Ważna zmiana w polityce transferowej Chelsea. Klub traci talenty, ale kibice mogą spać spokojnie
Tego lata z Chelsea odeszło kilku młodych, perspektywicznych zawodników. Kibice mogą odczuwać frustrację, bo młode talenty znowu uciekają ze Stamford Bridge. Niewykluczone jednak, że to znak nowego pomysłu na prowadzenie ich karier. Pomysłu, który może okazać się lepszy, niż dotychczasowy.
W minionych tygodniach nastąpił exodus absolwentów akademii Chelsea z klubu. Fikayo Tomori, Marc Guehi, Tino Livramento i inni postanowili szukać szczęścia gdzie indziej. Fani “The Blues” po ostatnich dwóch latach, bardzo udanych latach dla klubowych wychowanków, mogli mieć nadzieję na zmianę znanego od dłuższego czasu trendu. Tymczasem sytuacja, pozornie, wraca do normy. Młodzież ze Stamford Bridge uważa, że lepiej uciekać niż walczyć o miejsce w składzie.
Tak może się wydawać, lecz niewykluczone, że jesteśmy świadkami zmian korzystnych zarówno dla samych zawodników, jak i klubu.
Znowu stara bida
Chociaż zwycięskiego gola w finale Ligi Mistrzów strzelił nowy nabytek, Kai Havertz, w trójce najwyżej ocenianych zawodników spotkania, obok N’Golo Kante, wymieniano Masona Mounta i Reece’a Jamesa - dwóch piłkarzy ukształtowanych w Cobham. Obaj to beneficjenci okresu pracy Franka Lamparda, rozpoczętego równolegle z zakazem transferowym.
Angielska legenda obejmowała klub w trudnej sytuacji. Największa gwiazda w osobie Edena Hazarda odeszła, a pozyskiwanie nowych graczy było zabronione. Niedoświadczony szkoleniowiec postanowił więc wyciągnąć rękę do młodzieży. Poza wspomnianym już wcześniej duetem Mount-James, włączył na stałe do pierwszej drużyny Tammy’ego Abrahama oraz Fikayo Tomoriego. Wprowadzał również powoli szkockie sreberko - Billy’ego Gilmoura. Ponadto korzystał z usług Calluma Hudsona-Odoi, jednego z niewielu młodzianów, którzy w miarę regularnie prezentowali się kibicom jeszcze za rządów Maurizio Sarriego.
Duża część sympatyków “The Blues” liczyła, że dobre występy wychowanków przyniosą zmianę, na jaką liczyli. Wielu z nich chciała bowiem oglądać piłkarzy naprawdę związanych z Chelsea, przesiąkniętych niebieskimi barwami - takich, z którymi można się utożsamiać, oglądając ich dziecinną wręcz radość ze spełniania marzeń.
Gdy nadszedł jednak początek sezonu 2020/21, pojawiły się wzmocnienia za grube miliony i część młodzieży spadła w hierarchii trenera. Tomori powędrował na wypożyczenie do Milanu, by poszukać regularnych występów. Hudson-Odoi wchodził na murawę praktycznie tylko z ławki. Po zaskakującym zwolnieniu “Super Franka” i przybyciu Thomasa Tuchela w odstawkę poszedł zaś Tammy Abraham. W hierarchii Niemca, po niezłym początku, szybko spadł też Hudson-Odoi. Ostało się dwóch młodych z krótkim stażem w wielkiej piłce - wspomniani Mount oraz James. Reszta przegrała z nowymi transferami, jak Timo Werner, Kai Havertz czy Thiago Silva. Teraz już wiemy, że kolejne nazwiska z listy najzdolniejszych wychowanków postanowiły odejść. Wróciła stara bida: absolwenci jednej z najlepszych akademii w kraju nie mają szans na wejście do składu.
Kolejny exodus
Guehi czy Livramento to nazwiska niekoniecznie znane przeciętnemu sympatykowi angielskiej piłki. Tomori oczywiście zdążył się już przedstawić szerszej publiczności. Cała trójka to jednak zawodnicy warci uwagi. Pierwszy z nich zaliczył świetny sezon na zapleczu Premier League, awansując ze Swansea do finału baraży. Eksperci typowali go na jednego z pewniaków do zaistnienia na wyższym poziomie w nadchodzących rozgrywkach. Sympatycy "The Blues" liczyli nawet, że przy grze systemem z trójką środkowych obrońców dostanie szansę od Tuchela.
