Weterani nie do ruszenia. Skrzydła i stałe fragmenty - niezawodna broń kadry
Biało-Czerwoni odnieśli w poniedziałek swoje pierwsze zwycięstwo w Lidze Narodów. Pokonali Bośnię i Hercegowinę 2:1. W kadrze pojawiają się nowe twarze, ale o jej wynikach wciąż przesądzają weterani. Trzech punktów nie byłoby bez trzydziestolatków: Kamila Grosickiego, Kamila Glika i Macieja Rybusa.
Jak każda drużyna, reprezentacja potrzebuje dopływu świeżej krwi. I ta przez Brzęczka jest pompowana. Może nie tak wartkim nurtem, jak oczekiwaliby tego niektórzy, ale jednak w ciągu dwóch lat pojawiło się w kadrze kilka nowych twarzy, które odciskają swoje piętno: 22-latkowie Krystian Bielik i Kamil Jóźwiak czy 21-letni Sebastian Szymański.
O jej wynikach wciąż jednak decydują piłkarze, którzy mają w niej status weteranów, a na koncie rozegranych ponad pięćdziesiąt spotkań każdy. W poniedziałek wysłali sygnał, że choć emerytura coraz bliżej, to zdecydowanie dają radę. Na oglądanie reprezentacji w telewizji przyjedzie jeszcze odpowiedni czas.
Mocny impuls Rybusa
W kraju właściwie od zawsze trwa dyskusja nad obsadą lewej obrony. Pozycji uważanej za jedną z najmniej konkurencyjnych od lat. Wiele na ten temat mógłby powiedzieć Jakub Wawrzyniak. Gdy po nim etat przejął Maciej Rybus, wydawało się, że mamy w tym sektorze względny spokój. Ale bywało różnie. Głównie przez kłopoty zdrowotne bocznego defensora Lokomotiwu Moskwa.
W 2016 roku ze łzami w oczach opuszczał zgrupowanie w Arłamowie przed mistrzostwami Europy. Był pewniakiem w składzie Adama Nawałki, ale przegrał z kontuzją. Zastąpił go Artur Jędrzejczyk i we Francji poradził sobie nadspodziewanie dobrze. Piłkarz Legii Warszawa był jednym z długiego pochodu prawonożnych zawodników, którzy łatali dziurę na lewej obronie.
Na jego czele stał ostatnio Bartosz Bereszyński. Awaryjną funkcję spełniał poprawnie, ale nie dało się zamaskować, że to przede wszystkim prawy obrońca. Z nawykami nabytymi przez lata na tej pozycji. Sam nigdy tego nie krył. Jego gra pozostawiała sporo do życzenia. Zwłaszcza w fazie ofensywnej, gdy nie miał prawa dorzucać piłek tak dobrze, jak zrobiłby to piłkarz posługujący się głównie lewą nogą.
Wczoraj udowodnił to Maciej Rybus. Zawodnik u Brzęczka zakurzony. Nie przez niechęć selekcjonera do jego osoby, a zdrowie, które blokowało go przed zaprezentowaniem się w pełnej krasie.
Przed pierwszym gwizdkiem pisaliśmy o jego przypadku szerzej. Przez dwa lata rozegrał marne sto minut. Opuścił 2/3 meczów przez leczenie. Ale gdy w Zenicy dostał szansę, będąc w pełni sił, pokazał swoje atuty. Przede wszystkim dorzucenie piłki na pełnim biegu, co wykorzystał Kamil Grosicki w akcji na 2:1. Niemal identyczne dośrodkowanie mógł także zamienić na bramkę Arkadiusz Milik.
W takiej dyspozycji Rybus powinien być niekwestionowanym piłkarzem wyjściowej jedenastki. Miał nieprawdopodobną wręcz celność zagrań. Z 35 wykonanych podań 94 procent dotarło do partnerów. Wykonał także 75 procent celnych dośrodkowań, co w spotkaniu z Bośnią było kluczowe. Naszą najsilniejszą bronią były akcje z bocznych sektorów boiska.
Rybus zagrał naprawdę porządne zawody. Sto procent udanych dryblingów (dwa na dwa), 89 procent wygranych pojedynków (14 na 16), czy znów sto procent pojedynków w powietrzu (dwa na dwa). W fazie defensywnej zagrał bez większego zarzutu, a w grze do przodu dał to, czego oczekuje się od bocznego obrońcy w nowoczesnej piłce. Podwajał pozycję i bardzo dobrze obsługiwał partnerów.
