzieć lepszą grę Anthony’ego Martiala. Mówiliśmy o tym wielokrotnie, ale sam zawodnik sobie nie pomaga - opowiadał w “BBC Radio Five Live”. - Chcę widzieć Martiala wylewającego siódme poty na boisku, pakującego piłkę do bramki. Odkąd jest w Manchesterze United, zrobił za mało. Widzieliśmy przebłyski i każdy myślał, że to początek czegoś wielkiego, ale później nic takiego nie miało miejsca. Jego mowa ciała jest fatalna. Nie chce biegać i ciężko pracować, aby być “dziewiątką” w Manchesterze United.

Już Mourinho miał wątpliwości

Krytyka podejścia i zaangażowania Francuza to dziś chleb powszedni. Już kilka lat temu na celownik wziął go jednak Jose Mourinho. Portugalczyk słynie ze skłonności do wrzucania podopiecznych “pod pędzący autobus”. I właśnie coś takiego spotkało Martiala.
Fakt, że “The Special One” nie dogadywał się z piłkarzem, nie był tajemnicą. Wyglądało na to, że próbował utemperować go, jak to już ma w zwyczaju, gdy trafia na nieodpowiadające mu charaktery. Punkt kulminacyjny ich napiętych relacji stanowił chyba moment, gdy wychowanek Lyonu bez konsultacji z trenerem przedłużył sobie przedsezonowy urlop udzielony ze względu na poród partnerki.
Samuel Luckhurst na łamach “Manchester Evening News” twierdził, że Portugalczyk zażądał wówczas sprzedaży zawodnika, który dopuścił się niesubordynacji. Ed Woodward postawił jednak veto. W efekcie zawodnik kadry “Trójkolorowych” został w klubie i o miejsce w składzie walczył właściwie od zera. Niedługo później, w okresie od października do początku grudnia, zaliczył chyba najlepszą serię występów w koszulce z diabełkiem na piersi. W ośmiu ligowych spotkaniach (raz wszedł z ławki) strzelił siedem goli. W większości szalenie istotne dla końcowych wyników.
Ten “gong na przebudzenie” pozwolił wycisnąć z niego coś więcej. Sam piłkarz wspominał, że swą postawą na murawie chciał udowodnić przełożonemu błąd. Wówczas większość kibiców stała po stronie zawodnika. Teraz sytuacja wygląda inaczej, bo nie broni go właściwie nic. Niewykluczone, że wtedy doświadczony menedżer miał chociaż częściową rację.

Czas na rozstanie?

Rok temu do Manchesteru zawitał Edinson Cavani i pokazał, ile w grze zespołu może zmienić naprawdę wartościowa “dziewiątka”. Odciskał wyraźne piętno na rozegraniu, świetnie odnajdywał się w polu karnym i - najważniejsze - regularnie trafiał do siatki. Tym samym Martial stał się opcją numer dwa.
Teraz, po przybyciu Cristiano Ronaldo, droga do składu może okazać się jeszcze bardziej wyboista. Wydłużony urlop oraz problemy zdrowotne nieoszczędzanego przez upływ czasu Cavaniego stanowiły idealną okazję, by Francuz powalczył o przeskoczenie Urugwajczyka w hierarchii. Tymczasem, jeszcze przed pozyskaniem Portugalczyka i powrotem zawodnika z Ameryki Południowej, na szpicy występował Mason Greenwood. Z kolei w Deadline Day spekulowano, że 25-latka chciano wypożyczyć, lecz ten odrzucił taką możliwość.
Wygląda na to, że Ole Gunnar Solskjaer stracił zaufanie do gracza, z którego chciał zrobić nową “dziewiątkę” “Czerwonych Diabłów” lub postanowił wysłać mu ostrzeżenie. I niestety, nie przynosi to zamierzonych skutków. Obecna forma Martiala nie może gwarantować występów w zespole 20-krotnych mistrzów Anglii. Coraz częściej w prasie pojawiają się głosy, że miałby opuścić Old Trafford. Coraz więcej kibiców również głośno o tym mówi.
Jeśli nie doczekamy się takiej reakcji, jak niegdyś u Mourinho, to zapewne nastąpi to w niedalekiej przyszłości. Jego najlepsze zagranie w tym sezonie to… przepuszczenie piłki między nogami do Jessiego Lingarda przy bramce na 4:1 w spotkaniu z Newcastle United. I w pewnym sensie ma to symboliczny wydźwięk.

Przeczytaj również