Livramento został z kolei dołączył ostatnio do grona graczy uhonorowanych nagrodą dla najlepszego młodzieżowca klubu (wyróżnieniem niebagatelnym - wszyscy jego dotychczasowi laureaci mogą pochwalić się regularną grą na poziomie angielskiej ekstraklasy). 18-letni prawy wahadłowy dwukrotnie zasiadał nawet na ławce pierwszego zespołu w Premier League. Wydawało się, że może dostać wreszcie szansę debiutu.
Tymczasem obaj postanowili opuścić Stamford Bridge. Pierwszy powędrował do Crystal Palace, drugi wybrał Southampton. Dołączył do nich 18-letni środkowy pomocnik Lewis Bate, kupiony przez Leeds United, jego rówieśnik - ofensywny pomocnik, Myles Peart-Harris, który powędrował do Brentford oraz rok starszy Dynel Simeu, oddany do Southampton. Do tego należy oczywiście dodać fakt, że Tomori przeniósł się na stałe do Milanu. Tego lata oglądaliśmy więc masową emigrację młodzieży Chelsea.
W ślady Lampteya
Oczywistą przyczynę takiego stanu rzeczy stanowi fakt, że kadra “The Blues” jest szalenie mocna i bardzo szeroka. Co więcej, wciąż pełno w niej piłkarzy, których należałoby “odpalić”, ale, póki nie uda się tego zrobić, zajmują oni miejsca, jakie mogłyby przypaść młodszym kolegom. Tiemoue Bakayoko, Michy Batshuayi czy Davide Zappacosta stanowią obecnie nadprogramowy, trudny do zrzucenia balast, a klub nie jest skory do oddania ich za niewielkie pieniądze.
Trudno dziwić się Tomoriemu i Guehiemu, dobrze zdającym sobie sprawę z faktu, że mają małe szanse w rywalizacji z Thiago Silvą, Cesarem Azpilicuetą, Antonio Ruedigerem, Andreasem Christensenem oraz, potencjalnie, Julesem Kounde. Stoperzy postanowili poszukać regularnych występów w mocnych ligach. Należy jednak zwrócić uwagę na jeszcze jeden istotny aspekt dotyczący młodszych zawodników, czekających wciąż na okazję debiutu w dorosłym futbolu, jak Livramento lub Bate. Przed nimi w hierarchii są starsi koledzy, również ukształtowani w akademii. Billy Gilmour oraz Conor Gallagher właśnie powędrowali na wypożyczenia do ekstraklasowych zespołów i wygląda na to, że mogą wciąż marzyć o miejscu w pierwszej drużynie CFC. Sytuacja innych piłkarzy środka pola wyglądałaby zatem jeszcze gorzej.
Wydaje się, że większość młodzików Chelsea, w przeciwieństwie do Gillmoura i Gallaghera, posiadających jasne perspektywy na wskoczenie do kadry “jedynki”, nie jest skora, aby powędrować na wypożyczenie. Być może pamiętają oni losy Lewisa Bakera, Jamala Blackmana i innych graczy “na wiecznym erazmusie”, co roku wysyłanych do innych klubów, obecnie zmarnowanych, niegdyś wielce cenionych talentów.
Z ich perspektywy lepiej pójść śladami Tariqa Lampteya. Filigranowy boczny obrońca półtora roku temu przeniósł się do Brighton i szybko wskoczył do pierwszego składu zespołu “Mew”. 20-latek zbierał świetne recenzje. Zanim z gry na dłuższy czas wyłączył go poważny uraz, zdołał trafić na listę życzeń Bayernu.
Niemniej, Bate, Livramento oraz Guehi mogą wierzyć w podobny scenariusz w swoim przypadku. Ostatecznie przenoszą się do niżej notowanych drużyn, więc droga do składu powinna być zdecydowanie łatwiejsza. To utalentowani, perspektywiczni zawodnicy, gotowi, by spróbować sił na poziomie angielskiej ekstraklasy. Jeśli wykorzystają szansę, mogą liczyć na pójście drogą Lampteya.