Spójrzmy na akcję, w której Rybus zanotował asystę:
1. W tej sytuacji najpierw przytomnie zachował się Kamil Jóźwiak, który po otrzymaniu piłki od Grzegorza Krychowiaka odwrócił kierunek akcji i rozrzucił piłkę na lewą stronę do Rybusa, który miał w tym sektorze mnóstwo przestrzeni, żeby najpierw przetransportować piłkę wyżej i wykonać dośrodkowanie.
1. W tej sytuacji najpierw przytomnie zachował się Kamil Jóźwiak, który po otrzymaniu piłki od Grzegorza Krychowiaka odwrócił kierunek akcji i rozrzucił piłkę na lewą stronę do Rybusa, który miał w tym sektorze mnóstwo przestrzeni, żeby najpierw przetransportować piłkę wyżej i wykonać dośrodkowanie.
2. Arkadiusz Milik zszedł na środek pola karnego, ale kluczowy ruch wykonał Kamil Grosicki, który urwał się bośniackim zawodnikom i idealnie przymierzył głowę do nadlatującej futbolówki.
Cenny „Grosik”
O „Grosiku” też wspominaliśmy w poniedziałkowej zapowiedzi meczu. Zastanawialiśmy się, czy obroni się w West Bromiwich Albion na poziomie Premier League. Po transferze do zespołu prowadzonego przez Slavena Bilicia nie miał pewnego miejsca w wyjściowej jedenastce.
Na szesnaście ligowych spotkań tylko sześć rozpoczynał w podstawowym składzie. Jednak 32-latek nigdy nie składa broni i zawsze walczy o swoje. W klubie czy reprezentacji nawet po chwilowym spadku formy zaraz udowadnia, że jest bardzo pożyteczny.
W kadrze rzadko zaczyna mecze na ławce rezerwowych jak w Amsterdamie. Przeciwko Bośni i Hercegowinie był więc podwójnie zmotywowany. Wyszedł jego zadziorny charakter i ambicja. Pomocnik został kluczowym zawodnikiem spotkania, bo oprócz gola wcześniej zaliczył asystę.
Jóźwiak czy Sebastian Szymański mogą na niego naciskać - i dobrze, bo konkurencja jeszcze nikomu nie zaszkodziła - ale doświadczony skrzydłowy skutecznie broni swojej pozycji. 75-krotny reprezentant Polski mocno zaznaczył swoją obecność na boisku w Zenicy. Nie bał się wchodzić w pojedynki. Dawał to, z czego jest znany w kadrze - odważne wejścia do przodu, za którymi stały konkretne liczby.
Przeciwko Holandii byliśmy zespołem zupełnie biernym w fazie ofensywnej. Trzy dni później nasza siła rażenia zdecydowanie opierała się na skrzydłach. Grosicki aż dziesięć razy próbował dryblingów, z czego sześć zakończyło się sukcesem. Wszedł w czternaście pojedynków. Wygrał połowę.
Robił dużo wiatru i jak to typowy on - było przy tym sporo niedokładności (25 proc. celnych podań w pole karne, 25 proc. celnych dośrodkowań, 20 proc. celnych podań do przodu) - ale przynajmniej grał odważnie. Próbował i z jego decyzji wynikało sporo pożytku.
O tym, że silną bronią kadry Brzęczka są stałe fragmenty gry, a zwłaszcza rzuty rożne, pisaliśmy wielokrotnie. W eliminacjach zdobyliśmy po tym stałym fragmencie gry aż sześć bramek - najwięcej w Europie. Przeciwko Holendrom wykonywaliśmy cztery kornery, z których żaden nie został zakończony strzałem.
W Bośni mieliśmy pięć takich sytuacji. Dwa kończyły się uderzeniem Kamila Glika. Pierwszy strzał był jeszcze niecelny, ale drugi już zakończył się trafieniem.
Oto akcja, po której Polska zdobyła wyrównującego gola:
1. To była kopia rzutu rożnego wykonywanego w 36. minucie. Ci sami wykonawcy, tylko dziesięć minut wcześniej zabrakło nieco dokładności. Grosicki dośrodkował na jedenasty metr, a Glik nabiegając z kilku metrów na piłkę nie dał szans na skuteczną interwencję obrońcom i bramkarzowi. Jego strzał był silny i precyzyjny.
Lider, który daje spokój
To już szóste trafienie Glika w narodowych barwach. Obok Tomasza Hajty i Tomasza Kłosa jest najskuteczniejszym obrońcą w reprezentacyjnej historii. Podobnie jak w przypadku Rybusa i Grosickiego - młodzi mogą naciskać weteranów, ale 32-letni obrońca jest w tym momencie nie do zastąpienia.
Pod nieobecność Roberta Lewandowskiego Glik założył opaskę kapitana i widać, że ta rola napełnia go dumą. Może nawet dodaje coś ekstra na boisku? Piłkarz Benevento nieprzerwanie jest mocnym punktem polskiego zespołu.
