"Z każdym miesiącem będą się czuli ciałem obcym". Ekspert jasno o kłopotach kadry. "Umówmy się" [NASZ WYWIAD]
Jest nowe rozdanie, ale niestety są stare rezultaty. Polska w meczach "o wszystko" miała dwa razy wygrać z dużo niżej notowanymi rywalami. To się nie udało i jak dzień po remisie z Mołdawią trzeba to podsumować. O niedzielnym meczu na PGE Narodowym, wyborach personalnych i kadrze bez Roberta Lewandowskiego porozmawialiśmy z Wojciechem Kowalewskim, komentatorem "Viaplay" oraz byłym bramkarzem reprezentacji Polski.
DAWID DOBRASZ: Jakie masz wrażenia po meczu Polski z Mołdawią? Czujesz się rozczarowany, może zawiedziony?
WOJCIECH KOWALEWSKI: Na pewno jestem trochę rozczarowany. Mimo wszystko, mimo tego, co kiedykolwiek działo się w reprezentacji, to zawsze byłem optymistą. Może niepoprawnym, ale optymistą. Spodziewałem się, że mimo tych okoliczności i wyzwań uda się nam osiągnąć wynik minimum, bo takim była wygrana w obu spotkaniach. Nawiązując do naszego sobotniego studia na kanale Meczyki.pl na YouTube przy okazji konferencji selekcjonera Probierza, to Mołdawia nie okazała się żadnymi "frajerami". Trzeba mieć szacunek do takiego przeciwnika, bo na drugi dzień można mieć duży ból, o czym przekonali się nasi reprezentacji.
Z samego przebiegu spotkania to było za dużo nerwowości. Szczególnie u zawodników z mniejszym doświadczeniem. Stadion Narodowy odcisnął na nich piętno. Brakowało płynności, dokładności w grze. To wynikało z tego, że Mołdawianie nieco wbrew oczekiwaniom wyszli na nas zdecydowanie wyżej. Nie przyjechali się do Warszawy bronić od pierwszej minuty. Rywale też dobrze to zdiagnozowali, że mniej doświadczeni piłkarze w naszej kadrze będą mieli z tym problem i tak w rzeczywistości było.
Byłem też nieco zaskoczonym zmianami w składzie. Zrezygnowano z defensywnego pomocnika Slisza koszt Zielińskiego, którego cofnięto niżej. Ma to z jednej strony swoje uzasadnienie, bo trener chciał stworzyć przewagę w strefie, gdzie obrona przeciwnika będzie bardziej skomasowana. Widzieliśmy to dopiero w drugiej połowie, a przed przerwą nie wyglądało to dobrze. Jako komentator byłbym za tym rozwiązaniem, żeby jednak wprowadzić element stabilizacji, czyli zostawienie składu z pierwszego spotkania, żeby dać pewność wzajemnych działań. W pierwszym meczu zawodnicy zrobili już pewien krok, ale trener Probierz chciał zagrać bardziej ofensywnie, a to w pierwszej połowie kompletnie nie wyszło.
A jaką masz odpowiedź na to, że zaczęliśmy grać na odpowiednim poziomie dopiero w 40. minucie meczu? Dlaczego też straciliśmy bramkę po stałym fragmencie gry, na co nawet my uczulaliśmy w naszej sobotniej dyskusji?
Dlatego, że nikt nie oglądał naszego studia (śmiech). Te mankamenty nie są tylko widoczne dla nas, ale też dla sztabu rywali. Mówimy tu głównie o organizacji gry w defensywie. To jednak wymaga czasu, zgrania. To było widać i kosztowało nas znowu utratę bramki. Rozwiązaniem na to było przesunięcie ciężaru gry na połowę przeciwnika. Tylko... przeciwnik miał na to inny plan. Rywale wykorzystali to, że w środkowej strefie naszej obrony brakowało asekuracji i panował chaos. Dziczek też nie funkcjonował pewnie w pomocy jak w konfiguracji ze Sliszem. To nadało ton w pierwszej połowie i napędziło działania przeciwnika. Rywale poczuli, że mogą coś tutaj ugrać. Że może narzucić swoją inicjatywę, co im się udało. Podobnie jak w pierwszym meczu tych drużyn.
Czy my jesteśmy już tak przeciętną drużyną, że nie potrafimy wygrać u siebie z Mołdawią? Czy problem dalej jest głębiej? Może musimy się już do tego przyzwyczaić?