Sprzedani, lecz nie zapomniani
Paradoksalnie, część ze wspomnianych sprzedaży może okazać się lepszym wyjściem również dla klubu. Sprzedana młodzież jasno zapowiedziała, że nie zamierza przedłużać kontraktów. Bat i Peart-Harris odeszli za niewielkie kwoty, ale już w umowie transferów Livramento i Guehiego zawarto klauzulę odkupu. Ci dwaj młodzi, zdolni gracze na papierze odeszli więc na stałe, lecz nie zostali całkowicie skreśleni. Jeśli odpalą, obaj mogą zostać ściągnięci z powrotem. Tego typu zapisy mogą sugerować zmianę polityki zarządzania klubową młodzieżą na model zbliżony do tego znanego z Realu Madryt czy Barcelony. Oba zespoły często sięgają po oddanych wcześniej wychowanków, a tutaj “The Blues” zapewnili sobie stosunkowo korzystne warunki przyszłych transferów.
Tym samym, zamiast wysyłać utalentowanych wychowanków co roku do nowego, często zagranicznego klubu, jak Bakera i całe tabuny graczy w poprzednich latach, władze Chelsea dają im szansę znalezienia stabilizacji i zadomowienia się w Premier League. Odpada ryzyko ciągłych zmian otoczenia i konieczności corocznej walki “od zera”. W przypadku licznych perspektywicznych piłkarzy “The Blues” seria wypożyczeń okazywała się “wiecznym zesłaniem”. Niejednokrotnie wędrowali po klubach nawet do 25. roku życia, żeby wreszcie odejść za grosze, a przenosiny do holenderskiego Vitesse stały się wręcz piłkarskim memem.
Guehi i Livramento mogą być za to spokojnie obserwowani i ściągnięci z powrotem z kilku-kilkunastomilionową stratą. Dla Chelsea to niewielki wydatek. Taki model zarządzania młodzieżą zdaje się być bardziej korzystny i odpowiadający obecnym realiom. Pozwala na spokojny rozwój przy mniejszym “ciśnieniu”.
Choć nie zawsze jest to optymalne rozwiązanie. Wydaje się, że Gilmour jest naprawdę niedaleko konkurentów z podstawowej jedenastki, stąd wypożyczenie do Norwich to
zapewne ostateczny test dla szkockiego pomocnika. Na Stamford Bridge w końcu zaczęli traktować poszczególne przypadki w sposób indywidualny, zamiast po prostu rozsyłać tabun młodzików po całej Europie.
zapewne ostateczny test dla szkockiego pomocnika. Na Stamford Bridge w końcu zaczęli traktować poszczególne przypadki w sposób indywidualny, zamiast po prostu rozsyłać tabun młodzików po całej Europie.
Wyciągnąć wnioski
Może właśnie sprzedaże z opcją odkupu okażą się sposobem na uchronienie się przed wypuszczeniem z rąk lub zmarnowaniem utalentowanych młodych piłkarzy. Lewis Baker czy Josh McEachran po prostu przepadli na wypożyczeniach. Kevin de Bruyne czy Mohamed Salah zostali oddani, by niedługo powrócić do Premier League i zostać jej wielkimi gwiazdami.
Chelsea wreszcie wyciąga wnioski z ich historii. Mount, Tomori, Abraham, James i do pewnego stopnia również Gilmour trafili los na loterii przy zatrudnieniu Lamparda i zakazie transferowym. Presja na Stamford Bridge jest gigantyczna i gracze młodego pokolenia nie mogą liczyć na kredyt zaufania. Dlatego mało prawdopodobne, że w najbliższej przyszłości ktoś pójdzie taką samą drogą, wskakując do składu po pobycie w Championship.
Kibiców może martwić fakt letnich sprzedaży. I chociaż kilku młodzianów po prostu oddano, to dwóch naprawdę perspektywicznych, tych, których może być żal najbardziej, będzie można przecież pozyskać z powrotem. Kolejna wysoko oceniana para - prawy defensor Dujon Sterling oraz defensywny pomocnik Trevoh Chalobah - pozostała w Londynie, licząc na swoją szansę. Wygląda na to, że “The Blues” mają plan. Na pierwszy rzut oka wcale nie musi wydawać się on oczywisty, lecz na pewno lepszy, niż wcześniejsza polityka prowadzenia talentów z akademii.