Generałem obrony, na którego można liczyć. Ma wpływ sportowy i mentalny na cały zespół. Jeśli sam zastanawiał się po mundialu, czy powoli myśleć o reprezentacyjnej emeryturze, to fakty są takie, że Biało-Czerwoni, przy sporym deficycie klasowych stoperów, nie mogą sobie pozwolić jeszcze na stratę Glika.
Brzęczek zaprosił na zgrupowanie Sebastiana Walukiewicza, bo nie podlega dyskusji, że koniecznie trzeba szukać trzeciego stopera, ale piłkarz Cagliari na razie pobierał lekcje „na sucho”. Miał od kogo.
Glik wciąż świeci przykładem. Nawet Jan Bednarek jest obok niego znacznie spokojniejszy, co pokazał mundial w Rosji. Kolejni kandydaci będą musieli jeszcze poczekać co najmniej 2-3 lata, aż Glik sam zdecyduje kiedy zejść ze sceny. Ciekawe, czy on i jego bardzo dobry kolega Grosicki (obaj po 75 występów w kadrze) dobiją do setki?
Środek bez fantazji
Tyle dobrego nie można powiedzieć o trójce naszych środkowych pomocników, która oprócz charakteru do boiskowej bitki, nie dała zbyt wiele przy kreowaniu akcji. To niestety nasz powtarzalny problem. Gdy jesteśmy przy piłce i ciężaru w napędzeniu ataku nie dadzą skrzydła – jesteśmy bezpłciowi.
Oto statystki ofensywne nie jednego, a trzech naszych środkowych zawodników:
- Pojedynki – 13/8 skutecznych
- Dryblingi – 3/1
- Podania w ostatnią tercję – 22/18
- Podania w pole karne – 5/5
- Bieg progresywny – 4
- Strzały – 3/1
Jacek Góralski, Grzegorz Krychowiak i Piotr Zieliński spróbowali w całym meczu TRZECH dryblingów, z czego jeden zakończył się z piłką przy nodze. Fakt, że znacznie lepiej wyglądał transport futbolówki na trzydziesty metr przed bramkę przeciwnika (z Holandią cały zespół wykonał tylko 23 udane podania), ale jednak kreowanie i napędzanie akcji leżało po stronie zawodników biegających po bokach boiska. Brzęczka i jego podopiecznych wciąż czeka sporo pracy nad tym, co dzieje się z piłką po jej przejęciu. Fakt, że Góralski, uważany za najmniej ofensywnego z tego tercetu, był najaktywniejszy także o czymś świadczy. "Góral" był w tym meczu wszędzie, a stan jego koszulki jest odbiciem poniższego obrazu:
Heatmapa poruszania się Jacka Góralskiego z Bośnia i Hercegowiną
Na koniec jeszcze niepokojące zachowania w defensywie zobrazowane w jednej akcji Bośniaków z 72. minuty meczu. Rywale często zagrażali nam akcjami napędzanymi z prawej strony, gdzie poruszał się Edin Visca.
Tu przykład przytomnego odegrania zawodnika Basaksehiru do swojego partnera, Elvira Kolijcia, który przy lepszym ułożeniu stopy mógł oddać celniejszy strzał. W tej sytuacji nasza obrona poruszająca się w linii zupełnie nie zwróciła na niego uwagi. Zbyt głęboko cofnęła się w pełni skupiając wzrok na podającym, a nie pozycjach jego kolegów.
Podobnych sytuacji było kilka i choć statystycznie to Holendrzy stworzyli sobie więcej okazji podbramkowych (szesnaście), gospodarze poniedziałkowego meczu też mieli swoje okazje. Zabrakło im jakości w przyjęciu lub wykończeniu. Biało-Czerwoni bardzo rzadko tracą więcej niż jedną bramkę w spotkaniu. Być może gdyby Dusan Bajiević wystawił najmocniejszy skład, wynik nie byłby dla nas tak pozytywny. Pamiętajmy o tym i nie bądźmy tym zwycięstwem zbyt zadowoleni.
Dzięki wygranej Jarzy Brzęczek ma spokojniejszy czas do październikowego zgrupowania. Ale reprezentacja nadal nie zrobiła jakiegoś oszałamiającego progresu. Wygrała - to ważne. Jednak znów musiała użyć swojej starej broni, skrzydeł i stałych fragmentów, żeby zgarnąć trzy punkty. Mocniejszy rywal będzie umiał te silne strony zneutralizować. Swoje silne strony jak najbardziej należy pielęgnować, ale warto wciąż pracować nad poprawą funkcjonowania środka pola.