Chociażby ze względu na naturę sportowca nie powiem, że jesteśmy słabi. Po prostu jako zespół jesteśmy na innym etapie, co podkreślał po meczu Michał Probierz. Nie uważam, że selekcjoner boi się odpowiedzialności, ale też nie chce odpowiadać za nieswoje błędy i działania. Nie da się tak szybko poprawić błędów po poprzedniku, ale to nie zmienia faktu, że reprezentacja w ciągu ostatnich miesięcy dalej jest w okresie przebudowy. To wymaga czasu i być może będzie kosztowało nas to eliminacje. One się jeszcze nie zakończyły i mogą się różnie potoczyć, ale niedzielnym meczem swoje szanse mocno zmniejszyliśmy. Myślę jednak, że w momencie podsumowań bardzo mocno będzie podnoszony fakt, że osoba, która do tej pory była selekcjonerem, to w wielu obszarach dokonała wielu zaniedbań i mamy, to co mamy. Nie popadałbym tutaj w naszą typową polską skrajność. Straciliśmy znowu bramkę po stałym fragmencie gry i to są niepokojąco powtarzające się czynniki. To wymaga analizy i odpowiednich warunków do pracy oraz korekty.
Nie ma takich głosów, żeby trenera zwalniać czy nie dać mu czasu.
Nie myślę nawet o zwolnieniu Probierza, bo to byłby szaleństwo i nie mamy mapy, co dalej. Płyniemy z nurtem i nie wiemy, w jakiej rzece się znaleźliśmy. To byłoby katastrofalne. Na najbliższe miesiące chłodna głowa i analiza. Z drugiej strony... porażki czy takie remisy są najlepszymi materiałem do nauki. Trzeba stworzyć warunki do wyciągania tych wniosków. Bardziej trzeba zwrócić uwagę, jak zarządzić kryzysem, nie tylko z poziomu trenera, ale też wyższego.
Kto cię zawiódł personalnie w meczu z Mołdawią?
Na pewno jesteśmy na etapie kreowania nowych liderów i ta trudna sytuacja bardzo mocno ten proces wstrzymuje. Mnie zawodzi fakt, że u zawodników z największym doświadczeniem nie widzę inicjatywy w przejęciu odpowiedzialności. Nie chodzi tu o wypowiedzi pomeczowe, a boisko. Nie widzę tego. Chociażby obrazek, kiedy po zakończeniu meczu... Może nie zauważyłem, ale widziałem, co robili reprezentacji Mołdawii i co się działo. To pokazały też kamery. Nasz zespół jest na zupełnie innym etapie. Jesteśmy na etapie identyfikowania, kto jest liderem w tym zespole. Bo widać, że nie wszyscy zawodnicy z największym doświadczeniem chcą czy mogą brać odpowiedzialność. Z każdym miesiącem i kolejnym meczem, o ile nie wydarzy się coś zaskakującego, to mogą czuć się powoli ciałem obcym, bo ten zespół zacznie żyć według nowego rozdania.
A jak skomentujesz wypowiedź pomeczową w mix zonie Piotrka Zielińskiego? Zacytuje: "Patrząc na to, w jakich klubach gramy, coś jest nie tak, że mamy takie problemy. Coś tam potrafimy w piłkę grać, a okazuje się, że ciężkimi warunkami są te stawiane przez Mołdawię. Mamy problem z głowami".
Ta wypowiedź to dobry punkt odniesienia w rozmowie. Mówi to Piotr Zieliński, który jest zawodnikiem i również w klubie pełni funkcję w zespole, gdzie zależą od niego działania ofensywne. On jest kreatorem i bardzo dobrze, że on to mówi. Inicjatywa, nie tylko w kreowaniu gry, powinna wychodzić właśnie od Wojtka Szczęsnego, Arka Milika czy Piotrka Zielińskiego. Tego mi zabrakło. Ktoś może powiedzieć, co ja wiem, co się dzieje w szatni... Tak, nie wiem, co się dzieje i nie chcę tego analizować, bo wchodzimy w mroczny świat pomówień czy plotek, a to zespole nie pomaga. Widzę jednak to, co się dzieje na boisku i tego mi brakuje.
Umówimy się - oblężenie bramki Mołdawian w końcówce meczu to było coś, czego nie widzieliśmy w naszej kadrze w ostatnich spotkaniach. Było dużo pośpiechu, niedokładności, niespójności koncepcyjnej, ale było też dużo inicjatywy i to jest dobry sygnał na przyszłość. Nie ma w tym obojętności, a pamiętamy mecze reprezentacji przy korzystnym wyniku, że tego nawet nie było. To nie powinno mieć miejsca w kontekście polskiej reprezentacji, a w niedzielę mieliśmy w końcówce obraz chęci przełamania za wszelką cenę i wbija tej bramki. Nieważne, jak miałaby wpaść. To się niestety nie stało.
Pewnie głównie po wrzutce, bo tych zrobiliśmy w całym meczu 42, a i gol padł po dośrodkowaniu.
To był sposób na tę reprezentację. Pamiętajmy, że te dośrodkowania czasami przechodziły. Np. to Kamila Grosickiego, bo jego wejście było dobrym sygnałem i właśnie tą inicjatywą, którą wniósł do gry. Takie sygnały są potrzebne. I to dośrodkowanie, które nie miało prawa przejść. Przypomnij sobie sytuację sprzed wielu lat z meczu ze Szkocją, kiedy Kamil Grosicki też wrzucał do Lewandowskiego i jakimś cudem tam trafia. I tak wtedy było, teraz się nie udało. Kamiński szybko strzelał, nie ma jeszcze chemii, ale widzimy, kto jej dodaje. Można się zastanawiać czasami, czy takie wrzutki przejdą, ale trzeba atakować. Ta drużyna ostatnio straciła wielu zawodników i odbyło się to w różnych przypadkach jak wiek piłkarzy, spadek formy, czy zaniedbania, jak nieumiejętność oceny sytuacji.
Okej, można być krytycznym do zawodników, którzy weszli na boisko, ale prawdopodobnie są to tacy zawodnicy, których będziemy oglądać w kolejnych meczach. Chodzi o to, że to jest proces, o czym mówiłem wyżej. Jak wyglądało to też za czasów Adama Nawałki. I my też właśnie wchodzimy w początek tego procesu i to zawsze jest bolesne. Ten ból opłaca się wtedy, kiedy my mamy plan na to, jak przejść przez ten trudny moment. Kiedy jesteśmy skłonni do refleksji i brania na siebie odpowiedzialności. To dotyczy każdego środowiska. Może z mojego wywiadu wyjdzie dziwny apel, ale jestem niepoprawnym optymistą. Zawsze. W kontekście naszej reprezentacji. Byłem świadkiem tworzenia kolektywu, który jest w stanie realizować potem stawiane przed nim cele. Wiem, jak ten proces wygląda.
Ale też rozumiem, że nie chcesz się godzić na przeciętność? Ja mam taką obawę, żeby nam takie wyniki jak brak zwycięstwa czy porażki z Mołdawią nie spowszedniały.
Nie chce się godzić na przeciętność, bo reprezentacja nie jest miejscem dla przeciętności. Jeśli to się pojawia, to znaczy, że to jest błąd selekcyjny. Potrzebny jest na to czas, którego teraz nie było. Nie zgodzę się na obojętność. Nie zgodzę brak próby wzięcia odpowiedzialności.
Jak oceniasz to zgrupowanie bez Roberta Lewandowskiego? Było widać jego brak?
Trzeba na to spojrzeć w dwóch płaszczyznach - funkcjonowania zespołu i podziału odpowiedzialności na boisku. Jednak ostatecznie oceniam, że zespół w tych okolicznościach, w których się znalazł, potrafił zareagować na wynik i sytuacje na boisku. To było, ale brakowało jakości w polu karnym, bo tych sytuacji mieliśmy dużo, żeby strzelić przynajmniej dwie bramki. Był pośpiech, zabrakło wykończenia, a wiemy, że Robert Lewandowski ten aspekt zaspokajał praktycznie w każdym meczu. Z perspektywy czasu to bardzo korzystne doświadczenie, czyli zagranie bez "Lewego". To też jest bodźcem rozwojowym i na pewno było dla zawodników, ale też dla samego Roberta, bo miał okazję popatrzeć na ten zespół z perspektywy ekranu, więc to jest bardzo ważne doświadczenie, ale o ile ważne i z jakimi skutkami, to będziemy musieli na to poczekać. Jedynie nie spodziewałbym się, czy brał pod uwagę w tym momencie jakiś rozbudowanych wywiadów.